Nie jest mi pisane ciasto czereśniowe. Najpierw inwazja gości pokrzyżowała moje
plany. Czereśnie, zamiast w cieście ,zgodnie z przewidywaniami zostały meczową
przegryzką.
Kiedy już następny czereśniowy transport wylądował w kuchni,
okazało się, że ciasto wymknęło się spod kontroli. Znalazłam sobie blogowy przepis i albo mam
pecha, albo coś namieszałam, bo od spodu ciasto było podeszwą a na górze
piętrzył się pagórek rozmiarów kopca Kościuszki. Zbrojne dno ciasta odcięłam a reszta spoczęła
w pudełku. Jeszcze nie upiekło się takie ciasto, którego nie można by było
wykorzystać. Choćby na słodkie okruchy. W każdym razie z pomysłem na ciasto
czereśniowe na razie się pożegnałam.
I oto, nieoczekiwanie nawiedziła mnie nieletnia nawałnica.
Kto choć raz miał do czynienia z gatunkiem ludzkim pod postacią dzieci, ten
wie, że bez czegoś słodkiego ani rusz. Oprócz dżemów i cukru w cukiernicy mam
jeszcze truskawki.
- Chcesz truskawki?
- Nie, nie lubię.
- A ciasto lubisz?
- Jakie?
Tutaj wyciągam
kawałki mojego pokiereszowanego niedoszłego ciasta czereśniowego.
- E.. takie brzydkie. Nie lubię. I jestem głodna.
Bądź tu mądry i pisz wiersze.
Czym nakarmić to stworzenie? Jej mama kręci z powątpiewaniem
głową, bo asortyment akceptowalny jest ponoć niewielki.
Z tej rozpaczliwej sytuacji zrobiła się słodka truskawkowa
kanapka. Przyznam, że nigdy wcześniej takiej nie jadłam i nie robiłam. Ale
dyktatura w postaci małej słodkiej dziewczynki czyni cuda.
Szybko skroiłam z ciasta dwie kromeczki, posmarowałam
twarożkiem i obłożyłam truskawkami. Jeszcze na górę pokrojona mięta i z
drżeniem serca czekałyśmy na werdykt.
- Ładna. I pachnie. Chyba ją lubię.
Zamarłyśmy.
- Ciocia.. daj mi jeszcze.
Uf. Kamień z serca.
Szkoda, że kiedyś nie pomyślałam, żeby tak karmić własne
dziecko.
Truskawkowa kanapka:
resztki słodkiego ciasta (babki, wierzch biszkopta, czy
keksa)
twarożek lub po prostu masło
truskawki
mięta
Jak to poskładać. Wszystko widać na zdjęciach i jest opisane
wyżej.
Całkowicie proste. Całkowicie skuteczne.
Smacznego