Przyszło nam dojrzeć kucy. Yyy. Kuców? Kucyków. Wypuściliśmy, skopał nas pastuch, pospacerowaliśmy po wolimierskich łąkach z widokiem na Stóg z głową w chmurach.
Następnie, ze śródlądowaniem w Mirsku, wylądowaliśmy na leśniańskiej tamie.
A wieczorem? W karty, na pieniądze (stare kopiejki i halerze, znaczy się), z T.
Nadal nie ustawiliśmy spotkania kierownika M. z budowlaną kawalerią, a za chwilę trzeba nam do Stolicy.
Kucków. Się mówi. Ja mówię. No a gdzie oni, ci kuccy?
OdpowiedzUsuń