Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminalnie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kryminalnie. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 27 czerwca 2024

Przemysław Kowalewski "Sierociniec"




Wydawnictwo Filia
data wydania 2024
stron 416
ISBN 978-83-8357-268-0

Mroczne tajemnice bolą bardzo długo...


Czytanie tej powieści było niczym deja vu. Wróciłam do epoki dzieciństwa - ale do lat kiedy nie było mnie na świecie, a kiedy Polska była skuta okowami komunizmu i socjalizmu. Świat był wtedy inny, ale ludzkie mroczne tajemnice bywały takie same tyle, że nie nazywano ich po imieniu. Jednak i wtedy dzieci nie były bezpieczne od lubieżnych spojrzeń i nękania przez pedofili, których powszechnie tak nie nazywano. 

Fabuła powieści prowadzi nas do szczecińskiego sierocińca w którym dzieciństwo spędziły dwie siostry. Irena Kumoch i jej młodsza siostra Zosia. Według oficjalnych danych Zosia została adoptowana przez pewną rodzinę z Pomorza. Było to w roku 1960. Od tego wydarzenia minęło piętnaście lat. W czerwcu 1975 roku na Miejską Komendę Milicji trafia Irena. Jest zdeterminowana by zgłosić bolesną dla niej sprawę. Jej zgłoszeniem o sprzedaży małej Zosi zajmuje się Barbara Romanowska. Funkcjonariuszka całym sercem oddana swojej pracy, ale i wychowanka bidula, która jak nikt potrafi zrozumieć inne osoby, które spędziły tam dzieciństwo. Milicjantka pochodzi do sprawy bardzo emocjonująco i profesjonalnie. Z całego serca chce odgrzebać wydarzenia sprzed wielu lat, na drodze stają jej ludzie będący wysoko w hierarchii władzy, którzy są zamieszani w nielegalne interesy. Czy zdeterminowanej kobiecie uda się wywlec brudy z przeszłości mimo przeciwności na światło dzienne i ukarać winnych? Czy mur władzy stanie jej na drodze i uniemożliwi pracę? 

To bardzo mocno oddziaływująca na czytelnika książka, którą czyta się z ogromem emocji i wypiekami na twarzy. Jej treść szczególnie mocno odbiorą rodzice mające córki. Nie zdziwi mnie jeśli wielu z Was podczas czytania otworzy się przysłowiowy nóż w kieszeni na winnych czynów haniebnych, które kiedyś były trudnym tematem tabu, o którym nie mówiono i chowano głęboko pod dywan. Pedofilia, coś o czym się wtedy nie mówiło głośno i wyraźnie, jest idealnie wpasowana w fabułę, która świetnie oddaje klimat tamtych lat. Aura książki genialnie wciągnie młodych czytelników w nieznany im świat i jego reguły. Akcja książki dzieje się w idealnym tempie, a jej bohaterowie to wyraziste postaci pełne kolorytu i charyzmy. Są namacalne i żywe, a nie sztuczne i papierowe. 

Sensacja to gatunek w którym oceniając książkę nie sposób nie ocenić jej zakończenia. Tu jest mocne i dobrze napisane. Fabuła ciekawie prowadzi do końca tytułu. Intryguje i demaskuje zło na całej linii. Tak, ta lektura była taka jak oczekiwałam i nie rozczarowała mnie. Spędziłam z nią dobrze czas i polecam Wam jej poznanie. 



 

poniedziałek, 30 maja 2022

Anna Kańtoch "Jesień zapomnianych"

--

Wydawnictwo Marginesy
data wydania 2022
stron 368
ISBN 978-83-6715-782-7
cykl Krystyna Lesińska tom III

Kryminał idealny w każdym calu

Lubię od czasu do czasu sięgnąć po kryminał, zwłaszcza jeśli wyszedł spod pióra rodzimego Twórcy. Ten gatunek pokochałam jako nastolatka czytając właśnie książki polskich Autorów osadzone akcją w okresie PRL-u. Anna Kańtoch jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znów zabrała mnie do tamtych czasów, kiedy technika nie odgrywała aż tak wielkiej roli w kryminalistyce jak dziś, ale zagadki morderstw rozwiązywano z równą pasją i zacięciem. 

A zatem cofnęłam się do roku w którym jeszcze nie było mnie na świecie, a konkretnie do października a.d. 1966. Znalazłam się na Śląsku, który wtedy był ogromnym zagłębiem gospodarczym, ale i miejscem niezbyt przyjemnym do życia. Szopienice Drugie, katowicki zakątek, są miejscem wielu dziwnych zdarzeń. Dochodzi tutaj w niewielkim odstępie czasowym do kilku samobójstw. Kilku, a konkretnie pięciu, młodych mężczyzn kończy swoje życie przez powieszenie. Wszyscy mają mniej niż trzydzieści lat i całe życie przed sobą. Żaden z nich nie jest obłożnie chory, żadnego nie dotknęła jakaś konkretna tragedia. Jeden jest studentem seminarium duchownego, inny młodym mężem i ojcem dwójki dzieci, jeszcze inny po przerwanych studiach wraca z jednostki wojskowej po odbyciu zasadniczej służby, która wtedy była obowiązkowa. Każdy z nich wiesza się ze związanymi z tyłu ciała rękoma. To wydaje się na pierwszy rzut oka dziwne, ale jak się okazuje można samodzielnie wykonać pewien węzeł, który nie wymaga pomocy osób trzecich. 
Zgonami samobójców interesuje się nie tylko policja, ale i pewien student politechniki Romek, który nagle zaginął w Tatrach w 1963 roku. Troje jego znajomych podczas feralnej wycieczki ginie, a on przepada bez śladu. Jego rodzina musi się z tym bolesnym faktem pogodzić. Siostra Romka, Krystyna, pojawia się jako znajoma na pogrzebie ostatniej, piątej ofiary. Tam zaczepia ją pewien mężczyzna, który jest dziennikarzem. Prosi Krysię, by ta pomogła mu w kontakcie z rodzinami wszystkich ofiar...
Czy te samobójstwa były skrzętnie ukrytymi zabójstwami? Czy jednak ofiary same zdecydowały o odejściu z tego świata? Co dzieje się z Romkiem? Czy ma to jakiś związek z tymi sprawami? Czy brat Krysi się odnajdzie? Czy owe fakty pozostaną jednak na zawsze nierozwiązane i okryte woalem tajemnicy?
Zapraszam do lektury, która zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. 

To kryminał dokładnie taki, jaki lubię najbardziej. Świetnie osadzony w epoce, w której rozgrywa się jego akcja, ukazujący jej specyfikę i charakterystykę. Powieść z dobrą zagadką, którą czytelnik poznaje w miarę zagłębiania się w treść. Jego akcja toczy się niespiesznie, a fabuła jest bardzo mroczna, tajemnicza i duszna. Przeplatają się w niej dwie pełne sekretów sprawy, które raz wydają się mieć ze sobą wiele wspólnego, a raz ma się wrażenie, że to dwa osobne sekrety. Czytelnik od samego początku jest mocno zaangażowany w fabułę, która oplata go jak pajęcza sieć. Uwaga jest napięta, a zagadkę rozwiązuje się z niekłamaną przyjemnością. Zakończenie nie rozczarowuje, jest świetnie dopasowane do treści książki. Emocjom nie ma końca, a nudą absolutnie nie wieje. W tytule nie brak dobrej sensacji, ale i znalazło się miejsce dla psychologii co jeszcze bardziej nakręca atmosferę czytania. 
"Jesień zapomnianych" to ostatni tom trylogii, ale można go także czytać odrębnie nie znając jego dwóch poprzedników. To naprawdę dobra propozycja w swoim gatunku, która w niczym nie ustępuje zagranicznej konkurencji, nie zawiedzie i spełni oczekiwania nawet najbardziej wymagających czytelników. Gorąco polecam! 
 

czwartek, 30 kwietnia 2020

Iwona Wilmowska "Zostawić ślad"



Wydawnictwo Axis Mundi
data wydania marzec 2020
stron 240
ISBN 978-83-66451-02-5

Stara miłość nie rdzewieje, ale stare rany też często nie pokrywają się patyną

Czytanie kryminału to u mnie jak powrót do przeszłości. Ten gatunek zaczęłam namiętnie poznawać w zdecydowanie nieodpowiednim wieku. Miałam zaledwie 12 lat i zamiast czytać książki dla nastolatek to ja rozczytywałam się w sensacji polskich pisarzy. Seria ze srebrnym kluczykiem, Ewa wzywa 07, Seria z jamnikiem.... Ach, co to były za książki. Miały swój klimat i urok. To, że pisali je rodzimi Autorzy było dla mnie atutem. Miłość do polskich kryminałów mi została. I znów odnalazłam jej smak w książce Iwony Wilmowskiej. Spodobała mi się od samego początku. Urzekł mnie jej klimat. Kto lubi prowincję, dreszcz emocji, ciekawą fabułę, która mimo, że nie jest skomplikowana to ma w sobie to "coś" ten powinien przeczytać "Zostawić ślad".

Główną bohaterką jest dziennikarka Paulina Gudejko, która właśnie straciła posadę w miejskiej gazecie. Paulina jest ambitna i nie chce przyjąć byle jakiej pracy, marzy o ambitnym dziennikarstwie. By poprawić stan swoich finansów postanawia napisać książkę. Wynajmuje domek w cichej i pozornie spokojnej miejscowości Mory. Planuje odpocząć od miasta, rzucić się w wir pisania, spędzić czas ze swoim psem Rumcajsem. 
Liczy na ciszę, jesienny relaks w otoczonej lasami przystani, ale czeka ją coś zgoła innego. Los szykuje bowiem spore niespodzianki. Niedaleko domku letniskowego, nad leśnym jeziorem znalezione zostają zwłoki miejscowego mężczyzny. Nie jest to nie jedyny trup, jaki się pojawi.  Paulina przyjmuje rolę lokalnej dziennikarki i relacjonuje swoimi artykułami przebieg wydarzeń, które wstrząsają lokalną społecznością. 
Kto jest zabójcą? Jakie ma motywy? Co łączy ofiary?

Tak, wybór tej lektury był strzałem w dziesiątkę. Okazała się ona książką, która pochłonęła mnie bez reszty. Czułam ją moimi zmysłami, wyobraźnia pracowała na wysokich obrotach, były emocje, były dreszcze, było zgadywanie kto jest winny i zagadka pozostała aktywna do samego końca książki. Za nic nie udało mi się odgadnąć motywu zabójcy. A to oznacza, że świetnie się bawiłam i to była idealna lektura na dwa wieczory. 
Autorka stworzyła ciekawą fabułę, świetnie oddała prowincjonalny klimat i meandry życia małej, lokalnej społeczności w której z jednej strony wszyscy o sobie wszystko wiedzą, a z drugiej istnieją pewne nieodkryte tajemnice, a każdy ma swoje sekrety. W miejscowości, gdzie pozornie mało co się dzieje i panuje względny spokój zło jednak nie śpi i zbiera swoje żniwo. A zemsta bywa słodka. 
W tytule urzekł mnie klimat. Miejsce akcji, pora roku, okolica i ciekawie wykreowane postaci sumują się na atuty powieści, która bez wahania podbiła moje serce. 
Czytałam oderwana i zatopiona w opisany świat. Chłonęłam go, bo prowincjonalne klimaty pociągają mnie od dawna. Sprawdza się w tym tytule reguła, że zło czai się zawsze i wszędzie, a oczywisty podejrzany to nie zawsze sprawca zabójstw. 
Polskie kryminały mają inny klimat niż skandynawskie. Są mroczne inaczej, smakują inaczej, ale są równie dobre, równie ciekawe, równie zatrzymujące oddech i wywołujące szybsze bicie serca. 
Jak najbardziej polecam tę lekturę. Dobra proza, solidny warsztat, idealne tempo akcji, ciekawa zagadka kryminalna, fabuła z pomysłem. Brawa dla Autorki. 

czwartek, 14 listopada 2019

Mariusz Leszczyński "Bez litości i przebaczenia"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2019
stron 354
ISBN 978-83-8147-63-83-6

Dreszczy nie zabrakło...

Dziś chciałabym zachęcić Was do przeczytania drugiej w dorobku Mariusza Leszczyńskiego powieści, która właśnie ukazała się na półkach księgarń. "Bez litości i przebaczenia" to kryminał, który czyta się naprawdę świetnie. 

Otwierając ten tytuł przenosimy się do Nowego Jorku. Miasta, które nie jest spokojne dla pań. Ma tu miejsce seria brutalnych zabójstw kobiet. Policyjne śledztwo prowadzi detektyw Cane, ale zatrzymuje się ono w ślepym zaułku. Mimo starań Rex Cane nie ma pomysłu jak zdemaskować mordercę i dociera do ślepego zaułka. Krokiem milowym w tej sprawie okazuje się … nagłe zniknięcie z domu małego chłopca. Pięcioletni Jon rozpływa się jak kamfora z ulubioną maskotką. Jego ojczym nie ma pojęcia gdzie jest dziecko, które było zamknięte w domu. Sprawę komplikuje jeszcze tajemnicza przesyłka, którą otrzymuje agent Jon Milton. Wszystko wydaje się totalnie zagmatwane i trudne do rozwikłania...

W fabułę powieści wciągnęłam się bardzo szybko. Opisane zdarzenia niekiedy mnie przerażały, zawsze wzbudzały grozę i przerażenie do czego zdolny jest człowiek. Akcja książki toczyła się szybko i dynamicznie. Meandrowała niczym nieujarzmiona górska rzeka. Nie było momentów stagnacji, rozleniwienia, która zwłaszcza kryminałom nie wychodzą na dobre. Nie zabrakło mrożących krew w żyłach scen, które doprowadzały mnie do dreszczy. Treść migotała wieloma barwami, które zlewały się w ostrą, rażącą mieszankę. Dzięki temu lektura czytała się szybko. Czas leciał jak z bata strzelił. 
Autor doskonale przemyślał swoją powieść i dopracował ją w najdrobniejszych szczegółach. Owocem tego jest fakt, że w książce wszystko ze sobą współgra, wszystko do siebie pasuje. Opisane wydarzenia są dość zawiłe i tworzą labirynt po którym kroczymy w towarzystwie ciekawie wykreowanych stróżów prawa. 

Mając ze sobą lekturę ubiegłorocznej powieści Mariusza Leszczyńskiego w pewnym sensie wiedziałam czego spodziewać się po stylu i języku. Zatem nie zaskoczyło mnie, że opisy są przemawiające do wyobraźni, a dialogi zgrabne i proste w odbiorze. 
Postacie książki są ciekawie wykreowane, wydają się prawdziwe i namacalne. Styl jest zróżnicowany, pod tym względem wyraźnie widać, że poszczególne rozdziały różnią się od siebie. Ten fakt odebrałam jak najbardziej na plus. 

Dawno nie czytałam powieści kryminalnej, kiedyś było ich zdecydowanie więc. Mam jednak świadomość, że lektura nudnego kryminału jest niczym katorga, a czytanie takiej książki na siłę może skończyć się niechęcią do książek i kryzysem czytelniczym. 
W przypadku książki Mariusza Leszczyńskiego to jednak absolutnie nie grozi. Śmiało możecie po nią sięgać, gdy jesteście spragnieni dobrej sensacji. Polecam. 

Już wkrótce na blogu rozpocznie się konkurs w którym nagrodą będzie właśnie ta książka. 
Już dziś na niego serdecznie zapraszam. 

piątek, 12 kwietnia 2019

Alek Rogoziński "Śmierć w blasku fleszy"



Wydawnictwo Edipresse
data wydania 2019
stron 304
ISBN 978-83-8164-013-8

Najciemniej bywa pod latarnią

Alek Rogoziński z zawodu dziennikarz, a z pasji kryminalista ma swoim dorobku już wiele dobrych książek, które podbiły serca czytelników. Nie wiem jak to się stało, ale ja do tej pory nie przeczytałam żadnej z nich. A to spory błąd, bo ominęło mnie wiele dobrego. Gdy zaczynałam lekturę "Śmierci w blasku fleszy" nie przypuszczałam, że spotka mnie tyle czytelniczej radości. Książka szybciutko przypadła mi do gustu i ujęła, a ja bawiłam się przy niej doskonale. Zaraz, zaraz... Bawiłam przy kryminale? Dokładnie tak, bo fabuła tego tytułu tryska humorem i choć jest morderstwo, to idzie boki zrywać ze śmiechu. 

Akcja najnowszej książki Autora "Zbrodni w wielkim mieście" toczy się w świecie celebrytów, blichtru i showbiznesu. Mariusz Kosek i Dominika Szustek prowadzą wspólnie agencję eventową "360 stopni". Przed nimi ważne wyzwanie. Mają zorganizować pokaz mody topowych polskich projektantów i ma to być coś wyjątkowego, które wywoła wielkie "wow" i o którym będzie się długo mówić i pisać. Impreza ma się okazać wydarzeniem sezonu i praca nad nim do łatwych nie należy. Scena finałowa pokazu ma wręcz przejść do historii. Modelka ma być zastrzelona i ma to wywołać spektakularne rekcje. Rzeczywistość przechodzi jednak show, bowiem morderstwo, które ma być sfingowane okazuje się być prawdziwe. Kto miał cel, by zabić na oczach tłumu widzów? Komu zalazła za skórę młoda i piękna modelka? Czy miała prawdziwych wrogów czy może jej śmierć to czysty przypadek? 

Ta powieść to doskonała komedia kryminalna, która hipnotyzuje i okazuje się perfekcyjną lekturą na jeden wieczór. Dlaczego tylko jeden? Bo jej się po prostu nie da odłożyć i musi się dotrzeć do ostatniego zdania. Minusów w niej się nie doszukałam, więc pozostaje mi wymienić tylko plusy. Po pierwsze - ciekawie poprowadzona akcja, jej idealne tempo. Po drugie rewelacyjni bohaterowie, którzy rozbawią nawet największego ponuraka. Po trzecie wspaniale zagmatwana fabuła, która jest pełna zakrętów i niespodzianek. Doskonały język i styl, świetne dialogi i oczywiście pasujące do całości zakończenie. 
W publikacji króluje dowcip, króluje humor i rozrywka. Nie należę do miłośników komedii, nie śmieję się zbyt łatwo na filmach, ale tym razem śmiałam się do łez, świetnie się bawiłam i głowiłam kto i dlaczego zabił. Nie odgadłam tego za szybko, więc książka przez długi czas trzymała mnie w napięciu. Tym dziełem Alek Rogoziński udowodnił, że ma naprawdę spory talent, potrafi zaciekawić czytelnika i zachęcić do poznania innych jego książek. 
Reasumując już należę do grona fanek Autora i myślę, że szybko poznam jego inne tytuły.
"Śmierć w blasku fleszy" oczywiście polecam i z całą pewnością oraz szczerością stwierdzam, że warto poznać jej treść. 

środa, 12 grudnia 2018

Krzysztof Koziołek "Nie pozwól mi umrzeć"



Wydawnictwo Manufaktura Tekstów
data wydania 2018
stron 394
ISBN 978-83-949557-2-4

Bezwzględna walka na śmierć i życie

Na przestrzeni wieków medycyna ogromnie się rozwinęła. Nieuleczalne choroby wczoraj dziś bywają błahostką i są szybkie do wyeliminowania. Postęp dotyczy praktycznie każdej dziedziny leczenia - chirurgii, farmakologii, badań i diagnostyki. Wszyscy bezspornie się zgodzą, że jest lepiej i idzie ku jeszcze lepszemu. Ogólnie tak, ale... No właśnie jest małe ale! Sprawdzone i przetestowane klinicznie metody pomocy chorym mają jednak niekiedy skutki uboczne. Nie dotykają one wszystkich leczonych, ale niekiedy rujnują zdrowie bądź zagrażają życiu. O tym się zwykle mało mówi. Bo medycyna i farmaceutyka to wielka kasa. Olbrzymie pieniądze do zgarnięcia. To nie nowość, że pewne badania się fałszuje, pewne działania niepożądane ukrywa, a poważny problem zamiata się po cichutku pod dywan. 
Tak bywa ze szczepieniami. Ogółowi szczepionych pomagają, ale w pewnych przypadkach szkodzą i  niszczą zdrowie. Ma to niekiedy drastyczny przebieg. Czy szczepionki są tak naprawdę w pełni skuteczne? Czy ich skład jest bezpieczny dla zdrowia? I czy muszą być serwowane obowiązkowo? Czy mamy wybór odnośnie ich przyjęcia dla siebie bądź swoich dzieci? A może to ściema sięgająca do naszych portfeli? 

Tę tematykę podejmuje w swojej najnowszej książce Krzystof Koziołek, którego książkę "Imię Pani" recenzowałam już na moim blogu. (https://cudownyswiatksiazek3.blogspot.com/2017/12/krzysztof-kozioek-imie-pani.html ).

Powieść "Nie pozwól mi umrzeć" to interesujący kryminał, który czyta się z prawdziwą ciekawością. 
Jego akcja rozgrywa się współcześnie. Trzy zdarzenia tylko pozornie nie mają ze sobą żadnego związku. Tak naprawdę łączy je wspólny mianownik, który jest ukryty.
Damian zgłasza na policję zaginięcie żony, która pewnego dnia wyszła z domu i nie wróciła na noc. Nie pojawiła się też kolejnego dnia w pracy. Stróże prawa z pewnym ociąganiem przyjmują owo zaginięcie. Sugerują, że kobieta mogła mieć po prostu dość męża i być może chciała zacząć nowe życie. Damian jednak w to nie wierzy i podejmuje własne poszukiwania. Ich trop okazuje się dość zaskakujący, a pewne ślady prowadzą do pracy zaginionej.
Dalia rozwodzi się z mężem. Rozwód jest dla niej bardzo traumatycznym i ciężkim przeżyciem. Boli ją jednak jego przyczyna i to, co stało się wcześniej. Choć od wydarzeń upłynął już pewien czas to rana po nich nadal boli. 
Ryszard, policjant z zawodu zostaje poproszony o sprawdzenie okoliczności pewnej tragicznej śmierci, którą zakwalifikowano jako samobójstwo bądź nieszczęśliwy wypadek. Wykluczono udział osób trzecich, jednak po wstępnym rozpoznaniu na jaw wychodzą błędy podjętego śledztwa przez policję. 
Trzy zdarzenia tylko pozornie nie mają ze sobą nic wspólnego. A pozory lubią mylić...

Sensacja, thriller medyczny i kryminał - te trzy gatunki łączą się w jednej książce, która z każdą przeczytaną stroną wciąga coraz bardziej. Odkrywane fakty mrożą krew w żyłach i ukazują bezwzględność w zdobywaniu fortun kosztem ludzkiego życia i zdrowia. Napięcie budowane jest powoli aczkolwiek skutecznie. Akcja jest wartka i zawiera w sobie kilka niespodzianek, które są prawdziwym zaskoczeniem. Ich zawarcie podkręca atmosferę, która gęstnieje z każdą kolejną stroną. Układanka z trzech elementów, które niewiele mają wspólnego układa się w misternie utkaną całość, przy końcu książki wszystko już wydaje się bardzo spójne, przemyślane i przerażające. Dewiza po trupach do celu nabiera tu konkretnego znaczenia. Bohaterami są zwykli śmiertelnicy, którzy reprezentują jednostki słabe i bezbronne wobec machiny koncernu i gigantycznej fortuny, która ma być za wszelką cenę pomnożona. Lektura daje mocno do myślenia. Po jej poznaniu nie czułam się komfortowo, bo wyciągnięte wnioski raczej nie budziły zadowolenia a uświadamiały gorzką prawdę o przemyśle farmaceutycznym, który nie zawsze gra fair play. 
Powieść okazała się jeszcze lepsza niż początkowo się spodziewałam. Ze względu na treść na długo zapadła mi w pamięć. Cóż, po niej wizyty w aptece będą większym stresem. Miłośnikom sensacji z medycyną w tle gorąco ten tytuł polecam. Czyta się go błyskawicznie, a jego treść zawiera wszystko, co właściwe temu gatunkowi. Ta książka może trafić mocno do Waszego umysłu. Gorąco polecam. 

środa, 17 października 2018

Hanna Greń "Popielate laleczki"


Wydawnictwo Replika
data wydania październik 2018
stron 368
ISBN 978-83-7674-723-1

Przeszłość zwykle wraca w najmniej odpowiednim momencie

Po raz pierwszy po sensację sięgnęłam gdy miałam 12 lat i chodziłam do piątej klasy podstawówki. Pierwszy kryminał jaki przeczytałam i dzięki któremu przylgnęłam do tego rodzaju książek był pióra rodzimego autora. Dlatego polskie książki o zbrodniach i mordercach cenię wysoko i mam do nich słabość. Od czasu do czasu zabieram się za lekturę takiej właśnie pozycji. Ostatnio, gdy naszła mnie ochota na dreszcz sensacyjnej emocji wybrałam tytuł "Popielate laleczki" pióra Hanny Greń wydany nakładem Wydawnictwa Replika i stanowiący kolejny, piąty tom popularnego cyklu.

Od samego początku lektura przypadła mi do gustu. Szybko wciągnęła mnie jej fabuła i poczułam klimat właściwy dobrej sensacji z domieszką obyczaju. A to bardzo lubię. 

Astrida Szymanowska z córką Beatą zwaną Tulą prowadzą zakład fryzjerski. Interes dzięki talentowi obu pań świetnie prosperuje. Klientek nie brakuje, a pieniądze zasilają rodzinne konto. Spokój codzienności zakłóca pewnego dnia mail od tajemniczego nadawcy. Ktoś za zatrzymanie pewnych informacji i faktów z przeszłości w tajemnicy żąda sporej kwoty pieniędzy. Mail zaadresowany do matki przechwytuje córka, która postanawia za wszelką cenę chronić spokój swojej rodziny. To ona udaje się na wyznaczone spotkanie zamiast rodzicielki. Na miejscu znajduje kwiat i trupa nieznanego mężczyzny. Śledztwo w tej sprawie zostaje umorzone, ale sytuacja powtarza się po trzech latach. Tula znów znajduje  męskie zwłoki z poderżniętym gardłem, inny jest tylko przy nich gatunek kwiatu. Różę zastępuje frezja. Policja znów podejmuje działania śledcze...

Akcja książki jest dynamiczna i pełna nieoczkiwanych zwrotów. Autorka świetnie gmatwa fabułę i "wodzi" czytelnika za nos. Buduje napięcie i wprowadza wątki poboczne. Akcja rozgrywa się w różnych wymiarach czasowych, a tajemnice z przeszłości wkradają się w życie bohaterek bez ich zgody i skutecznie komplikują im codzienność. Czytanie tej książki przypominało mi układanie pasjansa, a scenariusz mógł rozegrać się na wiele sposobów. Sylwetki opisanych bohaterów są bardzo różnorodne i tajemnicze. Każda z nich jest niejednoznaczna i ma swoje asy w rękawie. Tula z jednej strony chce dobrze, ale ma swoje wady i niekiedy jej zachowanie irytuje, a niekiedy wprawia w zachwyt. Astrida jest od samego początku bardzo zagadkowa i tajemnicza niczym zakwefiona kobieta. Jej przeszłość wiele kryje i jest pełna sekretów. Stróże prawa budzą sympatię i są bardzo ludzcy. 
Powieść jest wartka i nie wieje z niej nudą. Obyczaj uzupełnia sensację, a Autorka splotła je w ciekawy w odbiorze wzór. Plusem książki są świetne dialogi i dogłębne prześwietlenie ludzkiej natury poprzez występujące postacie i ich zachowania. Choć książka stanowi piątą część cyklu można ją czytać nie znając wcześniejszych tomów. Lektura jest w odbiorze świeża i łatwa. Wymaga od czytelnika uwagi, bo dzieje się na jej stronach naprawdę wiele. Przyjemność czytania ubarwia też tło, pojawiające się kolejne zagadki i znaki zapytania. 
Książkę zdecydowanie polecam. Przy niej Wasz umysł będzie dymił jak wulkan, a logika zaprowadzi często w ślepą uliczkę. Jestem przekonana, że jeśli przeczytacie ten tom zapragniecie poznać też te wcześniejsze. To dobra proza w swoim gatunku. A zatem zapraszam wraz z Hanną Greń do Beskidzkiego Trójkąta. 

wtorek, 24 lipca 2018

Gillian Flynn "Ostre przedmioty"



Wydawnictwo Znak litera nova
data wydania 2018
stron 336
ISBN 978-83-240-4830-4

Gdy strach wisi niczym mgła, a zło czai się w powietrzu

Od czasu do czasu mam ochotę na ciężką i mroczną książkę. Taką przy czytaniu której mogę się bać, mieć gęsią skórkę i dreszcze. Taką, po lekturze której jakoś ciężko wyłączyć światło i pobyć w ciemności. Skuszona opisem sięgnęłam po powieść G. Flynn i zatopiłam się w dość ciężkiej atmosferze amerykańskiego miasteczka. To nie była łatwa i pełna dynamiki lektura. Powietrze było tak ciężkie, że można je było kroić nożem. W książce znalazłam klimat którego szukałam. 

Camille Preaker jest dziennikarką śledczą i pracuje w gazecie w Chicago. Pochodzi z małej mieściny, którą opuściła z ulgą. W tymże miasteczku dochodzi do dwóch brutalnych zabójstw. Ofiarami zbrodni są małe dziewczynki, które morderca do zgładzeniu pozbawia zębów. Miejscowa społeczność jest zszokowana i przestraszona. Mimo śledztwa i wsparcia policji z zewnątrz zagadka jest dalej nierozwiązana. Wind Gap huczy od plotek. Szef Camille wysyła ją w rodzinne strony by mieć świetne artykuły do kolejnych wydań gazety. Camille musi zmierzyć się ze swoją przeszłością, spotkać z rodziną, której daleko od ideału, wrócić do miejsca z którego uciekła i skąd ma przykre wspomnienia. To tam zmarła jej siostra, to tam dziennikarka zaczęła kaleczyć swoje ciało...

Zacznę od pochwalenia się, że szybko odkryłam odpowiedzi na pytania, które rodzi każda sensacyjna fabuła - kto i dlaczego?! Ale to nie oznacza, że powieść Flynn była lekturą nudną i rozczarowującą. Czytało mi się ja adekwatnie do klimatu jaki panuje w tym tytule. Ta mała mieścina i jej społeczność oraz rodzina głównej bohaterki mnie przytłoczyła. Poczułam się osaczona jak Camille, poczułam się jak mucha w mazi, jak owad w pajęczynie. Autorka połączyła bardzo udanie i sprytnie kryminał i powieść psychologiczną. Przy czym prym wiedzie ta druga. Czytelnik równoległe z wątkiem kryminalnym odkrywa przeszłość głównej bohaterki, jej koszmary i ciężkie przeżycia, które wracają jak bumerang. Utrudniają życie i pracę, otwierają zamkniętą księgę przeszłości. Camille musi sobie z tym radzić, a nie jest to wcale łatwe zadanie. Podobnie jak odnalezienie się w miejscu, które źle się kojarzy. Główna bohaterka nie jest idealna. Jest zagubiona i zraniona. Nie ma oparcia ani w matce, ani w ojczymie. Szuka pocieszenia w alkoholu. Musi walczyć o siebie. Jest bardzo ciekawie skonstruowaną postacią, ma skomplikowaną osobowość i dodaje lekturze atrakcyjności. A sama fabuła? Ma niepowtarzalny klimat, który nie poprawia nastroju, który pokazuje mroczne oblicze małej społeczności i ludzkich dusz, które potrafią dać nagiąć się złu. 

Powieść czyta się dobrze, jest duszno, jest przygnębiająco, jest ciekawie. Dobre zakończenie jest niczym wisienka na torcie. Czy warto poznać tę historię? Tak, choć przekonanie do tego wniosku jest całkowite dopiero po przeczytaniu ostatniego zdania. W fabule jest bowiem ważniejsze nie kto, ale dlaczego. I to wcale nie jest zła koncepcja na dobry tytuł. Zatem zapraszam wraz z Gillian Flynn do Wind Gap. 

czwartek, 7 grudnia 2017

Krzysztof Koziołek "Imię Pani"



Wydawnictwo Manufaktura Tekstów
data wydania 2017
stron 334
ISBN 978-83-945880-7-6

Towarzyszką życia jest śmierć

Kryminały czytuję od 5-tej klasy podstawówki. Tak, tak, po ten gatunek sięgnęłam mając 12 lat, bo... zaraziła mnie sąsiadka, a nudziło czytanie "W pustyni i puszczy". Sensację lubię do dziś, choć czytam jej mniej niż lektur obyczajowych. Lubię zagłębiać się w kryminały retro, bo uważam, że mają one jakiś szczególny urok, który płynie z innych metod prowadzenia śledztwa, w które nie ingeruje tak bardzo jak dziś technika. Bardziej liczy się światłość ludzkiego umysłu, zdolność wiązania faktów i to "coś", co sprawia, że prawda wychodzi na światło dzienne.

"Imię Pani" autorstwa Krzysztofa Koziołka jest właśnie taką książką. Połknęłam ją w dwa wieczory i podsumuję krótko - to niezwykle apetyczny kryminał, że palce lizać.

Cofamy się w czasie do grudnia 1934 roku i przenosimy się do Grussau (Krzeszowa). Tam wypoczywa po trudnych dniach życia, po rodzinnym dramacie, który nadszarpnął  zdrowie Gustav Dewart. Pobyt w opactwie benedyktynów ma ukoić zszargane nerwy i uspokoić duszę. Niestety atmosfera klasztoru i religijny rytm życia zakonników duszą komisarza kryminalnego. Pozorny spokój zakłócają pewne zdarzenia, które wstrząsają nie tylko mnichami ale i społecznością miasteczka. Następuje bowiem seria zagadkowych śmierci, które tylko na pierwszy rzut oka wyglądają jak nieszczęśliwe wypadki. Dewart szybko odkrywa, że ktoś morduje z premedytacją kolejne ofiary. Ale miejscowa policja nie jest przekonana do tej szokującej i okrutnej prawdy.
Kto stoi za brutalnymi morderstwami i dlaczego to robi? Rozpracujcie tę zagadkę u boku Gustava, który jest naprawdę świetnym profesjonalistą i ma talent do odkrywania mrocznych sekretów.

Zakochałam się w tej lekturze można rzec od pierwszego wrażenia. Czytanie jej sprawiło mi naprawdę niekłamaną przyjemność, dostarczyło emocji i dreszczyku który powinien towarzyszyć temu typowi książek. Akcja tego tytułu jest dość wartka i wielokrotnie zaskakuje nowymi niespodziankami. Sprawa się wikła i rozgałęzia na kolejne wątki. Jak króliki z kapelusza pojawiają się kolejne trupy. Atmosfera robi się gęsta od krwi a od miejsc w których dzieją się kolejne sceny wieje grozą i klimatem sekretów. Jak się okazuje klasztor to doskonałe miejsce na sceny morderstw, a mnisi wcale nie są tacy święci jakby się na pierwszy rzut oka wydawało.
Autor nie omieszka wtrącić w tekst historii opactwa, jego zawiłej przeszłości oraz mistycyzmu jaki się z nim kojarzy. W zagadkę kryminalną wplecione są opisy, ciekawostki historyczne, opowieści z przeszłości które jeszcze mocniej przyciągają czytelnika do książki i czynią ją atrakcyjną. Dzięki takim zabiegom bardzo łatwo przeniknąć do świata tego tytułu i poczuć się tak, jakby się było naocznym świadkiem opisanych wydarzeń. Zimowy klimat tej książki potęguje niezwykłą atmosferę.

"Imię Pani" to doskonała powieść, która dostarczy wielu przyjemnych wrażeń i zabierze w niesamowitą podróż w czasie i przestrzeni. Polecam ją miłośnikom książek Marka Krajewskiego oraz tym, którzy lubią nietuzinkowe zagadki z morderstwami w tle. Autorowi gratuluję znakomitego pomysłu na fabułę, stworzenia nietuzinkowej i nieszablonowej oraz bardzo sympatycznej postaci głównego bohatera oraz poprowadzenia akcji tak zawile, że nie odgadłam zbyt wcześnie kto jest winien. A to moim zdaniem w tego typu książkach jest najważniejsze. Gorąco polecam.
Moja ocena 9/10.

piątek, 27 stycznia 2017

Remigiusz Mróz "Świt, który nie nadejdzie"


Wydawnictwo Czwarta Strona
data wydania 2016
stron 528
ISBN 978-83-7976-536-2
gatunek sensacja&kryminał

W gangsterskim świecie nie ma drugich szans

Remigiusz Mróz - niekwestionowany król polskich kryminałów bardzo rozpieszcza swoich fanów. W błyskawicznym tempie wydaje kolejne książki, a każda z nich jest dopracowana, dopieszczona i robi furorę. Autor „Parabellum” w swojej kolejnej powieści przenosi nas do czasów dwudziestolecia międzywojennego i pozwala nam poznać półświatek Warszawy. Ciekawe to środowisko, nad wyraz oryginalne i specyficzne. Idealne na bohaterów kryminalnej książki.

Do stolicy ze wschodniej prowincji, a konkretnie z Wileńszczyzny, przyjeżdża pewien mężczyzna. Ernest Wilmański, były bokser, zamierza wymazać nie zawsze idealną przeszłość i rozpocząć wszystko od początku. Ma przy sobie trochę gotówki i głowę pełną pomysłów. Los jednak drwi z jego planów, a wplątuje bohatera w niezłą kabałę. Będąc świadkiem stosowania przemocy wobec młodej dziewczyny staje w jej obronie. Zadziera, nic o tym nie wiedząc, z członkiem gangu Banników. Tym samym ściąga na swoją osobę spore kłopoty i zemstę za pobicie jednego z członków szajki. Ernest ma dwa wyjścia – chronić się pod skrzydłami policji bądź przystąpić do konkurencyjnego gangu. Odważny mężczyzna odrzuca jednak propozycję ze strony policjantki Elizy Zarzecznej i wybiera trzecie, jakże oryginalne rozwiązanie. Idzie wprost do jaskini lwa i proponuje w lokalu „Mokradło” szefowi Banników Fryderykowi Hertzowi współpracę. Czy wybiera optymalne i najkorzystniejsze dla siebie rozwiązanie? Logicznie wydaje się, że nie, ale… Czasem krzywa droga może okazać się tą najprostszą...

Remigiusz Mróz tym tytułem udowadnia, że ma wybitny dar odmalowywania przeszłości, w której nie dane mu było żyć. Czyni to z niesamowitym czarem, wybitną precyzją i wyjątkowym mistrzostwem. Zrobiło to na mnie olbrzymie wrażenie i nie będę ukrywać, że epoka, która dotąd wydawała mi się nieco nuda zaczęła mnie fascynować. Twórca „Kasacji” po raz kolejny sprawdził się rewelacyjnie w odsłonie retro. Wykreował wyjątkowe postacie, doskonale poprowadził fabułę i zapewnił kilka godzin czytelniczej rozrywki na pierwszorzędnym poziomie. Szybko straciłam dla tej powieści głowę i zaczęłam ją chłonąć nieczuła na późną porę i zmęczenie. Udzielił mi się klimat przedwojennej stolicy, zafascynował mnie świat, w którym granice prawa są wciąż łamane, zainteresowała mnie praca kobiet w policji, które były prekursorkami w tej służbie. Zaintrygował mnie gangsterski świat, w którym nie było miejsca na naprawę swoich win, w którym nie dawano drugiej szansy. Wreszcie moją uwagę przykuł nietuzinkowy bohater, który miał w sobie to „coś”, co przyciąga kobiety, budzi podziw wrogów i szacunek kompanów. Za sprawą Mroza znalazłam się w świecie przestępczym, z którym w rzeczywistości nie miałam, ani nie mam, w ogóle do czynienia. I co dziwne, ten świat zaczął mnie wabić i nęcić.
Moją uwagę zwróciła także Eliza Zarzeczna – kobieta, która chcąc uzyskać awans społeczny, która marząc o stabilizacji finansowej, wybrała pracę wymagającą od niej nadzwyczaj wiele.

„Świt, który nie nadejdzie” ma wiele zalet. Na uznanie zasługuje lekkość pióra, doskonały styl, płynność akcji, dynamika fabuły. Mróz świetnie odrysowuje odległą rzeczywistość, komplikuje i splata losy wykreowanych przez siebie bohaterów, a tym samym dostarcza odbiorcom książki sporej przyjemności czytania i emocji. Wszystko w tym tytule jest żywe, namacalne, plastyczne. Nie czuć sztuczności, czytelnik nie doświadcza niespójności najdrobniejszych szczegółów. Każdy element fabuły układa się w ukierunkowaną całość, a sama lektura czyta się płynnie, bezproblemowo i niezwykle przyjemnie. Remigiusz Mróz i tym razem nie zawiódł. Doskonale przygotował zarówno tło, jak i plan pierwszy. Idealnie wprowadził w specyficzny klimat i sprawił mi naprawdę uroczą niespodziankę. Tytuł polecam, a za jedyny minus uważam niebyt ciekawą okładkę. Jeśli w tym aspekcie się ze mną zgodzicie to i tak w żadnym stopniu nie umniejszy to przyjemności czytania. Zapraszam do lektury.

poniedziałek, 19 października 2015

Ryszard Ćwirlej "Tam ci będzie lepiej"


Wydawnictwo Czwarta Strona
data wydania 21 październik 2015
stron 552
ISBN 978-83-7976-297-2

Kto tak brutalnie zabija?

Po raz pierwszy po polski kryminał sięgnęłam za namową sąsiadki gdy miałam dwanaście lat. I od razu połknęłam przynętę, porzuciłam lektury młodzieżowe na konto książek z mordercami, trupami i stróżami prawa. Rozczytywałam się kilkoma kryminałami miesięcznie. Potem odkryłam smak skandynawskich publikacji z tego gatunku, a mniej więcej dwa lata temu po raz pierwszy zagłębiłam się w lekturze sensacji w stylu retro. Ta bardzo mnie ujęła, bo oprócz śledztwa znalazłam w książce coś jeszcze. Niesamowity klimat, czar przeszłości i całkiem inne reguły szukania tego, który winien zbrodni. 
Biorąc do ręki książkę Ryszarda Ćwirleja miałam duże oczekiwania. Obawiałam się rozczarowania, miałam apetyt na lekturę doskonałą. I cóż, efekt pracy autora przeszedł w zupełności i z nadwyżką moje oczekiwania, a powieść wciągnęła mnie w mroczną przeszłość. Czytając nie raz poczułam dreszcze emocji, a po skończeniu ciężko i straszno mi jakoś było wybrać się samej do piwnicy. Znak to, że kryminał "dopadł" mnie w 100 procentach. Zatem o czym napisał Ćwirlej?

Akcja książki przenosi nas do czasów międzywojennych, a konkretnie do stolicy Wielkopolski Poznania, do początku roku 1924. Właśnie tu dochodzi do fali brutalnych morderstw, które wywołują wstrząs i strach wśród mieszkańców tego grodu. Jakaś bestia w okrutny sposób morduje dziewczyny parające się najstarszym zawodem świata. Ale to jeszcze nie wszystko, bo przypadkiem odkryte zostają zwłoki mężczyzny w wojskowym mundurze z obciętą głową. Czy te dwie sprawy mają coś wspólnego? 
 Z tą zagadką kryminalną przychodzi się zmierzyć komisarzowi Antoniemu Fischerowi oraz Albinowi Siewierskiemu. Ten pierwszy to niezwykle przystojny i sympatyczny były oficer. Drugi pochodzi z Kongresówki i jest przeciwieństwem Fischera. Czy temu duetowi uda się złapać mordercę prostytutek, mimo iż śledztwo jest utrudniane przez pewnych szpiegów? 
Jeśli chcecie poznać szczegóły zapraszam do książki, która ma uroczą okładkę i jest dość obszerna, ale i świetna w swoim gatunku. O Ćwirleju Katarzyna Bonda mówi, że to światowa liga. Czy słusznie? Myślę, że tak. Bo z kryminałem retro poradził sobie wspaniale. Spod pióra autora "Jedynego wyjścia" wyszła książka przy której idzie zapomnieć o bożym świecie. Jej klimat jest niepowtarzalny. Ten Poznań, jego mroczne tajemnice, ludzie przekraczający co raz granice prawa, alfonsi, złodzieje, kieszonkowcy, brutalni mordercy posuwający się do okrutnych czynów....
Sporo dzieje się w tej książce. W fabułę wkrada się historia, która w tych czasach była burzliwa i zagmatwana. Śledztwo prowadzi sympatyczny, błyskotliwy i czarujący Fischer, który musi polegać na swojej inteligencji, szóstym zmyśle, intuicji, wyczuciu sprawy. Nie ma do dyspozycji nowoczesnej techniki, nowych technologii, komputerów, a jednak musi sobie poradzić i wtrącić za kraty winnego zbrodni. Ta powieść ma naprawdę wyjątkowe tło, co jest jest wielkim atutem. Mimo kilkuset stron czyta się ją szybko i wręcz zachłannie. I jest w niej wszystko, co powinien zawierać dobry kryminał. Jest ten błysk, jest zawiła intryga, jest tajemniczość, jest dynamika akcji, są nietuzinkowi stróże prawa, jest też humor. I jest coś, co mnie bardzo się spodobało i jeszcze podniosło w moich oczach wartość lektury - gwara poznańska, której poznanie ułatwia zamieszczony na końcu książki słowniczek. Tę powieść polecam nawet tym najbardziej wybrednym czytelnikom kryminałów. Z pewnością się nie rozczarują. Poznajcie zatem stary Poznań, taki w kolorze sepii, w którym grasuje zło w postaci mordercy...

wtorek, 26 maja 2015

Anna Karpińska "Sakramnet niedoskonały"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania kwiecień 2015
stron 360
ISBN 978-83-7961-201-7


Kryminał lekki jak piórko


Anna Karpińska ma w swoim dorobku kilka dobrych powieści obyczajowych. Jej najnowsza książka to jednak lektura w innym gatunku. To kryminał z domieszką obyczaju, którego akcja rozgrywa się współcześnie.
Ślub, wesele i noc poślubna mają być początkiem nowej życiowej drogi dla pary, która mówi sobie sakramentalne „tak”. Mają żyć długo i szczęśliwie. Przypadek Blanki i Donata jest jednak odmienny. Świeżo upieczony mąż umiera w małżeńskim łożu kilkanaście godzin po odejściu od ołtarza. Gdy Blanka budzi się, z przerażeniem stwierdza, że obok śpi już nieżywy mąż. Wezwany lekarz pogotowia potwierdza zgon. Rodzina denata od razu podejrzewa, że ktoś pomógł mu w przejściu na tamten świat. Zostaje wezwana policja i wszczęte śledztwo. Osób mających motyw wydaje się sporo. Mógł być to przecież ktoś z rodziny, jeden z weselnych gości lub sama świeżo upieczona żona i wdowa w jednej osobie...
Sięgając po ten kryminał trzeba mieć świadomość, że nie jest to książka mroczna, ponura niczym te rodem ze Skandynawii. Sensacja bowiem miesza się z obyczajem, a samą książkę mimo trupa na pierwszym planie bardziej zaliczyłabym do literatury dla kobiet niż pozycji traktujących o morderstwach. Autorka wzbudziła od samego początku moją ciekawość, ale nie czułam przerażenia, dreszczy czy nie bałam się po lekturze zasnąć. Zabrakło scen mrożących krew w żyłach, wzbudzających lęk opisów, analiz psychologicznych. Zabrakło też wyrazistej kreacji stróżów prawa, którzy działają bez adrenaliny, bez determinacji, nie mają instynktu łowców zabójców i nie są zbyt błyskotliwi czy wyjątkowo inteligentni. A mimo to, ta książka mi się spodobała. Przypadła mi do gustu choć jest zdecydowanie inna niż cenione przeze mnie typowe kryminały. Ujęły mnie lekkość pióra, szybkie tempo akcji, ciekawie pomyślana konstrukcja fabuły. Do samego końca nie rozwikłałam zagadki kto trafi za więzienne kraty. Wybór winnego uważam za nietuzinkowy i czyniący tym samym lekturę intrygującą. Anna Karpińska ciekawie przestawiła klan Królów. Bogatej rodziny, która idealna wydaje się tylko na pierwszy rzut oka. Gdy bliżej się im przyjrzymy, zobaczymy wstydliwe tajemnice, mające nie ujrzeć światła dziennego sekrety, moc oskarżeń i wzajemnych pretensji, antypatie i gorące spory. Ciekawym zabiegiem jest dwutorowe śledztwo, które z jednej strony prowadzą policjanci, a z drugiej dziennikarze. I to właśnie pismaki wydają się być górą.
Książka świetnie ukazuje ludzką słabość do pieniędzy, wobec których nawet braterskie więzi są bez szans. Autorka skupiając się na tym zagadnieniu dostarcza czytelnikom emocji na równi z tymi związanymi z morderstwem.
Reasumując - flirt Anny Karpińskiej z kryminałem okazał się całkiem niezły choć pozbawiony perfekcji. Widać pewne braki, a z drugiej strony sama książka jest dobra i może się spodobać. Kryminał w wersji light to moim zdaniem jej najtrafniejsze określenie. Kto nie lubi książek w stylu Lackberg, kogo męczy mrożąca krew w żyłach sceneria rodem z horrorów z pewnością w niej zagustuje. Wszak nie wszystkie koty są czarne, a nie wszystkie kryminały muszą mieć ogromną dozę mroczności.