Sunday, March 06, 2022

DOJ tydzień I

Pierwsze pół wegańskiego tygodnia za nami. Było dokładnie tak jak się spodziewałam po zeszłych latach - łatwo w przygotowaniu i smacznie, bo mam już doświadczenie w planowaniu zakupów i jadłospisu, i sprawdzone przepisy. 

Zapomniałam Wam poprzednio napisać o dwóch rzeczach, a mianowicie - po pierwsze, od kilku miesięcy mamy wagę, która nie tylko pokazuje kilogramy ale też mierzy różne parametry ciała - zawartość białka, wody, masę mięśniową, kości, tłuszcz. Porównamy sobie wyniki z początku marca z tymi po zakończeniu diety wegańskiej na Wielkanoc, i zobaczymy czy coś się zmieniło nie tylko w samej masie ale też w innych parametrach.

A po drugie, od 21 lutego zaczęliśmy eksperyment który nazywa się intermitent fasting (post przerywany). Polega to na tym, że ustalamy sobie kilkugodzinne okno żywieniowe i jemy tylko w tym czasie. My na przykład od tygodnia staramy się jeść śniadanie po 10:00 rano, obiad ok. 13:00, potem jakaś mała przekąska a kolacja do maksymalnie 19:00, czyli nasze okno czasowe wygląda tak: 9 godzin na jedzenie/15 godzin bez jedzenia. Acha, okno czasowe na jedzenie NIE oznacza, że w tym czasie jesz non stop przez kilka godzin! *^v^* (tak kiedyś myślałam...) Po prostu trzeba zmieścić wszystkie swoje posiłki w tym oknie czasowym, a poza nim już niczego nie jesz, ale wolno pić oczywiście. Ludzie różnie sobie te okna ustawiają, popularny jest układ 4 godz jedzenia/20 godzin postu. Wieczory bywają trudne jak się chce dłużej posiedzieć, bo w pewnym momencie zaczyna burczeć w brzuchu, ale w sumie nie jest to nie do wytrzymania, a lepiej mi się śpi z lżejszym brzuchem i rano chętniej jem śniadanie. Zresztą nigdy nie byłam zwolennikiem jedzenia śniadania tuż po wstaniu z łóżka, godzina do półtorej to dla mnie idealny czas. Czy da to jakieś rezultaty w obniżeniu wagi - przekonamy się za jakiś czas. 

A tak w ogóle, MadFerret zniweczyła moje wymówki dotyczące za dużych ud albo pupy do wykonywania asan w jodze... Okazuje się, że można mieć budowę taką jak pani Vanessa i spokojnie dawać sobie radę, to wszystko kwestia bycia rozciągniętym i wyćwiczonym, a ja po prostu jestem skostniała... Mam nową idolkę! *^v^*

I jeszcze jedna rzecz - książka. Niedawno trafiła w moje ręce słynna "Czuła Przewodniczka" Natalii De Barbaro, całkiem przypadkiem zresztą, bo kupowałam inną książkę i potrzebowałam coś dorzucić do darmowej wysyłki. A ponieważ coś tam słyszałam o tym tytule, to ją wzięłam. I wiecie co? To jest tak niesamowita książka, że powinna być w spisie lektur obowiązkowych!!! Matki powinny ją czytać noworodkom do snu, żeby te nasiąkały tą wiedzą i wchodziły w życie z dobrym systemem myślenia o sobie, o kobietach, o rolach społecznych. Mam nadzieję, że ktoś napisał tak dobrą książkę również dla mężczyzn, bo im też nie jest łatwo i często żyją wepchnięci w niewygodne ramy społecznych oczekiwań, z których nie potrafią wyjść. Bardzo polecam!!!

 



Poniżej nasz tygodniowy wegański jadłospis.

 

2 marca, środa

Rano jak co roku na początku DOJadania poszliśmy zrobić badania krwi - lipidogram i glukozę (badamy je też po skończeniu DOJadania, żeby zobaczyć, co się zmieniło), a wracając wstąpiliśmy na wegańskie śniadanie do pobliskiej Paprotki. Pierwszy raz w życiu jedliśmy tak pyszną tofucznicę!!! *^V^* Bajgiel izraelski (falafel, hummus, buraki, kiełki) też niczego sobie, polecamy i zamierzamy tam wrócić.



 

Na obiad podałam klopsiki groszkowo-marchewkowe z Biedronki z mieszanką kasz i ziaren (IKEA), do tego sałata i korniszony.



 

Na podwieczorek był wegański pączek z piekarni Putka. ^^*~~


 

A na kolację kanapki z wegańską mortadelą z czarnuszką (GoVege, Biedronka) i z ogórkiem.



3 marca, czwartek

Ponieważ z poprzedniego dnia została mi porcja mieszanki kasz i ziaren (IKEA) wykorzystałam ją na śniadanie - wrzuciłam ją na patelnię i podsmażyłam na oliwie razem ze zmiażdżonym czosnkiem, dodałam pomidory z puszki, tymianek, bazylię. Na sam koniec na środek wyłożyłam silken tofu wymieszane z solą kala namak (dodaje smaku jajkowego) i płatkami drożdżowymi (dodają smaku serowego), chwilę podgrzałam i już było gotowe do podania. Udekorowałam szczypiorkiem i zjedliśmy z żytnim chlebem.

 

Na obiad przygotowałam nasze ulubione jarskie kotlety z fasoli, zjedliśmy je z ziemniakami i mizerią (użyłam Alpro Cooking Oat, wegańskiego zamiennika śmietany). Z proporcji w przepisie wychodzi bardzo dużo kotletów - u mnie 16 sztuk. Ale one się świetnie przechowują w zamrażarce (mrożę przed smażeniem), poza tym podzieliłam się z zaprzyjaźnionym wegańskim domem, jeszcze nie raz pojawią się na naszym stole i będą już gotowe, tylko do usmażenia!


Na kolację zrobiłam fasolę z boczniakami - najpierw usmażyłam boczniaki z czosnkiem i cebulą, bez mieszania, aż zaczęły się pięknie karmelizować. Potem dodałam puszkę fasoli w pomidorach, tymianek, oregano. Podałam posypane natką pietruszki, z żytnim bajglem.



4 marca, piątek

Na śniadanie nasza wersja szakszuki z fasolkami -  adzuki podsmażone z pomidorem i doprawione po japońsku (sos sojowy, mirin), do tego silken tofu wymieszane z solą kala namak i płatkami drożdżowymi. Oraz awokado, bajgiel i chleb żytni.



Na obiad podałam wiedeński gulasz grzybowy (z książki Malki Kafki "God Food") - dodałam płat yuby dla zwiększenia treści, z makaronem z zielonego groszku (Bartollini) i kiszonymi ogórkami.


 

Na kolację zrobiłam pełen przypraw ryż basmati z groszkiem, czyli matar pulao



5 marca, sobota

Na śniadanie  - jeden z niezawodnych przepisów od Vegan Richa! -  kanapki z chleba tostowego z plackami warzywnymi z mąką z cieciorki (u mnie marchewka, cukinia, papryka, szczypior) z wegańskim majonezem, pomidorami, rzodkiewkami i kolendrą. Mąka z cieciorki w połączeniu z solą kala namak smakuje jak jajko! *^v^*



Na obiad kontynuowaliśmy hinduski temat i zamówiliśmy jedzenie z Vegan India (wegańska część restauracji Best of India, ul. Postępu 5) - wybraliśmy ryż basmati smażony z kurkumą, gorczycą i sokiem z limonki, Mango Tofu (kawałki tofu w sosie z mango i orzechów nerkowca), Aloo Bhindi (ziemniaki i okra w sosie pomidorowo-cebulowym z indyjskimi przyprawami) i Crispy Ghobi (panierowany, smażony kalafior w gęstym pomidorowym ostro słodkim sosie). To było przepyszne i na pewno będziemy jeszcze od nich zamawiać!!! *^O^*~~~


 

Na kolację zrobiłam kanapki - z wegańską mortadelą z czarnuszką (GoVege, Biedronka) i pasztetem sojowym z pieczarkami (Sante).



6 marca, niedziela

Śniadanie na słodko, inspirowane przepisem Fitgreenmind, czyli puchate placki.

Wymieszać 1 szkl (140g) mąki pszennej, 1 Ł proszku do pieczenia,  1 Ł cukru.
Dodać 1 szkl (250ml) mleka roślinnego - u mnie z nerkowców, 2 Ł oleju
Ja dodałam jeszcze pokrojoną w drobną kostkę gruszkę. Usmażyłam placki na złoto i podałam z jogurtem roślinnym (Bez Deka Mleka) i wiśniami (mrożone wiśnie wrzucam do garnka i podgrzewam chwilę z łyżką cukru, aż puszczą sok i się nieco rozpadną.) Placki podczas smażenia wydają się dość zbite, ciężkie, ale na talerzu okazały się leciutkie, puszyste! Wyszło nam sześć sporych sztuk.


Na obiad mieliśmy gdzieś pójść, ale najpierw zajrzeliśmy na Bazarek Na Dołku, żeby zrobić małe zakupy, i trafiliśmy na stoisko Wege Michy!!! Na Ursynowie mają jeden z trzech punktów odbioru zamówień, ale można też zrobić zakupy na miejscu, skusiliśmy się na czerwone curry z batatem, papryką, fasolką szparagową (PRZEPYSZNE!!!) do którego w domu ugotowaliśmy ryż basmati i zjedliśmy obiad z towarzyszeniem pierwszych w sezonie ogórków małosolnych. Wzięliśmy jeszcze sałatkę ziemniaczaną i kawałek pasztetu z bakłażana na spróbowanie. 



Na kolację zjedliśmy kanapki na ciepło - grzanki z chleba tostowego, sałata, papryka, ogórki, rzodkiewki, placki warzywne z mąką z cieciorki (przepis Vegan Richa), majonez wegański prażona cebulka i u mnie musztarda francuska.   

 

Wednesday, March 02, 2022

DOJadanie 2022 start!

Kto czekał na tegoroczne DOJadanie?

 


 

Ja jakoś bardzo, nie wiem czemu... Może dlatego, że po zeszłorocznej chorobie, miesiącach niemocy i nieruszania się a potem operacji i rekonwalescencji mam spory nadmiar siebie do zgubienia. Przyznaję, że tegoroczna zima była trudna fizycznie i emocjonalnie, i była czasem odpuszczenia sobie na niektórych polach, na przykład piliśmy dużo coca-coli, jedliśmy czekoladki... Albo Robert wpadł w szał robienia pysznego domowego smalcu i potem ten smalec szedł do jajecznicy, makaronu albo na kanapki, mniam!...

 


 

No i jak się nie uważało jak się robiło, to teraz ucho od śledzia, waga jest bezlitosna! Nie przeszkadzałoby mi to aż tak bardzo, ale wkurzam się, kiedy nie mogę zrobić jakiejś asany, bo przeszkadza mi duży brzuch albo grube uda. Nie mówiąc o tym, że nie mieszczę się w niektóre moje ulubione sukienki, te z nierozciągliwej bawełny!!!... Nie czuję się dobrze w swoim ciele i zamierzam to zmienić. *^-^*

 


 

Od 10 stycznia ćwiczę jogę, regularnie każdego dnia (miałam chyba dwa albo trzy dni bez ćwiczeń). Czy mi się chce czy nie, rozwijam matę, stało się to takim nawykiem jak mycie zębów. Nie zawsze jestem w stanie wykonać wszystkie pozycje, ale się staram i w sumie doszłam do etapu, w którym dzień bez jogi wydaje mi się dziwny... W zeszłą sobotę wytaszczyłam na zewnątrz rower i pojeździłam trochę, tak samo w niedzielę, Robert jeździ już od kiedy śnieg stopniał. 

 


 

Zrobiłam zapasy tego, co można kupić w puszkach i paczkach, warzywa i owoce będę kupować na bieżąco. Już się cieszę na szparagi i młodą kapustę! W sklepach pojawiło się dużo nowych produktów wegańskich, gotowych dań, niektórych z nich będziemy próbować.

W tym roku po raz czwarty przechodzimy na dietę wegańską. A jeśli ktoś chce poczytać dokładniej, o co w tym chodzi, to zapraszam do zakładki na górze bloga: DOJ. Będę tu zbierać przykładowe dania dla inspiracji raz na tydzień w kolejne niedziele.

 


 

Tak więc - noże, garnki, blendery i wyciskarki w dłoń, zaczynamy jeść zielone (i kolorowe)! *^V^*~~~



Friday, February 25, 2022

Jestem z siebie dumna

Jestem z siebie dumna.

Przez całe życie w sytuacjach stresowych zamykałam się w sobie i zamrażałam większość moich działań. Wykonywałam tylko minimum koniecznych czynności, a resztę czasu poświęcałam na załamywanie rąk i przewidywanie straszliwej przyszłości. Na przykład przestawałam robić wiele rzeczy, które uspokajają i oczyszczają umysł z trosk, jak uprawianie sportów.

Od wczoraj tuż za naszą granicą dzieją się rzeczy straszne i moim pierwszym odruchem było oczywiście zastygnięcie w zamartwieniu, typowo dla mnie. Ale...

O 17:00 kopnęłam się mentalnie w tyłek, rozwinęłam matę i zrobiłam praktykę jogi, jak każdego dnia. Skoro każdego dnia myję zęby, to dlaczego miałabym nie poćwiczyć?... Dziś od rana mogłabym zwinąć się w kulkę na kanapie i mielić w głowie troski, ale poćwiczyłam, poszłam na zakupy, pozmywałam, zrobiłam dwa prania i jeszcze mam w planach usiąść z farbami do szkicu, nad którym pracowałam kilka dni temu.

Każdy z nas inaczej reaguje na zagrożenie, stres.  Można szukać wsparcia i wspierać swoich bliskich, śledzić doniesienia w mediach albo wprost przeciwnie - kompletnie odciąć się od napływu niepokojących informacji i to też jest w porządku. Można modlić się/medytować, wyjść na spacer, pobiegać, sprzątać. Można zaangażować się w pomoc materialną dla uchodźców. Można nie przejmować się pouczeniami, jak mamy przeżywać obecną sytuację, co robić, co mówić. Grunt to znaleźć coś swojego na tę sytuację i nie dać się porazić strachowi i bezradności.

 

 

***

Dzisiaj wrzucam jeszcze dwa przepisy, może zechcecie zająć czymś ręce w kuchni. 

Jesteśmy w ciągu oglądania starych czeskich filmów i seriali! *^v^* Po zakończeniu "Szpitala na peryferiach" (z seriami "po 20 latach" i "nowa generacja" włącznie! gorsze bo już bez doktora Strosmajera...) obejrzeliśmy komedię "Jak utopić doktora Mraczka albo koniec wodników w Czechach" - genialna! *^O^*~~~ A potem w kilka dni połknęliśmy "Kobietę za ladą", kocham ten serial!!! Podpatrywałam tam zaopatrzenie czechosłowackiego wzorcowego sklepu spożywczego z 1977 roku, pamiętacie te ich delikatesy, w których można było kupić smakowite kanapki i sałatki na wagę? Ja to widziałam na własne oczy, bo w późnych latach 80-tych nastolatką będąc dwa razy odwiedziłam Pragę. Teraz starałam się podpatrzeć, jakie sałatki sprzedaje Anna Holubova i obok ziemniaczanej z majonezem i włoskiej (coś na kształt sałatki greckiej, tylko zamiast fety jest tarty parmezan), znalazła się sałatka Budapeszt. 

 


 

Poszukałam w Sieci przepisów i na jednej czeskiej stronie znalazłam. To jest moim zdaniem bardziej pasta do kanapek niż sałatka, po dopracowaniu proporcji okazało się całkiem smaczne! *^-^*

EDIT: Dzięki Ani wiem, że to był Liptauer. Widocznie w Czechosłowacji w latach 80-tych istniała nazwa "sałatka Budapeszt".

Sałatka Budapeszt 

- 250 g serka mascarpone (oryginalny przepis mówi o pełnotłustym biały twarożku i takiego użyję następnym razem, pasta będzie bardziej zwarta)

- 1 Ł majonezu

- 1 Ł  masła  

- 2 Ł słodkiej papryki w proszku

- 1 mała cebula 

- czerwona papryka 

- sól, pieprz do smaku

Do blendera włożyć: serek, majonez, masło i paprykę w proszku, zblendować porządnie do połączenia się składników. Można też wymieszać wszystko łyżką, wtedy konsystencja będzie bardziej zwarta, nie tak wodnista i napowietrzona. Przełożyć do miseczki i dodać drobno posiekaną cebulę i posiekaną czerwoną paprykę. Doprawić do smaku solą i pieprzem. 

 


 

Tak przy okazji, zobaczcie na kadr z początku dziesiątego odcinka - pod koniec lat 70-tych w Czechosłowacji sprzedawano... ogórki pakowane pojedynczo w folię!!!

 


 

Pomyślałam, że wrzucę na bloga przepis na całonocny chleb bez wyrabiania. Mam do niego link w spisie przepisów, ale jak kiedyś zniknie z tamtej strony, to będzie tutaj.

 


 

Wymieszać łyżką:

- 3 szkl. mąki

- 1,5 ł soli

- 1/4 ł drożdży suchych

- 1,5 szkl. wody

Przykryć miskę folią, odstawić na 8 do 18 godzin na kuchenny blat.

Następnego dnia krótko wyrobić chleb minimalnie podsypując mąką, uformować bochenek i wrzucić go do miski/koszyka do wyrastania wyłożonego obsypaną mąką ściereczką. Odstawić do wyrastania na 1,5 - 3 godziny. (Ja stawiam koszyk na kaloryferze.)

 


 

Do piekarnika włożyć garnek żeliwny z pokrywą, rozgrzać piekarnik do 270 stopni. Kiedy osiągnie tę temperaturę wyjąć garnek z piecyka, zdjąć pokrywę, ostrożnie przechylić koszyk z chlebem żeby wrzucić go do środka garnka - UWAGA NA GORĄCY GARNEK!!! Nacinamy jeszcze wierzch chleba (albo nie), zamykamy pokrywkę i wstawiamy garnek do piekarnika. Zmniejszamy temperaturę do 230 stopni.

Pieczemy chleb 30 minut pod pokrywką, potem zdejmujemy pokrywkę i dopiekamy ok. 15 minut.

Thursday, February 17, 2022

Tylko spokój może mnie uratować!

Idzie wiosna! *^O^*

Skąd wiem? Popatrzcie na zdjęcie poniżej: zimą nie zobaczylibyście Akiego! Fuki bardzo chętnie spędza jakiś czas na balkonie obserwując świat przez cały rok, ale Rudy zimą tylko nos wysuwał i wyraźnie było dla niego za zimno. Ale 9-go lutego chyba poczuł, że idzie ocieplenie spędził na szafce całe 20 minut! *^v^*

 


 

Nowy chlebek - od tygodnia co kilka dni nastawiam na noc chleb i rano piekę.

 

 

Nie mam jeszcze siły na kilkugodzinne zajmowanie się chlebem na zakwasie, przebijanie, itd, a taki całonocny sam się sobą zajmuje i jest pyszny! 



Powiem Wam, że jogowanie w tym domu nie jest łatwe. Nie dość, że miejsca mam w zasadzie tylko na matę, ale już nie na rozłożenie rąk na boki czy machanie nogami..., to dodatkowo jak tylko zaczynam ćwiczyć Aki się budzi i biegnie, żeby się przyłączyć! *^w^* Jak zaczynam w siadzie po turecku, to zwija się na moich kolanach, gorzej, jak zaczynam się ruszać i zmieniać pozycje - wtedy łazi i mruczy, ociera się, wali z byka w moje czoło, pokłada się na środku maty!......  Tylko spokój jogina może mnie wtedy uratować, hehe... ^^*~~


 

Przeczytałam książkę o której w komentarzu wspominała Ange76, mianowicie  - "Moja lewa joga" Pauliny Młynarskiej i jestem bardzo zaskoczona jej treścią, bo, hm... nie do końca rozumiem czy jest to książka o jodze czy rozliczenie się pani Młynarskiej z traumami z dzieciństwa/telewizją (prorządowa i antyrządową)/polską sceną polityczną/mężczyznami/innymi nauczycielami jogi/resztą świata... Owszem, pisze o rzeczach trudnych i ważnych, i w wielu punktach popieram jej poglądy, ale jestem zaskoczona, jak wiele jest w tej kobiecie agresji i złości, mam wrażenie, że gdyby mogła to złapałaby za kij i waliła na oślep... Za to w bardzo ciekawy sposób tłumaczy jamy i nijamy, czyli filozoficzne podstawy jogi. Polecam Wam też książkę o jodze Natalii Knopek - nauczycielki Jogi w Domu pt.: "Dlaczego joga. Stań ze mną na macie".




Polecajki!

Nie pamiętam, czy to już pokazywałam, więc pokazuję teraz - miód akacjowy mieszany z herbatą matcha. Kupiłam na próbę i to jest bardzo smaczne! Czasami z przyjemnością piję zieloną herbatę słodzoną więc dodatek miodu jest tu jak najbardziej na miejscu!



A tu coś praktycznego - używałam wielu ekologicznych płynów do naczyń ale żaden nie zadowalał mnie w stu procentach. Nie zgadzam się na używanie płynu, którym muszę myć talerze dwa, trzy razy, bo pierwsze mycie niewiele daje... Aż trafiłam na płyny do naczyń marki Yope

 


 

Znałam już ich mydła w płynie (świetne) i kremy do rąk (paskudne zapachy...), więc miałam jakiś obraz ich produktów. Najpierw kupiłam płyn ogórkowy, potem bergamotkę. Niedawno kupiłam trzylitrowy zapas i dolewam do butelki na zlewie. Bardzo podobają mi się zapachy, ale co ważniejsze - bardziej podoba mi się ich działanie - porządnie rozpuszczają tłuszcz i nie muszę myć naczyń kilkakrotnie! *^V^*

 


 

A na koniec coś słodkiego. Dosłownie! *^v^* Poszliśmy z wizytą do cioci, a ciocia po obiedzie podała ciasto i herbatę, a do herbaty - płatki róży w syropie!!! Ojacie, jakie to jest pyszne!!! *^O^*~~~~

 



 

Producent to Mazurskie Słoiki i kupicie je online (polecam sklep W Szuwarach, błyskawiczna wysyłka!), kilka łyżeczek różanego syropu i plasterek cytryny robią ze zwyczajnej herbaty bajkę! *^-^*~~~


Tyle na dzisiaj, następnym razem jest szansa na rękodzieło! Kupiłam bowiem kilka notesów Midori i chciałam do nich dokupić okładkę. Wybrałam sobie jedną całkiem piękną z sklepie Midori w Japonii i nawet wysyłają do Polski, ale Fedexem, i wysyłka wyniosłaby więcej niż cena tej okładki!..... >< Poza tym, ja mam dwa grube notesy i jeden cienki, taka autorska kombinacja która mogłaby się nie zmieścić w standardową okładkę. No to postanowiłam spróbować samemu uszyć sobie coś takiego - pierwsze próby zakończyły się porażką, bo pracowałam z softshellem - za cienki na jedną warstwę, za gruby na ładne równe podkładanie brzegów... Ale wpadło mi do głowy, że mogę użyć grubego filcu, zamelduję o rezultatach! *^v^*

 


Sunday, February 06, 2022

Świat się kończy!

 

 
Słuchajcie, świat się kończy!
Skąd to wiem?
Załatwiam sprawy związane ze spadkiem po rodzicach i niedawno miałam telefon z Urzędu Skarbowego. "Czy mogłaby pani podjechać do nas i parafować zmianę na formularzu, bo wpisując dane zrobiła pani pomyłkę. Poprawimy ją na miejscu i od razu pani podpisze, i zakończymy sprawę. Przepraszam, że panią fatyguję do urzędu... Kiedy mogłaby pani podjechać?"
Słyszeliście kiedyś coś takiego, żeby Urząd Skarbowy prosił i przepraszał?!!!... *^N^*
Kiedy pojechałam tam następnego dnia na umówioną godzinę (wiedzieliście, że teraz umawia się online albo telefonicznie jak się chce coś załatwić w US? Bardzo mi się to podoba!), to pani ponownie mnie przeprosiła za kłopot, podsunęła dokument do złożenia dwóch podpisów na zmianach w rubrykach i życzyła mi miłego dnia. No, koniec świata! 
Za to w Wydziale Ksiąg Wieczystych było zupełnie normalnie - złożyłam wniosek, pani bez uśmiechu podstemplowała mi kopię dokumentów i powiedziała pod nosem "o wprowadzeniu zmian w statusie księgi nieruchomości dowie się pani z listu poleconego, aktualny czas oczekiwania to 12 miesięcy"...
Po tych emocjach należy się nam chyba po racuchu! ^^*~~
 




Z innej beczki, przypomniałam sobie, że poprzednio nie napisałam o jeszcze jednym zwyczaju, który zaczęłam w styczniu - mianowicie piszę 5 Minute Journal. Polega to na tym, że każdego dnia odpowiadamy na pięć pytań/podpowiedzi - trzy pierwsze rano tuż po obudzeniu, dwa ostatnie wieczorem przed snem. Oczywiście przez pierwsze kilka dni wieczorami przypominałam sobie o wpisach leżąc już zakopana pod kołdrą odpływając w objęcia Morfeusza... >0< Ale potem wyrobiłam sobie nawyk i pamiętałam, żeby łapać za długopis rano i wieczorem! Są w sprzedaży specjalne zadrukowane notesy z tymi pytaniami, ale ja używam zwyczajnego zeszytu w kratkę (z supermarketu), a pytania są następujące:

1. I am grateful for...
   -
   -
   -
2. What would make today great?
3. Daily affirmation: I am...
4. Amazing things that happened today:
   -
   -
   -
5. How could I have made today even better?

 
 

 
Poranne odpowiedzi mają nas pozytywnie nastawić do rozpoczętego dnia, bo zawsze znajdziemy coś za co możemy być wdzięczni - chociażby ciepłe łóżko kiedy za oknem zawierucha albo mruczący kot budzący nas mokrym nosem! *^o^* Pozytywna afirmacja programuje nasz mózg do pozytywnego nastawienia do świata i czekającego nas dnia.
Za to wieczorem poświęcamy chwilę na podsumowanie dnia (np.: "fajne dzisiaj było to, że całą sesję jogi Aki pokładał mi się na macie i mruczał"... No, to akurat jest fajne i niefajne, bo trochę przeszkadza.), na przemyślenia i wyciągnięcie pewnych wniosków. I rzeczywiście poświęcam na te kilka zdań ok. pięciu minut, tu nie chodzi o pisanie elaboratów tylko zatrzymanie się na chwilę, zastanowienie i przelanie kilku myśli na papier. 
 
 

 

A, jeszcze mi się coś przypomniało a propos jogi. Nie pamiętam, czy to już kiedyś pisałam, ale pierwszy raz z zajęciami z jogi spotkałam się około roku 2010-11, kiedy mieszkaliśmy na Ochocie. Znalazłam sobie studio jogi niedaleko domu i po pierwszych darmowych zajęciach próbnych wykupiłam abonament i postanowiłam tam chodzić. Sala była duża, dobrze wyposażona, chodziłam w trakcie dnia więc nie było tłumów, nauczyciel był dobry - uważny, poświęcał czas każdemu, korygował postawę, doradzał. Odpadłam po kilku miesiącach... 
 
 

 
 
Dlaczego? Wydaje mi się, że to po prostu nie był dobry moment dla połączenia ja+joga, zmuszałam się, żeby wyjść z domu na zajęcia chociaż nie było żadnych obiektywnych przesłanek że to zły sposób spędzania czasu, wmawiałam sobie, że te ćwiczenia są dobre dla mojego ciała ale nie czułam tego. A każda końcowa relaksacja zamiast domykać praktykę dawała mi poczucie, że to jest bez sensu, bo nie czuję jakbym w ogóle się poruszała, zrobiła jakiekolwiek ćwiczenia... 
 
 
 


 
Do jogi wróciłam osiem lat później, kiedy dopadła mnie rwa kulszowa i wpisałam w wyszukiwarkę "joga na kręgosłup". Zaczęłam od krótkich zestawów na dolny odcinek kręgosłupa i zaczęłam widzieć efekty i rozumieć sens ćwiczeń, gdzie każde wygięcie w jedną stronę było równoważone stroną przeciwną, kiedy ćwiczenia zawsze miały swoje odpowiedniki dla lewej i prawej strony ciała, a ruch zawsze kończony był sesją bezruchu, wszystko w rytm uważnego oddechu. Wtedy też zaczęłam chodzić na zajęcia prowadzone przez koleżankę (Tyrcia! ^^*~~), która zaprosiła mnie do swojej grupy. Wydaje mi się, że ponieważ ja byłam w innym miejscu psychicznie, to potrafiłam zgrać się z rytmem jogi, bo miałam co do niej inne oczekiwania niż te kilka lat wcześniej, miałam umysł otwarty na inne działanie. To jest dokładnie to, o czym pisałam kiedyś tutaj - trzeba wybrać sport, który nam pasuje w danym momencie życia, który lubimy uprawiać, a wtedy będziemy się cieszyć, że poświęcamy na niego czas. Ja autentycznie każdego dnia czekam, aż nadejdzie ten moment, kiedy rozwinę matę do jogi! *^0^* (czasami robię praktykę tuż po obudzeniu, ale przeważnie po południu około 15:00) I chociaż nie jest mi łatwo, bo jestem nierozciągnięta, gruba i bez kondycji, i NIENAWIDZĘ pozycji psa z głową do dołu, która jest podobno pozycją odpoczynkową... (za to kocham święcę i mostek!) to jednak rozkładam tę matę każdego dnia. ^^*~~
 


 
Rozpoczęły się zimowe Igrzyska Olimpijskie, lubicie? Oglądacie? Ja bardzo lubię i zamierzam śledzić relacje. O, chociażby teraz trwają skoki narciarskie, proszę się poczęstować świeżo upieczonym chlebkiem i siadamy przed telewizorem! ^^*~~
 


 
Acha, i jeszcze jedna sprawa. Okazuje się, że jestem beznadziejnym blogerem... Zajrzałam dziś do zakładki komentarzy w panelu obsługi bloga, a tam... ok. 30-stu komentarzy, których nigdy nie widziałam, bo nie wiedziałam, że je zostawiliście!!! Okay, połowa z tego to był spam, ale reszta to losowo wybrane komentarze moich czytelników wstrzymane z jakiegoś powodu, bez jasnego kryterium i nie dostałam żadnego powiadomienia mailem, że coś czeka na moją akceptację... Bardzo Was przepraszam i obiecuję od teraz regularnie sprawdzać ten folder, żeby mi nic nie umknęło! *^-^*

Monday, January 31, 2022

Z wysokiego C


 

Jak zaczął się Wasz nowy rok?

 



Moje pierwsze próby przyrządzenia japońskich potraw na nowy rok!

 

U mnie od razu z wysokiego C, bo 1-go stycznia rano Aki zwymiotował mi do kapcia!.... *^><^* 

Na szczęście Robert to usłyszał i od razu zainterweniował z papierowymi ręcznikami, więc oszczędzone mi zostało wdepnięcie gołą stopą! Poza tym, wszystko jak na razie układa się świetnie. *^v^*

 


 

Na przykład, po wykonaniu dwóch telefonów do sądu udało mi się wreszcie uzyskać odpisy oświadczenia o nabyciu spadku po moim tacie z wpisanym właściwym nazwiskiem. Mimo, iż sąd miał na poprawienie omyłki a potem na wysłanie mi odpisów po 30 dni, to zajęło im to pięć i pół miesiąca, i wymagało to moich czterech ponagleń telefonicznych... Ale już mam właściwy dokument i mogę dokończyć uregulowanie spraw mieszkaniowych, hurra! A potem - ruszamy z remontem i przeprowadzką! ^^*~~ (No, tak szybko to nie będzie... wiecie, ile się czeka w Warszawie na wpis do księgi wieczystej? 12 miesięcy.......)

 


 

Z moim zdrowiem wszystko w porządku, szew się ładnie zagoił, nerwy wokół cięcia odzywają się już tylko czasami i prawie już nie pamiętam, że miałam operację! Jedynym efektem ubocznym po zabiegu pozostała mi nadwrażliwość skóry na nacisk i niestety wciąż nie mogę nosić koronkowej bielizny... Koronki i fiszbiny w biustonoszach mnie gryzą nie do wytrzymania, zaopatrzyłam się w bawełniane braletki a moje ukochane staniki leżą w szufladzie i czekają na lepsze czasy, ech... Mam nadzieję, że z czasem to się zmieni! Następną kontrolę lekarską mam w czerwcu.

 


 

W drugim tygodniu stycznia zapisałam się na darmowy tydzień z jogą w szkole jogi online, i tak mi się spodobało, w jaki sposób prowadzone są tam praktyki, że wykupiłam półroczny dostęp do portalu i już teraz ćwiczę każdego dnia z proponowanym programem, mam dostęp do medytacji, różnych rodzajów jogi, jadłospisów wegańskich i wegetariańskich, i innych ciekawych treści. Chodzimy też już na dłuższe kilkukilometrowe spacery i zaczynam popatrywać na rower (chociaż na razie jeszcze nie zdecydowałam się na pedałowanie, przede wszystkim Robert musiałby mi go znieść po schodach przed blok a potem wnieść z powrotem, bo 17 kilo to jeszcze dla mnie za dużo do dźwigania). 





Pijemy wyciskane soki każdego dnia do śniadania. Myślałam, że mi się nie będzie chciało, ale traktuję to jak poranną medytację - wyciągam owoce z lodówki, obieram, wrzucam do maszyny, podstawiam szklanki. Po śniadaniu oczyszczam wyciskarkę kilkoma ruchami i płukaniem części. Kupiliśmy świetny model - Hurom H200 i już zachwalam zalety: po pierwsze, nie ma tu wąskiego wlotu na warzywa i owoce tylko szeroki kielich, więc nie trzeba niczego kroić na małe kawałki, obrane pomarańcze wrzucam w całości, jabłkom urywam tylko ogonek! *^v^* Znajdujący się w kielichu nóż radzi sobie świetnie z każdym wsadem i kieruje go w kawałkach do ślimaka.

 

 

Po drugie, filtry (są dwa - do gęstych i klarownych soków) nie wyglądają jak drobna siateczka, więc mycie tego wszystkiego to naprawdę chwila-moment. W zestawie była szczoteczka, ale raczej jej nie używam, bo wsunięcie elementów wyciskarki pod kran i przetarcie zmywakiem wystarcza. Jak na razie, moją ulubioną mieszanką są 2 jabłka/2 marchewki/pomarańcza/kawałek ananasa, Robert preferuje soki cytrusowe, lubię też dodawać do wszelakich mieszanek imbir. 

 


 

Jedynym minusem jest fakt, że trzeba pamiętać o regularnym kupowaniu składników na soki i częstszym wynoszeniu śmieci biodegradowalnych!... *^o^* 

Robert zmienił pracę i na razie nie bardzo wie w co ręce włożyć, ale uprzyjemnia sobie zimę morsowaniem! *^0^* Zanim wejdziemy jak co roku w wegańskie DOJadanie (to już 3 marca) gotujemy sobie różności, na przykład klasyczną domową kuchnię polską - mielone albo kaczkę. ^^*~~ Ja trochę szyję, trochę planuję szycie, głównie są to rzeczy luźne i wygodne, bluzy dresowe, rozmyślam też nad moim stylem i porządkami w szafie. 

 


Obejrzeliśmy "Szpital na peryferiach"!... *^V^* Kto pamięta ten czechosłowacki serial? Był genialny!!! Teraz przed nami kolejne sezony kręcone po 20-stu latach, niestety to już nie jest takie dobre... Obejrzeliśmy styczniowy turniej sumo, teraz szykuję się na zimowe Igrzyska Olimpijskie (dyscyplina: patrzenie z kanapy w półleżeniu na sportowców na ekranie tv! ^^*~~). Czas płynie powoli i spokojnie.



No i taki to był nasz styczeń 2022. Już czuję, że było dużo pozytywniej niż w zeszłym roku i mimo, iż się na nic nie nastawiam to czuję, że jestem gotowa na ten rok dużo bardziej niż byłam na poprzedni - bez konkretnych oczekiwań, z otwartą głową, gotowością do przyjęcia zmian. Dajcie znać, jak tam Wasz styczeń - życiowo, robótkowo, książkowo, filmowo? Jestem bardzo ciekawa! *^o^*