Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Margaret Sherry. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Margaret Sherry. Pokaż wszystkie posty

sobota, 24 grudnia 2016

Wszystkiego, co dobre :)

M. zaniósł już dwie torby z prezentami do samochodu, w kuchni stoi kolejna - pełna wigilijnych potraw, które zabieramy ze sobą, na kuchence dochodzi kawa, której jeszcze nie zdążyłam sobie zrobić, może też zaraz zjemy jakieś małe śniadanie. Nie jedziemy daleko, ale rzeczy zebrało się jak na tygodniowy wypad. Nie narzekam - lubię pakować, szykować, pichcić, smakować... wczuwać się powoli w tę okołoświąteczną atmosferę. Nawet jeśli te święta będą pełne wspomnień o tych, którzy odeszli w tym roku i minionych latach, odbędą częściowo w kameralnym gronie, oby w spokoju i z błogimi uśmiechami - od najedzenia i prezentów ;)

Chcę Wam życzyć rodzinnych, pogodnych świąt, podczas których nikt nie będzie rozmawiał na głupie tematy, nie będzie sporów i niesnasek, ale będzie za to dużo śmiechu i pogody ducha.

No i twórczego kolejnego roku :)









poniedziałek, 20 stycznia 2014

Opieszałość paskudna, ot co!

Ponad pół roku temu wzięłam udział w zabawie podaj dalej zorganizowanej przez Nitki Ariadny...
Prawie pół roku przygotowywałam prezenty dla dwóch bardzo cierpliwych i, mimo mojej opieszałości, wciąż dla mnie uprzejmych dziewczyn...
Pisałam do nich, przepraszałam i dostawiałam kolejne krzyżyki, mając cichą nadzieję, że to, co im wyślę, jakoś wynagrodzi im czekanie...
I tak (w końcu!) pierwsza paczka dotarła do Ani na początku listopada i niedługo później mogłam podzielić się z Wami jej zawartością i opinią obdarowanej w TYM wpisie, a drugą zaniosłam na pocztę jakiś czas później. Zależało mi na tym, żeby Sydonia dostała tych kilka małych upominków jeszcze przed świętami, a że wiedziałam, że nie zawsze było ostatnio u niej kolorowo, postanowiłam trochę ożywić jej otoczenie chociaż tymi krzyżykowymi kolorami i kto wie, może też poprawić jej choć odrobinę humor ;)
Sydonia decyzję związaną z tematyką i odcieniami drobiazgów pozostawiła mi, stąd to zamieszanie na kanwie. Lubię kiedy upominki poza cieszeniem oka mogą się sprawdzić w praktyce, więc stworzyłam takie oto maleństwa.

Choć Sydonia napisała, że haftem raczej się nie zajmuje, patrząc na to, co robi, wiedziałam, że jakieś igły muszą się znajdować w jej otoczeniu ;) A przynajmniej mam taką nadzieję, bo przygotowałam jej biscornu do przechowywania takowych ;p








Wciąż najbardziej pracochłonne jest zszywanie całości, ale efekt końcowy wynagradza wszystko.
Do biscornu dołączyła też mała zawieszka.


A że podczas moich prac za oknem panowała złota polska jesień i nikt nie potrafił powiedzieć czy w tym roku zawita do nas zima, zaprosiłam do towarzystwa tego oto radosnego kocura. Stał się okładką małego, ręcznie szytego zeszytu obleczonego filcem.




Na koniec do tej małej grupki upominków dołączyła dziewczynka, która może towarzyszyć Sydonii podczas lektury.


A wszystko razem prezentuje się tak :)


Po cichutku mogę powiedzieć, że Sydonia z tej spóźnionej "niespodzianki" jest zadowolona i całość cieszy jej oczy :) A ja cieszę się, że mimo opóźnień mogłam sprawić jej przyjemność.

Spokojnego wieczoru i cieszę się, że Kot Fotograf Wam się spodobał ;)

sobota, 18 stycznia 2014

W głowie mi gra :)

Przez chwilę zastanawiałam się, od czego zacząć i doszłam do wniosku, że jednak nie samym haftem człowiek żyje ;) Chociaż krzyżyki skutecznie potrafią zrelaksować, szczególnie w połączeniu z jakimś lekkim, nie wymagającym myślenia filmem, to mimo wszystko czas można miło spędzać i w inny sposób.
No właśnie, a propos myślenia... Jakiś czas temu nie byłam pewna, czy będę jeszcze potrafiła się uczyć, ale egzamin, który pisałam w zeszły weekend udowodnił mi, że nawet jeśli się czasem człowiekowi nie chce, to szare komórki bywają wdzięczne za próbę ich rozruszania chociaż raz na jakiś czas ;) Egzamin poszedł dobrze, a w sobotę zostałam nagrodzona dodatkowo - z M., który od Świętego Mikołaja dostał bilety, wybraliśmy się na fantastyczny koncert pewnej młodej duńskiej artystki, Agnes Obel.

(zdjęcie zaczerpnięte ze strony www.agnesobel.com)
Nie wiem czy potrafię ładnie pisać o dźwiękach (dużo lepiej wykształcony w tym kierunku jest M.), ale na pewno mogę powiedzieć, że Agnes to artystka o niezwykłym głosie, tworząca piękną, nastrojową muzykę. W bardziej melancholijne dni towarzyszy mi prawie zawsze, w te pełne spokoju, kiedy tęsknię za niespiesznie płynącymi myślami, też sięgam po Obel. Jej utwory mają w sobie to coś, co sprawia, że kiedy usłyszałam je na żywo w warszawskim Palladium, po całym moim ciele przebiegły dreszcze i nie byłam w stanie oderwać wzroku od sceny. Ta wiolonczela, ten wokal...
Po prostu posłuchajcie :)


I zakochajcie się w jej muzyce tak, jak ja to zrobiłam.

A co dzieje się w moim małym hafciarskim światku? Od Świąt minęło już trochę czasu, ale ja chciałabym Wam pokazać, co tym razem udało mi się wyczarować jako prezent pod choinkę :)
M. należy do osób, które lubią mieć porządek w różnych przydasiach noszonych w plecaku, w związku z czym postanowiłam spróbować swoich sił w ręcznym szyciu (do maszyny wciąż się nie zbliżam - może jeszcze kiedyś uda mi się znaleźć na to trochę czasu i chęci i nauczyć się porządnie szyć) i przygotować coś, co mogłoby ułatwić mu te porządki. Jak już wiecie, Margaret Sherry to autorka, której wzory mogłabym wykorzystywać do najprzeróżniejszych projektów - tak, sięgnęłam po nią i tym razem ;) M. z reguły z aparatem się nie rozstaje, większą sympatią darzy koty niż psy, więc wybór właściwie nasunął się sam.
Wystarczyło tylko postawić kilka krzyżyków...



...spędzić trochę czasu nad bacstitchami...




...i powstał Kot Fotograf :)


Niesamowicie kolorowy i radosny, pozytywnie nastrajający i pełen energii. Właśnie o coś takiego mi chodziło. Ale to była dopiero pierwsza część mojego małego projektu.
W drugiej kolejności zabrałam się za poszukiwanie odpowiedniego materiału na saszetkę, którą chciałam uszyć. Wybór padł na gruby szary filc, różniący się tym od zwykłego, w który zaopatruję się z reguły w Empiku i który idealnie nadaje się na zakładki, że się tak nie rozciąga i nie wyciera. Do tego w zapasach znalazłam odpowiedni suwak et voila, zestaw roboczy gotowy.


Teraz pozostało już tylko szycie.


Suwak był nieco przydługi, ale nie chciałam go skracać, bo nie byłam pewna, jak to się skończy i czy czegoś nie zepsuję, więc zawinęłam go i wszyłam do środka razem ze szwem z boku. Ładnie się schował i nie przeszkadza.
A tak prezentuje się już gotowa saszetka :)





Nieco asymetryczna, ale mi taki efekt się podoba. W pierwszy dzień świąt dołączyła do reszty kociego stada i jest już w użyciu :)

(zdjęcie autorstwa M.)

Jak widać, szycie wcale nie jest takie straszne ;) A ja mam już kolejne pomysły na tego typu rzeczy. Ale na razie zaczęłam kolejny obrazek Nimue - nie mogłam się powstrzymać.

P.S. Dziewczyny, nieco spóźnione "dziękuję" za życzenia noworoczne :)

sobota, 13 kwietnia 2013

O, Jeżu!

Udało mi się! Skończyłam jeże :D Trochę samozaparcia, dobry film do oglądania i czas wolny i udało się wykrzyżykować całe tło. A potem zostały już tylko backstitche do zrobienia :) I tak powstało to maleństwo.





Zakochałam się w nich i nic na to nie poradzę :) Przyznaję się też bez bicia, że wprowadziłam kilka modyfikacji. Nie wszystkie kolory miałam, więc postarałam się je jak najlepiej zastąpić - mam nadzieję, że zmiany nie rzucają się w oczy. Jedną z nich było też to, że zrezygnowałam z metalizowanej złotej muliny. Nienawidzę nią haftować i każde zetknięcie z nią wzmaga moją niechęć. Rwie się toto, jest łamliwe, rozłazi się i nie chce współpracować, a w efekcie niezbyt estetycznie wygląda. W związku z tym małe serduszka i sznurki przytrzymujące baloniki zostały wyhaftowane... żółtą muliną DMC ;p Tak, poszłam na łatwiznę. Postarałam się tylko, żeby miała jak najbardziej "złoty" odcień i muszę powiedzieć, że efekt końcowy mi się podoba. Odpuściłam też sobie oryginalny tekst. Dodam do obrazka coś od siebie, ale tego już raczej nie będę upubliczniać :) Na całość mam już pomysł, ale niezbyt spektakularny, więc raczej się nim z Wami nie podzielę.
Mogę Wam tylko przy okazji przedstawić Huberta :) Zostanie u mnie przez najbliższy miesiąc, a potem zmieni lokum w dniu urodzin mojej bardzo dobrej znajomej. Kocha jeże, więc będzie miała jednego :)


Niezależnie od wszystkiego, trzeba mieć w sobie coś z dziecka ;)

Jakiś czas temu dotarło też do mnie zamówienie z pasmanterii internetowej z kolejnymi mulinami i nowymi igłami do haftu, więc postanowiłam zrobić małą przerwę i poczekać z haftowaniem kolejnego zielnikowego obrazka.

 
Zamiast tego chcę dokończyć hiszpański widoczek Michaela Powella :) Ostatnio, kiedy Wam go pokazywałam, wyglądał tak:


Potem skompletowałam na powrót potrzebne kolory, dostawiłam kilka krzyżyków i na chwilę obecną plener nieco się zmienił.


To niesamowite, jak dużo muliny potrzebnej jest do stworzenia widoku, który spokojnie zmieściłby się między kartkami zeszytu A5... Ale nie mogę się już doczekać tego lekko koślawego efektu końcowego, tak charakterystycznego we wzorach Powella :) W stosunku do niego też mam już konkretne plany i wiem, że hiszpańskie domki będą w przyszłości umilać mi dzień.

Abstrahując od haftu... koniecznie muszę pokazać Wam coś jeszcze. Jestem prawie pewna, że spodoba Wam się tak bardzo, jak spodobał się mi :D W czwartek jakoś tak się złożyło, że obchodziłam urodziny :) Nie sądziłam, że spędzę je w tak fajnej atmosferze, na imprezie-niespodziance, którą zorganizował dla mnie M. Tort czekoladowy był pyszny, a prezenty idealnie trafione :) A ten jeden "drobiazg" jest po prostu cudowny.

Imbryk w swetrze :)



Nie raz zaparzałam w nim dziś herbatę :) Sprawdza się idealnie. I jest piękny!
W związku z tym porzucam Was i idę do kuchni, czas na czarną herbatę z imbirem i trawą cytrynową :)

P.S. Cieszę się, że tak Wam się spodobały słoniki. I obiecuję, jak tylko skończy się nalot spamerów, zlikwiduję weryfikację obrazkową. Miłego sobotniego wieczoru!

wtorek, 9 kwietnia 2013

Sen zimowy

Już kwiecień? A za oknem wciąż zalega śnieg... Być może dlatego ostatnio wracam do domu po pracy i jedyne, na co mam ochotę, to zwinąć się w kłębek, przykryć kocem i przezimować tak do momentu, kiedy na drzewach zaczną pojawiać się pierwsze listki. Podejrzewam, że rozumiecie o co mi chodzi... ZIELENI! Właśnie tego potrzebuję. A jej jak na lekarstwo...
Czas ostatnio się rozpędził i ani się obejrzałam, a już minęły jakieś dwa tygodnie od ostatniego wpisu. Więc przywołuję się do porządku i wracam do świata "żywych". Nie jest przecież aż tak źle :) Ostatnio byłam na przykład na niezwykłym koncercie grupy "Żyrardowskie Uderzenie" prowadzonej przez Michała Niedziałka, młodego charyzmatycznego dyrygenta i perkusistę, który ma zajęcia w Państwowej Szkole Muzycznej I i II stopnia im. Ignacego Jana Paderewskiego w Żyrardowie.Razem z dzieciakami ze szkoły i dodatkowo zaproszonymi muzykami zagrali między innymi kilka utworów współczesnych kompozytorów, ale poza tym na warsztat perkusyjny wzięli... utwory z bajek Disney'a :) Muszę się przyznać, że kiedy zaczęli tę część koncertu od piosenki z Króla Lwa, miałam łzy w oczach... ostatnio chyba zbyt łatwo się wzruszam, ale muzyka ma to do siebie, że silnie działa na człowieka. Poza Królem Lwem byli też Dzwonnik z Notre Dame, Mała Syrenka, Piękna i Bestia, Pocahontas czy Piraci z Karaibów. Wszystko grane z werwą i pełne energii. Można było zauważyć, że zarówno dzieciakom, jak i Michałowi ta zabawa muzyką sprawiała mnóstwo radości. Słuchającym i oglądającym z resztą też. To był naprawdę pozytywnie nastrajający koncert :) Przyjemnie obserwuje się ludzi, którzy robią w życiu to, co lubią.

A co dzieje się w moim małym hafciarskim światku? Jakiś tydzień temu udało mi się skończyć drugi z zielnych obrazków i obecnie wisi już w ramce w kuchni, ale mogę Wam pokazać jego zdjęcia jeszcze sprzed oprawienia.




Ten zdecydowanie jest mim faworytem - delikatny, smukły i mający intensywniejsze kolory niż koniczyna, chociaż i ona ma swój urok.
Na razie robię sobie krótką przerwę i staram się skończyć jeże, ale idzie mi to powoli...



Codziennie staram się dohaftować 2-3 rządki krzyżyków - zdjęcie jest sprzed trzech dni, dziś tło jest już nieco wyraźniejsze, jest szansa, że do końca tygodnia się z tym uporam.
Poza tym wykrzyżykowałam sobie ostatnio zakładkę do książki, ale ją pokażę Wam następnym razem :)

Spokojnego tygodnia, ja wracam do kurowania swojego bolącego gardła.