Z "Nieznanego Świata"
Jest
to jedna z tych tajemnic, która pozostaje nierozwiązana do dziś dnia, a
wszelkie dochodzenia w tej sprawie utknęły w martwym punkcie. Żeby przypomnieć
Czytelnikowi ten problem pozwolę sobie zacytować fragment książki dr. Miloša Jesenský’ego pt. Bogowie atomowych wojen, a oto i on:
Jak już tu wspominano, zarówno w Chinach, jak i na terenie
obu Ameryk, a przede wszystkim w Indiach istnieją legendy o kolosalnym
konflikcie, który zdarzył się w dalekiej głębi wieków. Na tych obszarach
powinny znajdować się dowody materialne tego kataklizmu.
Jeszcze na początku XIX wieku znaleziono pierwsze ślady
protoindyjskiej kultury, kiedy podczas budowy kolei w pobliżu osady Harappa
napotkano na zwęglone ruiny jakiegoś starożytnego miasta. O mieście tym
wspomina znany badacz L. R. Sprague de
Camp pisząc, że musiało ono być poddane działaniu bardzo wysokich
temperatur. Ruiny te obejmują olbrzymie stopione razem, jakby wydrążone w
środku bryły – niczym sterta blaszanych puszek rażona strumieniem stopionej
stali.
Na południe od tego miejsca, urzędnik brytyjski J. Campbell odkrył podobne ruiny.
Szereg innych podróżników opisywał pozostałości budynków wzniesionych z
niezwykłych materiałów, przypominających grube płyty kryształów. I one również
podziurawione i potrzaskane, nosiły na sobie ślady działania wysokich energii
termicznych.
Jednak
dopiero po upływie stu lat, w roku 1921, podjęto systematyczne badania
tajemniczych ruin. Prace wykopaliskowe odkryły duże miasto, dobrze
rozplanowane, z szerokimi ulicami i doskonałą siecią kanalizacyjną. Późniejsze
badania pozwoliły na stwierdzenie, że wedle podobnego planu zbudowano i inne
odkryte przez archeologów starożytne miasta na obszarze Doliny Indusu:
Mohendżo-Daro, Czahu-Daro, Amri Lothal i szereg innych. W wykopaliska
archeologicznych znajdowano szkielety ludzkie noszące znamiona gwałtownej
śmierci. szkielety te są najbardziej radioaktywnymi szczątkami ludzkimi, jakie
kiedykolwiek znaleziono i przebadano p
r z e d tragedią Hiroszimy. A.
Gorbowskij w „Zagadkach historii starożytnej”
(Moskwa, 1968) podaje, że radioaktywność znalezionych szkieletów przekraczała
50-krotnie poziom normalny.
Z pewnością
pod ruchomymi piaskami pustyń ukrywać się musi wiele rzeczy, których istnienia
do niedawna nawet nie podejrzewaliśmy. Użyteczne być może okazałoby się
przebadanie tych obszarów, chociażby tylko z punktu widzenia natężenia
promieniowania radioaktywnego. Nie ulega wątpliwości, że natężenie to mogło
obniżyć się po upływie wielu tysięcy lat do poziomu promieniowania tła,
istnieją jednak szanse znalezienia pewnych śladów pochodzących od izotopów o
najdłuższym okresie życia. Podobnie dżungle Indii
oraz Centralnej i Południowej Ameryki ciągle stanowią obszar niezbadany,
istnieje tam szereg regionów, gdzie nie stanęła jeszcze stopa białego człowieka.
A przecież te tajemnicze rejony zawierać mogą klucz do rozwiązania zagadki
naszej przeszłości.
A może piramidy egipskie ukrywają w sobie rozwiązanie
jądrowego konfliktu zamierzchłej przeszłości? Ekipa uczonych z kairskiego Ein
Shams University, pracująca pod kierownictwem noblisty w dziedzinie fizyki
- prof. dr Luisa Alvareza – umieściła detektor promieniowania kosmicznego we
wnętrzu Piramidy Chefrena u jej podstawy, by sprawdzić, czy w piramidzie nie
znajdują się jeszcze jakieś nieznane komory. Całość przedsięwzięcia odbywała
się pod auspicjami uniwersytetu Ein Shams w Kairze, amerykańskiej Komisji ds.
Energii Atomowej oraz Smithsonian Institute. Pomiary prowadzono przy założeniu,
że jednorodny strumień promieniowania kosmicznego, przenikając przez piramidę i
natrafiając w jej wnętrzu na puste przestrzenie, przechodzić będzie przez nie z
większą łatwością, co zostanie zarejestrowane przez detektor.
Badania trwały cały rok, przy czym aparatura pracowała bez
przerwy, rejestrując promieniowanie przez 24 godziny na dobę, wyniki zaś
przekazywane były do uniwersyteckiego komputera IBM-1120. Kiedy komputer podał
dane końcowe, zdumienie ogarnęło uczonych. Okazało się, że zapisy natężenia
promieniowania kosmicznego, pochodzące z kolejnych dni pomiaru, wykazywały
zupełnie odmienny charakter i były kompletnie ze sobą nieporównywalne. Dr Amr Gohed, odpowiedzialny za
funkcjonowanie całej elektroniki oświadczył:
- Z naukowego punktu
widzenia jest to niemożliwe. Musi tu istnieć jakaś tajemnica, której nie
jesteśmy w stanie wyjaśnić [...] istnieje jakaś tajemnicza siła w piramidach,
która przeciwstawia się znanym prawom nauki.
Dla starożytnych Egipcjan piramidy t a k ż e
stanowiły zagadkę, dlatego opierając się na legendach, przypuszczać
można, że n i e są one grobami, lecz miejscem schronienia
przygotowanym na wypadek wielkiej katastrofy. I to niekoniecznie dla ludzi,
chociaż niektórzy ludzie mogliby się tam schronić, ale służącym
najprawdopodobniej przede wszystkim zachowaniu
i zabezpieczeniu w i e d z y i i
n f o r m a c j i . Jeśli katastrofa przybrała formę kataklizmu wywołanego
przez człowieka, z użyciem broni jądrowej włącznie, to hipoteza ta zyskuje na
znaczeniu, ponieważ wyjaśniałaby ona przedziwne wyniki uzyskane podczas badań
promieniowania kosmicznego wewnątrz i w pobliżu piramidy.
Istnieje
możliwość, że piramidy będąc schronami i dysponując wszystkimi cechami, których
wymaga się od tego typu budowli, są zabezpieczone także przed promieniowaniem.
Wydaje się, że niezależnie od tego, jakich środków użyto dla zapewnienia
piramidom tej właściwości, środki te czy mechanizmy funkcjonują w dalszym ciągu
w chwili obecnej. Czyżby więc istniał i działał ciągle
jeszcze, sugerowany przez Andrew Thomasa
w jego książce Nie jesteśmy pierwsi
jakiś generator umieszczony pod piramidami? Takie urządzenie zapewne musiałoby
znajdować się bardzo głęboko pod piramidą, znacznie głębiej, niż prowadzone
dotychczas prace wykopaliskowe. Trudno powiedzieć, jaki ono mogłoby mieć
kształt, czy też jak można by je wykryć, ponieważ urządzenie takie przekracza
jeszcze możliwości współczesnej technologii.
Piramidy ciągle kryją w sobie niewyjaśnione tajemnice i
przejawiają zagadkowe cechy, a pomimo tego istnieją ludzie, którzy twierdzą, że
są one jedynie grobowcami faraonów. Nie oznacza to, że zgodzić się należy z
wymyślnymi historyjkami, które opowiada się na temat ich budowy. Na przykład, że
wysokość Wielkiej Piramidy pomnożona przez milion daje nam w wyniku odległość
Ziemi od Słońca. Podaje się cały szereg innych liczb, które mają wskazywać
rozmaite wielkości charakterystyczne, takie jak: długość roku, wielkość
miesiąca księżycowego, czy masę kuli ziemskiej. Wysuwa się również
przypuszczenia, że piramidy były wybudowane przez Noego po Potopie, że zbudowali je Kosmici, lub że zbudowane zostały
według instrukcji Kosmitów, albo też że stanowią one punkty orientacyjne lub
drogowskazy dla astronautów przybywających na Ziemię z innych planet.
Pogląd, że cała ludzka wiedza ukryta jest gdzieś w
piramidach, nie musi być zupełnie dziwaczny, chyba będzie jednak słuszniej
powiedzieć, że choć cała wiedza starożytnego świata została tam umieszczona, to
jednak już jej tam n i e m a . Wiele hipotez i interpretacji narosło
wokół piramid egipskich w ciągu ostatnich 100 lat, zaś prawda leży
prawdopodobnie gdzieś pośrodku, pomiędzy przypuszczeniami zupełnie fantastycznymi,
a całkowicie prozaicznymi.
Zdecydowanie odrzucić trzeba teorie i sugestie pozbawione
podstaw, nie można się jednak zgodzić z absurdalnym poglądem, że te kolosalne
konstrukcje postawione zostały przez grupę ludzi zaopatrzonych jedynie w
prymitywne narzędzia, bez transportu kołowego, dźwigów, wyciągów, kołowrotów i
innych urządzeń. Że zbudowano je w kraju, w którym w okresie budowy piramid był
prawie niezamieszkały! – nie posiadał miast i z rzadka był tylko pokryty małymi
wioskami.
Znacznie bardziej uzasadniony wydaje się pogląd, że
piramidy, a szczególnie rozległa ich grupa postawiona na płaskowyżu w Gizie,
pochodzą z okresu przed-egipskiego. Zbudowane zostały nie jako budowle o
znaczeniu sakralnym lub po to, by przechowywać czcigodne zwłoki wielkich
przywódców, lecz stanowiły urządzenia
ochronne przeznaczone właśnie do zabezpieczenia zdobyczy wiedzy. Wiele
spośród tych urządzeń mogło zostać zużytych przez... nosicieli kultury, którzy
pojawili się, aby z powrotem do cywilizacji doprowadzić prymitywnych potomków
tych, którzy pozostali przy życiu po katastrofie.
Wśród wszystkich piramid egipskich – a znamy ich około 70
(aktualnie ponad 110) - nie istnieje a
n i j e d n a , w której stwierdzono, by odbył się
kiedykolwiek w niej pochówek. Wszyscy faraonowie, a szczególnie najwięksi i
najpotężniejsi z nich władcy, jak Ramzes
II i Tutmozis III pochowani byli
w sławnej Dolinie Królów. Zadziwiające, jak wielu ludzi jest przekonanych, że
zmumifikowane szczątki faraonów zostały odkryte w obrębie piramid. Przekonanie
to opiera się prawdopodobnie na pewności, z jaka niektórzy archeolodzy
wypowiadają opinię, iż piramidy są grobowcami władców Egiptu.
Jeśli najwięksi i najsławniejsi władcy Egiptu zostali
pochowani w skalnych grobowcach w Dolinie Królów, to dlaczego przyjmuje się, że
mniej znani i nie zawsze realnie istniejący pochowani zostali w tych ogromnych
budowlach, rzekomo wzniesionych tak ogromnym wysiłkiem i znojem ludzkim?
Egiptolodzy wydają się znajdować pod przemożnym wpływem
przekazów dostarczonych przez wielkiego podróżnika Starożytności – Herodota. Ale Herodot opisuje to, co
powiedzieli mu uczeni i kapłani, jakich napotykał na trasach swych wędrówek.
Piramidy j u ż w ó w c z a s liczyły sobie kilka tysięcy lat i stanowiły
dla Egipcjan zagadkę w nie mniejszym stopniu, niż są one nią dla nas dzisiaj...
Pytanie
zatem brzmi: co tam właściwie się stało. Kto czy co było odpowiedzialne za te
radioaktywne ruiny w Dolinie Indusu i przed kim czy czym miały chronić ludzi
piramidy? Dr Jesenský i cały legion autorów twierdzi, że chodziło o atak
nuklearny - jeden z wielu. OK., ale w takim razie kto użył bej broni przeciwko
mieszkańcom Mohendżo Daro? Jakiego wektora tej broni użyto? Samolotu? Rakiety?
Balonu? Wszystko wskazuje na to, że głowica ta eksplodowała nad miastem, ergo bomba ta musiała być zrzucona z
czegoś co latało. Ale z czego? Na te pytania cały czas nie ma odpowiedzi…
Wydaje
mi się, że jednak jest odpowiedź na te i inne pytania. Pisząc książkę na temat
katastrof nuklearnych rzuciliśmy hipotezę o istnieniu radioasteroidów. Ująłem
ją w artykule pt. Radioasteroidy:
tajemnicze obiekty kosmiczne:
Od pewnego czasu nurtuje mnie pewne zagadnienie, a
mianowicie – jeżeli w Kosmosie znajdują się pozostałości po wybuchach gwiazd
Supernowych i Hipernowych, z których później powstają gwiazdy i ich układy
planetarne – a znamy ich coraz więcej – zawierające wszystkie pierwiastki
naturalne, od wodoru po uran, to siłą rzeczy naturalne byłoby, gdyby poza
znanymi nam meteoroidami kamiennymi, żelazno-kamiennymi i żelaznymi oraz
żelazno-niklowymi w kosmosie znajdowały się także asteroidy wykazujące znaczną
ilość pierwiastków z grupy lantanowców i aktynowców oraz z dolnej części
Tablicy Mendelejewa. Innymi słowy mówiąc, zawierające pierwiastki ziem rzadkich
– RRE.
Układ Słoneczny liczy sobie jakieś 4,6 - 4,3 mld lat
istnienia i większość z tego zdążyła się rozpaść i uległa przemianom jądrowym w
inne pierwiastki – np. w nieradioaktywny ołów. Czas półrozpadu izotopów uranu
liczy się w miliardach lat i np. T1/2 dla 238U* = 4,468
mld lat. To czas porównywalny z wiekiem Ziemi. Ponieważ tempo rozpadu
pierwiastków jest stałe, to możemy łatwo obliczyć ile czasu upłynęło od
powstania złoża do chwili obecnej. Na tym polega tzw. „zegar uranowy”.
OK., a teraz kolejne pytanie: skoro asteroidy są gruzem po
budowie, to czy nie powinny się w nich znajdować wszystkie cięższe i
radioaktywne pierwiastki: technet (Tc), polon (Po), astat (At), radon (Rn),
frans (Fr), rad (Ra), promet (Pm), aktyn (Ac), tor (Th), proaktym (Pa), uran
(U), neptun (Np) i pluton (Pu). To są te pierwiastki naturalne.
Istnieją dwa transuranowce. Pierwszym z nich jest neptun –
Np, a jego najtrwalszym izotopem jest 237Np* o okresie półtrwania T1/2
= 2,144 mln lat, co jest czasem bardzo krótkim w stosunku do wieku Ziemi
wynoszącego ok. 4,5 mld lat. Z tej przyczyny pierwotny neptun z okresu
powstawania Ziemi uległ praktycznie całkowitemu rozpadowi i nie występuje
obecnie w skorupie ziemskiej. Śladowe ilości neptunu 237Np* i 239Np*
są znajdowane w przyrodzie jako produkty rozpadu pochodzące z reakcji jądrowych
zachodzących w rudach uranu, np. w wyniku bombardowania 238U*
neutronami powstałymi przy spontanicznym rozszczepieniu 235U*.
Maksymalny stosunek 237Np* do uranu w jego rudach osiąga około
0,000.000.000.01 : 1. Podstawowym źródłem neptunu (podobnie jak innych
transuranowców) w biosferze są wybuchy jądrowe w atmosferze. 239Np*
został wykryty w glebie w pobliżu miejsc testów broni jądrowej oraz w ściekach
i osadach z elektrowni atomowych. Na podstawie analizy wyników dotyczących
globalnego opadu promieniotwórczego oszacowano, że zostało wytworzone 2500 kg 237Np*,
co jest porównywalne do masy wytworzonego tą samą drogą plutonu, tj. 4200 kg 239Pu*
i 700 kg 240Pu*. Zawartość 237Np* na Ziemi wzrasta, co
jest efektem wytworzenia i rozprzestrzenienia przez człowieka różnych krócej
żyjących izotopów promieniotwórczych, ulegających przemianom jądrowym
prowadzącym do neptunu.
Drugim naturalnym transuranowcem jest pluton – Pu.
Otrzymywany jest sztucznie, aczkolwiek stwierdzono występowanie jego śladowych
ilości w rudach uranu. Występuje tam w postaci izotopu 239Pu*,
powstającego jako produkt naturalnych reakcji jądrowych, oraz cięższego 244Pu*.
Ten izotop ma okres połowicznego rozpadu ponad 80 milionów lat i jest
najcięższym z pierwotnych nuklidów występujących na Ziemi. W wyniku
atmosferycznych i podwodnych prób jądrowych, prowadzonych intensywnie w latach
60. XX wieku, a mniej intensywnie do lat 80., do środowiska zostały wprowadzone
znaczne ilości plutonu, o aktywności rzędu 1,016 kBq. Wprowadzone do
stratosfery drobne cząstki zawierające pluton opadały systematycznie na
powierzchnię Ziemi tworząc tzw. globalny opad promieniotwórczy. W chwili
obecnej cały rozproszony w atmosferze pluton znajduje się na powierzchni Ziemi,
w powierzchniowej warstwie gleby (co jest wynikiem silnego wiązania przez
substancje organiczne), gdzie podlega procesom migracji i resuspensji
(unoszeniu do przypowierzchniowej warstwy atmosfery). Niewielkie ilości plutonu
(w porównaniu z opadem globalnym) wprowadziła do środowiska katastrofa w
Czarnobylu. W odróżnieniu od opadu globalnego, opad czarnobylski miał charakter
bardzo niejednorodny, tzn. na pewnych obszarach (np. Polska północno-wschodnia)
występowały niewielkie powierzchniowo tereny o szczególnie dużej zawartości
plutonu. Było to związane z opadaniem cząstek zawierających pluton w wyniku
wystąpienia np. miejscowych opadów atmosferycznych. (Wikipedia)
Pozostałe transuranowce od ameryku (Am) do oganessonu (Og)
są radioaktywne i ich T1/2 są bardzo krótkie. Wszystkie one zostały
stworzone syntetycznie w reaktorach jądrowych.
W moim referacie o śladach Pozaziemian na innych ciałach
niebieskich pisałem o możliwości znalezienia na Księżycu, Marsie czy
asteroidach śladów działalności którejś z poprzednich ziemskich cywilizacji lub
Obcych działających w rejonie Układu Słonecznego. A dokładniej chodziło mi o
pozostałości czy artefakty zawierające radioizotopy o długim T1/2.
Znalezienie jakiegokolwiek śladu tego rodzaju byłoby twardym dowodem na
istnienie poprzednich cywilizacji lub obcej penetracji. Bezdyskusyjnym.
Jest jednak druga strona tego medalu, a mianowicie mogą
istnieć asteroidy zbudowane z wymienionych wyżej pierwiastków i ich związków,
które cały czas wydzielają promieniowanie α, β, i γ oraz neutrony w trakcie
rozpadów ciężkich jąder atomowych. Jak na razie nie napotkaliśmy na takie, ale
to wcale nie oznacza, że ich nie ma. Z drugiej strony ich obecność zapewne
byłaby doskonale widoczna na zdjęciach nieba w podczerwieni, bowiem przemiany
jądrowe rozgrzewają obiekty i powinny być one widoczne w zakresie
promieniowania termicznego. Tak to wygląda w teorii.
A jednak w atmosferze Ziemi dzieje się coś, co pozwala
myśleć właśnie o istnieniu radioaktywnych asteroidów – radioasteroidów. Tak już
nawiasem mówiąc, to w kontekście wydarzeń w Hynnam przypomina się dziwna
obserwacja dokonana we Francji przez obserwatorium na Puy du Dôme. Tak pisze o
tym Loren E. Gross:
Wieści z
Paryża, które dotarły w dniu 11 sierpnia 1946 r., mówiły o jeszcze
dziwniejszych zdarzeniach nad Starym Kontynentem.
Francuskie obserwatorium
astronomiczne w Puy du Dôme opublikowało
oświadczenie, że nad stolicą Francji zalega dziwna chmura o niezwykłym składzie
chemicznym. Wisi ona na wysokości 6.600 metrów od około trzech tygodni.
Specjalne samoloty z aparaturą kontrolno-pomiarową na pokładach ponad
dwudziestokrotnie przelatywały przez chmurę w celu uzyskania jak największej
ilości danych o jej składzie chemicznym. Różne pogłoski łączyły tę chmurę z
amerykańskimi testami jądrowymi na atolu Bikini. Pojawiła się też inna zagadka, która na
szczęście nie przedostała się do wiadomości publicznej - otóż uczeni doszli do
wniosku, że radioaktywne obłoki mogą być równie efektowną bronią masowego
rażenia [BMR], jak wybuchy atomowe. Nie oskarżano Rosjan o to, że rozsiewali
oni radioaktywne cząstki w atmosferze przy pomocy rakiet, bowiem ich technika i
prace nad substancjami promieniotwórczymi stały wtedy na niskim poziomie i nie
mogli zbudować bomby A.
Doniesienie jest z dnia 11.VIII.1946 roku, a zatem znajdowała
się ona tam od maja 1946 roku. Czy mogły ją spowodować amerykańskie testy
jądrowe na Pacyfiku? Spójrzmy na to chronologicznie:
·
Jesień 1943 – niemiecki test urządzenia
jądrowego (~10 kt TNT) w rejonie Homla, Białoruś.
·
4.III.1945 – test bomby A (>10 kt) na
więźniach KL Dora w Ohrdruf k./Gotha,
·
Marzec 1945 – niemiecki test urządzenia
jądrowego (~10 kt) na Rugii,
·
16.VII.1945 – amerykański test
urządzenia Gadget (~20 kt) w ramach operacji Trinity na Jordana de Muerte, NM.
·
6.VIII.1945 – zrzut bomby A Little
Boy (15 kt) na Hiroszimę.
·
9.VIII.1945 – zrzut bomby A Fat
Man (21 kt) na Nagasaki.
·
12.VIII.1945 – hipotetyczny zrzut bomby
A Mother’s
Breath (~20 kt) w okolicy Hynnam, Korea.
·
Maj 1946 – nad Paryżem pojawia się
radioaktywny obłok.
·
30.VI.1946 – test bomby A Able
(23 kt) w ramach operacji Crossroads
na atolu Bikini.
·
24.VII.1946 – test bomby A Baker
(23 kt) w ramach operacji Crossroads
na atolu Bikini.
·
11.VIII.1946 – media podają informację
o radioaktywnym obłoku nad Paryżem.
Tak więc uczeni
założyli, że mieliśmy do czynienia z jakimiś pozostałościami po amerykańskich
testach nuklearnych. I wszystko byłoby OK., gdyby nie mały drobiazg: a
mianowicie – czy obłok mógłby się zatrzymać i wisieć nad jednym miejsce nad
Ziemią przez trzy miesiące non-stop???
A może to nie były amerykańskie testy jądrowe, a
pozostałości po niemieckich? Nazistowscy uczeni byli o krok od skonstruowania
bojowej bomby A, której wektorem miały być pociski rakietowe A-4/V-2,
i to jest pewnik. Cały problem tkwił tylko w miniaturyzacji bomby A – te
amerykańskie były wielkimi, czterotonowymi potworami, od których większymi były
tylko pięciotonowe brytyjskie bomby trzęsienia ziemi lub bomby sejsmiczne – Tallboy
i Grand
Slam o masie 5 ton.
NB, w roku 2016 i 2017 nad Europą zaobserwowano obłoki radioaktywnych
cząstek izotopu rutenu - 106Ru*. Sprawa jest dość tajemnicza i tak
opisał ją portal TVN-Meteo:
W ostatnim
tygodniu września doszło do wypadku w instalacji nuklearnej w Rosji lub
Kazachstanie - ogłosił w czwartek francuski Państwowy Instytut Bezpieczeństwa
Radiologicznego IRSN. Świadczy o tym izotop promieniotwórczy ruten-106, który
na początku października wykryto nad Europą, w tym także nad Polską.
Nad Europą,
w tym nad Polską, wykryto niewielkie ilości izotopu promieniotwórczego
ruten-106. Poinformowała o tym Państwowa Agencja Atomistyki, zaznaczając
jednocześnie, że stężenie jest niewielkie i nie powoduje zagrożenia dla
zdrowia. Póki co nie wiadomo jednak, skąd substancja wzięła się w powietrzu.
Jak
informuje w piątek w komunikacie Państwowa Agencja Atomistyki, izotop ten był
wykrywalny na precyzyjnych urządzeniach pomiarowych przez około dwa tygodnie na
przełomie września i października. Po tym okresie jego stężenie spadło i
obecnie izotop ten nie jest wykrywany.
Zapewnia
też, że wykryte stężenie rutenu-106 nie ma i nie miało żadnego wpływu na
zdrowie mieszkańców Polski.
Ruten-106
jest izotopem promieniotwórczym wykorzystywanym m.in. w leczeniu nowotworów,
często podczas zabiegu brachyterapii oka. Zabieg polega na tym, że źródło
zawierające ten izotop zostaje umieszczone w pobliżu guza nowotworu (na
przykład na oku pacjenta w postaci specjalnej płytki-aplikatora) i swoim
oddziaływaniem uszkadza komórki rakowe - czytamy w komunikacie PAA.
Instytut
francuski wykluczył możliwość awarii reaktora atomowego, wskazując, że chodzi
tutaj zapewne o zakład przerobu paliwa jądrowego lub placówkę medycyny nuklearnej.
Jak podkreślił, obłok nie spowodował w Europie żadnego zagrożenia dla ludzkiego
zdrowia ani dla środowiska.
Według
komunikatu IRSN, nie można było dokładnie określić miejsca emisji
promieniotwórczej substancji, ale biorąc pod uwagę sytuację meteorologiczną
przypuszcza się, że leżało ono między górami Uralu i rzeką Wołgą. Może to
wskazywać na Rosję lub ewentualnie Kazachstan - zaznaczył przedstawiciel
instytutu.
- Rosyjskie
władze oświadczyły, że nic im nie wiadomo o wypadku na ich terytorium -
powiedział Reuterowi dyrektor IRSN Jean-Marc
Peres. Dodał, że instytut nie nawiązał jeszcze kontaktu z władzami
kazachskimi.
Peres
przypomniał, że w ostatnich tygodniach IRSN i kilka innych europejskich
instytutów ochrony radiologicznej notowało w powietrzu atmosferycznym wyższy
poziom rutenu-106 - promieniotwórczego izotopu będącego produktem
rozszczepiania atomów w reaktorach jądrowych. Izotop ten w przyrodzie nie
występuje, a ze względu na wynoszący nieco ponad rok okres połowicznego rozpadu
wykorzystywany jest w medycynie.
IRSN
ocenia, że do atmosfery wydostała się duża ilość rutenu-106, od 100 do 300 TBq,
i gdyby we Francji wydarzył się wypadek na podobną skalę, niezbędne byłoby
ewakuowanie bądź ukrycie ludzi w promieniu kilku kilometrów od miejsca emisji.
Zdaniem Peresa, ruten-106 wydostał się prawdopodobnie z zakładów przerobu
paliwa jądrowego lub z ośrodka medycyny nuklearnej. Awaria reaktora atomowego
nie wchodzi tutaj w grę, gdyż pojawiłyby się wtedy także inne izotopy
promieniotwórcze. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) ustaliła
ponadto, że przed zaistnieniem skażenia w atmosferę ziemską nie wszedł żaden
sztuczny satelita zawierający radioaktywny ruten.
Stacje
obserwacyjne w większości państw europejskich zarejestrowały na początku
października wysoki poziom rutenu-106 w powietrzu, przy czym od 6 października
poziom ten zaczął się trwale obniżać.
Zakładam więc, że wszystkiemu winne są radioaktywne
asteroidy, które od czasu do czasu wpadają w atmosferę Ziemi i tam spalają się
tworząc radioaktywne obłoki.
Uzasadnię to tym, że skoro asteroidy stanowią gruz po
budowie Układu Słonecznego albo szczątki zniszczonych protoplanet, to siłą
rzeczy muszą zawierać także pierwiastki z drugiej połowy Tablicy Mendelejewa.
Inna, bardziej egzotyczna wersja tej hipotezy zakłada, że
być może są to szczątki jakichś urządzeń jądrowych zbudowanych na asteroidach w
czasach poprzednich cywilizacji, które teraz spadają na Ziemię. Tym można
wytłumaczyć obecność sztucznie wytworzonych radioizotopów, jak 106Ru*
i innych. Problem tkwi jednak w tym, że ruten-106 rozpada się dość szybko wedle
formuły reakcji:
106Ru*
=> β- + 106Rh
zaś czas połowicznego rozpadu T1/2 = 373d35h24m.
I raz jeszcze przypominam, że jest to izotop syntetyczny,
możliwy do produkcji tylko i wyłącznie w reaktorach jądrowych – czyli że w
Naturze nie występuje.
Można tylko zgadywać, kto i kiedy go wyprodukował, ale to
już jest temat z innej ballady…
A
zatem to nie wybuch atomowy zrujnował te miasta, ale wybuch asteroidy zasypał
ich ruiny radioaktywnymi pyłami. Sam wybuch był stricte chemiczny. Rozdrobniony materiał asteroidy, czy nawet
komety, wymieszany z powietrzem eksplodował jak bomba termobaryczna.
Niemożliwe? A jednak…
Wszyscy
wiemy o wydarzeniach z dnia 30.VI.1908 roku w rejonie Podkamiennej Tunguskiej. Tam
też doszło do straszliwej eksplozji szacowanej na 13 – 30 Mt TNT na wysokości
ok. 10 - 30 km, co spowodowało dewastację 2150 km² tajgi i śmierć wielu
zamieszkujących ją ludzi i zwierząt. I w tym przypadku nie była to bomba
jądrowa czy termojądrowa ale właśnie bomba termobaryczna, której moc wybuchu
może być porównywalna z eksplozją jądrową/termojądrową.
Następny
tego rodzaju przypadek miał miejsce w dniu 15.II.2013 roku nad Czelabińskiem,
gdzie doszło do eksplozji tzw. superbolidu,
który po wejściu w atmosferę eksplodował w 32,5 sekundzie lotu na wysokości
29.700 m. Wybuch wydzielił energię tylko 0,5 Mt, co wystarczyło do uszkodzenia
7500 budynków i zranienia 1500 osób.
Jeżeli
idzie o polonica, to należy
przypomnieć deszcze odłamków meteorytów z Pułtuska z dnia 30.I.1868 roku,
Łowicza z dnia 11/12.III.1935 roku oraz tajemniczy Wielki Bolid Polski z dnia
20.VIII.1979 roku, a którego natury nie docieczono do dziś dnia…!
Wygląda
więc na to, że w przypadku miast w Dolinie Indusu mamy do czynienia nie z
wybuchem jądrowym, ale termobarycznym asteroidy lub komety, która w swym
składzie miała także pierwiastki z dolnej części Tablicy Mendelejewa.
Oczywiście
ktoś powie, że to niemożliwe, bo nie ma czegoś takiego. Owszem – jeszcze czegoś
takiego nie odkryliśmy, ale to wcale nie znaczy, że czegoś takiego nie ma i być
nie może. Układ Słoneczny powstał dzięki wcześniejszemu wybuchowi gwiazdy
Supernowej, a te właśnie produkują wszystkie pierwiastki cięższe od wodoru i
helu, a więc także tor, uran, neptun i pluton – z tym, że ten ostatni w
minimalnych ilościach towarzyszy rudom uranu. Dlatego też – jak uważam – taką
możliwość trzeba wziąć pod uwagę. Szkoda, że nikt nie zbadał składu chemicznego
gruntów z okolic Mohendżo Daro i innych miast w okolicy. Niestety, obawiam się,
że pakistańskie i indyjskie próby nuklearne zanieczyściły radionuklidami
znaczne połacie pustyni Thar i takie pomiary byłyby zafałszowane…
A
co z piramidami? Wydaje się, że były one schronami na taki właśnie wypadek –
bombardowania Ziemi z nieba. Miały one za zadanie chronić nie tyle ludzi ile
skarby ich wiedzy, dlatego właśnie były one tak solidne i odporne na
kataklizmy.
Reasumując
– wydaje mi się, że hipoteza naturalnego zbombardowania miast w Dolinie Indusu
przez jakąś radioasteroidę ma swe uzasadnienie. Niestety sprawdzimy ją, kiedy
będziemy w stanie badać asteroidy in situ,
albo znowu jakaś spadnie na Ziemię i nie wcześniej...