Powered By Blogger
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą asteroidy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą asteroidy. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 8 stycznia 2024

Sekret (33) Polihymnii

 


 

James Felton

 

Asteroida (33) Polihymnia może zawierać pierwiastki spoza Tablicy Mendelejewa. Ta asteroida jest tak gęsta, że fizycy twierdzą iż może ona zawierać pierwiastki spoza układu okresowego pierwiastków, jakich jeszcze nie widziano na Ziemi.

Niektóre asteroidy są gęste. W rzeczywistości tak gęste, że według nowego badania gęstości masy mogą zawierać ciężkie pierwiastki spoza układu okresowego. Zespół fizyków z Uniwersytetu w Arizonie twierdzi, że motywacją była dla nich możliwość powstania kompaktowych obiektów ultragęstych (Compact Ultradense Objects - CUDO) o gęstości masowej większej niż osm, najgęstszy z naturalnie występujących, stabilny pierwiastek, posiadający w jądrze 76 protonów 76Os – z najbardziej stabilnymi izotopami:  187-190, 192Os. Gęstość osmu wynosi ok. 22,5–22,6 g/cm³.

Osm - najgęstszy ze znanych pierwiastków

W szczególności niektóre obserwowane asteroidy przekraczają ten próg gęstości masy. Szczególnie godna uwagi jest asteroida (33) Polihymnia – pisze zespół o swoim badaniu dodając, że - ponieważ gęstość masy asteroidy (33) Polihymnia jest znacznie większa niż maksymalna gęstość masy znanych mas atomowych, można ją sklasyfikować jako CUDO o nieznanym składzie.

Zespół przyjrzał się właściwościom potencjalnych pierwiastków o liczbie atomowej (Z) wyższej niż najwyższa liczba atomowa w bieżącym układzie okresowym. Chociaż osm jest najgęstszym stabilnym pierwiastkiem, pierwiastki o wyższej liczbie atomowej zostały wytworzone eksperymentalnie.

Oganesson (294Og), zsyntetyzowany po raz pierwszy w 2002 r. w wyniku bombardowania kalifornu-249 (259Cf) atomami wapnia-48 (48Ca), ma liczbę atomową 118Og i jest najgęstszym pierwiastkiem w układzie okresowym. Pierwiastki znajdujące się w górnej części tabeli są zwykle niestabilne, radioaktywne i mają niewiarygodnie krótkie okresy półtrwania – T1/2.

Modelowano pierwiastki spoza układu okresowego, a fizycy przewidywali ich właściwości. Zespół z Arizony zrobił to samo, korzystając z relatywistycznego modelu atomu Thomasa-Fermiego, próbując oszacować gęstość masową pierwiastków o Z = 110 i wyższych.

Patrząc na pierwiastki znajdujące się nadal w układzie okresowym, nie udało im się znaleźć pierwiastków o wystarczająco dużej gęstości mas, aby wyjaśnić obserwacje asteroidy (33) Polihymnia, nawet jeśli były wystarczająco stabilne, aby można je było uznać za kandydata.

Jednak pierwiastki z drugiej teoretycznej wyspy stabilności jądrowej w pobliżu Z = 164, dla których, jak przewidujemy, będą zawierać wartości gęstości masy pomiędzy 36,0 a 68,4 g/cm³, są rozsądnymi kandydatami – napisał zespół.  - Jeśli znaczna część asteroidy byłaby zbudowana z tych metali superciężkich, prawdopodobne jest, że większa gęstość masy mogłaby być bliska wartości zmierzonej eksperymentalnie.

Nasze wyniki dotyczące gęstości masy pozwalają nam postawić hipotezę, że jeśli superciężkie pierwiastki są wystarczająco stabilne, mogą istnieć w jądrach gęstych asteroid, takich jak (33) Polihymnia – dodał zespół w artykule.

Trudno jednak zaprzeczyć, że nie ma to jak określenie mianem obiektu nie z tego świata, takiego, który składa się z pierwiastków nie wykrytych wcześniej na Ziemi, ani w trakcie naszych badań Kosmosu. Takim obiektem może okazać się asteroida (33) Polihymnia, której ogromną średnią gęstość 75 g/cm³ wyznaczono już w 2012 roku, przy założeniu, że nie jest ona zbudowana z egzotycznej materii, daje się najlepiej wyjaśnić istnieniem wcześniej nie wykrytych pierwiastków o dużych liczbach atomowych.[1]

Choć to wstęp, jest to jednak ekscytujące dla każdego, od osób niejasno zainteresowanych fizyką po braci technologicznych z planami wydobycia kosmicznego.

Wszystkie superciężkie pierwiastki – zarówno te wysoce niestabilne, jak i te, których po prostu nie można zaobserwować – wrzucono do jednego worka, tworząc „unobtainium”[2] – dodał w notatce prasowej Jan Rafelski, autor artykułu. - Pomysł, że niektóre z nich mogą być na tyle stabilne, że można je uzyskać z Układu Słonecznego, jest ekscytujący.[3]

 

Moje 3 grosze

 

I znów jak bumerang wraca sprawa istnienia radioasteroid, które mogłyby zawierać w sobie superciężkie REE będących poza Tablicą Mendelejewa. Myślę, że nie musimy szukać ich tak daleko, bo znajdują się one już na – a właściwie w naszym naturalnym satelicie – Księżycu. A konkretnie w co najmniej dwóch miejscach – pierwsze z nich to Basen Aitken, pod którym znajduje się ogromna masa – najprawdopodobniej metalu, która dawno temu uderzyła w Księżyc i spowodowanie powstania tam ogromnego basenu uderzeniowego i dodatkowego maskonu. Drugim miejscem jest tajemnicza kraina pomiędzy kraterami Bel’kovich i Compton oznaczona jako CBVC – od słów Compton-Bel’kovich Volcanic Complex, która nie ma charakteru uderzeniowego, a powulkaniczny. Rzecz w tym, że na tym miejscu zaobserwowano zwiększoną ilość toru (Th), pierwiastka bardzo ważnego dla energetyki atomowej. Być może w tym miejscu doszło do impaktu radioasteroidy, który spowodował lokalne rozgrzanie się gruntu i zjawiska wulkaniczne…

Tak czy inaczej, sprawa istnienia takich asteroid jak (16) Psyche czy wzmiankowana (33) Polihymnia składających się z metali lub nawet zawierających duże ilości REE. Takie asteroidy spadając na planety mogłyby powodować lokalne napromieniowanie ich obszarów i co za tym idzie powodować zmiany w genomach istniejących tam istot żywych. Czyżby więc radioasteroidy były lokomotywami ewolucji?   

 

Opracował - ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz



[2] Unobtainium (z ang. unobtainable – „nieosiągalny”, „niedostępny” + sufiks łac. ium, jako parafraza nazewnictwa IUPAC dla nowych pierwiastków chemicznych, np. ununoctium) – określenie stosowane w naukach inżynieryjnych, science fiction i eksperymentach myślowych, opisujące bardzo rzadki, drogi lub nawet fizycznie niemożliwy do wykonania materiał, którego właściwości są niezbędne do uzyskania zakładanego rezultatu. (Wikipedia)

środa, 17 sierpnia 2022

Pięć asteroid przeleciało w czasie jednego tygodnia!

 


Ten tydzień (8-14.VIII) jest pełen serii ekscytujących wydarzeń na niebie – oczekuje się, że ogromna asteroida przeleci dziś nad Ziemią, a następna następnego dnia… i następnego dnia… i jeszcze kilka w przyszłym tygodniu. Ale czy te asteroidy zmierzają w kierunku Ziemi?

Chociaż NASA klasyfikuje wszystkie pięć z tych asteroid jako „potencjalnie niebezpieczne”, na szczęście nie kierują się one tak bardzo w kierunku Ziemi, jak zbliżają się do Ziemi. Zasadniczo nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo, a fabuła z „Don’t Look Up” nie ma się w najbliższym czasie urzeczywistniać. Uff…

To powiedziawszy, badanie asteroid, które zbliżają się tak blisko Ziemi, jest ważnym sposobem na poznanie Wszechświata. Oto spojrzenie na ostatnich pięć przelotów asteroid.

W piątek, 12 sierpnia, asteroida 2015 FF ma przelecieć nad Ziemią w odległości 2.660.000 mi/4.256.000 km, według NASA Jet Propulsion Laboratory (JPL), które wyszczególnia pięć kolejnych zbliżeń asteroid.

„Live Science” zauważa, że odległość ta jest prawie ośmiokrotnie większa niż średnia długość między Ziemią a Księżycem, czyli bliżej niż się wydaje; ponadto będzie się poruszał około 27 razy szybciej niż dźwięk.

JPL dodał, że 2015 FF ma około 53 ft/~18 m długości, czyli mniej więcej rozmiar skromnego domu.

Według JPL, asteroida 2015 FF zbliżyła się do Ziemi i Wenus co najmniej 16 razy; oczekuje się również, że ponownie przejdzie obok Ziemi w 2025, 2066, 2069 r., a następnie przejdzie obok Marsa w 2069 r.

 

Cztery inne asteroidy przelecą koło Ziemi nieco później

 

Następnego dnia, w sobotę, 13 sierpnia, asteroida dwukrotnie większa od 2015 FF miała ponownie zbliżyć się do Ziemi. Zgodnie z JPL, ten obiekt, zwany 2022 OT1, ma około 110 ft/~37 m długości, czyli mniej więcej długość mniejszego samolotu komercyjnego. Ta asteroida znalazła się w odległości 2.960.000 mi/4.736.000 km od Ziemi i minęła ją w niedzielę rano.

Następnie, w niedzielę, 13 sierpnia, asteroida 2022 OA4, o długości około 71 ft/~24 m, zbliżyła się do Ziemi z odległości 4.320.000 mi/6.912.000 km. Po zakończeniu weekendu będziemy mieli przerwę w poniedziałek, ale potem nadszedł wtorek, 16.VIII, i dwie kolejne asteroidy zbliżyły się do nas. Pierwsza to asteroida 2022 PW o długości 93 ft/31 m przeleciała w odległości 329.000 mi/526.400 km, co jest zdecydowanie największym zbliżeniem tygodnia. Następnie asteroida 2022 PJ1 o długości około 60 ft/20 m przeleciała obok Ziemi w odległości około 2.630.000 mi/4.208.000 km.

 

Jakie są szanse, że asteroida zniszczy Ziemię?

 

Zgodnie z "Mint", NASA stwierdziła, że gdyby asteroida wielkości 2022 OT1 (druga co do wielkości z tej serii pięciu asteroid) uderzyła w Ziemię, pozostawiłaby krater wielkości Paryża. Dodatkowo, „Live Science” zauważył, że NASA klasyfikuje każdy szybko poruszający się obiekt kosmiczny przechodzący przez Ziemię w odległości 4,65 miliona mil/7.440.000 km jako „potencjalnie niebezpieczny”. Na szczęście NASA wcale nie spodziewa się, że ta asteroida (lub jakakolwiek inna nadlatująca asteroida) naprawdę stanie się niebezpieczna i zderzy się z naszą planetą — lub żeby zniszczyć naszą planetę, jeśli o to chodzi. To było tylko w „Don’t Look Up”.

Jednak w przeszłości miało miejsce kilka znaczących uderzeń asteroid w ziemską atmosferę. Na przykład „Live Science” zauważył, że w 2013 roku asteroida uderzyła w Czelabińsk w Rosji, co wywołało duży wybuch, spowodowało wybuch pożarów w całym mieście i zostało rannych około 1200 osób.

 

Źródło: https://blog.sci-nature.vip/2022/08/five-asteroids-are-zooming-past-earth.html?fbclid=IwAR377QeLcSqMTrYxeiz6iwWJyQXmVJAwNjP9wa7mEukdotgkl8tAQm9Cl6M

Przekład z angielskiego: ©R.K.F. Sas - Leśniakiewicz

 

czwartek, 17 marca 2022

Jeśli chodzi o masowe wymieranie, wielkość meteorytu nie ma znaczenia

 


Alison Klesman 

 

Nowe badania pokazują, że to skład skały, w którą uderza meteoryt, a nie rozmiar impaktora, powoduje zdarzenie na poziomie wyginięcia.

To dobrze znana historia z przeszłości naszej planety: gigantyczna skała kosmiczna uderza w Ziemię, powodując katastrofę, która kończy się masowym wyginięciem. Można by pomyśleć, że jeśli chodzi o określenie, które trafienia spowodują tak rozległe zniszczenia, liczy się rozmiar nadlatującego impaktora. Ale nowe badania sugerują, że coś innego może mieć większe znaczenie: skład gruntu, w który uderza meteoryt.

Praca, opublikowana 1 grudnia 2021 r. w „Journal of the Geological Society”, koncentruje się na wyjaśnieniu, dlaczego niektóre uderzenia meteorytów powodują masowe wymierania, podczas gdy inne nie. Na przykład słynne uderzenie, które zabiło dinozaury i utworzyło krater Chicxulub, było znacznie mniejsze niż wiele innych uderzeń, które nie spowodowały masowej utraty gatunków. Dlaczego tak może być?

 

Chodzi o kurz

 

Międzynarodowy zespół naukowców, w tym eksperci w dziedzinie mineralogii, klimatu, składu asteroid i paleontologii, zajął się tym problemem, badając 33 zderzenia w ciągu ostatnich 600 milionów lat. W szczególności przyjrzeli się minerałom w ogromnej ilości pyłu, który nadlatujący meteoryt wyrzuca do atmosfery. Ten pył może dogłębnie zmienić klimat Ziemi — i jest to zmiana klimatu, którą naukowcy uważają za główną przyczynę masowych wymierań w następstwie uderzeń.

To badanie ujawniło coś intrygującego: za każdym razem, gdy pospolity minerał zwany skaleniem potasowym (określany również jako skaleń K lub Kfs) - (KAlSi3O8–NaAlSi3O8–CaAl2Si2O8) był obecny w wysokich stężeniach w skałach, w które uderzył nadchodzący meteoryt, uderzenie powodowało masowe wyginięcie. W 33 zderzeniach, które zbadali, miało to miejsce niezależnie od wielkości impaktora, co oznacza, że ​​mniejsze meteoryty, które uderzają w obszary bogate w Kfs, z większym prawdopodobieństwem spowodują masowe wymieranie niż większe, które uderzają w regiony bez dużej ilości Kfs.

 


Dlaczego miałoby to być? Okazuje się, że Kfs jest czymś, co nazywa się minerałem zarodkującym lód, co oznacza, że ​​wokół niego tworzy się lód, tworząc kryształki lodu w atmosferze. Te kryształki lodu mają ogromny wpływ na chmury, które odgrywają kluczową rolę w równoważeniu klimatu Ziemi. W szczególności Kfs sprawia, że ​​chmury są bardziej przezroczyste i przepuszczają więcej światła słonecznego, ogrzewając powierzchnię Ziemi.

Ma to również efekt domina, który może jeszcze bardziej zepsuć klimat Ziemi. Zazwyczaj ocieplający się klimat topi kryształki lodu w chmurach, co zmniejsza ich przezroczystość — blokując światło słoneczne i działając w celu zrównoważenia klimatu. Jednak nadmiar Kfs w atmosferze utrudnia topnienie kryształków lodu w chmurach, co może jeszcze bardziej zwiększyć globalne ocieplenie.

Kopuła Vredefort to pozostałość po uderzeniu meteorytu sprzed 2 miliardów lat.  Pełny krater, który od tego czasu uległ erozji, ma średnicę około 190 mil (300 kilometrów).

Kopuła Vredefort to pozostałość po uderzeniu meteorytu sprzed 2 miliardów lat. Pierwotny krater, który od tego czasu uległ erozji, miał średnicę około 190 mil (300 kilometrów).

 

Podkręcam ciepło

 

Natychmiast po każdym dużym uderzeniu ogromna ilość wyrzuconego kurzu może spowodować ochłodzenie, ponieważ blokuje światło słoneczne. Ale naukowcy twierdzą, że ten efekt – zwany zimą uderzeniową – jest niewielki, często trwa krócej niż rok. Większy efekt, jak mówią, występuje w ciągu 1000 do 100 000 lat, kiedy bogaty w Kfs pył nadal zasiewa kryształki lodu w atmosferze. Ostatecznie zderzenia w bogatych w Kfs regionach Ziemi powodują długotrwałe globalne ocieplenie, które z kolei jest związane z masowymi wymieraniami. Wygląda więc na to, że mineralogia miejsca uderzenia ma większe znaczenie niż wielkość impaktora.

- Kiedy zebraliśmy dane, życie toczyło się normalnie podczas czwartego co do wielkości uderzenia [w badaniu] o średnicy krateru [około] 48 kilometrów [30 mil], podczas gdy uderzenie o połowę mniejsze było związane z masowym wyginięciem zaledwie 5 milionów lat temu - powiedział współautor badania Chris Stevenson z University of Liverpool w Wielkiej Brytanii w komunikacie prasowym.

Ta praca pokazuje, że to nie rozmiar uderzenia, ale zawartość Kfs w pyle wyrzucanym impaktem koreluje między uderzeniami meteorytów a masowymi wymieraniami, stwierdza artykuł. Następnym krokiem jest oczywiście określenie, jak dokładnie wymieranie zachodzi podczas tych epizodów ocieplenia i jak długo naprawdę trwają efekty.

 


Artykuł kończy się głęboką – i być może złowrogą – notatką: Dostępne dowody sugerują, że do czasów współczesnych tylko uderzenia meteorytów mogły zmienić mineralogię atmosfery z taką (geologiczną) gwałtownością i trwałością - czytamy. Ale teraz sprawy mają się inaczej. Współcześni ludzie mają zdolność napędzania zmian klimatycznych – i masowych wymierań – poprzez zmiany, które wprowadzamy w naszej atmosferze w sposób, który wcześniej był osiągalny tylko poprzez gigantyczne uderzenia. A to nakłada na współczesne społeczeństwo pewien obowiązek rozważenia władzy, jaką posiadamy nad naszą planetą.

 

Moje 3 grosze

 

Owszem, to jest jakieś rozwiązanie problemu. Osobiście jednak przychylam się do zdania, że owszem, hipoteza o skaleniach jako czynniku wyzwalającym zmiany termiki atmosfery, ma sens, ale…

…ale ważne jest to, w co uderza impaktor – innymi słowy co eksplozja wyrzuca do atmosfery. W cytowanym przypadku impaktu Chicxulub z granicy K/Pg, 10-kilometrowa asteroida uderzyła w pokłady gipsu - CaSO4 · 2H2O. Wyzwolone w tym impakcie ogromne ilości dwutlenku i trójtlenku siarki – SO2 i SO3 – odbijającego promieniowanie słoneczne stworzyły warunki do powstania zimy poimpaktowej trwającej kilka lat. Coś podobnego zaobserwowano po erupcji Krakatau w 1883 i Pinatubo w 1991 roku, kiedy to średnia temperatura Ziemi obniżyła się o 0,5°C. Podobne efekty zaobserwowano w 1783 roku, kiedy to nastąpiła erupcja wulkanu Laki (Lakagigar, Skaftarsjökull), a która wyrzuciła w powietrze 12,3 km³ materiałów piroklastycznych i gazów – w tym także tlenków siarki, co obniżyło temperaturę północnej półkuli o 1, zaś Islandii aż o 5°C. W Europie i Ameryce Pn. był to rok bez lata, co sprowadziło klęskę głodu. Na Islandii zmarło wskutek tej erupcji 100.000 ludzi – ok. ¼ jej ludności.

Tak więc wynikałoby z tego, że nie tylko astronomia, ale także wulkanologia ma tu cos do powiedzenia i wymierania poimpaktowe są skutkiem synergicznego działania tlenków siarki (i innych exhallacyi wulkanicznych) oraz Kfs, które wydzieliły się w zderzeniu impaktora z Ziemią. Takim odpowiednikiem impaktu byłaby erupcja superwulkanu Yellowstone, Laacher See czy Campi Flegrei, co może nastąpić w krótkim czasie…        

 

Źródło - https://astronomy.com/news/2022/01/when-it-comes-to-mass-extinction-meteorite-size-doesnt-matter

Opracował - ©R.K.F. Sas-Leśniakiewicz

niedziela, 19 grudnia 2021

Czy NASA odkryła ślady kopalni na asteroidzie?

 


Asteroida 433 Eros jest jedną z najdziwniejszych i najbardziej kontrowersyjną w ciągu ostatnich lat. Po pierwsze dlatego, że ma dziwny kształt orzeszka arachidowego, a po drugie – ze względu na tajemnicze znaleziska znajdujące się na jej powierzchni.  

Utworzona przede wszystkim z krzemianów magnezu i żelaza, pierwiastków pospolitych w wewnętrznym Pasie Asteroid, asteroida 433 Eros wciąż powoduje kontrowersje.

Została ona odkryta ponad stulecie temu przez astronoma Carla Gustava Witta i Auguste’a Charloisa w Niemczech. Ale w 2001 roku, kiedy lądownik NASA NEAR Shoemaker wylądował na jej powierzchni, to stała się ona jeszcze bardziej „sławna”.

Na 160.000 zdjęć zrobionych przez tą sondę, zidentyfikowano co najmniej 100.000 kraterów. No i eksperci odkryli, że asteroida ta jest solidnym obiektem, a nie kupą gruzu, jak to początkowo sądzono.

Zaczęto dokładne badania tego obiektu, szczególnie w celu wyliczenia możliwości uderzenia w Ziemię w przyszłości.

Jednakże, na jednym ze zdjęć znajdowała się uchwycona przez kamery bardzo dziwna rzecz, pewne dziwne anomalie zignorowane przez NASA.

W rzeczy samej, NASA zapewnia, że anomalie te nie są niczym innym jak po prostu skałami. Ale na pierwszy rzut oka, morfologia tych obiektów nie jest naturalną strukturą.

To zdjęcie Erosa, wykonane 1.V.2000 roku przez kamery sondy NEAR Shoemaker z wysokości 53 km nad powierzchnią asteroidy. Według NASA ukazuje ono jedynie dokładnie regularny prostokątny blok skalny mający 45 m średnicy. Czy jest możliwe, by blok skalny był aż tak regularny?


Stara maszyna wydobywcza

 

Z powodu tego dziwnego kształtu, wielu teoretyków analizowało to zdjęcie dochodząc do wniosku, że mimo tego, że jest zdumiewające i całkowicie wykonalne dla NASA. Jest to bowiem stara maszyna wydobywcza, kopalniana, jakich używa się w kopalniach odkrywkowych. Teoria ta jest poparta przez dane zebranych na asteroidzie w grudniu 1988 roku.

Zgodnie z tymi informacjami, 433 Eros zawiera około 20 mln ton aluminium, i na dodatek kolosalną ilość innych rzadkich metali na Ziemi takich jak złoto i platyna.

Czy znając te dane nie jest łatwiej przyjąć, że są to obiekty sztuczne a nie naturalne? Obca cywilizacja być może używa asteroidy do wydobywania z nich rzadkich a wartościowych metali.

Jeżeli dodamy do tego, że inicjatywy prywatnych kompanii zmierzają do kopalnictwa i sprowadzania surowców spoza Ziemi, to wszystko wskazuje na to, że nasza cywilizacja dokładnie zmierza tą samą drogą.

Czy jest możliwe, że znajdują się tam inne okazy dawnych maszyn w innych częściach Wszechświata? I dlaczego NASA chce ukryć tego typu informacje przed szeroką publicznością???



Moje 3 grosze

 

Ależ to oczywiste, bo w takim przypadku musimy wreszcie przyznać, że nie jesteśmy sami we Wszechświecie, a rządzący nami bardzo by tego nie chcieli z wiadomych względów.

Tym niemniej pomysł eksploatacji cennych rud i czystych metali z asteroidów nie jest nowy i ostatnio wiele się mówi na temat eksploatacji asteroidy 16 Psyche, która wydaje się być utworzona z czystego żelaza, niklu i innych cennych metali – zob.:  https://wszechocean.blogspot.com/2021/06/asteroida-16-psyche-nie-musi-byc-tym.html, https://wszechocean.blogspot.com/2018/08/tajemnica-asteroidy-16-psyche.html, gdzie przytoczone są konkretne wyliczenia ilości i wartości tych minerałów.

Jest jeszcze druga strona tego medalu, a mianowicie – jeżeli to, co napisano powyżej o tajemniczych koparkach na Erosie jest prawdą – to Kto je tam eksploatował? Osobiście stawiam na jedną z przeszłych cywilizacji ziemskich, a nie na Kosmitów. No chyba że Kosmici byli tam przelotem, wydobyli co im było potrzebne, i polecieli dalej w czerń Kosmosu. Ale będziemy wiedzieli na pewno, kiedy dopadniemy do tych koparek, rozbierzemy je na części i przebadamy. A na razie możemy tylko teoretyzować i snuć hipotezy…    

 

Źródło: https://news24hs.net/d%C9%AA%E1%B4%85-nasa-c%E1%B4%80%E1%B4%98%E1%B4%9B%E1%B4%9C%CA%80%E1%B4%87-%E1%B4%80%C9%B4-a%C9%B4%E1%B4%84%C9%AA%E1%B4%87%C9%B4%E1%B4%9B-m%C9%AA%C9%B4%C9%AA%C9%B4%C9%A2-m%E1%B4%80%E1%B4%84/?fbclid=IwAR29wTiPI3M0ii038dqZRcgNFig4rYgyhm3L89WUAHQK5Xd6LTybS_tocRY

Film na YT: https://youtu.be/QREwfHYD0wE

Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz

niedziela, 28 listopada 2021

Operacja DART

 

Impaktor DART na wyrzutni

Joey Roulette

 

NASA właśnie wystrzeliła statek kosmiczny, który uderzy w asteroidę. Wczesnym rankiem został wystrzelony DART w ramach pierwszej misji mającej na celu wypróbowanie statku kosmicznego, który pewnego dnia ocali Ziemię przed śmiercionośną skałą z Kosmosu.

We środę (24.XI.2021 r.) NASA wystrzeliła statek kosmiczny w tylko jedną prostą misją: uderzyć w asteroidę z prędkością 15.000 mph/~6,67 km/s. Ta misja DART, co znaczy Double Asteroid Redirection Test  (Próba Zmiany Kierunku Podwójnej Asteroidy) opuściła Ziemię, aby sprawdzić, czy uderzenie statku kosmicznego w asteroidę może popchnąć ją na inną trajektorię. Wyniki testu, jeśli się powiedzie, przydadzą się, jeśli NASA i inne agencje kosmiczne będą kiedykolwiek musiały odbić asteroidę, aby uratować Ziemię i zapobiec katastrofalnemu uderzeniu.

 

Kiedy odbył się start i co dalej?

 

Sonda DART wystartowała na szczycie rakiety nośnej SpaceX Falcon 9 w środę o 01:21 EST (lub 22:21 PST/07:21 CET) z bazy sił kosmicznych Vandenberg w Kalifornii. Rakieta dotarła w kosmos, zanim odesłała swój booster wielokrotnego użytku z powrotem w stronę oceanu, aby wylądował na statku-tendrze SpaceX. Umieszczenie statku kosmicznego na orbicie zajmie około godziny, a kolejne na godziny rozwinie panele słoneczne, aby zasilić [w energię] pojazd w jego podróży.

NASA prowadziła transmisję na żywo ze startu na swoim kanale YouTube, która rozpoczęła się we środę, o godzinie 00:30 EST. […] SpaceX miał również własny przekaz wideo na żywo z wyrzutni.

Jeśli nocne niebo nie będzie zbyt zachmurzone, NASA dostarczyła przewodnik, gdzie ludzie w południowej Kalifornii mogą zobaczyć statek kosmiczny opuszczający atmosferę.

 

Dlaczego NASA uderza w asteroidę?

 

NASA uderza DART-em w asteroidę, aby po raz pierwszy przetestować metodę obrony planety, która pewnego dnia może uratować miasto, a może całą planetę, przed katastrofalnym uderzeniem asteroidy.

DART jest czymś w rodzaju powtórki filmu Bruce'a Willisa „Armageddon”, chociaż był to całkowicie fikcyjny – powiedział w wywiadzie Bill Nelson, administrator NASA.

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem z DART, NASA będzie miała konkretną broń w swoim arsenale obrony planetarnej. Gdyby inna asteroida kiedykolwiek znalazła się na kursie kolizyjnym z Ziemią, światowe agencje kosmiczne miałyby pewność, że pocisk anty-asteroidowy, taki jak DART, odepchnie kosmiczną skałę.

 

Jak będzie działać misja?

 

Po wystrzeleniu w kosmos statek kosmiczny wykona prawie jedną pełną orbitę wokół Słońca, zanim przetnie trajektorię z Dimorphos, asteroidą wielkości boiska do piłki nożnej, która krąży blisko większej asteroidy, zwanej 65803 Didymos, co 11 godzin i 55 minut. Astronomowie nazywają te dwie planetoidy układem podwójnym, w którym jedna jest miniksiężycem drugiej. Razem obie asteroidy wykonują pełny obieg wokół Słońca co dwa lata.

Dimorphos nie stanowi zagrożenia dla Ziemi, a misja jest zasadniczo treningiem celowania. Uderzenie DART nastąpi pod koniec września lub na początku października przyszłego roku, kiedy asteroida podwójna znajdzie się w najbliższym punkcie Ziemi, około 6,8 miliona mil/10,88 mln km od niej.

Cztery godziny przed zderzeniem, statek kosmiczny DART, formalnie nazywany impaktorem kinetycznym, autonomicznie skieruje się prosto w kierunku Dimorphosa, aby zderzyć się czołowo z prędkością 6,67 km/s. Wbudowana kamera będzie rejestrować i przesyłać zdjęcia na Ziemię w czasie rzeczywistym do 20 sekund przed uderzeniem. Malutki satelita Włoskiej Agencji Kosmicznej, rozmieszczony 10 dni przed uderzeniem, zbliży się na odległość 34 mil/~54 km od asteroidy, aby robić zdjęcia co sześć sekund w chwilach przed i po uderzeniu DART.

 

Skąd NASA będzie wiedzieć, czy DART odniósł sukces?

 

Teleskopy na Ziemi ustawią swoje soczewki na miejsce impaktu, ukazując nam dwie asteroidy jako maleńkie kropki odbitego światła słonecznego. Aby zmierzyć, czy uderzenie DART-a zmieniło orbitę Dimorphosa wokół Didymosa, astronomowie będą śledzić czas między jednym migotaniem światła – co wskazuje, że Dimorphos przeszedł przed Didymosem – a drugim, który wskazuje, że Dimorphos krążył za Didymosem.

Jeśli orbita Dimorphosa wokół Didymosa zostanie przedłużona o co najmniej 73 sekundy, to będzie oznaczać, że DART pomyślnie wykonał swoją misję. Jednak kierownicy misji spodziewają się, że uderzenie wydłuży orbitę asteroidy jeszcze bardziej, o około 10 - 20 minut.

 

Cel: asteroida Dimorphos

Dlaczego Ziemia nie może po prostu rozwalić asteroid, które zagrażają planecie?

 

Samo uderzenie w niebezpieczne skały kosmiczne bronią nuklearną, jak w „Armageddonie” i innych katastroficznych filmach science fiction, może stworzyć rój bardziej niebezpiecznych skał kosmicznych, zwielokrotniając zagrożenia dla Ziemi, zamiast je eliminować.

Mimo to „urządzenie nuklearne”, jeśli jest używane we właściwy sposób, jest jednym z niewielu koncepcyjnych narzędzi w zestawie narzędzi obrony planetarnej NASA.

W przypadku każdej małej i odległej asteroidy, która może zagrozić Ziemi w ciągu najbliższych kilku dekad, misja taka jak DART „ma całkiem spore prawdopodobieństwo wykonania zadania” – powiedział Brent Barbee, inżynier lotniczy z NASA Goddard Space Flight Center.

- Ale jeśli asteroida jest większa lub jeśli czas ostrzeżenia jest nieco krótszy, wtedy przechodzisz od użycia impaktorów kinetycznych do „urządzeń jądrowych” – powiedział Barbee.

Astronomowie i pracownicy różnych agencji kosmicznych symulowali odepchnięcie asteroidy od Ziemi przy użyciu eksplozji nuklearnych.[1]

Inne symulacje zniszczenia asteroidy ukazały, że eksplozje nuklearne mogą być użyte do zniszczenia małych asteroid na dwa miesiące przed impaktem, kiedy przedstawia to niewielkie niebezpieczeństwo dla Ziemi.

- Istnieje wiele trudnych aspektów misji nuklearnej, poza samą fizyką urządzenia i sposobem interakcji urządzenia z asteroidą – powiedział Barbee.

Traktaty zakazujące użycia broni jądrowej oraz Traktat o Przestrzeni Kosmicznej, fundamentalny zbiór międzynarodowych praw kosmicznych podpisanych w latach 60., zabraniają umieszczania lub używania broni jądrowej w kosmosie

Sugeruje to, że awaryjne użycie statku kosmicznego z głowicą nuklearną przez dowolny kraj do odparcia zabójczej asteroidy stanowiłoby naruszenie traktatu. Ale ta sytuacja prawna mogłaby zostać rozwiązana na nadzwyczajnym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych. 

 

Czy w naszym kierunku zmierzają teraz jakieś asteroidy?

 

Nagłówki o asteroidach przelatujących blisko naszej planety to rutyna. Ale według NASA Ziemia powinna być bezpieczna przed niebezpiecznymi skałami kosmicznymi przez następne stulecie.

Agencja prowadzi bazę danych obiektów bliskich Ziemi, które znajdują się w odległości około 28 milionów mil/44.800.000 km od Ziemi. Najbliższym obiektem do śmignięcia przez Ziemię w ciągu najbliższych kilku dni będzie asteroida o szerokości od 50 do 100 stóp (do 33 m), zbliżająca się do 511.246 mil/817.994 km w Święto Dziękczynienia. (To około dwa razy większa odległość od Księżyca).

Do tej pory NASA wyśledziła około 27.000 takich obiektów, co stanowi zaledwie 40% całkowitej ilości, którą agencja ma za zadanie znaleźć w ramach programu obserwacji obiektów bliskich Ziemi – czyli NEO.

NASA prowadzi również Tablicę Ryzyka, która jest oddzielną listą asteroid, które mają większą szansę na uderzenie w Ziemię (chociaż szanse pozostają bardzo niskie). Jedną z celebrytów na tej liście jest Bennu, żwirowa asteroida w kształcie żołędzia wielkości drapacza chmur. Ma 0,057% szans na uderzenie w Ziemię między 2178 a 2290 rokiem.

NASA wysłała statek kosmiczny o nazwie OSIRIS-REx do Bennu w zeszłym roku, aby zebrać próbki skał z jej powierzchni i sprowadzić je z powrotem na Ziemię we wrześniu 2023 roku.

Oczywiście kosmiczne skały, duże i małe, cały czas zaskakują ludzi na Ziemi, czy to lądując na łóżku Kanadyjki, czy też rozbijając okna podczas ponownego wchodzenia w atmosferę nad rosyjskim miastem.[2]

 

Moje 3 grosze

 

Do tego materiału mam kilka swoich uwag, a mianowicie:

Wpadający w ziemską atmosferę rój kosmicznych skał, po rozwaleniu asteroidy głowicami jądrowymi spowoduje jej zmętnienie, a co za tym idzie mniejsza ilość światła słonecznego dotrze do Ziemi. Produkty eksplozji jądrowej spowodują skażenie promieniste. Poza tym pył opadając na Ziemię będzie kondensował parę wodną i powodował zwiększoną ilość opadów na dużych połaciach naszej planety.

Najlepszą metodą użycia broni jądrowej w stosunku do asteroid jest zdetonowanie kilku ładunków nuklearnych na powierzchni asteroidy i spowodowanie „odrzutu” materii asteroidy i co za tym idzie zmianę jej orbity, by ominęła Ziemię w bezpiecznej odległości, ale także by zmiana trajektorii nie spowodowała wysłanie jej na kurs kolizyjny z Ziemią przy następnym nawrocie ku Słońcu.

Nikt nam nie zaręczy, że nie możemy być zaskoczeni przez obiekty pozaukładowe poruszające się z v VIII czy nawet v >> VIII tak jak możemy być zaskoczeni przez kosmiczną skałę spoza Układu Słonecznego, jak np. 1I/’Oumuamua czy kometa 2I/Borisov, które wykryto niedawno. Dla przykładu podam tylko, że ‘Oumuamua poruszał się z prędkością 26 km/s względem Słońca, a w peryhelium osiągnął nawet 87,7 km/s! Obecnie jego prędkość wynosi ok. 40 km/s i będzie zwalniać do prędkości podróżnej 26 km/s względem Słońca.

 

Źródło – NYT - https://www.nytimes.com/2021/11/23/science/nasa-dart-launch-asteroid.html?fbclid=IwAR0GuDYfEBwHE_AGPMnTbGgAGH3lH6wW9axxyFuBskm3r4CLykylQhgTrBg

Przekład z angielskiego - ©R.K.F. Leśniakiewicz



[1] Chodzi o zdetonowania kilku ładunków nuklearnych na powierzchni asteroidy i spowodowanie „odrzutu” materii asteroidy i zmianę jej orbity.

[2] Tak jak możemy być zaskoczeni przez kosmiczną skałę spoza Układu Słonecznego, jak np. 1I/’Oumuamua czy kometa 2I/Borisov, które wykryto niedawno.

wtorek, 28 września 2021

Rozwiązana zagadka zagłady Mohendżo Daro?

 


 

Z "Nieznanego Świata"

 

Jest to jedna z tych tajemnic, która pozostaje nierozwiązana do dziś dnia, a wszelkie dochodzenia w tej sprawie utknęły w martwym punkcie. Żeby przypomnieć Czytelnikowi ten problem pozwolę sobie zacytować fragment książki dr. Miloša Jesenský’ego pt. Bogowie atomowych wojen, a oto i on:

 

Jak już tu wspominano, zarówno w Chinach, jak i na terenie obu Ameryk, a przede wszystkim w Indiach istnieją legendy o kolosalnym konflikcie, który zdarzył się w dalekiej głębi wieków. Na tych obszarach powinny znajdować się dowody materialne tego kataklizmu.

Jeszcze na początku XIX wieku znaleziono pierwsze ślady protoindyjskiej kultury, kiedy podczas budowy kolei w pobliżu osady Harappa napotkano na zwęglone ruiny jakiegoś starożytnego miasta. O mieście tym wspomina znany badacz L. R. Sprague de Camp pisząc, że musiało ono być poddane działaniu bardzo wysokich temperatur. Ruiny te obejmują olbrzymie stopione razem, jakby wydrążone w środku bryły – niczym sterta blaszanych puszek rażona strumieniem stopionej stali.

Na południe od tego miejsca, urzędnik brytyjski J. Campbell odkrył podobne ruiny. Szereg innych podróżników opisywał pozostałości budynków wzniesionych z niezwykłych materiałów, przypominających grube płyty kryształów. I one również podziurawione i potrzaskane, nosiły na sobie ślady działania wysokich energii termicznych.

Jednak dopiero po upływie stu lat, w roku 1921, podjęto systematyczne badania tajemniczych ruin. Prace wykopaliskowe odkryły duże miasto, dobrze rozplanowane, z szerokimi ulicami i doskonałą siecią kanalizacyjną. Późniejsze badania pozwoliły na stwierdzenie, że wedle podobnego planu zbudowano i inne odkryte przez archeologów starożytne miasta na obszarze Doliny Indusu: Mohendżo-Daro, Czahu-Daro, Amri Lothal i szereg innych. W wykopaliska archeologicznych znajdowano szkielety ludzkie noszące znamiona gwałtownej śmierci. szkielety te są najbardziej radioaktywnymi szczątkami ludzkimi, jakie kiedykolwiek znaleziono i przebadano   p r z e d   tragedią Hiroszimy. A. Gorbowskij  w „Zagadkach historii starożytnej” (Moskwa, 1968) podaje, że radioaktywność znalezionych szkieletów przekraczała 50-krotnie poziom normalny.

Z pewnością pod ruchomymi piaskami pustyń ukrywać się musi wiele rzeczy, których istnienia do niedawna nawet nie podejrzewaliśmy. Użyteczne być może okazałoby się przebadanie tych obszarów, chociażby tylko z punktu widzenia natężenia promieniowania radioaktywnego. Nie ulega wątpliwości, że natężenie to mogło obniżyć się po upływie wielu tysięcy lat do poziomu promieniowania tła, istnieją jednak szanse znalezienia pewnych śladów pochodzących od izotopów o najdłuższym okresie życia. Podobnie dżungle Indii oraz Centralnej i Południowej Ameryki ciągle stanowią obszar niezbadany, istnieje tam szereg regionów, gdzie nie stanęła jeszcze stopa białego człowieka. A przecież te tajemnicze rejony zawierać mogą klucz do rozwiązania zagadki naszej przeszłości.

A może piramidy egipskie ukrywają w sobie rozwiązanie jądrowego konfliktu zamierzchłej przeszłości? Ekipa uczonych z kairskiego Ein Shams University, pracująca pod kierownictwem noblisty w dziedzinie fizyki -  prof. dr Luisa Alvareza – umieściła detektor promieniowania kosmicznego we wnętrzu Piramidy Chefrena u jej podstawy, by sprawdzić, czy w piramidzie nie znajdują się jeszcze jakieś nieznane komory. Całość przedsięwzięcia odbywała się pod auspicjami uniwersytetu Ein Shams w Kairze, amerykańskiej Komisji ds. Energii Atomowej oraz Smithsonian Institute. Pomiary prowadzono przy założeniu, że jednorodny strumień promieniowania kosmicznego, przenikając przez piramidę i natrafiając w jej wnętrzu na puste przestrzenie, przechodzić będzie przez nie z większą łatwością, co zostanie zarejestrowane przez detektor.

Badania trwały cały rok, przy czym aparatura pracowała bez przerwy, rejestrując promieniowanie przez 24 godziny na dobę, wyniki zaś przekazywane były do uniwersyteckiego komputera IBM-1120. Kiedy komputer podał dane końcowe, zdumienie ogarnęło uczonych. Okazało się, że zapisy natężenia promieniowania kosmicznego, pochodzące z kolejnych dni pomiaru, wykazywały zupełnie odmienny charakter i były kompletnie ze sobą nieporównywalne. Dr Amr Gohed, odpowiedzialny za funkcjonowanie całej elektroniki oświadczył:

- Z naukowego punktu widzenia jest to niemożliwe. Musi tu istnieć jakaś tajemnica, której nie jesteśmy w stanie wyjaśnić [...] istnieje jakaś tajemnicza siła w piramidach, która przeciwstawia się znanym prawom nauki.

Dla starożytnych Egipcjan piramidy   t a k ż e   stanowiły zagadkę, dlatego opierając się na legendach, przypuszczać można, że   n i e   są one grobami, lecz miejscem schronienia przygotowanym na wypadek wielkiej katastrofy. I to niekoniecznie dla ludzi, chociaż niektórzy ludzie mogliby się tam schronić, ale służącym najprawdopodobniej przede wszystkim  zachowaniu i zabezpieczeniu   w i e d z y   i   i n f o r m a c j i . Jeśli katastrofa przybrała formę kataklizmu wywołanego przez człowieka, z użyciem broni jądrowej włącznie, to hipoteza ta zyskuje na znaczeniu, ponieważ wyjaśniałaby ona przedziwne wyniki uzyskane podczas badań promieniowania kosmicznego wewnątrz i w pobliżu piramidy.

Istnieje możliwość, że piramidy będąc schronami i dysponując wszystkimi cechami, których wymaga się od tego typu budowli, są zabezpieczone także przed promieniowaniem. Wydaje się, że niezależnie od tego, jakich środków użyto dla zapewnienia piramidom tej właściwości, środki te czy mechanizmy funkcjonują w dalszym ciągu w chwili obecnej. Czyżby więc istniał i działał ciągle jeszcze, sugerowany przez Andrew Thomasa w jego książce Nie jesteśmy pierwsi jakiś generator umieszczony pod piramidami? Takie urządzenie zapewne musiałoby znajdować się bardzo głęboko pod piramidą, znacznie głębiej, niż prowadzone dotychczas prace wykopaliskowe. Trudno powiedzieć, jaki ono mogłoby mieć kształt, czy też jak można by je wykryć, ponieważ urządzenie takie przekracza jeszcze możliwości współczesnej technologii.

Piramidy ciągle kryją w sobie niewyjaśnione tajemnice i przejawiają zagadkowe cechy, a pomimo tego istnieją ludzie, którzy twierdzą, że są one jedynie grobowcami faraonów. Nie oznacza to, że zgodzić się należy z wymyślnymi historyjkami, które opowiada się na temat ich budowy. Na przykład, że wysokość Wielkiej Piramidy pomnożona przez milion daje nam w wyniku odległość Ziemi od Słońca. Podaje się cały szereg innych liczb, które mają wskazywać rozmaite wielkości charakterystyczne, takie jak: długość roku, wielkość miesiąca księżycowego, czy masę kuli ziemskiej. Wysuwa się również przypuszczenia, że piramidy były wybudowane przez Noego po Potopie, że zbudowali je Kosmici, lub że zbudowane zostały według instrukcji Kosmitów, albo też że stanowią one punkty orientacyjne lub drogowskazy dla astronautów przybywających na Ziemię z innych planet.

Pogląd, że cała ludzka wiedza ukryta jest gdzieś w piramidach, nie musi być zupełnie dziwaczny, chyba będzie jednak słuszniej powiedzieć, że choć cała wiedza starożytnego świata została tam umieszczona, to jednak już jej tam   n i e    m a . Wiele hipotez i interpretacji narosło wokół piramid egipskich w ciągu ostatnich 100 lat, zaś prawda leży prawdopodobnie gdzieś pośrodku, pomiędzy przypuszczeniami zupełnie fantastycznymi, a całkowicie prozaicznymi.

Zdecydowanie odrzucić trzeba teorie i sugestie pozbawione podstaw, nie można się jednak zgodzić z absurdalnym poglądem, że te kolosalne konstrukcje postawione zostały przez grupę ludzi zaopatrzonych jedynie w prymitywne narzędzia, bez transportu kołowego, dźwigów, wyciągów, kołowrotów i innych urządzeń. Że zbudowano je w kraju, w którym w okresie budowy piramid był prawie niezamieszkały! – nie posiadał miast i z rzadka był tylko pokryty małymi wioskami.

Znacznie bardziej uzasadniony wydaje się pogląd, że piramidy, a szczególnie rozległa ich grupa postawiona na płaskowyżu w Gizie, pochodzą z okresu przed-egipskiego. Zbudowane zostały nie jako budowle o znaczeniu sakralnym lub po to, by przechowywać czcigodne zwłoki wielkich przywódców, lecz stanowiły urządzenia ochronne przeznaczone właśnie do zabezpieczenia zdobyczy wiedzy. Wiele spośród tych urządzeń mogło zostać zużytych przez... nosicieli kultury, którzy pojawili się, aby z powrotem do cywilizacji doprowadzić prymitywnych potomków tych, którzy pozostali przy życiu po katastrofie.

Wśród wszystkich piramid egipskich – a znamy ich około 70 (aktualnie ponad 110) - nie istnieje   a n i   j e d n a ,  w której stwierdzono, by odbył się kiedykolwiek w niej pochówek. Wszyscy faraonowie, a szczególnie najwięksi i najpotężniejsi z nich władcy, jak Ramzes II i Tutmozis III pochowani byli w sławnej Dolinie Królów. Zadziwiające, jak wielu ludzi jest przekonanych, że zmumifikowane szczątki faraonów zostały odkryte w obrębie piramid. Przekonanie to opiera się prawdopodobnie na pewności, z jaka niektórzy archeolodzy wypowiadają opinię, iż piramidy są grobowcami władców Egiptu.

Jeśli najwięksi i najsławniejsi władcy Egiptu zostali pochowani w skalnych grobowcach w Dolinie Królów, to dlaczego przyjmuje się, że mniej znani i nie zawsze realnie istniejący pochowani zostali w tych ogromnych budowlach, rzekomo wzniesionych tak ogromnym wysiłkiem i znojem ludzkim?

Egiptolodzy wydają się znajdować pod przemożnym wpływem przekazów dostarczonych przez wielkiego podróżnika Starożytności – Herodota. Ale Herodot opisuje to, co powiedzieli mu uczeni i kapłani, jakich napotykał na trasach swych wędrówek. Piramidy   j u ż   w ó w c z a s   liczyły sobie kilka tysięcy lat i stanowiły dla Egipcjan zagadkę w nie mniejszym stopniu, niż są one nią dla nas dzisiaj...

 

Pytanie zatem brzmi: co tam właściwie się stało. Kto czy co było odpowiedzialne za te radioaktywne ruiny w Dolinie Indusu i przed kim czy czym miały chronić ludzi piramidy? Dr Jesenský i cały legion autorów twierdzi, że chodziło o atak nuklearny - jeden z wielu. OK., ale w takim razie kto użył bej broni przeciwko mieszkańcom Mohendżo Daro? Jakiego wektora tej broni użyto? Samolotu? Rakiety? Balonu? Wszystko wskazuje na to, że głowica ta eksplodowała nad miastem, ergo bomba ta musiała być zrzucona z czegoś co latało. Ale z czego? Na te pytania cały czas nie ma odpowiedzi…

Wydaje mi się, że jednak jest odpowiedź na te i inne pytania. Pisząc książkę na temat katastrof nuklearnych rzuciliśmy hipotezę o istnieniu radioasteroidów. Ująłem ją w artykule pt. Radioasteroidy: tajemnicze obiekty kosmiczne:

 

Od pewnego czasu nurtuje mnie pewne zagadnienie, a mianowicie – jeżeli w Kosmosie znajdują się pozostałości po wybuchach gwiazd Supernowych i Hipernowych, z których później powstają gwiazdy i ich układy planetarne – a znamy ich coraz więcej – zawierające wszystkie pierwiastki naturalne, od wodoru po uran, to siłą rzeczy naturalne byłoby, gdyby poza znanymi nam meteoroidami kamiennymi, żelazno-kamiennymi i żelaznymi oraz żelazno-niklowymi w kosmosie znajdowały się także asteroidy wykazujące znaczną ilość pierwiastków z grupy lantanowców i aktynowców oraz z dolnej części Tablicy Mendelejewa. Innymi słowy mówiąc, zawierające pierwiastki ziem rzadkich – RRE.

 

Układ Słoneczny liczy sobie jakieś 4,6 - 4,3 mld lat istnienia i większość z tego zdążyła się rozpaść i uległa przemianom jądrowym w inne pierwiastki – np. w nieradioaktywny ołów. Czas półrozpadu izotopów uranu liczy się w miliardach lat i np. T1/2 dla 238U* = 4,468 mld lat. To czas porównywalny z wiekiem Ziemi. Ponieważ tempo rozpadu pierwiastków jest stałe, to możemy łatwo obliczyć ile czasu upłynęło od powstania złoża do chwili obecnej. Na tym polega tzw. „zegar uranowy”.

OK., a teraz kolejne pytanie: skoro asteroidy są gruzem po budowie, to czy nie powinny się w nich znajdować wszystkie cięższe i radioaktywne pierwiastki: technet (Tc), polon (Po), astat (At), radon (Rn), frans (Fr), rad (Ra), promet (Pm), aktyn (Ac), tor (Th), proaktym (Pa), uran (U), neptun (Np) i pluton (Pu). To są te pierwiastki naturalne.

Istnieją dwa transuranowce. Pierwszym z nich jest neptun – Np, a jego najtrwalszym izotopem jest 237Np* o okresie półtrwania T1/2 = 2,144 mln lat, co jest czasem bardzo krótkim w stosunku do wieku Ziemi wynoszącego ok. 4,5 mld lat. Z tej przyczyny pierwotny neptun z okresu powstawania Ziemi uległ praktycznie całkowitemu rozpadowi i nie występuje obecnie w skorupie ziemskiej. Śladowe ilości neptunu 237Np* i 239Np* są znajdowane w przyrodzie jako produkty rozpadu pochodzące z reakcji jądrowych zachodzących w rudach uranu, np. w wyniku bombardowania 238U* neutronami powstałymi przy spontanicznym rozszczepieniu 235U*. Maksymalny stosunek 237Np* do uranu w jego rudach osiąga około 0,000.000.000.01 : 1. Podstawowym źródłem neptunu (podobnie jak innych transuranowców) w biosferze są wybuchy jądrowe w atmosferze. 239Np* został wykryty w glebie w pobliżu miejsc testów broni jądrowej oraz w ściekach i osadach z elektrowni atomowych. Na podstawie analizy wyników dotyczących globalnego opadu promieniotwórczego oszacowano, że zostało wytworzone 2500 kg 237Np*, co jest porównywalne do masy wytworzonego tą samą drogą plutonu, tj. 4200 kg 239Pu* i 700 kg 240Pu*. Zawartość 237Np* na Ziemi wzrasta, co jest efektem wytworzenia i rozprzestrzenienia przez człowieka różnych krócej żyjących izotopów promieniotwórczych, ulegających przemianom jądrowym prowadzącym do neptunu.

Drugim naturalnym transuranowcem jest pluton – Pu. Otrzymywany jest sztucznie, aczkolwiek stwierdzono występowanie jego śladowych ilości w rudach uranu. Występuje tam w postaci izotopu 239Pu*, powstającego jako produkt naturalnych reakcji jądrowych, oraz cięższego 244Pu*. Ten izotop ma okres połowicznego rozpadu ponad 80 milionów lat i jest najcięższym z pierwotnych nuklidów występujących na Ziemi. W wyniku atmosferycznych i podwodnych prób jądrowych, prowadzonych intensywnie w latach 60. XX wieku, a mniej intensywnie do lat 80., do środowiska zostały wprowadzone znaczne ilości plutonu, o aktywności rzędu 1,016 kBq. Wprowadzone do stratosfery drobne cząstki zawierające pluton opadały systematycznie na powierzchnię Ziemi tworząc tzw. globalny opad promieniotwórczy. W chwili obecnej cały rozproszony w atmosferze pluton znajduje się na powierzchni Ziemi, w powierzchniowej warstwie gleby (co jest wynikiem silnego wiązania przez substancje organiczne), gdzie podlega procesom migracji i resuspensji (unoszeniu do przypowierzchniowej warstwy atmosfery). Niewielkie ilości plutonu (w porównaniu z opadem globalnym) wprowadziła do środowiska katastrofa w Czarnobylu. W odróżnieniu od opadu globalnego, opad czarnobylski miał charakter bardzo niejednorodny, tzn. na pewnych obszarach (np. Polska północno-wschodnia) występowały niewielkie powierzchniowo tereny o szczególnie dużej zawartości plutonu. Było to związane z opadaniem cząstek zawierających pluton w wyniku wystąpienia np. miejscowych opadów atmosferycznych. (Wikipedia)

Pozostałe transuranowce od ameryku (Am) do oganessonu (Og) są radioaktywne i ich T1/2 są bardzo krótkie. Wszystkie one zostały stworzone syntetycznie w reaktorach jądrowych.

W moim referacie o śladach Pozaziemian na innych ciałach niebieskich pisałem o możliwości znalezienia na Księżycu, Marsie czy asteroidach śladów działalności którejś z poprzednich ziemskich cywilizacji lub Obcych działających w rejonie Układu Słonecznego. A dokładniej chodziło mi o pozostałości czy artefakty zawierające radioizotopy o długim T1/2. Znalezienie jakiegokolwiek śladu tego rodzaju byłoby twardym dowodem na istnienie poprzednich cywilizacji lub obcej penetracji. Bezdyskusyjnym.

Jest jednak druga strona tego medalu, a mianowicie mogą istnieć asteroidy zbudowane z wymienionych wyżej pierwiastków i ich związków, które cały czas wydzielają promieniowanie α, β, i γ oraz neutrony w trakcie rozpadów ciężkich jąder atomowych. Jak na razie nie napotkaliśmy na takie, ale to wcale nie oznacza, że ich nie ma. Z drugiej strony ich obecność zapewne byłaby doskonale widoczna na zdjęciach nieba w podczerwieni, bowiem przemiany jądrowe rozgrzewają obiekty i powinny być one widoczne w zakresie promieniowania termicznego. Tak to wygląda w teorii.

A jednak w atmosferze Ziemi dzieje się coś, co pozwala myśleć właśnie o istnieniu radioaktywnych asteroidów – radioasteroidów. Tak już nawiasem mówiąc, to w kontekście wydarzeń w Hynnam przypomina się dziwna obserwacja dokonana we Francji przez obserwatorium na Puy du Dôme. Tak pisze o tym Loren E. Gross:

Wieści z Paryża, które dotarły w dniu 11 sierpnia 1946 r., mówiły o jeszcze dziwniejszych zdarzeniach nad Starym Kontynentem. Francuskie obserwatorium astronomiczne  w Puy du Dôme opublikowało oświadczenie, że nad stolicą Francji zalega dziwna chmura o niezwykłym składzie chemicznym. Wisi ona na wysokości 6.600 metrów od około trzech tygodni. Specjalne samoloty z aparaturą kontrolno-pomiarową na pokładach ponad dwudziestokrotnie przelatywały przez chmurę w celu uzyskania jak największej ilości danych o jej składzie chemicznym. Różne pogłoski łączyły tę chmurę z amerykańskimi testami jądrowymi na atolu Bikini.  Pojawiła się też inna zagadka, która na szczęście nie przedostała się do wiadomości publicznej - otóż uczeni doszli do wniosku, że radioaktywne obłoki mogą być równie efektowną bronią masowego rażenia [BMR], jak wybuchy atomowe. Nie oskarżano Rosjan o to, że rozsiewali oni radioaktywne cząstki w atmosferze przy pomocy rakiet, bowiem ich technika i prace nad substancjami promieniotwórczymi stały wtedy na niskim poziomie i nie mogli zbudować bomby A.

Doniesienie jest z dnia 11.VIII.1946 roku, a zatem znajdowała się ona tam od maja 1946 roku. Czy mogły ją spowodować amerykańskie testy jądrowe na Pacyfiku? Spójrzmy na to chronologicznie:

·         Jesień 1943 – niemiecki test urządzenia jądrowego (~10 kt TNT) w rejonie Homla, Białoruś.

·         4.III.1945 – test bomby A (>10 kt) na więźniach KL Dora w Ohrdruf k./Gotha,

·         Marzec 1945 – niemiecki test urządzenia jądrowego (~10 kt) na Rugii,

·         16.VII.1945 – amerykański test urządzenia Gadget (~20 kt) w ramach operacji Trinity na Jordana de Muerte, NM.

·         6.VIII.1945 – zrzut bomby A Little Boy (15 kt) na Hiroszimę.

·         9.VIII.1945 – zrzut bomby A Fat Man (21 kt) na Nagasaki.  

·         12.VIII.1945 – hipotetyczny zrzut bomby A Mother’s Breath (~20 kt) w okolicy Hynnam, Korea.

·         Maj 1946 – nad Paryżem pojawia się radioaktywny obłok.

·         30.VI.1946 – test bomby A Able (23 kt) w ramach operacji Crossroads na atolu Bikini.

·         24.VII.1946 – test bomby A Baker (23 kt) w ramach operacji Crossroads na atolu Bikini.

·         11.VIII.1946 – media podają informację o radioaktywnym obłoku nad Paryżem.

Tak więc  uczeni założyli, że mieliśmy do czynienia z jakimiś pozostałościami po amerykańskich testach nuklearnych. I wszystko byłoby OK., gdyby nie mały drobiazg: a mianowicie – czy obłok mógłby się zatrzymać i wisieć nad jednym miejsce nad Ziemią przez trzy miesiące non-stop???

A może to nie były amerykańskie testy jądrowe, a pozostałości po niemieckich? Nazistowscy uczeni byli o krok od skonstruowania bojowej bomby A, której wektorem miały być pociski rakietowe A-4/V-2, i to jest pewnik. Cały problem tkwił tylko w miniaturyzacji bomby A – te amerykańskie były wielkimi, czterotonowymi potworami, od których większymi były tylko pięciotonowe brytyjskie bomby trzęsienia ziemi lub bomby sejsmiczne – Tallboy i Grand Slam o masie 5 ton.

NB, w roku 2016 i 2017 nad Europą zaobserwowano obłoki radioaktywnych cząstek izotopu rutenu - 106Ru*. Sprawa jest dość tajemnicza i tak opisał ją portal TVN-Meteo:

W ostatnim tygodniu września doszło do wypadku w instalacji nuklearnej w Rosji lub Kazachstanie - ogłosił w czwartek francuski Państwowy Instytut Bezpieczeństwa Radiologicznego IRSN. Świadczy o tym izotop promieniotwórczy ruten-106, który na początku października wykryto nad Europą, w tym także nad Polską.

Nad Europą, w tym nad Polską, wykryto niewielkie ilości izotopu promieniotwórczego ruten-106. Poinformowała o tym Państwowa Agencja Atomistyki, zaznaczając jednocześnie, że stężenie jest niewielkie i nie powoduje zagrożenia dla zdrowia. Póki co nie wiadomo jednak, skąd substancja wzięła się w powietrzu.

Jak informuje w piątek w komunikacie Państwowa Agencja Atomistyki, izotop ten był wykrywalny na precyzyjnych urządzeniach pomiarowych przez około dwa tygodnie na przełomie września i października. Po tym okresie jego stężenie spadło i obecnie izotop ten nie jest wykrywany.

Zapewnia też, że wykryte stężenie rutenu-106 nie ma i nie miało żadnego wpływu na zdrowie mieszkańców Polski.

Ruten-106 jest izotopem promieniotwórczym wykorzystywanym m.in. w leczeniu nowotworów, często podczas zabiegu brachyterapii oka. Zabieg polega na tym, że źródło zawierające ten izotop zostaje umieszczone w pobliżu guza nowotworu (na przykład na oku pacjenta w postaci specjalnej płytki-aplikatora) i swoim oddziaływaniem uszkadza komórki rakowe - czytamy w komunikacie PAA.

Instytut francuski wykluczył możliwość awarii reaktora atomowego, wskazując, że chodzi tutaj zapewne o zakład przerobu paliwa jądrowego lub placówkę medycyny nuklearnej. Jak podkreślił, obłok nie spowodował w Europie żadnego zagrożenia dla ludzkiego zdrowia ani dla środowiska.

Według komunikatu IRSN, nie można było dokładnie określić miejsca emisji promieniotwórczej substancji, ale biorąc pod uwagę sytuację meteorologiczną przypuszcza się, że leżało ono między górami Uralu i rzeką Wołgą. Może to wskazywać na Rosję lub ewentualnie Kazachstan - zaznaczył przedstawiciel instytutu.

- Rosyjskie władze oświadczyły, że nic im nie wiadomo o wypadku na ich terytorium - powiedział Reuterowi dyrektor IRSN Jean-Marc Peres. Dodał, że instytut nie nawiązał jeszcze kontaktu z władzami kazachskimi.

Peres przypomniał, że w ostatnich tygodniach IRSN i kilka innych europejskich instytutów ochrony radiologicznej notowało w powietrzu atmosferycznym wyższy poziom rutenu-106 - promieniotwórczego izotopu będącego produktem rozszczepiania atomów w reaktorach jądrowych. Izotop ten w przyrodzie nie występuje, a ze względu na wynoszący nieco ponad rok okres połowicznego rozpadu wykorzystywany jest w medycynie.

IRSN ocenia, że do atmosfery wydostała się duża ilość rutenu-106, od 100 do 300 TBq, i gdyby we Francji wydarzył się wypadek na podobną skalę, niezbędne byłoby ewakuowanie bądź ukrycie ludzi w promieniu kilku kilometrów od miejsca emisji. Zdaniem Peresa, ruten-106 wydostał się prawdopodobnie z zakładów przerobu paliwa jądrowego lub z ośrodka medycyny nuklearnej. Awaria reaktora atomowego nie wchodzi tutaj w grę, gdyż pojawiłyby się wtedy także inne izotopy promieniotwórcze. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej (MAEA) ustaliła ponadto, że przed zaistnieniem skażenia w atmosferę ziemską nie wszedł żaden sztuczny satelita zawierający radioaktywny ruten.

Stacje obserwacyjne w większości państw europejskich zarejestrowały na początku października wysoki poziom rutenu-106 w powietrzu, przy czym od 6 października poziom ten zaczął się trwale obniżać.

 

Zakładam więc, że wszystkiemu winne są radioaktywne asteroidy, które od czasu do czasu wpadają w atmosferę Ziemi i tam spalają się tworząc radioaktywne obłoki.

Uzasadnię to tym, że skoro asteroidy stanowią gruz po budowie Układu Słonecznego albo szczątki zniszczonych protoplanet, to siłą rzeczy muszą zawierać także pierwiastki z drugiej połowy Tablicy Mendelejewa.

Inna, bardziej egzotyczna wersja tej hipotezy zakłada, że być może są to szczątki jakichś urządzeń jądrowych zbudowanych na asteroidach w czasach poprzednich cywilizacji, które teraz spadają na Ziemię. Tym można wytłumaczyć obecność sztucznie wytworzonych radioizotopów, jak 106Ru* i innych. Problem tkwi jednak w tym, że ruten-106 rozpada się dość szybko wedle formuły reakcji:

106Ru* => β- + 106Rh

zaś czas połowicznego rozpadu T1/2 = 373d35h24m.

I raz jeszcze przypominam, że jest to izotop syntetyczny, możliwy do produkcji tylko i wyłącznie w reaktorach jądrowych – czyli że w Naturze nie występuje.

Można tylko zgadywać, kto i kiedy go wyprodukował, ale to już jest temat z innej ballady…

 

A zatem to nie wybuch atomowy zrujnował te miasta, ale wybuch asteroidy zasypał ich ruiny radioaktywnymi pyłami. Sam wybuch był stricte chemiczny. Rozdrobniony materiał asteroidy, czy nawet komety, wymieszany z powietrzem eksplodował jak bomba termobaryczna. Niemożliwe? A jednak…

Wszyscy wiemy o wydarzeniach z dnia 30.VI.1908 roku w rejonie Podkamiennej Tunguskiej. Tam też doszło do straszliwej eksplozji szacowanej na 13 – 30 Mt TNT na wysokości ok. 10 - 30 km, co spowodowało dewastację 2150 km² tajgi i śmierć wielu zamieszkujących ją ludzi i zwierząt. I w tym przypadku nie była to bomba jądrowa czy termojądrowa ale właśnie bomba termobaryczna, której moc wybuchu może być porównywalna z eksplozją jądrową/termojądrową.

Następny tego rodzaju przypadek miał miejsce w dniu 15.II.2013 roku nad Czelabińskiem, gdzie doszło do eksplozji tzw. superbolidu, który po wejściu w atmosferę eksplodował w 32,5 sekundzie lotu na wysokości 29.700 m. Wybuch wydzielił energię tylko 0,5 Mt, co wystarczyło do uszkodzenia 7500 budynków i zranienia 1500 osób.

Jeżeli idzie o polonica, to należy przypomnieć deszcze odłamków meteorytów z Pułtuska z dnia 30.I.1868 roku, Łowicza z dnia 11/12.III.1935 roku oraz tajemniczy Wielki Bolid Polski z dnia 20.VIII.1979 roku, a którego natury nie docieczono do dziś dnia…!

Wygląda więc na to, że w przypadku miast w Dolinie Indusu mamy do czynienia nie z wybuchem jądrowym, ale termobarycznym asteroidy lub komety, która w swym składzie miała także pierwiastki z dolnej części Tablicy Mendelejewa.

Oczywiście ktoś powie, że to niemożliwe, bo nie ma czegoś takiego. Owszem – jeszcze czegoś takiego nie odkryliśmy, ale to wcale nie znaczy, że czegoś takiego nie ma i być nie może. Układ Słoneczny powstał dzięki wcześniejszemu wybuchowi gwiazdy Supernowej, a te właśnie produkują wszystkie pierwiastki cięższe od wodoru i helu, a więc także tor, uran, neptun i pluton – z tym, że ten ostatni w minimalnych ilościach towarzyszy rudom uranu. Dlatego też – jak uważam – taką możliwość trzeba wziąć pod uwagę. Szkoda, że nikt nie zbadał składu chemicznego gruntów z okolic Mohendżo Daro i innych miast w okolicy. Niestety, obawiam się, że pakistańskie i indyjskie próby nuklearne zanieczyściły radionuklidami znaczne połacie pustyni Thar i takie pomiary byłyby zafałszowane…

A co z piramidami? Wydaje się, że były one schronami na taki właśnie wypadek – bombardowania Ziemi z nieba. Miały one za zadanie chronić nie tyle ludzi ile skarby ich wiedzy, dlatego właśnie były one tak solidne i odporne na kataklizmy.   

Reasumując – wydaje mi się, że hipoteza naturalnego zbombardowania miast w Dolinie Indusu przez jakąś radioasteroidę ma swe uzasadnienie. Niestety sprawdzimy ją, kiedy będziemy w stanie badać asteroidy in situ, albo znowu jakaś spadnie na Ziemię i nie wcześniej...