Kosmiczny cmentarz…
Nie, to po prostu
zrzutowisko dla zużytych, nieaktywnych satelitów i stacji kosmicznych. Uważam,
że coś takiego ma większy sens, niż deorbitowanie ich w dowolnych miejscach na
Ziemi, co mogłoby zagrozić ludziom spadkiem szczątków czy nawet radioaktywnym
skażeniom, jak to miało miejsce w przypadku radzieckiego satelity RORSAT/Kosmos-954
w 1978 roku w Kanadzie.
Point Nemo, ziemski wodny
cmentarz statków kosmicznych
„Punkt Nemo” to wodny cmentarz dla tytanowych zbiorników paliwa
i innych kosmicznych śmieci
Jednym z miejsc, w których chiński kosmiczny kosmos Tiangong-1,
skierowany na Ziemię i wymykający się spod kontroli, prawdopodobnie nie uderzy
w niedzielę, jest opuszczonym miejscem na południowym Pacyfiku, w którym miał
się rozbić.
Oficjalnie nazywany „oceanicznym punktem niedostępności”, ten
wodny cmentarz tytanowych zbiorników paliwa i innych kosmicznych śmieci jest
lepiej znany kosmicznym fanom jako Punkt Nemo, na cześć fikcyjnego kapitana
łodzi podwodnej Juliusza Verne'a.
Point Nemo znajduje się dalej od lądu niż jakakolwiek inny punkt
na świecie: 2688 kilometrów (około 1450 mil) od Wysp Pitcairn na północy,
jednej z Wysp Wielkanocnych na północnym zachodzie i Wyspy Maher - części
Antarktydy - na południu.
- Najbardziej atrakcyjną
cechą kontrolowanej deorbitacji do Punktu Nemo jest to, że nikt tam nie mieszka - powiedział Stijn Lemmens,
ekspert ds. Śmieci kosmicznych z Europejskiej Agencji Kosmicznej w Darmstadt w
Niemczech.
- Przypadkowo jest również
niezbyt zróżnicowany biologicznie. Dlatego wykorzystuje się go jako wysypisko -
„kosmiczny cmentarz” byłby bardziej uprzejmym określeniem - głównie dla statków
towarowych - powiedział AFP.
Powiedział także, że około 250 do 300 statków kosmicznych -
które w większości spłonęły, gdy wyryły korytarz w ziemskiej atmosferze -
zostało tam pochowanych.
Zdecydowanie największym obiektem, który spadł z nieba i rozbił
się w Point Nemo w 2001 roku, było laboratorium kosmiczne MIR, które ważyło 120
ton.
- Jest obecnie rutynowo
używany przez (rosyjskie) kapsuły Progress,
które trafiają tam i z powrotem do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS) - powiedział Lemmens.
Masywny, 420-tonowy ISS ma również spotkanie z przeznaczeniem w
Punkcie Nemo w 2024 roku.
W przyszłości większość statków kosmicznych będzie
„zaprojektowanych do zagłady” z materiałów, które topią się w niższych
temperaturach, co znacznie zmniejsza prawdopodobieństwo ich ponownego wejścia
na Ziemię i uderzenia w powierzchnię Ziemi.
Na przykład NASA i ESA przechodzą z tytanu na aluminium w
produkcji zbiorników paliwa.
Chiny wystrzeliły Tiangong-1, pierwsze załogowe
laboratorium kosmiczne, w Kosmos w 2011 roku. Miało to być kontrolowane, ale
inżynierowie naziemni stracili kontrolę nad ośmiotonowym statkiem w marcu 2016
r. W marcu 2016 r. było jego zejście w kierunku ognistego końca.
Szanse, że ktokolwiek zostanie trafiony przez szczątki Tiangong-1,
są znikomo małe, według ESA, mniej niż jeden na 12 bilionów.
Nawiasem mówiąc, „Nemo” oznacza „nikt” po łacinie.[1]
I jeszcze jeden
materiał na temat oceanicznego cmentarzyska statków kosmicznych. Pisze Harry Petit:
NASA ma „kosmiczny cmentarz” ukryty pod morzem, gdzie
zakopane są setki martwych statków kosmicznych - i znajduje się w najdalszym
miejscu od ludzkiej cywilizacji
GŁĘBOKO na południowym
Pacyfiku znajduje się cmentarz setek upadłych statków kosmicznych.
Punkt Nemo, po łacinie
„nikt”, jest głęboki na około 4000 metrów i dalej od lądu niż jakikolwiek inny
punkt na Ziemi, co czyni go idealnym miejscem do rozbijania niedziałających
rakiet i satelitów.
Co najmniej 260 statków
kosmicznych - głównie rosyjskich - zostało tam spalonych przez NASA i inne
agencje kosmiczne od czasu ich pierwszego użycia w 1971 roku.
Zdecydowanie
największym było rosyjskie laboratorium kosmiczne MIR, 120-tonowa plątanina
metalu, która spadła na Punkcie Nemo w 2001 roku. Uważa się, że Międzynarodowa
Stacja Kosmiczna wyląduje tam około 2024 roku.
Miejsce to pomaga
zapobiegać gromadzeniu się niebezpiecznych śmieci kosmicznych na orbicie, które
mogą zderzyć się z przyszłymi satelitami i startami rakiet.
- Mniejsze satelity spłoną, ale kawałki większych przetrwają i dotrą do
powierzchni Ziemi - napisał astronom dr David Whitehouse dla BBC. - Aby
uniknąć katastrofy na zaludnionym obszarze, są one sprowadzane w pobliże punktu
niedostępności oceanicznej.
Point Nemo znajduje się
pomiędzy Australią, Ameryką Południową i Nową Zelandią w punkcie oddalonym o
ponad 1600 mil od lądu
Nikt nie mieszka w
pobliżu i nie ma tu dużo dzikiej przyrody, co czyni go idealnym wysypiskiem
śmieci kosmicznych - głównie nieużywanych pojazdów towarowych.
Opuszczony region był
wcześniej nazywany „kosmicznym cmentarzem” przez naukowca Europejskiej Agencji
Kosmicznej Stijna Lemmensa.
Aby wylądować w Punkcie
Nemo, inżynierowie muszą dokładnie określić czas opadania swoich pojazdów, aby
uderzyły w wodę.
Statki kosmiczne
rozpadają się, gdy ponownie wchodzą w atmosferę, co oznacza, że lądują jako tysiące małych kawałków na południowym Pacyfiku.
Według dr Holgera Kraga, szefa Biura Odpadów
Kosmicznych Europejskiej Agencji Kosmicznej, pojazdy mogą rozprzestrzeniać się
na obszarze o długości tysiąca mil.
Pojazdy rozpadają się
na tysiące kawałków, zanim uderzą w wodę.
Na zdjęciu statek Europejskiej Agencji Kosmicznej Jules Verne podczas
ponownego wejścia na pokład przed lądowaniem w Point Nemo w 2008 roku
Co jest pochowane w
Point Nemo?
Lista statków kosmicznych,
które wylądowały w Punkcie Nemo obejmuje:
·
Rakieta SpaceX
·
Pięć statków towarowych Europejskiej Agencji Kosmicznej, w
tym zautomatyzowany pojazd transferowy Jules Verne
·
Sześć japońskich statków towarowych HTV
·
Ponad 140 rosyjskich jednostek zaopatrzeniowych
·
Sześć rosyjskich stacji kosmicznych Salut
·
Stacja kosmiczna MIR z czasów radzieckich
- Nie wiemy dokładnie, gdzie upadają, ponieważ jest to odległe miejsce
- powiedział dr Krag w wywiadzie dla „Daily Mail”. - Jest może tylko dziesięć fragmentów, które przetrwały ponowne wejście,
rozrzuconych na setki mil.
Statki kosmiczne deorbitowane
na Nemo obejmują rakietę SpaceX, pięć statków towarowych
Europejskiej Agencji Kosmicznej i sześć japońskich statków towarowych HTV.
Ponad 140 rosyjskich
pojazdów zaopatrzeniowych również spotkało swój los na odległych wodach Nemo.
Uważa się, że Międzynarodowa Stacja Kosmiczna
ISS
spadnie na wody Nemo w 2024 roku.[2]
I tyle byłoby mądrości
objawionych w mediach. Jest jeszcze ciekawy film na ten temat pt. „Ciekawostki
ze świata: kto zamieszkuje głębię oceanu”[3] w którym rzucono hipotezę na temat
słynnego dźwięku „bloop”, który mógł być spowodowany przez cielący się
lodowiec, albo… nieznane nauce kryptydy w rodzaju supergłowonogów
(najinteligentniejszych mieszkańców Wszechoceanu) czy Mozazaurów albo
Megalodonów – przybyszów z Przeszłości naszej planety. I to wcale nie jest
takie niemożliwe. Chociaż w tym rejonie Wszechoceanu mamy zimny Dryf Wiatrów
Zachodnich, to przydenne warstwy wody są ogrzewane przez gorące źródła
podmorskiego ryftu na granicy dwóch płyt tektonicznych: Antarktycznej i
Pacyficznej. Mechanizm ten został ukazany w powieści Steve Autena pt. „Meg”, w której gigantyczny rekin Megalodon żył
sobie wygodnie ukryty pod termokliną w Rowie Mariańskim.
I jeszcze jeden aspekt,
prawie na czasie – mimowolnej panspermii. Mimowolnej w odróżnieniu od normalnej
i kierowanej. O ile ludzie boją się tego, co groźne i wielkie, ja obawiam się
czegoś jeszcze gorszego – przybyszów z mikroświata. Jak już tutaj powiedziano –
w rejon Punktu Nemo wpadają szczątki statków kosmicznych, i to już od 1971
roku. Czy nie jest niemożliwe, że wraz z nimi spadają do ziemskiej atmosfery
jakieś mikroorganizmy czy spory jakichś istot wyższego rzędu, które napotkawszy
sprzyjające warunki mogą się rozwinąć w głębinach Pacyfiku? Może nawet są to
organizmy zabrane z Ziemi i zmutowane na stacji kosmicznej w rodzaju MIR-a. A
tak à propos tego ostatniego, to na
jego pokładzie za panelami ściennymi kabin i kokpitu znaleziono doskonale
prosperujące kolonie mikroorganizmów – bakterii i grzybów, które przystosowały
się do warunków panujących na stacji kosmicznej, w tym promieniowania i zerowej
grawitacji. No bo kto wie, czy właśnie te wszystkie groźne wirusy: grypy, SARS,
COVID-19, birds- i swine flu nie zostały zawleczone z
Kosmosu i rozwleczone po całej Ziemi przez wiatry i prądy morskie? Wszak
istnieje związek pomiędzy pojawieniami się komet a epi- i pandemiami różnych
chorób, które dziesiątkowały ludność świata od zarania Ludzkości i nie bez
kozery ludzie obawiali się ogoniastych gwiazd, co atoli jest już inną
sprawą.