Kraina Siedmiu Miast...
Valdis Pejpiņš
W celtyckich legendach wspomina
się często o Królestwie Umarłych – wyspie Avalonie tam właśnie jakoby był
pochowany legendarny król Artur i
mieszkała Morgana le Fay, której
obraz później przekształcił się w czarownicę Morganę.
W Średniowieczu na Półwyspie
Pirenejskim narodziła się legenda. Podobnież w czasie najazdu arabskiego
siedmiu biskupów Królestwa Wizygockiego, z biskupem miasta Porto (dziś
Portugalia) na czele uratowali się ucieczką na zachód – na Ocean Atlantycki.
Dopłynęli oni do jakiejś wyspy, gdzie założyli siedem osad, które rychło
rozkwitły we wspaniałe miasta.[1]
W XVI wieku legenda ta nieco
się zmieniła. Wśród konkwistadorów rozeszły się pogłoski, że siedem bajecznie
bogatych miast znajduje się gdzieś w głębi kontynentu północnoamerykańskiego.
Pełniły one podobną rolę jak legendy o Eldorado (El Dorado) w Ameryce
Południowej. W poszukiwaniach nieprzebranych bogactw, konkwistadorzy zaczęli
wysyłać coraz to nowe ekspedycje, które zaczęły opanowywać coraz to nowsze
terytoria, na których powstały później Stany Zjednoczone.
Pogłoski
znajdują potwierdzenie
Jednym z takich poszukiwaczy
niezmierzonych bogactw Krainy Siedmiu Miast, czy jak ją wtedy nazwano Sivola/Cibola[2]
został don Francisco Vasquez de Coronado
pochodzący z hiszpańskiego miasta Salamanka. Za Ocean przybył on w świcie
wicekróla Nowej Hiszpanii don Antonio de
Mendoza y Pacheco, człowieka unikalnego w tej okrutnej epoce. Wszak de
Mendoza przejął się losem pokonanych Indian i chętnie przyjmował ich skargi;
ustanowił dla nich specjalne przepisy co do ich pracy w kopalniach, żądał by
płacono tubylcom za pracę, otworzył dla nich uniwersytet w Meksyku, poza tym
szkoły i szpitale.
W miarę tego, jak pogłoski o
cudownej krainie Sivoli mnożyły się, de Mendoza w marcu 1539 roku wysłał na jej
poszukiwania franciszkańskiego mnicha fra Marcosa
de Nizę w towarzystwie indiańskich przewodników. Powróciwszy we wrześniu,
de Niza zaczął przekonywać Hiszpanów, że widział Sivolę na swe własne oczy i że
jest ona położona w krainie narodu Zuni, na terytorium dzisiejszego stanu Nowy
Meksyk. I to właśnie wtedy de Mendoza zlecił de Coronado – który w tym czasie
był komendantem miasta Culiácan – dowództwo ekspedycji, której celem było
znalezienie Krainy Siedmiu Miast i zawojowania jej. W roli werbownika wprost z
katedry wystąpił główny świadek realności Sivoli fra Marcos de Niza. Nie musiał
on dodatkowo ubarwiać swej opowieści – chętnych było dostatecznie wielu. Tak
więc spośród zgłaszających się awanturników można było wybrać konkretnych
kandydatów.
Przerażający
kanion
Ekspedycja ruszyła w lutym 1540
roku z miejscowości Compostella w Zachodnim Meksyku. Składała się ona z 250
konnych i 70 pieszych hiszpańskich żołnierzy, których wspierało 700 Indian,
setki jucznych koni i mułów, a poza tym bydło i świnie. Część prowiantu
żołnierze i Indianie nieśli na plecach, a „mięsne posiłki” wędrowały na swoich
nogach. Wyprawa szła na północny-zachód wzdłuż wybrzeża Zatoki Meksykańskiej[3],
drogą którą przebył fra Marcos de Niza. Na morzy wspierały ekspedycję statki
pod dowództwem Hernando de Alarcóna. Doszedłszy do rzeki Hill, wyprawa skręciła
na północny-wschód i zagłębiła się w kontynent na drodze wiodącej do
południowych ostępów Colorado Plateau, na którym powinno stać siedem bajecznych
miast, którym stugębna plotka nadała już wielkość stolicy Azteków –
Tenochtitlanu.[4]
Jakież więc było rozczarowanie
konkwistadorów, kiedy podeszli oni do miasta, a priori nazwanemu przez nich
Sivolą. Zamiast bajkowego „starożytnego megalopolis” ujrzeli one zbudowane na
skalnych tarasach domki z płaskimi dachami. To pueblo nie mogło liczyć więcej
niż 200 wojowników. Hiszpanie bez specjalnego wysiłku wybili z tego osiedla
wszystkich odzianych w wyprawione skóry i samodziałowe tkaniny jego
mieszkańców. Złota tam nie było nawet na lekarstwo, ale de Coronado zapisał: Tam my znaleźliśmy coś, co było o wiele
cenniejsze od złota i srebra w tym momencie: dużo kukurydzy, bobu i kurczaków,
które były większe od tych, które znaliśmy w Nowej Hiszpanii, sól – lepszą i
bielszą od tej, którą widziałem w życiu.
„Przepiękne miasta” otaczające
Sivolę okazały się być jeszcze mniejsze i biedniejsze. De Coronado
podporządkowawszy sobie miejscowych Indian, rozesłał nieduże oddziały wojskowe
w celu zbadania krainy. W czasie tego, grupa pod dowództwem Garcii Lopeza de Cardenasa dotarła do
południowego końca Wielkiego Kanionu Kolorado – autentycznego cudu Przyrody
znajdującego się w dzisiejszym stanie Arizona. Zdumionych jego wielkością
Hiszpanom wydawało się, że głębokość tego kanionu wynosi 3-4 mil. W
rzeczywistości jego maksymalna głębokość wynosi „jedynie” 1800 metrów, czyli
niewiele więcej od 1 mili lądowej.[5]
Długość Wielkiego Kanionu wynosi 446 km, a jego szerokość wynosi 6-29 km.
Drugi oddział, którym dowodził Jaramillo doszedł do potężnej rzeki
płynącej na południe. W ten sposób odkryto dział wodny dwóch rzek: Rio Colorado
wpadającej do Zatoki Kalifornijskiej (Ocean Spokojny) i Rio Grande wpadającej
do Zatoki Meksykańskiej (Atlantyk). Główny oddział pod dowództwem samego de
Coronado doszedł do rzeki Rio Pecos płynącej pomiędzy Górami Skalistymi a
dzisiejszym Sacramento, CA. Na brzegu tego dopływu Rio Grande wyprawa stanęła
na zimowisko.
Wśród
prerii
W jednym z osiedli na brzegach
Rio Pecos Hiszpanie napotkali na indiańskiego niewolnika, który urodził się na
terytorium dzisiejszej Florydy. Zasłużył sobie na zaufanie Europejczyków tym,
że okazał się być dobrym przewodnikiem. Indianin ten opowiadał, że na wschód
płynie ogromna rzeka o szerokości 2 mil i w której żyją ryby o rozmiarach
konia, a jej brzegi są gęsto zasiedlone. Hiszpanie dowiedzieli się przy tym, że
na tej rzece pływają ogromne łodzie mające u każdej burty 20 wioślarzy. Na
brzegach tej rzeki znajduje się kraina Quivira, której władca spędza sjestę pod
konarami ogromnego drzewa, obwieszonego złotymi dzwoneczkami i drzemie pod ich
cichym dzwonieniem. Mieszkańcy Quiviry posługują się tylko złotymi i srebrnymi
zastawami, a dzioby ich łodzi ozdabiają wielkie orły.
Opowieść ta poruszyła
Hiszpanów, którzy wiosną 1541 roku wyruszyli na poszukiwania tej cudownej
krainy. Ekspedycja de Coronado poszła tam, „gdzie pokazuje strzałka kompasu”,
przekroczyła płynące na wschód małe i duże dopływy Missouri. Już na początku
podróży, ekspedycja znalazła się wśród bezkresów prerii z ogromnymi stadami
bizonów. Po dziesięciu dniach od sforsowania Rio Pecos, konkwistadorzy – natknęli się na osiedla ludzi mieszkających
na podobieństwo Arabów. Odkryte przez nich plemiona mieszkały w namiotach
zrobionych ze skór dzikich „krów”, a kiedy poszukiwali żywności, to po prostu
zwijali je. Przez cały miesiąc posuwali się do przodu krótkimi, dziennymi
„skokami”. 29 czerwca w dzień śś. Piotra i Pawła doszli oni do wielkiej rzeki,
którą to nazwali na cześć tych świętych. Najprawdopodobniej była to rzeka
Arkansas – jeden z dopływów Missisipi.
Błogosławiona
Quivira
Wedle obliczeń de Coronado,
jego oddział był już w krainie Quivira. Uczestnicy wyprawy później opisywali ją
jako pociętą dużymi rzekami , świeżą, zieloną, żyzną i rozkoszną krainę, lepszej od której nie znajdziesz ni w
Hiszpanii ani w Italii. Oni twierdzili, że ta miejscowość była dogodna dla
wszystkich kultur i że w pobliżu potoków i strumieni można było znaleźć duże i
pyszne winogrona. Kraina była wspaniała, ale miejscowi Indianie nie posiadali
żadnych cennych przedmiotów. Żółty metal, z którego zrobione były ozdoby wodzów
indiańskich Quiviry okazał się być zwyczajną miedzią. Nadchodziła jesień, i de
Coronado postanowił wracać.
Powrót przez już mu znane miejsca
zabrało dni 40. Wiosną 1542 roku de Coronado chciał ponownie dojść do Quiviry i
pójść dalej w głąb odkrytej przez niego, ogromnej ziemi. Niestety, jego plany
pokrzyżowała choroba. Dalsze losy tego konkwistadora i podróżnika przedstawiają
się raczej smutno. Z jednej strony wiadomo, że de Coronado popadł w niełaskę
dlatego, że nie odnalazł tych bajecznie bogatych miast z ogromną ilością złota,
i został zdjęty ze stanowiska komendanta miasta Culiácan. Z drugiej strony, ponoć
do swej śmierci w roku 1547 czy 1554 był radnym w Mexico City.
Jednakże w geograficznym
wymiarze odkrycia ekspedycji stały się przełomowe. W pogoni za fantastycznymi
miastami i krainami, de Coronado ze swymi towarzyszami przebył kilka tysięcy
kilometrów wewnątrz kontynentu, który okazał się o wiele większym, niż
ktokolwiek to zakładał. Przebadano na przestrzeni wielu set kilometrów brzegi
morskie. Europejczykom otworzył się ogromny kraj pełen gór, równin, basenów
rzecznych o prerii. To terytorium o powierzchni ponad miliona kilometrów kwadratowych
w końcu XVI wieku zostało włączone do korony hiszpańskiej.
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
17/2013, ss.12-15
Przekład z j. rosyjskiego –
Robert K. Leśniakiewicz ©
[1]
Zob. Washington Irving –
„Zaczarowana wyspa” i „Adalantado
Siedmiu Miast” w zbiorku „Rip van Winkle i inne opowiadania”, Warszawa 1966.
[3] Chodzi o
Zatokę Kalifornijską/Morze Corteza.
[4]
Na początku XVI wieku zamieszkiwało tam 200.000 ludzi, co zaliczało to miasto
do jednego z największych miast świata!
[5] 1605 m.