Więc zrobiłam.
Zrzut, parostek (żadne zwierzę nie ucierpiało! ^^) misternie opleciony miedzianym drutem. Trzy końcówki pomalowane złotą farbą. Wydaje mi się, że mogłaby być trochę ciemniejsza, ale w moim mieście ciężko jest cokolwiek dostać (kiedy się pytam o jedwabne motki, panie wywalają na mnie oczy, jakby nie sądziły, że coś takiego istnieje). Do tego sznur wykonany techniką szydełkowo-koralikową, którą ostatnio polubiłam bardzo.
Z racji tego, że sam element główny jest dosyć ekstrawagancki i odważny, przynajmniej jak dla mnie (chociaż kilka żon myśliwych, które go widziały, już sobie ostrzą na niego łapki ^^) przywieszkę i sznur można rozdzielić a sam sznur nosić jako coś na kształt obróżki. Zresztą, jej długość jest też dostateczna, aby owinąć sznurem nadgarstek dwa razy i stworzyć bransoletkę (:
Także, Wilk podziałała kompleksowo ^^
I nie wiem czemu, ale sam wisior jest duuuuuużo ładniejszy, niż na zdjęciach.
Wisior jest bardzo jesienny. I cieszę się, że znalazłam w sobie motywację, żeby go skończyć. Mimo, że przy okazji złamałam dwa paznokcie ^^
A jeszcze, jakby ktoś też miał pomysły na biżuterię z wykorzystaniem takiego naturalnego elementu, to chciałam powiedzieć, że mam ich więcej, są niedopary, wszystkie zrzuty, żadne zwierzątko nie ucierpiało przy pozyskiwaniu ich. Po prostu na jesień koziołki, jelenie i inne takie gubią swoje korony.
I jest z czego wybierać (:
I tak przy okazji, jako że wire wrapping jednak: