Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gapcio. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gapcio. Pokaż wszystkie posty

środa, 14 marca 2018

Rodzinny spacer.

Po pelnej wrazen sobocie, z ktorej pol dnia spedzilysmy w klinice, niedziela przywitala nas przepiekna pogoda i dosc wysokimi temperaturami. Juz wczesniej umowione bylysmy z corkami na spacer nad Kiessee (lub gdzies pod dachem w razie niepogody), ale cale to zamieszanie z chorobami corki i Malviny wymagalo przeplanowania spotkania. Zaproponowalysmy wiec, ze wezmiemy ze soba Gapcia, a one niech sobie odpoczywaja i sie kuruja.
Pisalam juz kiedys, ze Gapcio to najspokojniejsze dziecko pod sloncem, pod warunkiem, ze ma pelny brzuszek i pusta pieluche. W przeciwnym razie glosno wyraza swoje niezadowolenie. Ale... apetyt ma, zedajborze! Kiedy go odbieralysmy we dwie, a trzecia stala na dole z awanturujacymi sie psami, corka mowi, ze Gapcio wprawdzie jadl godzine wczesniej, ale na wszelki wypadek zapakowala proszek mleczny w  butelce oraz zimna i goraca wode, wiec jak cos, to mozna raz-dwa przygotowac jedzenie. Dobrze, ze o tym pomyslala, bo po godzinie na swiezym powietrzu Gapcio zaryczal gromkim glosem, ze brzusio mu przyschlo do kregoslupa i ze jesli natentychmiast nie dostanie flachy (smoczkiem plul dalej niz widzial), to on da taki koncert, ze popamietamy. Wszystkie trzy na wyscigi rzucilasmy sie czynic zadosc jego kategorycznym zadaniom (rzondaniom) i o malo tych butelek i termosow nie pospuszczalysmy na ziemie. A Gapcio dawal decybele, ze ogluchnac szlo. No ale w koncu sie nasycil i potem znow spal nieprzerwanie az do samego domu.
Psy byly uszczesliwione, Bojka zaliczyl wytarzanie sie w jakiejs malowniczej kupie, ale cale szczescie, ze na podoredziu byly wilgotne chusteczki, przeznaczone w zasadzie dla doopki Gapcia, wiec mozna go bylo nieco obetrzec, zeby nie cuchnal na kilometr. Tego dnia oba czworonogi rozpoczely sezon kapielowy w malym strumyku, tuz przy jego ujsciu do Leine. Kiedys Toyka juz tam byla, jeszcze z Placzkiem i na 20-metrowej smyczy.
Wzielam oczywiscie aparat, a jakze, ale nie sprawdzilam baterii, zreszta wydawalo mi sie, ze jest jeszcze dosc pelna. Czy ja wczesniej zapomnialam go wylaczyc, czy tez byla inna przyczyna, w kazdym razie byl wyczerpany do konca i nawet nie dalo sie go wlaczyc. Tak wiec ponosilam ten dosc ciezki i tego dnia calkiem bezuzyteczny sprzet w torebce, a wszystkie zdjecia robilam telefonem.












Okazuje sie, ze ten aparacik w telefonie nie jest taki najgorszy, dal rade nawet zdjeciom w ruchu, kiedy to Toyka przefruwala nad strumykiem.


No i wszyscy byli bardzo zadowoleni, a psy padly po powrocie do domow. Z tym, ze Bojka dopiero po dokladnym prysznicu.