Oto naprawdę bardzo kolorowy koc, nie tylko grzeje ale jego
widok dodatkowo rozwesela.
Pokazywany w tym wpisie klik koc z czesanki, był milutki i ciepły ale za duży i jakiś taki niewygodny w użytkowaniu. Ktoś gdzieś ładnie podsumował te koce: "idealne do sesji fotograficznych".
Postanowiłam go spruć i utkać koc
na krośnie.
Nitki na osnowę uprzędłam sama na kołowrotku a wątek to
rozdzielona wzdłuż, na 4 części, taśma czesanki.
Wełna była w naturalnym kolorze, więc musiałam wszystko
ufarbować. Około 4 kg
czesanki i przędzy podzieliłam na 7 porcji. Farbowałam w wielkich garnkach –
jeden ma 10 litrów
a drugi 12 litrów .
W każdym garnku była i czesanka i przędza.
Napiszę jak farbuję, bo parę osób mnie o to pytało.
Do farbowania wełny są różne specjalne farby i na nich na
pewno jest instrukcja farbowania. Na polskich blogach też jest sporo opisów.
Kiedyś przeczytałam, że Amerykanki farbują kolorowymi oranżadami w proszku albo
wrzucają kolorowe żelki, takie do jedzenia, do wełny i też wełna się barwi.
Sama, ponad 4 lata temu, postanowiłam wypróbować barwniki spożywcze w proszku,
dostępne np. na Allegro. Tu moje pierwsze próby farbowania klik
. Niedawno sprułam jeden sweterek z którejś z tamtych farbowanek, uprałam nitkę
i okazało się, że kolory są takie same jak dawniej J.
Barwniki spożywcze są tanie, bardzo wydajne a dodatkowo mają
takie intensywne, wesołe kolory, więc teraz też nimi postanowiłam farbować.
Myślę też, że barwniki przeznaczone do produktów spożywczych są bardziej
„przyjazne” dla wełny i użytkowników wełny niż takie typowo przemysłowe.
Farbując w garnku, najpierw wlewam zimną wodę, potem wsypuję
barwnik (tylko trzeba po trochu, bo są bardzo wydajne) i dobrze mieszam, ale on rozpuszcza się łatwo i szybko. Potem dolewam
około 1/3 litra octu i wkładam czesankę i przędzę. Delikatnie ją uciskam, aby
dobrze cała się zamoczyła. Gdybym chciała jednolity kolor, to tak bym
zostawiła, ale chciałam cieniowany, więc dosypywałam inne farbki w niektórych
miejscach, np. z wierzchu albo delikatnie unosząc część czesanki. Zostawiam tak
na około 2 godziny a potem wstawiam na piec/płytę. Podgrzewam na średniej mocy
do około 80 st . C
i taką temperaturę staram się utrzymać około godziny. Po 40-45 minutach
sprawdzam czy woda w garnku robi się czysta, jeżeli ma jeszcze intensywny kolor
to dolewam szklankę octu. Wełna po godzinie powinna wchłonąć całą farbę z wody,
woda będzie prawie czysta. Wtedy odstawiam gdzieś garnek aby wszystko
całkowicie wystygło – minimum 12 godzin. Potem płuczę w wodzie o podobnej
temperaturze jaka jest w garnku, czyli jak woda z wełną jest letnia to płuczę w
letniej a nie w lodowatej albo gorącej. Nie wolno puszczać strumienia wody na
wełnę tylko z boku. Do ostatniego płukania dodaję trochę octu, zanim wełna
wyschnie i tak go już nie czuć.
Uwaga! Opisałam tu jak ja farbuję naturalną wełnę. Nie mogę
zagwarantować, że komuś innemu wyjdzie tak samo. Przy farbowaniu wełny przede
wszystkim nie wolno jej trzeć, intensywnie mieszać czy ugniatać, można tylko
delikatnie unosić czy przesuwać. Nie wolno gwałtownie zmieniać temperatury,
czyli nie przekładamy wełny z zimnej wody do wrzątku i odwrotnie, ale powoli
podgrzewamy do wymaganej temperatury. Do takiego farbowania ocet jest
niezbędny! Bez octu farba wejdzie do wełny ale się nie utrzyma i przy pierwszym
płukaniu prawie cała się wypłucze. Przed farbowaniem powinno się wełnę
odtłuścić delikatnie piorąc a potem mocząc 2 godziny w wodzie z octem. Ja moją
czesankę prałam przed tkaniem pierwszego koca, który prawie nie był używany,
więc teraz już nie prałam, zostawiłam tylko przed farbowaniem na 2 godziny w
wodzie z octem. Jak macie kupną czesankę to też nie trzeba jej prać, wystarczy
namoczyć w wodzie z octem.
Po wielkim farbowaniu było wielkie suszenie.
Zrobiłam próbkę wzoru
płóciennego i w diamenty. Diamenty wyglądają tu zdecydowanie lepiej, więc je
wybrałam. Na podstawie próbki wzięłam płochę 30 szczelin na 10 cm a przekładałam co
trzecią szczelinę, czyli jedna nitka osnowy co 1 cm .
Wreszcie zaczęłam tkać J. Ponieważ moje krosno ma szerokość roboczą
(Na górnej belce krosna widać moją pomoc tkacką, o której
pisałam w poprzednim poście klik)
Krosno z taką kolorową wełną wygląda ślicznie nawet z tyłu J. Jako ciężarki do nitek brzegowych idealnie sprawdziły się wrzeciona, nawet nitka na nich jest w pasującym kolorze J
Pierwszy pas koca zrobiony J. Tak dużo nawiniętej na wał tkaniny to chyba nie prędko będę miała. Gdyby to była bawełna lub przędza wełniana, to musiałabym nawinąć ze
Teraz widać, dlaczego wcześniej pokazywana osnowa, była rozcięta na obu końcach. Szkoda mi było wełny, w którą włożyłam tyle pracy przy przędzeniu i farbowaniu, na zmarnowanie na niewykorzystane końcówki za nicielnicami, więc zostawiłam część osnowy z tkanych wcześniej czarnych serwetek i do niej dowiązywałam tę na koc J.
Oba pasy utkane J. Prawda, że wyglądają prawie identycznie J. Czesankę na osnowę rozdzielałam na cztery części, dwie wykorzystywałam do pierwszego pasa a dwie odkładałam do torebki i zapisywałam, do którego paska diamentów ma być użyta. Dokładnie pilnowałam kolejności przy tkaniu drugiego pasa koca i jak widać zamierzony efekt został osiągnięty J. Limonkowy pasek i ten obok niego, w dwóch odcieniach pomarańczowego, są z fabrycznie farbowanej czesanki.
Uznałam, że przy przykrywaniu się kocem, frędzle koło twarzy będą przeszkadzać, więc je zaplotłam tak, aby nitki zwrócone były w stronę koca i wtedy powciągałam je pod wątek-czesankę. W dolnej części zdjęcia nitki są już ukryte.
Koc po „zszyciu” czyli połączeniu obu pasów dodatkową nitką osnowy. Trochę widać łączenie, ale na żywo naprawdę wygląda super. Jest bardzo duży, ma około
I jeszcze dwa bonusy pod wspólnym hasłem „tam gdzie jest
naturalna wełna zaraz zjawi się kot” J
Tiger, kot Karoliny, który często nas odwiedza, pilnuje
stanowiska pracy J.
Zdjęcie słabe, ale nie miał lepszego J. Tutaj co prawda ma
mało miejsca i nawet nie siedzi na kocu, ale teraz może z niego korzystać bez
ograniczeń, bo koc był prezentem dla Karoliny i Radka i jest już w ich mieszkaniu J
Moja Arabella nie ominęła żadnej okazji i ciągle wygrzewała
się na kocu J.
Na dwóch dolnych zdjęcia leży na moich nogach, a ja jestem przykryta kocem w
trakcie chowania frędzli.
i życzymy Szczęśliwego Nowego Roku 2017
Jola i Karolina