Jej bohater
Laura Kaye
Oryginał: Her forbidden hero
Data wydania: 2.04.2013
Wydawnictwo: Amber
Liczba stron: 240
Zanim zmyli was okładka, uprzedzę - "Jej bohater" nie jest powieścią erotyczną, a romansem. Zwykłym, na miarę tych, które nie nadają się do niczego innego jak pojedynczego przeczytania i zapomnienia, bo w sumie nic byście nie stracili, gdybyście nie zmarnowali czasu na historię Laury Kaye. W dzisiejszej recenzji, spróbuję przekonać was, że naprawdę jest wiele, bardziej interesujących pozycji godnych sięgnięcia, aniżeli ta. (Tak, recenzja będzie negatywna! Doszłam do wniosku, że stanowczo za dużo zachwytów u mnie ostatnio było i krytyka przyda się zarówno mnie, jak i wam)
Alyssa wraca do rodzinnego miasta po wielu latach nieobecności, choć wie, że z miejscem tym, wiąże się wiele nieprzyjemnych wspomnień. Czyż to nie świadczy o tym, że jest masochistką? Według mnie owszem, bo gdybym była na miejscu Alyssy, raczej starałabym się trzymać z daleka od miasta, z którego wspomnienia mam raczej nieprzyjemne. W każdym razie, nasza bohaterka ma jednak swój cel w powrocie. Mianowicie dowiedziała się, że najlepszy przyjaciel jej starszego brata - Marco, wrócił z wojska i zaczął pracować w tamtejszym barze. Pomyślicie - chce odświeżyć starą przyjaźń, przekazać pozdrowienia od braciszka... Nic z tych rzeczy. Kobieta bowiem od najmłodszych lat była w chłopaku zakochana, a teraz chce się katować dalej związkiem, który jak ona sama wie - nigdy nie zaistnieje, ponieważ superidealny Marco traktuje ją jak młodszą siostrę.
Marco natomiast przeżywa raz za razem katusze wspomnień, atakujących go niczym kule z pistoletów, z którymi tak wiele razy miał styczność na wojnie. Wyrzuty sumienia, wizje tragedii, której był w pewnym sensie powodem, skutecznie uniemożliwiają mu "powrót do żywych". Mężczyzna, dawniej otwarty i zabawny, staje się chłodny, zimny, szorstki i oczywiście w tych oto warunkach zastaje go Alyssa. A gdy już ją widzi i nagle zauważa, że - NIESPODZIANKA - mała Alyssa wyrosła na oczywiście piękną kobietę, zaczyna pałać do niej pożądaniem. Ale przecież to siostra jego najlepszego przyjaciela. Nie godzi się, żeby ją podrywać. A co dopiero myśleć o niej... w TEN sposób. Jako obiekt erotycznych fantazji!
Tak czy inaczej, fabuła jest tak łatwa do przewidzenia, że chyba tylko ci, którzy nie mieli styczności jak dotąd z romansami, nie potrafiliby się jej domyślić. Pseudozakazany romans, problemy, które bohaterowie sami sobie stwarzają i czułe wyznania w stylu: "jesteś lekiem na moje koszmary". Masa, masa dramatów w stylu iście harleqinowskim, to wszystko co ma do zaoferowania Laura Kaye.
Większość czytelniczek uważa, że "Jej bohater" to uroczy romans, pochłaniający uwagę i absorbujący do tego stopnia, że człowiek zżywa się i z Alyssą i z Marco. Ja tak nie uważam. Wręcz przeciwnie. Będę upierać się, że to jedno z największych badziewi, z jakimi miałam do czynienia. Nie dość, że okładka wprowadza w błąd, bo naprawdę - przystępując do czytania, spodziewałam się erotyki, a tu otrzymałam romansik wiejący nudą i lukrem na kilometr, to jeszcze w powieści nie dzieje się praktycznie nic, plusem pozostanie jednak ekspresowe tempo, w jakim można przebrnąć przez lekturę.
Kreacja bohaterów jest po prostu słaba. Marco był sztywny jak kij, nieciekawy jak instrukcja obsługi generatora jądrowego, a rozdziały z jego perspektywy niemiłosiernie mi się nudziły i oczywiście przepełnione były sztuczną tragedią w stylu: "jestem taaaaki cierpiący bo przecież tylko moja przeszłość jest nafaszerowana złem i cierpieniem, ale nie chcę współczucia, ponieważ jestem samcem alfa i nie mogę pokazać, że tak naprawdę nie mam jaj" (metaforycznie oczywiście). Z kolei punkt widzenia Alyssy różnił się o tyle, że jej narracja była... znośna. Wchłaniało się ją w zawrotnym tempie, ale i tak przygody bohaterów obserwowaliśmy z odległości, nie mogąc i nie chcąc, brać w nich udziału i przeżywać wraz z postaciami emocji. Gdyby mi nie powiedziano na wstępie, że Alyssa to "dojrzała" kobieta po studiach, pomyślałabym, że jest głupiutką, rozchichotaną nastolatką z problemami tak naiwnymi, że głowa mała. I ten infantylny punkt widzenia, a'la: "jestem jego jedyną ucieczką od wspomnień. Jesteśmy sobie przeznaczeni".
Mam wrażenie, że pani Laura Kaye chciała zbyt wiele wątków, umieścić w jednej książce. I to w dodatku jak krótkiej! Tragiczna przeszłość, bagaż doświadczeń, rozkwitające uczucia pomiędzy bohaterami, osobniki trzecie wtrącające się w "związek bez przyszłości", nowa praca Alyssy i związane z tym nieprzyjemności... Autorka wrzuciła to bez ładu i składu do korekty, nie potrafiąc wybrnąć z ani jednego punktu. I tak powstał "Jej bohater".
Uwierzcie mi - romansów DOBRYCH, czy przynajmniej NA POZIOMIE z podobnym schematem fabularnym jest od groma i zapewniam was, że ten to pomyłka, na którą nie chcecie tracić czasu. Godne pożałowania zakończenie sprawia, że po prostu nie jestem w stanie nie śmiać się kpiąco, patrząc na okładkę całości, więc powiem tylko, że to jedna z tych powieści, które zamiast zrelaksować czytelnika, ogłupiają go. Więc oczywiście NIE POLECAM.
3/10
Pozdrawiam,
Sherry