Pokazywanie postów oznaczonych etykietą inspiracje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą inspiracje. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 13 lipca 2015

A może Lutowiska prawie nocą....

 wyglądają właśnie tak ? A może tylko mi się zdaje?  Może zdaje mi się ,bo   Lutowisk w nocy jeszcze  nie widziałam w pełnym wymiarze.Widziałam je natomiast  w lipcowym słońcu i upale, i słyszałam w stukocie arabów i hucułów razem wziętych, i w cieniu macew, rześkości tarasów u Jagody z Magody .
I po tym widzeniu ,wąchaniu i smakowaniu zaczęły pojawiać mi się pod powiekami takie nocne wyobrażenia Lutowisk. Najpierw we fragmencie, potem w całości , często i  bardzo często na dodatek. 

W końcu musiałam to  namalować,by  poczuć jeszcze raz ten zachwyt ,te emocje i powietrze przesiąknięte czymś co lubię bardzo. Takie przesiąknięcie,przenikanie i COŚ w powietrzu  wyczuwam w Nowicy i w naszej Pagorzynie też  . Każde miejsce inne.Żadnego z nich nie można do siebie porównać. Pachnie inaczej, zieleni się inaczej,nieba i góry nad każdym z nich inne.Ale czuć to coś od czego ja dostaję brzuchu -  motyli,a  pod powiekami mam  obrazki,które malować po prostu muszę,bo spokoju mi nie dają.Albo dzięki nim odzyskuję spokój?

niedziela, 16 września 2012

z ser(c)em

Z majowej wyprawy do Rogatej Owcy wróciliśmy nie tylko z Ronją i spokojem, Beata nauczyła mnie robić sery. Bardzo Jej za to dziękuję . To niesamowicie archetypowa praca. Taka ,która drzemie głęboko w każdej z  nas  ( podobnie jak pieczenie chleba) .Jak pisze na swoim blogu Beata do sera trzeba podchodzić z miłością. To taki mały rytuał ,który wymaga spokoju, wyłączności i skupienia . Ser jest kapryśny .Każdy z nich wychodzi inny.Niby mleko od tej samej krowy ,ale.... No właśnie to ale  decyduje o smaku ,konsystencji ,zapachu......Cały czas uczę się i eksperymentuję z dodatkami i czasem dojrzewania. Do tej pory najsmaczniejszy jest chyba ser z kozieradką.
Od maja jemy własne sery ,twarogi ,masło .Pijemy ( psy ,koty i kury też ) serwatkę i maślankę .
Ostatnio moja fryzjerka zapytała jakie witaminy,suplementy diety , odżywki i kosmetyki  do  stosuję ,bo długo nie widziała tak zdrowych włosów :-) Tak ,proste ,nieudziwnione  rzeczy są najlepsze ......








   Gdyby ktoś dawno temu powiedział mi ,że będę sama piec chleby na zakwasie , ciasta, robić sery ,masła itp.itd. popukałabym się znacząco w czoło. Ja? Piec ? Gotować ? Nigdy w życiu ...
Czas zmienia sposób patrzenia na wiele rzeczy. Zapachy mojego rodzinnego domu to niedzielny "kuch" i pastowana podłoga. Chciałabym  ,aby nasze chłopaki też miały zapachy swojego dzieciństwa. Nie wiem co zapamiętają najbardziej i najmilej ( zapach serów chyba nie ;-) )  ,ale póki mogę "wkładam" im do zapachowych szufladek - zapach dróżdżówki ,świeżego chleba, właśnoręcznie robionego masła ( póki co nie przepadają ;-)  ) .MAciek dorzuca zapach świeżo zerwanych własnych malin ,jabłek, poziomek ,śliwek ....Las - zapach mchu  i porannej rosy .Łąki - zapachy mgieł i ciszy .Ciekawe co przetrwa na dnach ich szufladek?






wtorek, 15 maja 2012

Ronja,córka ... Lajosa

"Tej nocy ,gdy Ronja miała przyjść na świat,nad górami przetaczała się burza tak gwałtowna,że wszystko co tylko  żyło ,a co mieszkało w Lesie MAtissa,w popłochu wciskało się w swoje norki i kryjówki.Tylko złowrogie dzikie Wietrzydła ,jedyne,które lubiły burzę ,z wyciem i wrzaskiem latały wokół zbójeckiego zamku na Górze Matissa (...) Lovis rodziła śpiewając .Idzie wtedy łatwiej,twierdziła ,a małe ,jesli przyjdzie na świat podczas pieśni, będzie przypuszczalnie z gatunku pogodniejszych"   A.Lindgren "Ronja,córka zbójnika"

Dużo Wietrzydeł chciało przeszkodzić pojawieniu się Ronji w Innej Bajce.Kilkakrotnie musieliśmy odwoływać naszą podróż po Ronję lub z bólem w sercu rezygnować z jej przyjazdu do nas. Ale udało się !!!! Jest !!!! I co tu dużo pisać oszaleliśmy ja jej punkcie. Ciężko zrobić jej sensowne zdjęcie ,bo cały czas jest w ruchu ;-)

Ronja pochodzi z cudownego miejsca na ziemi.Tyle tam spokoju ,radości , bliskości  natury i bycia na swoim miejscu ....Ekh... na samo wspomnienie  wszystko się we mnie śmieje .  Ronja urodziła się w Gospodarstwie Rogatej Owcy   Jeśli tylko potrafię , ludzkimi oczyma, wyobrazić sobie psi raj  to właśnie tak on wygląda. Tam psu pozwala się być psem. Bez wynaturzeń ,uczłowieczania na siłę, i zmiany jego odwiecznego przeznaczenia ( tzn. komondor jest komondorem , collie - collie'm itd, ) .Tam pies pomaga,człowiek żywi  i widać gołym okiem,że są szczęśliwi. I to  szczęście udziela się każdemu . 










Zdjęcia nie są w stanie oddać klimatu ,który stworzyła Rogata Owca . Wraz z Ronją przywieźliśmy kudłaty kawałek tego świata.
 Beata ,dziękuję za wszystko.
A przede wszystkim za sen....który się właśnie spełnia ....



niedziela, 31 lipca 2011

na jaskółczych skrzydłach ...


... zasiadła Ciekawość .Wyciągnęła los z numerem jeden. I fruuuuuuu.... tyle ją widziano.  Ona pierwsza odważyła się przyjrzeć   światu  z wysoka . Prawie spod chmur. W kolejce na to  doznanie  czekają od lewej - Radość ,Wiatr we Włosach  , Uśmiech od Ucha do Ucha , malutki Niepokój i cztery miauczące Figle. ......



a oto moje  inspiracje  ;-)) Trzy jaskółki rodem Z Innej Bajki :-))))  Siedzą sobie pod dachem i podglądają nas. Z  wysoka

wtorek, 21 czerwca 2011

modelki

Kury fascynowały mnie od początku. To znaczy w dzieciństwie nie zdawałam sobie chyba do końca z tego sprawy. Spędzając czas u Dziadków na Kujawach ,bądź u drugiej Babci na Kaszubach zachwyt wywoływały we mnie małe żółte kurczaki no i oczywiście pyszne jajka. Im stawałam się starsza tym bardziej fascynował mnie świat kur, ich wewnętrzne struktury,podejście do życia , fakt ,że ciągle wyglądały jakby były bardzo oburzone na cały świat.No i te proporcje - mała głowa ,wielki zadek .Ekh... Moja zainteresowanie kurami zaczęło delikatnie  rozkwitać podczas pewnych wakacji w leśniczówce Znajomego,gdy siedząc pewnego dnia przed domem "grupowo" zaobserwowaliśmy ,że kury z leśniczówki zachowują się jakby startowały w zawodach albo na olimpiadzie. Wystarczyło tylko w odpowiednich miejscach narysować bieżnię , zrobić coś na kształt "piaskownicy" do skoku w dal , w miejscu mety wysypać ziarno i już byliśmy świadkami sportowej rozgrywki. Wszyscy bawili się świetnie .Najlepiej chyba kury - dumne,że są w końcu w centrum wydarzeń. Z tego co pamiętam złotą medalistką została kura o egzotycznie brzmiącym imieniu Oliwia...
Moje bardziej już świadome    zainteresowanie kurami rozbudził Maciek ,a właściwie referat ,który musiał napisać na pierwszym roku studiów,bodajże z zoologii .Tytuł brzmiał baaardzo interesująco "Życie seksualne kur" .I co się okazało ,że kurzy świat rządzi się swoimi ściśle określonymi regułami .Że  kury mają swoją hierarchię dziobania, że w stadzie może być praktycznie jeden kogut ,reszta "udaje" kury i mnóstwo innych bardzo ciekawych rzeczy ...

Gdy 14 lat temu zamieszkaliśmy na wsi ,najpierw nie było możliwości technicznych ,aby mieć swoje kurze stadko ,a potem o kurach jakoś zapomniałam. Aż pewnego razu podczas jarmarku w Węgorzewie Znajoma Malarka mieszkająca na wsi i malująca m.in. kury zdziwiła się "Nie masz kur? niemożliwe. To najlepszy antydepresant  i największa radocha w mieszkaniu na wsi" Później "swoje" dołożyły jeszcze inne Znajome Wielbicielki Drobiu i tak w zeszłym roku w Innej Bajce pojawiła się najpierw perliczka Apelonia z rodziną  ( jak nazwali ją chłopaki)






Radość nasza trwała dość krótko - nie wchodząc w szczegóły, małe perliczki straciły życie w paszczy drapieżnika. I Apelonia została sama. Smutno było patrzeć jak snuje się w pojedynkę .Wiadomo stado to stado .Gdy  jakiś czas  póżniej znaleźliśmy w  lokalnej gazecie ogłoszenie "sprzedam małe perliczki" nie zastanawialiśmy się długo  .Zadzwoniliśmy i umówiliśmy się na odbiór kilku perliczątek w kwoką pod .... komisariatem policji . Pan Policjant sprzedający nam drób okazał się ogromnym pasjonatem -rozmowa na temat  kurek  wszelkiej maści oka okazała się być wodą na młyn ;-) Jak fajnie ,że nawet w mundurze można znaleźć człowieka zakręconego na punkcie ptaków domowych.
Gdy przyjechaliśmy do domu wypuściliśmy całe towarzystwo i obserwowaliśmy co się będzie działo.Najpierw z pewną miną wyszła kura ,a za nią małe. Kurę  od razu  chłopaki ochrzcili   Rebeką - baaaardzo do niej to imię pasowało.

Rebeka z miejsca wprowadziła swoje rządy . Przyglądając się naszemu stadku od razu na myśl przyszedł mi skecz z podstawówki "Baba ze wsi ( w tę rolę wcieliła się oczywiście Rebeka ) i Baba z miasta ( tu elegancka i dystyngowana Apelonia pasowała jak ulał ;-). Po czasie jednak Rebeka nabrała troszeczkę perliczej gracji  ,a Apelonia przejęła trochę kurzego podejścia do życia.


I co się jeszcze okazało? Nasze koty zmieniły się PKP - czyli Pomorskie Koty Pasterskie






Niestety ,nawet w bajkach nie zawsze jest pięknie i kolorowo. Małe perliczki nie wytrzymały bardzo deszczowego lata, kilka ataków kani też przyczyniło się do smutnego faktu,że z całego stada została nam Rebeka. Przez tę samotność bardzo się z nami zżyła. Rano już od progu witała nas powitalnym "ko,ko,ko" . Gdy siadałam z kubkiem gorącej kawy na ławeczce ,zaraz przybiegała ,żeby ze mną posiedzieć .  Gdy za długo nie wychodziłam pukała zniecierpliwiona do okna pracowni .
Z wiosną Rebeka wypiękniała .Zrobiła się błyszcząca . Zaczęła znosić jajka .Najchętniej u Maćka w pracowni . No i rządziła całym podwórkiem .Koty uciekały przed nią z daleka ,nasz bokser Bazyl ,który nigdy nie wchodzi z nikim w konflikty, oddał jej  podwórko .Nawet  bernardynka Buba, dotychczasowy kurzy  wróg, pozwalała się Rebece zbliżać do miski ( dodam pustej ) . Niestety, to Rebekę zgubiło. Poczucie siły i władzy przypłaciła życiem. Bardzo nam było smutno. Postanowiliśmy już nie mieć więcej kur. Bo radości dużo ,ale i łez niemało.Na pożegnanie smutków  postanowiłam namalować Apelonię .Niech strzeże naszego domu i zostanie z nami ...

 

Minęło trochę czasu ,najpierw chłopaki zaczęli coś tam przebąkiwać o kurkach . Wkrótce do nich dołączył Maciek .Uległam i ja . I pewnego słonecznego poranka w Innej Bajce pojawiły się .... modelki.

 oto Włoszka o wdzięcznym imieniu Izabella  najbardziej lubiana przez chłopaków


ulubienica Maćka - wiecznie skrzywiona i oburzona Wrona


I moja faworytka Jarzębatka vel Marusia

Na początku leżały tylko i powolnym krokiem" wybiegowym" przechadzały się na swych krzywych nóżkach ,nie przestając się przy tym dotykać  Ot,syndrom klatki. Z dnia na dzień było jednak  coraz lepiej .


Przestały być agresywne ,zaczęły coraz  bardziej się od siebie oddalać . Gdy pierwszy raz opuściły wolierę nie wierzyły chyba własnym oczom ,że świat nie ma ograniczeń .Po dwóch tygodniach zmieniły się nie do poznania. Śpią na wysokim drapaku . To znaczy śpi Wrona z Włoszką ,bo Jarzębatka korzysta z dyskotek ,które odbywają się po sąsiedzku.
 

Ukróciliśmy jednak ten pociąg do rozrywki naciągając na górę woliery siatkę ,bo nasze kury latające się zrobiły .I rozgadane ,że ko.koo ;-)) Jak tylko pojawię się na podwórku zaraz do mnie lecą i nie muszę zaganiać ich do woliery. Po prostu wołam "Mooooodelki,dziewczyny,kurki  chodźcie" i grzecznie idą za mną gęsiego tzn.kurzego ;-)
I znowu  mogę   pić na ganku  poranną herbatę w żeńskim towarzystwie . A i inspiracji nowych pojawiło się co nie miara. Ale o tym innym razem ;-)