Świadectwo odebrane. Łzy wzruszenia uronione (nawet całkiem sporo). I bynajmniej nie przez świeżo upieczonego ucznia klasy trzeciej, ale jego nieznośnie płaczliwą matkę (a przy tym bardzo dumną z syna :)). :D
Spacer ulicami miasta w jedynym słusznym kierunku takiego dnia jak ten. Lody w legendarnym „Misiu”, który od lat co najmniej „-dziestu” rezyduje niezmiennie w tym samym, skromnym, lilipucim wręcz lokalu. I tak jak lat „-dzieści” temu, tak i teraz smaków do wyboru jest dosłownie garstka. Za to smakują dokładnie tak samo jak wtedy, gdy to ja byłam dzieckiem. Nie potrzeba niebieskich barwników, czy wymyślnych, egzotycznych dodatków. To prawdziwe lody. Uwielbiają je dzieci. Kochają je dorośli.
Każda okazja jest dobra, żeby zajrzeć do „Misia”. Tego dnia to niemal powinność... :)
Potem grill w ogródku z rodziną. Nadmiar szczęścia z wakacyjnej wolności.
Wiwat lato! Wiwat wakacje! :)
Ostatnio ktoś znajomy nieoczekiwanie zaserwował mi słowa: „te twoje zielska... :)”.
No cóż, moje zielska są po prostu moje ulubione. :)
Smakują lepiej, wyglądają lepiej, łatwiej i szybciej dają się przyrządzić, a do tego są bardziej fotogeniczne. Dla mnie same zalety. :D
Pozostając więc w temacie zielska i wakacji jednocześnie, proponuję bardzo lekką zupę, pełną letnich warzyw. To właściwie całkiem zwyczajna zupa, najzwyklejsza jarzynowa, choć bez kawałka mięsa. Różnica jest taka, że nie gotowałam jej tradycyjnie, aż do porządnej miękkości warzyw. Proces warzenia był stosunkowo krótki, a warzywa wrzucane były do bulionu tylko na kilka minut. Dzięki temu pozostały jędrne, chrupkie i bardzo pyszne. Zupełnie jak w moich warzywnych sałatach.
Ale uwaga! To nie jest zupa dla każdego. Nie posmakuje ona temu, kto lubuje się tylko w rozgotowanych jarzynkach... :)
A korzystając z okazji, chciałam zachęcić do lektury mojego pierwszego, drukowanego artykułu. Zaproszona do współpracy przez magazyn „Czas Wina” - popełniłam debiutancki tekst. Temat oczywiście mocno kulinarny. :) Kogo interesuje świat dobrych win – może skusi się na wersję drukowaną (dwumiesięcznik dostępny jest w Empikach). O „Wyznaniach lawendowej kosmitki” można też poczytać on-line (tutaj - klik).
Miłego (mam taką nadzieję) czytania! :)
Letnia zupa z chrupiącymi warzywami
ok. ½ szkl. drobnej białej fasolki (świeżej lub suszonej, w wersji leniwej ostatecznie gotowa z puszki)
nieduży por (tylko jasna część)
ok. 1 szkl. wyłuskanego świeżego bobu
ok. ¾ szkl. wyłuskanego zielonego groszku
garść zielone j fasolki (ok. 150g)
ok. 750 ml gorącego bulionu (dowolnie: warzywny lub mięsny)
1 duży młody ziemniak
ok. 2 łyżek oliwy lub oleju roślinnego
garść mieszanki świeżych ziół ( u mnie: tymianek + oregano + majeranek)
sól, pieprz do smaku
Jeśli używamy suszonej białej fasoli – dzień wcześniej zalać zimną wodą i pozostawić na noc do napęcznienia. Następnego dnia odcedzić, zalać świeżą wodą i ugotować fasolę do miękkości. Odcedzić.
Warzywa umyć i osuszyć. Zioła posiekać.
Ziemniaka pokroić w niedużą kostkę. Pora pokroić w piórka. Zieloną fasolkę pokroić na kawałki ok. 2-3 cm.
W garnku rozgrzać oliwę, wrzucić pokrojonego pora i lekko zeszklić. Dodać ziemniaka i razem podsmażać ok. 1-2 min. na niedużym ogniu. Wlać gorący bulion, dodać przygotowaną wcześniej białą fasolkę i – doprowadzić do wrzenia.* Gotować pod przykryciem, aż ziemniaki zmiękną (ok. 10 min.). Teraz kolejno wrzucać warzywa: bób i fasolkę – gotować już bez przykrycia ok. 5 min. (warzywa powinny być lekko twardawe), a na sam koniec wrzucić zielony groszek i zostawić zupę na ogniu jeszcze przez 1 minutę.**
W razie potrzeby doprawić solą i pieprzem do smaku.
Smacznego!
* Jeśli używamy fasolki z puszki – to przepłukaną i odcedzoną dodać dopiero na sam koniec gotowania wraz z groszkiem zielonym.
** To jest zupa z chrupiącymi, lekko twardawymi warzywami. Jeśli nie lubicie takich – należy samodzielnie dostosować czas gotowania.