Burza nadciąga. Już od południa zapowiada swoje przyjście.
Od pierwszych pomruków minęły 4 godziny i jedyne czego się doczekaliśmy to
kolejnej kawy. Gdzieś ta wyczekiwana burza utknęła i komu innemu podlewa
ogródek. Cała okolica omdlała w upale. Nawet zieloność jest mniej zielona.
Według magicznego AccuWeather.com o 21 będzie grzmiało i błyskało nad nami na
całego. Ale nasz przepowiadacz pogody nie zawsze ma rację. Sądząc po leniwym
rozwoju wypadków, nie mam co liczyć na to, że pogoda mnie dziś zwolni z funkcji
podlewacza.
Na tarasie ospałość totalna. Jedna kawa, druga kawa, a w
przerwach drzemka. Coś ta kawa nie działa jak trzeba. MMŻ ocknął się z letargu
i nieco nieprzytomnie upomniał się o coś do kawy. Jeśli nie kofeina, to może
cukier postawi nas na nogi.
Upał nie jest sprzymierzeńcem wykwintnych wypieków. Wszelkie
kremy, śmietany mogą się znaleźć w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Mascarpone
tak pięknie wchodzące w związek z kremówką w obecnych tropikalnych warunkach
kończy jako zwarzona zawiesina. Daruję
sobie takie atrakcje. Ciasto dziś będzie z gatunku bezpiecznych. Nic się nie zwarzy, nic nie zmieni stanu
skupienia. Syrop cukrowy jest raczej przewidywalny. Potrzebne dodatki w postaci
macierzanki rosną pod płotem a limoncello cudem ocalało po ostatniej inwazji.
Skoro aura przypomina Toskanię, to i ciasto upieczmy w stylu
włoskim.
Ciasto z ricottą, piniolami i syropem z macierzanki
20 dkg masła
20 dkg cukru
7 jajek
25 dkg ricotty
otarta skórka z cytryny
2 łyżki limoncello lub innego likieru limonkowego
7 łyżek mąki
2 łyżki mielonych orzechów
syrop
10 dkg cukru
pół szklanki wody
2 łyżki likieru cytrynowego
2-4 gałązki macierzanki (lub tymianku)
Cukier rozpuszczamy w wodzie i gotujemy aż zmniejszy
objętość o połowę. Wrzucamy gałązki, gotujemy kilka minut i zdejmujemy z ognia.
Studzimy. Po wystudzeniu wyjmujemy macierzankę.
Orzeszki piniowe prażymy delikatnie na suchej patelni. Tylko
bądźcie czujni. Bardzo łatwo się przypalają.
Masło ucieramy z cukrem na puch. Dodajemy po jednym żółtku.
Białka ubijamy na pianę. Do masy maślanej dodajemy ricottę i mieszamy. Wlewamy
likier i dodajemy otartą skórkę i orzeszki piniowe. Wsypujemy mielone orzechy i mąkę. Mieszamy. Delikatnie łączymy z pianą z
białek.
Tortownicę wykładamy papierem do pieczenia. Zarówno spód jak
i boki. Wlewamy ciasto i pieczemy w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni 45 minut. Robimy test suchego patyczka i wyłączamy piekarnik.
Po upieczeniu lekko studzimy i jeszcze ciepłe nasączamy
syropem. Mam na to patent. Dużą strzykawkę napełniam syropem i nasączam nim
ciasto jak pielęgniarka kroplówką pacjenta. Kto jest zbyt wrażliwy i ma
skojarzenia, ten niech się bawi
łyżeczką.
Na koniec polewam łyżką syropu ciasto po wierzchu i posypuję
resztą orzeszków. Jeszcze gałązka macierzanki dla ozdoby i ciasto wędruje na
stół.
P.S
Jako, że ciasto jest raczej słodkie (miało być zastrzykiem
energetycznych cukrów), można przełamać tę słodycz kwaśnością jogurtu. Mnie ta
wersja bardziej przypadła do gustu. Myślę,
że z lodami cytrynowymi też byłoby niezłe.
Pachnącego łąką weekendu i zimnej meloniady na ochłodę.
Smacznego