Co tam panie w Hoolywoodzie?
Stan gotowości podobny do stanu
wrzenia. Czy Polacy będą dziś zwycięzcami?
Trzymam kciuki ale optymizm wykazuję
ostrożny. Najbardziej trzymam kciuki za naszych dokumentalistów bo
zrobili świetną robotę. Nie są to filmy, które się ogląda
parząc kawę czy pogryzając popcorn.
„Joanna” Anety Kopacz i
„Nasza Klątwa” Tomasza Śliwińskiego są na wskroś
pozytywne. Mimo, że oba opowiadają o stanie, który na pewno na
optymistyczny nie wygląda. Absolutnie nie zgodzę się z opinią, że
są przygnębiające.
W obu tych filmach jest tak ogromna
dawka pozytywnej energii, że każdy z nas powinien je obejrzeć w
ramach walki z użaleniem się nad samym sobą.
Życie jest piękne, niepowtarzalne,
trudne i okrutne. Gdzieś w nas tkwi malutka cząsteczka, która nie
pozwala by te ostatnie przymiotniki zajmowały pierwsze miejsce na
podium. Walczymy i ciągle odnosimy małe sukcesy. Choć czasami ta
walka jest skazana ostatecznie na przegraną.
Liczy się to co pomiędzy.*
Piękny kawałek polskiego dokumentu.
„Ida” nie jest moim
faworytem. Szczerze mówiąc nie rozumiem tej fali uniesień nad
filmem. Jest schematyczny, idący na skróty i zbyt przypomina mi
kino lat 60 tych.
Niczego nie wyjaśnia, nawet niczego
nie sygnalizuje..
Jedynym genialnym elementem tego filmu
jest pani Agata Kulesza (przepraszam za słowo „element”).
Zapierająca dech w piersi i nie pozwalająca spuścić z niej
wzroku. Do ostatniej, totalnie wstrząsającej, z nią sceny.
Trzymam kciuki ale raczej patriotycznie
niż z sympatią.
*Przy okazji pozwolę sobie na małą
prywatę. Dostałam linka do pewnego artykułu. Pasuje tematycznie
do naszych dokumentalnych oskarowych kandydatów. Przeczytajcie go,
bo jest dowodem na to, że nawet w najdramatyczniejszym momencie
życia ciągle jesteśmy ciekawi i pełni nadziei. A autor jest
bohaterem naszych czasów. Tak myślę.
Głupio teraz pisać o ciasteczkach.
Ale przecież oprócz wielkich słów i
kosmicznych emocji potrzebujemy też odrobiny cukru, czekolady czy
słońca.
Więc może jednak
ciastko?
Morelowo śmietanowe ciasto na
imbirowym spodzie
(forma o średnicy 21 cm)
paczka imbirowych herbatników (moja miała 180 g)
1/3 kostki masła, stopionego
3/4 tabliczki białej czekolady
2 łyżki kremówki
Mus śmietanowy musem z mango
200 ml kremówki
200 g mascarpone
400 g mango z puszki, odsączonych na
sicie (będziemy ich potrzebowali w dwóch częściach)
2 łyżeczki żelatyny
3 łyżki cukru pudru
Spód ciasta:
Zaczynamy od pokruszenia ciastek
(najlepiej blenderem) i połączenia ich ze stopionym masłem.
Okruszkami przypominającymi mokry
piasek wykładamy dno formy i mocno przyciskamy np. szklanką.
Potem formę wkładamy do lodówki.
Na garnku z gotującą się wodą
stawiamy miseczkę. Wlewamy do niej 2 łyżki kremówki i dodajemy
połamaną czekoladę. Kiedy czekolada zaczyna się rozpuszczać,
zdejmujemy miskę z garnka. Biała czekolada ma niższą temperaturę
topienia i można przegapić moment kluczowy. Potem już będzie
rozwarstwiona masa z warstwą tłuszczu. By tego uniknąć, musimy
pilnować miski i czasu.
Po pół godzinie wyjmujemy formę z
chłodu i smarujemy ciasteczkowe dno za pomocą pędzelka
rozpuszczoną czekoladą. Następnie znów wkładamy do lodówki.
Operacja smarowania spodu ciasta
czekoladą ma ważny cel. Zapobiegnie rozmoczeniu się spodu ciasta.
Śmietana zawsze ma ciągotki do moczenia ciasta. Ja uważam, że
jeżeli coś w swoim zamierzeniu powinno być kruche, to trzeba
zrobić wszystko, żeby kruchym pozostało. Warstwa czekolady na
kruchym spodzie działa izolacyjnie i śmietana nie do niej dostępu.
Trochę trwało, zanim odkryłam ten
patent, bo dżem nie zawsze smakowo pasował jako izolacja.
Jedna uwaga: ta metoda zadziała tylko
jeżeli spód schładzacie a nie pieczecie. Ale przecież nie piecze
się ciast z śmietanowym kremem z żelatyną:)
Mus śmietanowy z mango:
Żelatynę sypiemy do miseczki zalewamy
trzema łyżkami syropu z mango, pozostałego po odsączeniu owoców.
Kiedy żelatyna napęcznieje stawiamy
miseczkę na garnku z gotującą się wodą. Zostawiamy aż żelatyna
się rozpuści. Potem zdejmujemy z garnka, aby przestygła.
Odkładamy do dekoracji plaster mango a
resztę odsączonego mango miksujemy na pulpę.
Ubijamy kremówkę i dodajemy do niej
cukier puder. Do miseczki z rozpuszczoną żelatyną dodajemy 1/3
pulpy z mango i mieszamy dokładnie. Do tej mieszanki dodajemy 3
łyżki ubitej śmietany i znów mieszamy.
Całość dodajemy po łyżce do ubitej
kremówki. Ubijamy kilka sekund by wszystko się połączyło i
dodajemy (też po trochu) mascarpone.
Zazwyczaj ubijam osobno kremówkę a
osobno mascarpone, a potem je łączę. Ubite mascarpone łatwiej
wchodzi w związki z ubitą kremówką.
To jest też dobry moment by do masy
dodać pokrojone w kosteczkę kawałki owoców (jeżeli macie ich na
tyle dużo).
Wyjmujemy formę z lodówki i wykładamy
boki formy paskiem papieru do pieczenia lub celofanu.
Unikniemy w ten sposób metalicznego
posmaku (niektóre formy oferują takie „bonusy”) i po zdjęciu
obręczy nic nam się nie rozjedzie.
Śmietanową masą wypełniamy formę.
Wyrównujemy wierzch i odkładamy formę do lodówki.
Miękka galaretka z mango
3/4 pozostałej pulpy z mango
2 łyżeczki żelatyny
3 łyżki cukru pudru
3 łyżki syropu z glukozy*
Rozpuszczamy żelatynę jak w przepisie
wyżej. Łączymy z mango i cukrem . Lekko ubijamy trzepaczką i
dodajemy syrop z glukozy.
Studzimy masę i po wystudzeniu wlewamy
na stężałą część śmietanową na naszym cieście.
Wyrównujemy powierzchnię, dekorujmy
paskami pozostawionego wcześniej plasterka mango o odstawiamy do
lodówki na minimum 2 godziny.
*syrop z glukozy.
Zdaję sobie sprawę, że nie występuje
w każdym sklepie. Ba, nie występuje wcale (przynajmniej w mojej
okolicy). Swój przywiozłam z daleka. Pozostaje internet, lub jeżeli
już zaczęliście robić ciasto mój patent na rozwiązanie
problemu. Zastąpcie syrop z glukozy płynnym miodem lub syropem
cukrowym.
Powinno zadziałać. W zastosowaniu
syropu chodzi o to by galaretka nie była zbyt zwarta.
Jeżeli nie ufacie eksperymentom,
pomińcie ten nieszczęsny syrop i po prostu zróbcie galaretkę ze
zmiksowanego mango.
Założę się, że też będzie udana.
P.S.
Wydaje mi się, że przeczytanie tego
przepisu twa dłużej niż zrobienie tego ciasta. Całość pracy
(łącznie z chłodzeniem poszczególnych warstw) zajęła mi godzinę
i siedem minut. Dokładnie.
Słońca i długich spacerów dziś
życzę. I smacznego.