Jakieś rachityczne resztki ukryte w krzakach.
Na szczęście im bliżej gór, tym piękniej.
Śniegu co prawda niezbyt dużo, ale wystarczyło, żeby zamoczyć buty.
Mąż się tak rozochocił, że próbował zrobić mi na głowie bałwanka.
Najpiękniejsze zimowe widoki z góry szybowcowej w Jeżowie Sudeckim.
Bardzo przyjemnie było siedzieć w słoneczku i popijać gorącą kawę.
Każdy bawił się najlepiej jak potrafił. Koty widocznie poczuły w powietrzu powiew wiosny, bo zalecały się do siebie bardzo mocno. Jeden hipnotyzował drugiego i przez długą chwilę stały nieruchomo jedynie mrucząc.
W pewnym momencie zwątpiłam czy to są zaloty, czy raczej bitwa o terytorium. Wystraszony czarnulek w pewnym momencie odwrócił się z podwiniętym ogonem i ostrożnie kroczek, za kroczkiem zaczął uciekać.
Przykucnął w swoim kącie i od czasy do czasu, bardzo ostrożnie, zerkał do tyłu. Rudziaczek natomiast, bardziej pewny swojej przewagi, ustawił się w pozycji gotowej do natychmiastowego ataku. Kocie igraszki zakończyły się głośnym wrzaskiem w pobliskich krzakach, aż futerka fruwały w powietrzu. Dziwna ta kocia miłość :)
Mieliśmy też okazję pokibicować paralotniarzom. Nawet im trochę zazdroszczę cudownych widoków z góry.
Wreszcie, po kilku próbach, odfrunęli, a raczej stoczyli się z górki. Wiatr był niestety zbyt słaby, dlatego po chwili wdrapali się z powrotem na szczyt.
My już nie czekaliśmy na ich kolejne próby, bo nie chcieliśmy wracać do domu o zmroku.
Jeszcze ostatni rzut oka na górki i mam nadzieję, że kolejnym razem zobaczę je w wiosennej scenerii.