Obiecałem (już cztery miesiące temu…) Megi, że jak będę miał materiał to napiszę coś o zabytkach jakie można tu znaleźć. Zacznę zatem od najbliższego (2km), największego i najciekawszego. Jeżeli wyjdę na skraj swojego lasu, na linii drzewa-niebo rysuje się nieregularny, prostokątny kształt. Cóż to może być?
Aby wiedzieć dlaczego ta ruina tu stoi należy naprawdę zrozumieć historię tych ziem. Kiedy całe niemieckie ziemie podlegały administracji, Syców był wolnym państwem stanowym. Oznaczało to tyle, że pan tych ziem podlegał bezpośrednio cesarzowi. Dawało to większą swobodę na własnym terenie oraz tytuł Wolnego Pana Sycowa. Od drugiej połowy osiemnastego wieku panowanie objęła rodzina Biron von Curland. Przez większość historii połowa mieszkańców to byli Polacy, połowa Niemcy. Germanizacja tych ziem była dosyć ciekawa. Urzędnicy cesarscy mogli zażądać od władcy działań na tym polu. W zależności od władcy germanizacja była pełna, często tylko częściowa, a czasami szczątkowa, co doprowadzało urzędników cesarskich do wściekłości. Jednak dzięki innowacyjnemu i rozsądnemu zarządzaniu, bardzo dobrych stosunków z dworem cesarskim oraz świadomości, że germanizacja powoduje tylko tworzenie polskich działaczy niepodległościowych książę Calixt Biron von Curland zarzucił walkę. Co więcej, będąc wtedy zadziwiającym wyjątkiem, jego zarządcy i otoczenie to byli prawie wyłącznie Polacy. Było to wtedy bardzo kontrowersyjne, bowiem walka z polskością była bardzo intensywna.
Będąc odległym zakątkiem Dolnego Śląska, Syców ściągał do siebie wielkich ówczesnego świata, gdzie odbywały się wielkie polowania i wspaniałe bale. To co Calixt stworzył, jego następca Gustav kontynuował. Były to złote czasy dla Sycowa. Do wolnego państwa dołączono wiele folwarków oraz kilka wsi. Większość zabytkowych budynków powstała właśnie podczas jego panowania.
Niestety życie osobiste księcia to było ciągłe pasmo nieszczęść. Najpierw umarł jego nowonarodzony syn, dwa dni później zmarła jego zaledwie dwudziestocztero letnia żona Adela. Na ich cześć książę kazał wybudować mauzoleum w parku pałacowym (obecnie parku miejskim, opiszę go innym razem). Dziewięć lat później w wieku trzynastu lat niespodziewanie zmarł jedyny syn Wilhelm. I to właśnie na jego cześć książę kazał zbudować kościół. Ostatecznie książę ożenił się ponownie, miał czworo dzieci z czego najstarsza córka w wieku dwunastu lat zabiła się spadając z konia. Strasznego miał pecha.
Oddany do użytku w 1902, ostatecznie kościół przestał funkcjonować po przejściu frontu pod koniec stycznia 1945. Powodów było kilka. Armia radziecka nie miała litości dla niczego, bowiem tu zaczynały się Niemcy. Po wojnie okolice były mocno wyludnione, zwłaszcza z Niemców którzy byli ewangelikami. Syców jako punkt oporu był bardzo mocno zdewastowany i nikomu nie zależało na wskrzeszeniu kościoła położonego kilka kilometrów dalej. Jednak takie budynki nigdy nie giną do końca.
Od upadku, pokolenia mieszkańców pokrywają ściany podpisami, koniecznie z datami. Wiele było tu ognisk i imprez. W każdą sobotę zjawiają się tutaj młode pary aby porobić kilka zdjęć. Nazywajcie to wandalizmem, profanacją czy jak tam tylko chcecie. Dla mnie to drugie życie tego budynku jest absolutnie piękne, bowiem jest to kawałek historii którego nie zastąpi żaden papier ze starą pieczątką. Podpisy, hasła (uwielbiam „Nie ufaj rodzicom, zrób się sam!”) czy wyznania miłosne naniesione na ściany każdą możliwą techniką niczym nie ustępują malunkom ściennym naszych dalekich przodków.
Uwaga. W Internecie znalazłem wiele błędnych informacji. W jednym z filmów na Youtube, na wstępie ktoś napisał, że zwieńczenie wieży było platynowe (pewnie usłyszał „patyna” i poleciał ze swoją niewiedzą), oczywiście zwieńczenie było miedziane.
Drugim kłamstwem, które nawet kiedyś było na wikipedii było opisanie, że dzięki pożarowi i wandalom zawalił się szczyt wieży. Kłamstwo na kłamstwie. Wieża runęła sama, podczas potężnej wichury w 2005, następnego dnia wielkiej miedzianej kuli już nie było (wtedy nawet szczyt wieży kościelnej w Sycowie się wygiął jak kawałek drutu, a całe połacie lasu leżały połamane). A plotki o pożarze wzięły się z faktu, że jakiś miesiąc później świętująca początek wakacji młodzież robiła w środku ognisko i wrzucała całe potężne belki do ognia… aż całe towarzystwo w końcu uspokoiła policja. Chociaż może już za dużo napisałem :>
Pozdrawiam.