Niedawno zostałem zapytany jak
wyglądają sprawy w moim lesie. Dobrym pomysłem zatem będzie napisać kilka słów
o rzeczach jakie działy się u mnie ostatnimi czasy.
Na początku zakładałem, że cała
modernizacja rancza aby przyjąć jakichkolwiek gości potrwa maksymalnie 2-3
lata. Mija piąty rok, i kto wie ile jeszcze? Jak to mówią: „Jeżeli coś jest
warte zrobienia, trzeba to zrobić jak należy.” Co jest najgorsze to fakt, że bardziej niż pieniędzy (chociaż krytycznie ważne i zawsze za mało) to o wiele większym problemem są "roboczogodziny" - po prostu brak rąk do fizycznej pracy. Jak to kabaret Kociuba śpiewał: "
I ja waść, i Ty waść, a kto będzie świnie paść?"
Kłosy w polach się chylą, znak
zbliżających się żniw. Wydarzenie wiele zmieniające w krajobrazie. A że mój
(gęsty i wielopiętrowy) las z trzech storn otaczają pola, jest on dla zwierzyny
doskonałą ostoją. Nie jest więc dużym zaskoczeniem, że dwa doskonałej jakości
kozły (samce sarny) często się o niego spierają. Oba sfotografowałem i
pokazuję. Moim faworytem jest mocny widlak (dwie odnogi na porożu), jego
oponentem jest szóstak (trzy odnogi na porożu). Dodam tylko, że ten szóstak jest absolutnie najpiękniejszym
jakiego miałem okazję sfotografować - i
jest dla mnie nagrodą samą w sobie, że taki chce zamieszkać w lesie który mam
pod swoją opieką.
W tym roku zagospodarowałem też
ostatnią „wolną” przestrzeń w gospodarstwie – przerwy między rzędami drzew
derenia. Oczywiście ziemia pozostająca kawałek czasu jako nieużytek wymaga
odpowiedniego przygotowania. Został wysiany poplon złożony głównie ze: słonecznika, gorczycy, facelii. Poprawia on jakość ziemi, a głównym jego
zadaniem jest przygotowanie ziemi na następny rok, kiedy będzie można w tym
miejscu stosować klasyczną uprawę.
Poplon daje również wymierne
korzyści dla lokalnego środowiska – nad kwiatami przelatują całe ławice
różnokolorowych owadów, motyli, pszczół… i polujących na nie ptaków. Dodatkowo słonecznik będzie stanowił bazę żerową dla ptaków podczas jesieni i zimy. Niestety
nie da się długo napawać tym widokiem – z gęstego i suchego lasu wylatuje ta
mniej lubiana przeze mnie grupa owadów. Mam na myśli te, które chcą zjeść Cię
żywcem.
Nie brakowało oczywiście sadzenia
następnych drzew, które nie ucierpiały od suszy tak mocno jak się obawiałem –
sukces w 70-80%. Problemem dalej pozostaje zgryzanie młodych drzewek przez
jeleniowate – straty w jodle wynoszą jak co roku… 90-100%. Jakoś sobie radzą te jodły, ale ciężko patrzeć na dwudziestocentymetrowe drzewka ze świadomością, że mają po 10-15 lat.
Miałem też napisać o pięknej
„dyskusji”, w której na każdy argument merytoryczny na temat łowiectwa osoba
która pozjadała wszystkim rozumy krzyczała „mordercy”. Ale nie będę drążył
tematu bo to klasycznie „kopanie się z koniem”. Całe szczęście nauka i
obserwacje, a nie czyjeś widzimisię steruje tą częścią gospodarowania przyrodą.
A tymczasem wracam do pracy w
lesie. Końca nie widać...
Pozdrawiam serdecznie.
Ps. Dodawanie postów z samymi
zdjęciami bez opisu wciąga okrutnie. Muszę przyznać, że stanowi duże zagrożenie
dla jakości bloga.