piątek, 27 lutego 2015

Instagramowo #2

Już w niedzielę rozpoczyna się marzec, mam nadzieję, że niedługo poczujemy prawdziwą wiosnę. 

Luty muszę uznać za udany miesiąc, spędzony wśród wspaniałych ludzi. Prawie dwa tygodnie lutego spędziłam w Polsce, gdzie odpoczęłam od codziennego stresu, zobaczyłam swoją rodzinę i spotkałam kilku przyjaciół - ahh, jak ja za nimi tęsknię! Dwa tygodnie to jednak nie jest wystarczająco czasu, aby odhaczyć wszystkie punkty z listy. W dzisiejszych czasach wszyscy się rozjeżdżają i żeby z każdym się zobaczyć trzeba by się było napodróżować. Kto wie, może jeszcze w kwietniu wybiorę się do kraju pierogów.. 

Tymczasem chcę się Wam pochwalić minionym miesiącem. Oto zdjęcia z Instagramu:

1. Pałac kultury, uwielbiam Kinotekę, to zdecydowanie moje ulubione kino. 2. Pijalnia czekolady Wedla w Złotych Tarasach. 3. Turecka herbatka i przekąska prosto z Polski! 4. Polskie dworce mnie czasami przerażają...

1. Bath&Body Works! Szkoda, że nie ma ich w Niemczech, te zapachy są cudowne! 2. i 3. Zdjęcia mojego domowego peelingu kawowego (przepis ukazał się na blogu). 4. Nie ma to jak selfie w łazience przed pójściem spać :)


1. True Fruits to najlepsze smoothie dostępne w Niemczech, a zwłaszcza ten - waniliowy. 2. "Witaminy dla mózgu", czyli moja pomoc przy nauce w formie niezdrowego jedzenia. 3. Kawa zbożowa i pączek - połączenie idealne! 4. Walentynkowe czekoladki od babci <3


1. Gorąca czekolada z imbirem i pomarańczą (zamówiona we wcześniej pokazanej pijalni Wedla). 3. W kinie, na seansie było 8 osób! 4. i 5. Mój czarujący pies <3


1. Nad rzeką w Karlsruhe, czasem trafiają się tu ładne widoki. 2. Genialne stwierdzenie "Przepraszam za to co mówiłam, kiedy była zima". 3. Reklama posta na blogu :) 4. Po przyjeździe z Polski zastała mnie taka piękna pogoda.




niedziela, 8 lutego 2015

Projekt Denko #6

Nie wiem czemu, ale za każdym razem jestem zaskoczona ile tego się zbiera w ciągu miesiąca/dwóch. Wyrzucanie tej sterty opakowań jest jednak takie oczyszczające, a zwłaszcza teraz, kiedy chcę wprowadzić w życie minimalizm kosmetyczny. Staram się nie kupować nowych produktów i zużywam wszystkie zapasy, moim celem jest posiadanie po jednym kosmetyku z danego rodzaju, czyli jeden żel pod prysznic, jeden balsam itd. 

Oto moje zużycia z ostatniego miesiąca:




Wśród moich zdenkowanych znalazły się różne produkty. W końcu udało mi się wykończyć produkt do włosów, z którym męczyłam się ponad 2 lata.


 1. Olejek do włosów L'Oreal Elseve Eliksir Odżywczy - jego pojemność to 100ml, co uważam, że lekką przesadę jeśli chodzi o tego typu produkty. Wiadomo, że olejków do włosów używa się tylko odrobinę, bo w przeciwnym razie obciążą fryzurę. Jak więc wcześniej wspomniałam, zużycie go zajęło mi ponad dwa lata.. Przejdę jednak do działania. Włosy po jego użyciu rzeczywiście ładnie się błyszczały, były gładkie w dotyku i nie plątały się. Używanie go sprawiało mi przyjemność, jednak po pewnym czasie się nim znudziłam i miałam ochotę na nowy produkt, jednak czekałam, aż ten się WRESZCIE skończy.

2. Szampon ISANA nabłyszczający - przypadkowy strzał w dziesiątkę! Przywiozła go do mnie moja przyjaciółka, sama bym go raczej nie kupiła, bo miałam złe doświadczenie z szamponami ISANA (strasznie plątały mi się po nich włosy). Użyłam go z ciekawości i byłam zaszokowana efektem. Już po jednym umyciu moje włosy wyglądały jakbym wyszła od fryzjera. Oczywiście ten wpaniały efekt minął z czasem, bo moje włosy się do niego przyzwyczaiły, ale mimo to z pewnością do niego wrócę.


Produkty do rąk również znalazły się w tym denku:



1. Krem do rąk Caudalie - pisałam o nim już wcześniej tutaj. Był on jednym z moim ulubieńców. Z pewnością do niego wrócę. 

2. Żel do skórek z miodem i propolis marki P2 - tutaj niestety szału nie było. Żel miał nawilżać skórki wokół paznokcia, jednak w moim przypadku nie spełniał swojego zadania, a w dodatku długo się wchłaniał i pozostawiał klejącą powłokę. 


Produkty pod prysznic:



 1. Peeling do ciała The Body Shop malinowy - o tych peelingach pisałam tutaj. Uwielbiam ich peelingi, mają różne konsystencje (kremowe, żelowe) oraz zawsze bosko pachną, a do tego dobrze ścierają martwy naskórek.

2. Kremowy żel pod prysznic Alterra o zapachu wanilii i kwiatu pomarańczy - świetnie oczyszczał, jego zapach był bardzo przyjemny. Prysznic z tym żelem był miłym doświadczeniem. Jedynym minusem jest jego wydajność, starcza na dwa tygodnie. Spowodowane jest to zapewne tym, że się nie pieni, przez co używamy go więcej.

3. Żel do mycia ciała i włosów Babylove - delikatny dla skóry, powiedziałabym, że nawet łagodzący. Ładnie pachniał, dobrze oczyszczał i zostawiał skórę nawilżoną.

4. Krem do depilacji pod prysznic Veet - bardzo dobry sposób na szybką depilację. Mam bardzo grube i ciemne włoski na nogach, jednak ten krem dał sobie z nimi radę. Jedynym i dość dużym minusem jest jego wydajność. Taka 150 ml tubka starczyła mi na trzy użycia, a cena produktu jest dość wysoka.


Produkty do ciała:




1. Krem łagodzący podrażnienia La Roche-Posay Cicaplast z witaminą B5 - jego pełną recenzję znajdziecie tutaj. Krem w zupełności spełniał swoje zadanie. Polecam!

2. Masło do ciała Bielenda Apetizing Body SPA - tutaj chyba nie muszę dużo pisać. Ogromny hit tej zimy! Piękny zapach, dobre nawilżenie, szybko się wchłaniał. Kosmetyk idealny!



Które z tych kosmetyków znacie, lubicie?





niedziela, 1 lutego 2015

Domowy peeling do ciała

Styczeń już za nami, jeszcze tylko luty, trochę marca i koniec zimy! Już się nie mogę doczekać słońca! W związku z nadchodzącą wiosną trzeba zadbać o swoją skórę, ponieważ już niedługo znowu będziemy mogły ją zaprezentować. Systematyczne peelingi to podstawa mojej pielęgnacji. Dzięki ścieraniu martwego naskórka moja skóra jest delikatna w dotyku, zregenerowana, a problem wyprysków się nie pojawia. Uwielbiam testować różne scruby i peelingi dostępne na rynku kosmetycznym, ale czasami mam ochotę na coś bardziej treściwego i naturalnego. Wtedy tworzę swój własny peeling.



Moim ulubionym rodzajem peelingu domowego jest peeling kawowy. Jest łatwy w wykonaniu i jego składniki zawsze ma się w domu. Gdy stosuje się go rano pod prysznicem, jego kawowy zapach działa bardzo pobudzająco, a dodatkową zaletą jest to, że kawa ma działanie antycellulitowe. 

No to co, przechodzimy do przepisu, który jest banalnie prosty! Oto składniki, które będą potrzebne do jego wykonania:



Składniki podstawowe:


1. Zmielona kawa
2. Cukier (ja wybrałam brązowy)
3. Oliwa z oliwek

Składniki dodatkowe:


1. Olejek zapachowy
2. Witamina C


Przygotowanie:


1. W zależności od tego jaką "ścieralność" chcecie osiągnąć - dajecie więcej cukru w przypadku mocnego ścieraka, a więcej kawy w przypadku delikatniejszego.

2. Ja zastosowałam takie proporcje - 3 łyżki kawy , 5 łyżek cukru.

3. Dolałam taką ilość oliwy z oliwek, aby mój peeling miał konsystencję mokrego piasku.

4. Dla uzyskania efektu rozjaśnionej skóry dodałam 4 krople witaminy C.

5. Dla przyjemniejszego zapachu spryskałam peeling olejkiem aromatycznym (Indigo).




Pamiętajcie, ze olej, którego dodajecie do peelingu może być jakikolwiek - kokosowy, lniany, arganowy, a nawet może to być oliwka Hipp lub inna zawierająca oleje naturalne. 


Po przygotowaniu peelingu przełożyłam go do specjalnego opakowania, w którym będę mogła go przechowywać. Chciałabym również wspomnieć o tym, że ten peeling bardzo brudzi prysznic/wannę, ale akurat dla mnie nie stanowi to problemu.





sobota, 13 grudnia 2014

Projekt Denko #5

Kolejny post z mojej ulubionej serii! Wiem, że dawno nie było Projektu Denko, ale to dlatego, że byłam w trakcie przeprowadzki i nie chciałam wozić się z pustymi opakowaniami, więc je wyrzuciłam. Uzbieranie nowego materiału do tego postu zajęło mi więcej czasu niż się spodziewałam. Anyway, denka są, a więc i post jest! 


1. Krem do rąk Fenjal - bardzo przyjemny w użyciu, dobrze nawilżał dłonie, wchłaniał się nie pozostawiając tłustej powłoki, a do tego przyjemnie pachniał. Jedynym minusem jest jego wydajność. Wystarczył mi na jeden miesiąc, co jest dość dziwne, bo to opakowanie zawiera 75 ml, jednak z pewnością kupię go ponownie.

2. Serum Flavo C z witaminą C marki Auriga - zanim zakupiłam to serum, to naczytałam się mnóstwa pozytywnych opinii na jego temat. Po tych wszystkich recenzjach spodziewałam się cudownego kosmetyku, jednak się zawiodłam. Po jego użyciu moja skóra była nieprzyjemna w dotyku, jakby ściągnięta, a do tego ten zapach.. Okropny, metaliczny zapach witaminy C, który utrzymywał się na mojej skórze do momentu zmycia makijażu. Krem, podkład, nic nie pomagało pozbyć się tego zapachu. W efekcie zużyłam go jako dodatek do kremu do rąk.

3. Olejek do ciała RITUALS Shanti Chakra - jeden z najgenialniejszych kosmetyków jakie miałam! Ten olejek jest tak delikatny, że można go używać po depilacji - idealnie się sprawdza w ukojeniu skóry. Jego zapach jest bardzo relaksujący i zmysłowy. Zdecydowanie godny polecenia!

4. Peeling The Body Shop o zapachu brzoskwini - dobrze zdzierał, nie zostawiał żadnej tłustej powłoki oraz ładnie pachniał, jednak z czasem zaczął mnie dusić. Miałam wrażenie, że czuję alkohol pod koniec jego zużywania.

5. Mleczko do ciała Sephora o zapachu mango - pierwsze co przychodzi mi na myśl to zapach tego produktu - pachniał jak shake mleczny z mango. Nawilżał całkiem nieźle, jednak ze względu na jego malutką pojemność (30ml) trzymałam go w torebce i używałam jako kremu do rąk.

6. Antyperspirant Eucerin - świetny produkt! Używając go praktycznie wcale się nie pociłam i mimo tego, że jest silny to mnie nie podrażnił. Miał delikatny zapach, który nie kłócił się z perfumami.

7. Perfumy Avon Incadessence - dawnej bardzo lubiłam ten zapach, ale pod sam koniec zaczął mnie męczyć. Po tygodniu pryskania się nim chodziłam nerwowa, bo dusiłam się od własnego zapachu. Bardziej szczegółowy opis tego zapachu znajdziesz tutaj.

8. Krem do twarzy Ziaja Masło Kakaowe Q10 - ta wersja jest dużo lepsza od tej pierwotnej, ponieważ jest lżejsza i nie pozostawia tak silnego efektu świecącej twarzy. Moje serce zdobył jego zapachem.


Znacie te produkty, lubicie? 







piątek, 22 sierpnia 2014

Niekosmetyczni ulubieńcy sierpnia

Ostatnio na moim blogu było bardzo kosmetycznie, więc dla zachowania równowagi, dzisiejszy post jest o czymś z innej kategorii. Sierpień to dla mnie bardzo leniwy miesiąc (poza pobytem w Polsce) i towarzyszy/ towarzyszyło mi w nim kilka rzeczy, którym należy się specjalnie uznanie.




W tym tygodniu zabrałam się do nauki, ponieważ czeka mnie egzamin we wrześniu, i odkopałam moje ulubione pióro marki Regal, które towarzyszyło mi przez całe studia w Polsce.

Kolejni dwaj ulubieńcy to kawa zbożowa Anatol o smaku wanilii oraz masło (mus) migdałowy. Wanilia nadaje tej kawie niesamowitego aromatu, który bardzo umila mi poranki, a kanapki z masłem migdałowym, są wspaniałą alternatywą dla masła z orzeszków ziemnych, które trochę mi się znudziło.

Przemierzając drogerię DM odkryłam masażer EBELIN, który wspaniale współgra z moimi antycellulitowymi balsamami. Takie niby nic, a sprawia, że codzienna pielęgnacja ciała staje się bardziej relaksująca. Skoro już jesteśmy przy urodzie, to ujął mnie również pędzelek do nakładania maseczek. Dotychczas rozprowadzałam maseczki palcami, jednak pędzelek bardzo to ułatwia i na pewno już się  z nim nie rozstanę.

Wieczory robią się zimniejsze, dzień staje się krótszy, a więc zaczyna się czas na świeczki. Jestem świeczko-herbatomanką, więc jak tylko robi się atmosfera na wieczory przy świecach, z kubkiem gorącej herbaty, to jestem w siódmym niebie.

Kolczyki perełki - cudowny wynalazek, pasują do każdej stylizacji, a zwłaszcza do tych lekkich, letnich.

Mój ulubieniec życia - NATIONAL GEOGRAPHIC. Mieszkając w Polsce subskrybowałam ten magazyn, jednak od kiedy mieszkam za granicą, to cieszę się nim tylko wtedy, gdy ktoś mi go z Polski przywiezie, lub sama go zakupię, podczas krótkiego pobytu w ojczyźnie. W Niemczech też jest NG, jednak czytanie go po niemiecku jest dla mnie zbyt męczące.



Macie niekosmetycznych ulubieńców w tym miesiącu? Jeśli tak, to co to takiego?





wtorek, 5 sierpnia 2014

Projekt denko #3

Posty z serii denko są jednymi z moich ulubionych (zaraz po mobilemixach). Uwielbiam czytać je na innych blogach, ale jak się okazuję - również lubię je pisać. Dlaczego? Ponieważ jest to krótka, ale wierzytelna recenzja danego produktu, napisana po skończeniu kosmetyku. Lubię pisać tego rodzaju posty, ponieważ czuję wtedy, że jestem wiarygodna oraz ze względu na dużą ilość kosmetyków, opisywanych w jednym poście, nie muszę się rozpisywać i skupiam się tylko na tym co najważniejsze.



Oto moje zużycia kosmetyczne z ostatnich tygodni:



 
1. Cukrowy peeling do ciała Dean Natura - cukrowym bym go raczej nie nazwała, bo co to za cukier, który się nie rozpuszcza.. Zapach miał przyjemny, bardzo świeży i dobrze zdzierał. Kupiłam go w drogerii Natura i chętnie zakupię ponownie.

2. Żel do mycia twarzy Alverde dla skóry wrażliwej - pięknie pachniał i miał przyjemną, kremową konsystencję. Nie podrażniał mnie i nie zostawiał żadnego tłustego filmu, ale jeśli chodzi o zmywanie makijażu, to szału nie ma. Idealny do porannej pielęgnacji.

3. Emulsja do ciała i twarzy Masło kakaowe marki Ziaja - cudowny produkt! Szybko się wchłaniał, dobrze nawilżał i w dodatku był na tyle łagodny, że mogłam go używać po depilacji. Zaznaczę, że używałam go jedynie do nawilżania ciała - jeśli chodzi o moją cerę, to nie ryzykuję. Szczerze polecam!

4. Żel do skórek Essence - w porównaniu z moim aktualnym żelem z P2, radził sobie bardzo dobrze. Po obiecanych kilku sekundach, można było pozbyć się niechcianych skórek z paznokci.




5. Chusteczki do demakijażu PostQuam - znalazłam je w którymś z GlossyBoxów. Jestem nimi bardzo rozczarowana, ponieważ miały fakturę papieru ściernego. Były bardzo nieprzyjemne w użyciu.

6. Dotleniający i nawilżający krem do twarzy NAOBAY - kolejny produkt z GlossyBoxa, jednak tym razem byłam bardzo zadowolona. Miałam już wcześniej kosmetyk tej marki i również sprawił się bardzo dobrze (tutaj o nim pisałam). Krem dobrze nawilżał, nie zapychał i pozostawiał skórę matową.

7. Krem do rąk Essence Strawberry Chocolate - miałam krem z tej serii już wcześniej i byłam zadowolona, jednak ten kompletnie nie sprostał moim oczekiwaniom. Szybko się wchłaniał, ale po jego użyciu moje dłonie były wciąż suche.

8. Peeling wygładzając Joanna - tutaj wiele nie muszę pisać. Ładne zapachy, dobrze zdziera martwy naskórek. Jeden z moich ulubionych.





 9. Mleczko do ciała Nivea Natural balance - wszystko byłoby okey, gdyby nie fakt, że miałam 400 ml tego produktu. Na początku dobrze mi się go stosowało, mimo, że pozostawiał na skórze tłusty film, który w upalne dni był uciążliwy. Z czasem znudził mi się jego zapach, konsystencja, opakowanie, nie mialam ochoty go używać. Mleczko dostałam w prezencie - sama nie kupiłabym sobie tak dużego opakowanie, bo wiem, że szybko się nudzę.

10. Balsam do mycia ciała BabyLove - cudowny! Ten żel dostaje ode mnie ogromy plus za bardzo delikatny, ale i niesamowicie przyjemy dla nosa zapach oraz za kromowo-wodnistą konsystencję, która była idealna. Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o pompce - co za wygoda!

11. Płyn do kąpieli Balea egzotyczna wanilia - dobrze się pienił, ładnie pachniał, ale nic poza tym. Miałam wrażenie, że trochę wysuszał, bo zawsze miałam ściągniętą skórę po kąpieli z tym płynem.



12. Antyoerspirant Vichy - jego pełną recenzję znajdziecie tutaj. Jak dla mnie był to zwykły dezodorant, żadnych spektakularnych efektów.

13. Oliwka do ciała Buebchen - bardzo naturalna, ładnie pachnąca i przyjemna w użyciu oliwka. Idealna tuż po depilacji.




Znacie te produkty? Są wśród nich jacyś Wasi ulubieńcy?




czwartek, 10 lipca 2014

Owocowo, kolorowo - The Body Shop

Wszyscy kochamy ten czas, w którym różne marki bombardują nas ogromnymi rabatami. 
Najgorsze jest to, że chciałoby się mieć wtedy wszystko, co wpadnie nam w oko, ale niestety wszystkiego mieć nie można..

 Szczerze mówiąc, lipiec miał być moim miesiącem "odwyku" od kosmetyków (a dokładniej ich kupowania), ponieważ zarówno wanna, jak i półki w łazience, uginają się pod ciężarem różnych żeli pod prysznic, balsamów i innych cudów. Jednak pewnego dnia, przechodząc koło The Body Shop, nie wytrzymałam. Była promocja 2 za 3 i przepadłam..




 Nie kupowałam tych kosmetyków mieszkając w Polsce, ponieważ ich cena była dla mnie za wysoka, 60 zł za produkt do smarowania ciała, to dużo. Jednak w Niemczech te ceny nie wydają się już takie wysokie, a w trakcie promocji możemy kupić te wspaniałości za naprawdę niewielkie pieniądze.

 Zapachy kosmetyków z The Body Shop są oszałamiające! A to masło do ciała o zapachu borówki amerykańskiej urzekło mnie najbardziej! Uwielbiam masła tej marki, ponieważ mając cudowną woń, dobrze się wchłaniają i całkiem nieźle nawilżają.

Do smarowidełka wzięłam jeszcze peeling malinowy i brzoskwiniowy. Malinowy ma konsystencję galaretki, a ten drugi, kremu.

Nie używałam jeszcze żadnego z tych kosmetyków (a peelingu z The Body Shop nigdy wcześniej nie miałam), ale niedługo przyjdzie na nie kolej i być może pojawi się ich recenzja na blogu.

Na chwilę obecną mogę je polecić ze względu na niesamowity zapach.


A Wy używacie kosmetyków z The Body Shop, jakie są Wasze zdania na ich temat?
Korzystacie z wakacyjnych promocji?





piątek, 27 czerwca 2014

Projekt denko #2

Trochę mi się w tym miesiącu uzbierało.. Niektóre z tych produktów skończyłam pod koniec maja, ale zaliczyłam je wszystkie do czerwca, żeby nie komplikować sprawy. Jak to zawsze bywa, trafiły się produkty godne uwagi oraz takie, które lepiej omijać szerokim łukiem.

Oto moje zużycia kosmetyczne:



No to jedziemy od lewej:

1. Peeling do ciała Fruit Fantasy marki Joanna - jego zapach jest cudowny! Uzywałam go nawet wtedy gdy nie musiałam, tylko po to, żeby rozkoszować się tym zapachem. Zdziera martwy naskórek całkiem nieźle, skóra jest po nim gładka i milutka w dotyku. Co mnie martwi, to kształt butelki.. Dwuznaczny + wygląda jak butelka tego olejku do masażu z Durex'a, moim zdaniem powinni coś z tym zrobić.

2. Żel fizjologiczny do oczyszczania twarzy od La Roche-Posay - mój hit zimowo-wiosenny. Delikatnie oczyszcza, ma przyjemny zapach i cera po jego użyciu jest odświeżona.

3. Płyn do demakijazu bebe More marki Johnnson&Johnnson z jaśminem - szału nie ma, dupy nie urywa. Miał być do skóry wrażliwej, a mnie jakoś szczypał.. Gdy moja skóra była bardzo dobrze nawilżona i wypielęgnowana to było okey. Jest w porządku, ale tylko dla normalnej cery.

4. Płyn do higieny intymnej Facelle intim - nic w nim szczególnego nie widzę. Zapach kompletnie nie przypadł mi do gustu, a do tego brak pompki strasznie mnie irytował.

5. Woda termalna Vichy - całkiem fajna, w porównaniu z innymi wodami, jakie testowałam. Lubię jej zapach i posmak na ustach, kojarzą mi się z morzem. Jedynym mankamentem jest duży psik - trochę sika, a nie rozpyla.

6. Odżywka do włosów Wella PRO Series - porażka! Nic nie ma dobrego w tej odżywce.. Nigdy więcej. Nic dobrego dla moich włosów nie zrobiła, a do tego denerwował mnie jej zapach.

7. Żel pod prysznic i szampon NAOBAY - może być. Jego zapach był bardzo mdły, zużyłam go do golenia nóg, ponieważ miał w składzie aloes i całkiem nieźle nawilżał.

8. Krem do rąk ISANA 5% UREA - tu chyba nie muszę dużo pisać. Ten krem jest tani i genialny. Jest to już któreś opakowanie z kolei. Świetnie nawilża, szybko się wchłania, tylko zapach bez szału, ale akurat w tym kosmetyku zapach mi aż tak nie przeszkadza.

9. Olejek przyspieszający wysychanie lakieru Essence Express Dry Drops - rzeczywiście trochę to wysychanie przyspieszał, ale raczej go więcej nie kupię. Zamierzam szukać czegoś lepszego.




Miałyście któryś z tych kosmetyków? Jak się Wam sprawdziły?



poniedziałek, 2 grudnia 2013

New Scrub

Witam wszystkich serdecznie w grudniu! Welcome everybody in December!

Już od dłuższego czasu jestem fanatyczką wszelkich peelingów oraz scrubów. Moja skóra potrzebuje od czasu do czasu miłego masażu, który pomoże jej pozbyć się martwego naskórka. Mieszkając w Polsce używałam peelingu czekoladowego z Ziaji, lub tych owocowych w małych buteleczkach (nie pamiętam jak się nazywają i z jakiej są firmy, ale na samą myśl o nich czuję ten słodki zapach truskawki) i do dnia dzisiejszego zaopatruję się w ukochaną Ziaję, ale niestety skończyło mi się ostatnie opakowanie i musiałam poszukać jakiejś alternatywy.

Jakiś czas temu kupiłam sobie olejek do ciała z RITUALS'a i jestem z niego bardzo zadowolona, ponieważ nie dość, że jest idealny po depilacji, nie szczypie, nie uczula, to do tego pięknie pachnie. Przechodząc koło ich sklepu postanowiłam się zatrzymać i rzucić okiem na peelingi. W efekcie końcowym, wyszłam ze sklepi z jednym z nich.




 



 Olejek mam z serii Ayurveda (pachnący indyjską różą), ale zdecydowałam się na scrub z innej gamy - Sakura o zapachu kwiaty wiśni.



Scrub jest stworzony na bazie organicznego cukru oraz różnych olejków. Oto skład:

SUCROSE, CAPRYLIC/CAPRIC TRIGLYCERIDE, ISOPROPYL MYRISTATE, GLYCINE SOJA SOYBEAN OIL, PARFUM / FRAGRANCE, PRUNUS AMYGDALUS DULCIS (SWEET ALMOND) OIL, CARTHAMUS TINCTORIUS (SAFFLOWER) SEED OIL,ORYZA SATIVA (RICE) EXTRACT, PRUNUS SERRULATA (CHERRY) FLOWER EXTRACT, HEXYL CINNAMAL, MACADAMIA TERNIFOLIA SEED OIL, PERSEA GRATISSIMA (AVOCADO) OIL, BENZYL SALICYLATE, BUTYLPHENYL METHYLPROPIONAL, LINALOOL, CITRONELLOL, GERANIOL, TOCOPHEROL, BENZYL ALCOHOL, HELIANTHUS ANNUUS (SUNFLOWER) SEED OIL, ALPHA-ISOMETHYL IONONE, LIMONENE, AQUA / WATER, GLYCERIN, ISOEUGENOL




Miałam już okazję użyć tego produktu i na chwilę obecną jestem zadowolona, poza faktem, że używając go podczas gorącej kąpieli musimy liczyć się z tym, że cukier się rozpuści, co jest jak na razie jedynym minusem. Moja skóra była gładka i nawilżona, a zapach mnie relaksował, więc nie mam zastrzeżeń.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...