Wszystko zaczęło się pewnego zimnego,śnieżnego dnia...i choć pierwsze słowa nastrajają sympatycznie historia niestety nie jest bardzo oryginalna:)
Otóż tego dnia sprowokowana niebywałą nudą wybrałam się do sklepu z akcesoriami do wszelkich robótek ręcznych i kierowana sentymentem do dziecięcych obrazków wybrałam słodki wzór z misiami. Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia na co się decyduję,bo choć wcześniej, raz jeden, zetknęłam sie z haftem gobelinowym, to nie miałam pojęcia na czym polega operowanie haftem krzyżykowy... Co więcej...nie zauwazyłam,ze mój nowy projekt wymaga znajomości tego ściegu...Ambitnie podeszłam do swojej robótki i z duużym wysiłkiem nauczyłam się wszystkich mozliwych sposobów haftowania(najtrudniejszy okazał się french knot:) i w niebywale krótkim czasie powstały te oto misie...
Podekscytowana ogromnymi mozliwościami, które właśnie odkryłam, zdecydowałam się na balleriny. Kupiłam trzy i w niebywałym tempie wyszyłam wszystkie planując umieścić je w tryptyku. Każda z dziewczynek oryginalnie miała wokół siebie ozdobną ramkę, uznałam jednak,że w przypadku mojej serii nie będą one potrzebne. Oczywiście z ciekawości jedną z nich wyszyłam ze wspomnianą ozdobą i czasem zastanawiam się, czy właściwie zrobiłam pomijając je w swoim projekcie...?
Tak wygląda ballerina z ramką...
Oczywiście moje pierwsze obrazki nie są idealne, ale sporo nauczyłam się podczas pracy nad nimi i mimo ich niedoskonałości mam do nich ogromny sentyment.
I tak...balleriny od ponad dwóch lat zajmują miejsce na jednej ze ścian pokoju mojej córki, ale przyznaję,że już kusi mnie by coś zmienić w tym miejscu i wyszyć coś nowego...Zastanawiam się teraz czy tylko ja cierpię na tą nieuleczalną chorobę jaką jest ciągła potrzeba wyszywania, czy może to naturalne uczucie...?