daliśmy się zaskoczyć, jak drogowców pierwszy atak zimy! na wpół w śpiworze, na wpół ze szczoteczką do zębów na środku łąki usłyszeliśmy nadjeżdżający samochód z gośćmi...tego się nie spodziewaliśmy!
w ubiegłym roku czekaliśmy na pierwszą wizytę od samiutkiego rana...aż do
późnych godzin popołudniowych, zatem zdawało nam się, że i w tym mamy duuuuużo niedzielnego czasu nim ktoś odwiedzi nasze skromne progi. a tu taki psikus! która to była godzina? pewnie tuż po dziewiątej. pierwsi goście przyjechali do nas z domu z piaskowca. herbata/kawa w miłym towarzystwie sprawiła, że zimno tego poranka było mniej odczuwalne. pożywne, ciastkowe śniadanko dodało energii na cały dzień.
jeszcze nie odjechali goście zza miedzy, a na horyzoncie pojawiły się dwie kolejne osoby. na powitanie usłyszeliśmy przyjaźnie łamaną polszczyznę "my Niemcy". szybka riposta z naszej strony "do you speak English?", i odpowiedź "no" cofnęła mnie w czasie do lat licealnych, kiedy to uczyłam się języka sąsiadów. dawno to było, oj dawno, a piątka na świadectwie po tylu latach niestety nie gwarantuje porozumienia.. no cóż "herzlich wilkommen" "bitte sehr". rozumieć, to jedno, mówić drugie. zawsze pozostają ręce (które notabene były w stałym użyciu). okazało się (o ile dobrze zrozumiałam), że pan zajmował się zawodowo stawianiem pieców kaflowych, dzięki czemu dowiedzieliśmy się ile lat mają nasze piece i skąd pochodzą kafle. oględziny domu były dość szczegółowe, a goście obiecali powrócić po zakończonym remoncie. ja natomiast mam nowe postanowienie: odświeżyć język Goethego!
czas na śniadanie! pomyśleliśmy – w tym momencie zatrzymuje się samochód, a do uszu naszych dochodzi pytanie "czy to numer 26?" "tak". zapraszamy!
ale co to? kolejny samochód? dwie rodziny na raz? oj szkoda, nie będziemy mogli poświęcić każdemu tyle uwagi ile byśmy chcieli.. ale zaraz, zaraz, Oni rozmawiają ze sobą! dorośli dyskutują niczym starzy znajomi..dzieci bawią się na łące, zbierają kwiaty na Dzień Matki, fantastycznie! jadą dalej zwiedzać domy przysłupowe. szkoda...
no to może teraz coś na ząb (zaczyna burczeć w brzuchu)? która jest godzina? 14:00? co? niemożliwe!!! idę zmienić spodnie. od rana chodzę w dresie. ktoś przyjechał...
na deser, a może na obiadokolację przyjechali znajomi.
miały być pyrki z ogniska z gzikiem, a wyszły węgielki. na szczęście sąsiad przywiózł to co obiecał.
Odrobina statystyki:
- gości przyjmowaliśmy od ok 9:00 do ok 19:00 (zupełnie straciłam poczucie czasu);
- naliczyliśmy 21 osób, w tym troje dzieci, artystę, cieślę, zduna, architekta, fizyka, tłumacza przysięgłego, przedsiębiorców, rolnika-budowlańca, historyka, urzędnika, PRowca/baristę, dwoje Niemców, jednego Anglika, dwie dziewczynki, jednego chłopca;
- czego nie zdążyliśmy zrobić: umyć zębów, ubrać się, zjeść śniadania, zjeść obiadu, posprzątać...
- zwiedzający mieli od 4 do 65 lat (?);
- średni czas zwiedzania - 120 minut
- parking był bezpłatny ;)
i było tak fajnie, że chętnie powtarzalibyśmy ten dzień kilka razy w roku! a kto chciał, ale nie mógł, może w innym terminie – zapraszamy!