Nowy rok się zaczął. Sam początek przespaliśmy, nie podjęliśmy postanowień, a rano ruszyliśmy na szlak.
Musieliśmy trochę oszukać, bo podejście pod Stóg wiązałoby się z kresem wycieczki na samym jego szczycie. Oszukaliśmy więc, sponsorując niecną organizację wyciągową i przyczyniając się do zakłócania spokoju cietrzewi. (Nawiasem mówiąc, ciekawe, czy uda nam się kiedyś jakiegoś spotkać. Jeżeli nie - no cóż, sami będziemy sobie winni. Nie trzeba było pchać się na gondolę ratując ją od finansowego upadku!) Sprzeniewierzając się naturze osiągnęliśmy więc cel. Udało nam się zawlec Potomka na Polanę Izerską, która bez wykorzystania udogodnień natury technicznej pozostałaby mrzonką.
Poza tym w życiu, jak to w życiu. Często bywamy w Poznaniu. Mało planujemy - zwłaszcza w sprawie (nie)budowy, która ostatnio jest bardzo, bardzo "nie". Żywioły czochrają płachty pieczołowicie ułożonej folii kubełkowej, czosnek rośnie w doborowym towarzystwie róż, w zalążku przyszłego ogrodu, ukrytego przed koparką pośród stert drewna, a my - jak zwykle zimą, pochłaniamy nieprzebrane ilości wybornego jedzenia zacieśniając sąsiedzkie więzi.
A jak leży śnieg, to jest bardzo ładnie. Nieprawdaż?