piątek, 31 maja 2013

Sere Prince Halverson "Druga strona szczęścia"

 
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania maj 2013
stron 376
ISBN 978-83-7839-520-1
 
Która właściwsza mama?
 
Większość kobiet zostaje mamą gdy dowiaduje się, że jest w ciąży. Ale nie zawsze tak jest. Są kobiety które mimo, że nie rodziły zostają matkami. Ma to miejsce w przypadku adopcji czy poślubienia mężczyzny posiadającego już potomstwo. Kto tak naprawdę bardziej zasługuje na miano matki? Ta która urodziła czy ta która wychowała?
Życie dorosłe nie rozpieszczało głównej bohaterki powieści Halverson  Elli. Kobieta dobiegając do trzydziestki zaliczyła nieudane małżeństwo, które rozsypało po wielu nieudanych próbach zostania matką i pięciu poronieniach. Rozstanie zabolało, ale życie zamykając jedną drogą otworzyło drugą furtkę. Rozwiedziona kobieta znalazła szczęście i stworzyła szczęśliwą rodzinę z wdowcem Joe i jego dwójką dzieci. Matka maluchów porzuciła ich na skutek problemów z psychiką i depresji. Spragniona miłości mężczyzny i dzieciaków Elli świetnie wpasowała się w rodziną z włoskimi korzeniami. Szczęście jednak się rozpadło. Joe pewnego dnia wyszedł z domu by zrobić zdjęcia i już nigdy do niego nie wrócił. Utonął przypadkowo. Porwała go potężna fala w trakcie fotografowania. To był potworny cios na dzieci i żony. Rodzina Joe'go starała się jak mogła by ulżyć im w cierpieniu. Kłopotów było bez liku. Jak się okazało rodzinna firma - sklep spożywczy - była u progu bankructwa. Wszyscy zjednoczyli siły i zabrali się do pracy. Zmieniono koncepcję firmy, by wyjść z finansowego dołka. Ten rodzaj kłopotów okazał się jednak niczym w porównaniu z kolejnym, który zaprzątnął głowę wdowy. Po trzech latach nieobecności w życiu dzieci pojawiła się na powrót ich biologiczna matka. Nie przyjechała z przyjacielską wizytą, ale z zamiarem odzyskania córki i syna.......
Która z matek wygra batalię? Której sąd przyzna prawo opieki?
 
Książka jest niezwykle wzruszająca i smutna. Zmusza do refleksji nas istotą macierzyństwa, nad zastanowieniem się czym ono naprawdę jest. Bycie mamą to nie tylko poród. To żmudny, trudny i piękny zarazem proces wychowania, wprowadzenia w świat dzieci. To nieprzespane noce, to zabawy z maluchami, to wywiadówki, sprawdzanie zeszytów. To ocieranie potu z rozgorączkowanego czoła, to smaczne desery jedzone przez telewizorem. I tak można y wyliczać jeszcze wiele......
Elli i Paige to dwie różne osobowości. Dwa różne charaktery. Każda z nich nie miała w życiu łatwo. Każda pokochała Zacha i Annie. Pokochała, ale inną miłością. Paige pogubiła się w życiu, stała się ofiarą zaburzeń psychiki. Nie sprostała wyzwaniu jakim jest macierzyństwo. Stchórzyła i opuściła rodzinę. Czy poszła na łatwiznę? Czy wybrała wygodę? A może miała prawo do takiego zachowania, może coś co w życiu przeżyła ją usprawiedliwiało?
Elli tęskniła za dziecięcym uściskiem. Nie mogąc mieć własnych dzieci pokochała maluchy męża jak swoje. Czy słuszne po utracie ojca jest ich rozłączenie z macochą? Z macochą, która tak naprawdę jest dla nich mamą. Tak ją nazywają i tak kochają.
To książka o fabule poruszającej bardzo trudny dylemat. Problem, który przypomniał mi biblijną opowieść, gdzie do miana matki pretendowały także dwie kobiety. Czytałam ze sporą dawką emocji. Chwilami sama już nie wiedziałam co bym zrobiła gdyby to mnie przypadła rola sędziego i podjęcie decyzji w tej sprawie. W tym konflikcie racji cząstkowych. Za każdą z tych kobiet stały przecież mocne argumenty i racje......
Życzę Wam byście jeśli sięgnięcie po tę powieść przeżyli ją tak bardzo jak ja. By dane Wam było ponieść się emocjom w trakcie lektury. Zakończenie być może Was nieco zaskoczy, mnie wydało się najwłaściwsze z możliwych.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawcy.
 


środa, 29 maja 2013

Joanna Opiat-Bojarska "Klub wrednych matek"


Wydawnictwo Replika
data wydania 2013
stron 276
ISBN 978-83-7674-226-7
 
 
Z życia młodych mam
 
Trzecia w dorobku Joanny Opiat-Bojarskiej powieść ma bardzo mylący tytuł. Ta książka wcale nie opowiada o jakiś wrednych i wyrodnych matkach, które dręczą swoje dzieci, zaniedbują macierzyńskie obowiązki czy porzucają swoje pociechy na pastwę losu. To lektura o jak najbardziej normalnych, młodych kobietach, które poznają uroki rodzicielstwa, borykają się z podobnymi problemami i które chcą być szczęśliwe. Owe kobiety łączy kilkuletnia przyjaźń, która narodziła się jeszcze w okresie, kiedy studiowały.
Obecnie Kasia, Sylwia, Beata i Karolina etap beztroski mają już za sobą. Ich życie kręci się wokół spraw bardzo przyziemnych – bycia żoną i mamą. Przyjaciółki mają już, spodziewają się lub marzą o dzieciach. Najdłuższy staż rodzicielski ma Kasia – jest mamą Amelki. Beata po okresie starań wreszcie jest w wymarzonym stanie odmiennym. Ciąża spada na Karolinę jak grom z jasnego nieba – zaskakuje ją diagnoza w tracie przypadkowych badań kontrolnych. Sylwia u boku partnera marzy o dwóch kreseczkach na ciążowym teście, ale los zaplanował dla niej nieco inną wersję.
Powieść Opiat-Bojarskiej to kilka miesięcy z życia kobiet. Młodych, pełnych życiowej werwy, marzeń i planów. Choć każda z nich ma nieco inny charakter i temperament, to łączy je bardzo wiele. Zgodnie z tradycją jeszcze z czasów studenckich spotykają się systematycznie w swoim gronie, by poplotkować, ponarzekać i pogadać. Dzielą się problemami i wspólnie szukają rozwiązań. Chcą być wspaniałymi matkami, ale czy w tym względzie ideał istnieje? Czy perfekcyjna mama to taka, która w 100% podporządkowuje się dziecku i nie ma prawa do chwili oddechu? Czy może nawet super dobra mama może mieć chwilkę dla siebie i zostawić dziecko pod opieką innych? To jeden z nielicznych dylematów bohaterek książki, która nieco mnie zaskoczyła.
Raczej patrząc na okładkę i czytając tytuł spodziewałam się wesołej komedyjki pełnej humoru z życia młodych i szalonych kobiet. Owszem bohaterki są czasem nieco szalone i pozwalają sobie na chwilę beztroski, ale otacza je bardzo realna rzeczywistość pełna szarości i problemów, z którymi trzeba sobie poradzić. Wredna teściowa, niewierny mąż, kłopoty w pracy dręczą młode mamy bez końca. Mimo to bohaterki starają się jak mogą znaleźć w szarym życiu garść szczęścia. Szukają optymizmu i pozytywów. Wspólnie dzielą dole i niedole bycia mamą.
Autorka powieści „Klub Wrednych Matek” zaprasza na do babskiego świata swoich bohaterek. Opisuje kilka miesięcy z ich życia, które niesie ze sobą przeróżne niespodzianki. Panie łączy przyjaźń, która jest trwała i sprawdzona mimo chwilowych zgrzytów. Owa przyjaźń dodaje im siły. Posiadanie przyjaciółek dostarcza wsparcia. Ta powieść to również książka o macierzyństwie i byciu partnerką. Role mamy i żony mają swoje plusy i minusy. Życie bywa różne i z obłoków ściąga czasem na ziemię. Bardzo spodobały mi się nakreślone piórem Pani Joanny kobiece postacie. Są niezwykle realne i ławo jest dopatrzeć się w nich odrobiny siebie.
Książka to migawki z życia współczesnych kobiet, które są ambitne i dążą do doskonałości. Mają marzenia i plany. Kochają dzieci i chcą by  były one szczęśliwe. Ale i chcą odrobiny oddechu od codzienności, za co nie można ich absolutnie krytykować.
Lektura Joanny Opiat-Bojarskiej to pogodne choć i realne babskie czytadło, które czyta się jednym tchem. To książka pełna realnego życia, której przeczytanie polecam szczególnie młodym, może nieco sfrustrowanym nową rolą mamom. Drogie Panie nie będziecie wredne jeśli pomyślicie czasem odrobinę egoistycznie o sobie, nie zawali się świat jeśli pozwolicie sobie na chwilę prywatności i odpoczynku od roli matki.
Książka nieprzesłodzona i ciepła, którą polecam również Panom. Zajrzenie do babskiego świata może okazać się i dla płci pięknej odkrywcze i fascynujące.
 
Recenzja napisana dla portalu Lubimy Czytać.

Małgorzata A. Jędrzejewska "Marzenia nie bolą"


Wydawnictwo Zysk i S-ka
data wydania 2013
stron 388
ISBN 978-83-7785-082-4
 
Niech żyją marzenia!
 
Uwielbiam marzyć i jestem zagorzałą marzycielką. Nie wyobrażam sobie życia bez snucia planów, bez stawiania sobie celów. I tym samym doskonale rozumiem osoby marzące, żyjące czasem z głową w obłokach. Zagorzałą marzycielką jest również Ludmiła, główna bohaterka najnowszej powieści Małgorzaty Jędrzejewskiej.
Nowy Staw - niewielkie miasteczko niedaleko Malborka. Tu, w rodzinne strony przeprowadza się Ludmiła z dwójką synów po śmierci męża. W rodzinnym domu dochodzi do siebie, podejmuje pracę w szkole i zaprzyjaźnia się z gronem uroczych kobiet. Na babskich spotkaniach tworzą tzw. marzenniki. Zapisują to, co chcą by się im spełniło. Po pewnym czasie sprawdzają, co udało się, a co nie. A marzeń i planów tym paniom nie brakuje. Nie są to bajkowe wizje o życiu księżniczek. Ich marzenia są bardzo, bardzo realne, a jednak niezbędne do szczęścia. Benia chce mieć trzeźwego męża, Beata marzy o dziecku, Patrycja o własnym kącie, gdzie mogłaby spokojnie mieszkać z niepełnosprawną córeczką. Takie zwykłe marzenia..... Kobiety potrafią walczyć, gdy postawią sobie pewne cele.......
A Ludmiła? Ją życie bardzo zaskakuje. Zmarły mąż ożywa?! Okazuje się, że nieżyjący mężczyzna nie był tak kryształowy jak myślała o nim żona. Miał na sumieniu to i owo. Tajemnice sprzed lat ożywają i robi się naprawdę gorąco......
Tyle z fabuły. Czas na moje wrażenia, które są bardzo miłe. Po książkę sięgnęłam w deszczowy dzień będąc w nie najlepszym humorze. Chciałam na chwilkę uciec od szarej i burej rzeczywistości. Udało się! Książka okazała się relaksująca i miła. Lekka jak beza, chłodząca złe emocje z rzeczywistości. Rozbawiła mnie i udało się dzięki lekturze pogonić chandrę. Autorka napisała przyjemną w odbiorze powieść obyczajową z sporą dawką sensacji. Akcja jest bardzo błyskotliwa, obfituje w urocze dialogi, szalone sytuacje. To książka o kobietach, tych mniej i bardziej dojrzałych, które łączy przyjaźń. Wspaniała kobieca przyjaźń, która w chwilach kłopotów okazje się bezcenna. Bohaterki są bardzo sympatyczne, miewają ciekawe pomysły i przede wszystkim dążą do spełnienia swoich marzeń. Takie babskie muszkieterki w spódnicach. W lekkiej fabule znajdują się i poważne sprawy z życia. Patologiczne rodziny, alkoholizm, wychodzenie z nałogu, działalność charytatywna, niepełnosprawność.
Jest to również książka o prowincjonalnym miasteczku, a jak wiedzą stali czytelnicy mojego bloga prowincja to temat przeze mnie lubiany i mi bliski. Tym razem napiszę, że w tym względzie autorka mnie nieco zawiodła. Brakowało mi opisów z pewnością uroczego miasteczka, jego zaułków i okolicy. Gdyby były uważam, że książka byłaby jeszcze bardziej klimatyczna i prowincjonalna.
Aby być szczerym wypada mi autorkę pochwalić za dwie sprawy. Ciekawe kreacje poszczególnych postaci, kalejdoskop charakterów jest naprawdę niesamowity. Świetne dialogi i dobre połączenie wielu wątków. W czasie lektury nie gubiłam się, nie kartkowałam wstecz.
Książkę polecam, nuda nie grozi. A sama muszę nadrobić jeszcze przeczytanie debitu tej Autorki, która czeka na mojej półce.
Moja ocena 6,5/10
Powieść przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawcy. Dziękuję!

niedziela, 26 maja 2013

Barbara Sęk "Dlaczego ona?"

Wydawnictwo Replika
data wydania 2012
stron 416
ISBN 978-83-7674-211-3
 
W plątaninie namiętności i uczuć wszelakich
 
Bardzo często sięgam po polską literaturę kobiecą. Bardzo lubię czytać książki rodzimych pisarek, a zwłaszcza kocham, gdy powieść mną totalnie zawładnie. Niedawno udało się to "Bezdomnej" a w ostatni weekend zawojowała mną powieść Barbary Sęk. Lektura okazała się idealna i sprawiła, że nie mogłam się oderwać. Losy pewnej rodziny zafrapowały mnie na amen.
 
Rodzina Krzysztofa i Małgorzaty powinna być szczęśliwa. Mama, tata i czwórka zdrowych dzieci. Pies, piękny i zadbany dzięki staraniom kobiety dom, spore konto. Brak trosk materialnych, wypielęgnowane ognisko domowe, ale....... to tylko pozory. Parę małżonków połączyła przed laty przypadkowa ciąża Gosi, która jeszcze wtedy była licealistką. Krzysiek postanowił postąpić odpowiedzialnie i szlachetnie. Był ślub, na świat przyszedł pierworodny syn. Lekko nie było, ale jakoś związek trwał. Były słowa o rozstaniu, ale kolejne ciąże żony trzymały rodzinę w kupie. Nagle po kilkunastu latach małżeństwa pojawiła się ta trzecia. Kochanka. Atrakcyjna kobieta - asystentka pana mecenasa Nowaka. Burzliwy romans, rozstania, powroty....... i emocjonalne burze, pozory, udawanie, że nic się nie stało............... Co dalej? Czy długo można trwać w pozorach? Czy taka sytuacja nie jest chora, czy to nie uczuciowa patologia?
 
Tak, wiem, że to mocne słowo, ale rodzina Nowaków to pajęczyna pozorów. Żona o kochance wiedziała od dawna. Wyczuła perfumy Versace, domyślała się po znikaniu Krzysztofa o różnych porach z domu czy pracy. Nie reagowała przez pewien czas. Aż wpadła na pomysł - pojawi się kolejne dziecko. Ciąża zatrzyma wiarołomnego małżonka przy rodzinie. Słusznie? Czy dziecko może być klamrą spinającą rozpadający się związek? Życie pokazuje, że czasem tak, ale nie zawsze.
Czytając strona po stronie byłam zbulwersowana, zniesmaczona, oburzona, zszokowana. Targał mną ogrom emocji, rumieńce pojawiały się na policzkach. Patologiczna pod względem uczuć rodzina była obrazem ludzkiej zdolności do komplikowania sobie życia. Ok, mogło parze być nie po drodze ze sobą. Związek się wypalił, trzeba się rozstać i pójść swoją drogą. Krzysztof chciał mieć wszystko! Żonę i kochankę. Dwa domy. Długo zastanawiałam się czy takie podwójne życie dawało mu jakąkolwiek satysfakcję. Jak się okazało jednak nie! Więc dlaczego grał w tę grę? Dlaczego rujnował spokój swój i innych. Czy kochał którąkolwiek z swoich kobiet? Moim zdaniem nie! On po prostu nie dojrzał emocjonalnie do długodystansowego związku. W pewnym sensie na własne życzenie. Nie wyszumiał się, zbyt szybko podjął olbrzymie zobowiązanie i do tego dołączył się pewnie syndrom "czterdziestki". A Gosia? Czy tak do końca była wobec męża uczciwa? Czy jej decyzje o kolejnych dzieciach były fair play? Owszem wpadka wpadką, ale czy nasza bohaterka nie zaczęła stosować wypróbowanej recepty zbyt często? Dzieci raczej nie powinny być niespodziankami.
Moja sympatia nie pojawiła się po stronie żadnego z tych bohaterów. Każde z małżonków zbyt często łamało zasady uczciwości wobec siebie. A ta trzecia? Monika Strzelec to kobieta sukcesu zawodowego i porażki emocjonalnej. Na co liczyła wplątując się w romans bez przyszłości? Była atrakcyjna, seksowna, mogła zagiąć parol na wolnego faceta. A jednak zdecydowała się na rozbicie małżeństwa, bo jestem przekonana, że to od początku było jej celem. Chciała być mamą. Nie patrzyła jednak na dobro dziecka, które powinno mieć pełną rodzinę. Jej wybory, co mnie wcale nie zdziwiło obracały się przeciwko niej.
Najbardziej dojrzałe w tej historii okazały się dzieci, które nie mogły patrzeć na pozory, niedomówienia i które zapłaciły chyba najbardziej niezasłużoną cenę.
Powieść Barbary Sęk bardzo mi się spodobała. Fabuła mnie pochłonęła. Emocje wrzały. Czytałam i wzruszałam się, śmiałam i gratulowałam głupoty. Co sprawiło, że książka tak mi przypadła do gustu?
Realność, ciekawe kreacje bohaterów, zawiłość fabuły, która kilka razy mnie zaskoczyła. Nie jest to romantyczna historyjka z happy endem, nie jest to cukierkowa opowieść o rodzinie, w której jedna ze stron grzeszy i błądzi. Każda z postaci ma wady i zalety, jest prawdziwa i dokonuje nie zawsze dobrych wyborów.
Czy powieść ma minus? Tak, winny jest wydawca. Jeśli wydawnictwo decyduje się na dostarczenie do rąk czytelników tak porywającej książki od której trudno się oderwać nie powinno użyć tak malutkiej czcionki. Nie ukrywam, że jeśli pochłoniecie tę powieść tak szybko jak ja czeka Was spore zmęczenie wzroku. Ale mimo wszystko warto się zagłębić w tej lekturze. I gorąco ją polecam. Nie tylko paniom. Panowie śledząc losy Krzysztofa mogą równie mocno pasjonować się czytaniem.
Wspaniała czytająca się jednym tchem lektura.
Moja ocena 9/10
Za egzemplarz dziękuję Autorce i Wydawnictwu Replika.

piątek, 24 maja 2013

Suzanna Clarke "Dom w Fezie"


Wydawnictwo Lambook
data wydania 2013
stron 304
ISBN 978-83-63531-00-3
 
Gdy marzenia się spełniają czyli zamieszkać w medynie
 
Wakacyjne podróże mają to do siebie, że czasem w trakcie ich trwania w naszych głowach rodzą się nietuzinkowe marzenia. Odwiedzane wtedy magiczne miejsca mogą nas tak bardzo oczarować, że pragniemy w nich zamieszkać. Mieć swój prawdziwy dom i przejść ze statusu turysty do roli stałego mieszkańca.
Autorka książki „Dom w Fezie” to pochodząca z Nowej Zelandii, a mieszkająca w Australii fotograf, dziennikarka i pisarka. Na początku trzeciego tysiąclecia wraz z mężem odwiedziła w czasie urlopu Maroko. Egzotyczny kraj oczarował ją swoim pięknem, historią i kulturą. Szczególnie australijskiej parze spodobało się miasto Fez i jego medyna (czyli starówka). Widzieli tam wiele domów liczących kilka wieków, które niezamieszkane wręcz prosiły się o remont. Suzanna postanowiła nabyć jeden z nich, odnowić go i zamieszkać tam choć na kilka miesięcy w roku. Jak się okazało zgromadzenie koniecznych środków pieniężnych na zakup tejże posiadłości stało się początkiem niesamowitej przygody, ale i ogromnych kłopotów. Kupno domu w odległym kulturowo i językowo kraju to naprawdę spore wyzwanie, które wymaga wiele sił i świetnie uczy cierpliwości.
Maroko to kraj etnicznej mozaiki. Tu wzajemnie przenikają się kultury afrykańska, berberyjska, arabska, ale i francuska oraz hiszpańska. Nie na darmo Paul Bowels mawiał o Maroku, że to miejsce w którym podróżnicy szukają tajemnicy i ją tam znajdują. Po wręczeniu aktu własności riadu (tradycyjnego marokańskiego domu z wewnętrznym, odkrytym dziedzińcem) nowi właściciele rozpoczęli remont. Wielomiesięczna renowacja domu mocno nadwerężyła środki finansowe, ale przyniosła olśniewające efekty. Zanim jednak Suzanna i Sandy zobaczyli wspaniałe wnętrza nowego domu pokonali ocean przeszkód i problemów. Wiele z nich przysporzyła parze biurokracja. Załatwianie pozwoleń, sporządzanie planów i projektów okazało się trudne z wielu względów. Nieznajomość języka, konieczność korzystania z pomocy tłumaczy, wymagania dotyczące kupna odpowiednich materiałów, znalezienie chętnych do pracy dobrych fachowców nie raz spędziły sen z oczu nowym właścicielom. Naprawdę nie było łatwo i dopadało ich czasem zniechęcenie. Ale w końcu nastał czas sukcesu i podziwiania piękna odrestaurowanego cacka.
„Dom w Fezie” to niejako pamiętnik z remontu, z początkowych miesięcy pobytu w Maroku, które jest tak bardzo odmienne od Europy czy Australii. Mimo, że obcokrajowcy traktowani są bardziej liberalnie niż rdzenni mieszkańcy to jednak w pewnych sprawach trzeba się dostosować do lokalnych warunków, zwyczajów i upodobań. Marokańczycy choć przyjaźnie nastawieni często wykorzystują obcokrajowców i podbijają ceny, czekają na pieniężne bonusy. A jednak medyna podobnie jak Suzannę oczarowała i mnie. Dzięki wspaniałej relacji poczułam się tak, jakbym to ja zawitała do Maroka. A jest w tym regionie świata co podziwiać! Architektura, piękne kafle i mozaiki, zabytki potrafią cieszyć oko i fascynować. Codzienne życie w Maroku jest inne, bo tu na każdym kroku przeszłość miesza się ze współczesnością.
„Dom w Fezie” to książka o tym, jak spełniają się marzenia, pełna przygód, zabawnych sytuacji i ciekawych opisów dawnej stolicy Maroka. To także opowieść o ludziach, którzy żyją w odmiennej kulturze i religii. Lekturę czytałam jednym tchem. Byłam pełna podziwu dla odważnego planu, którego realizacja przywróciła piękno uroczemu domostwu. Z chęcią bym do niego choć na chwilę zawitała, zasiadła przy fontannie i posłuchała jej szumu rozkoszując się smakiem soczystych pomarańczy.
Być może kiedyś będzie mi dane odwiedzić jakiś riad.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.


środa, 22 maja 2013

Wojciech Lewandowski "Przez pustynie na ośnieżone szczyty"


Wydawnictwo Muza
data wydania 2013
stron 312
ISBN 978-83-7758-311-1
 
W pięknych, kolorowych górach ..... czyli Koronka Ameryki Południowej
 
Kocham góry i uwielbiam literaturę wysokogórską. Z chęcią sięgam po książki opisujące górskie wędrówki. Wraz z ich autorami przeżywam wspinaczkowe przygody. To dla mnie coś niesamowitego. O szczytach Ameryki Południowej wiedziałam jednak niewiele w porównaniu z górami Azji czy Europy. Kiedyś czytałam książkę "Wyżej niż kondory .....70 lat później" - lektura  mnie totalnie zauroczyła i tak Pan Lewandowski został wpisany na moją osobista listę znakomitych górskich gawędziarzy. To oznaczało, że będę czytać Jego książki o ile wpadną mi w ręce.
W tym roku nakładem Muzy ukazała się książka "Przez pustynie na ośnieżone szczyty" - nie mogłam jej przepuścić i dwa dni temu rozpoczęłam jej lekturę. Raczej nie miałam w planach czytania jej non stop. Ze względu na jej układ - są to opowieści-rozdziały o zdobywaniu poszczególnych najwyższych gór w krajach Ameryki Łacińskiej - planowałam czytanie codziennie opisu z jednego państwa. Ale że lektura okazała się w moim guście po 48 godzinach była już skończona. A ja znów dodałam do podróży marzeń kolejny plan - teraz tylko wygrać w jakiejś loterii spora sumkę i Vamos para arriba ! ( Ruszajmy w góry!)
Wojciech Lewandowski to geograf, podróżnik, uczestnik wielu górskich ekspedycji. Zdobył szczyty Alp, Kaukazu, Hindukuszu, Himalajów, Karakorum , Ałtaj, Pamiru i Uralu. Jednak to góry Ameryki Południowej najbardziej go zauroczyły i zafascynowały. Zaczął je "zbierać" a owo kolekcjonowanie okazało się pasjonującą przygodą turystyczno-geograficzną. Jak sam napisał o swojej książce jest ona "emocjonalnym przewodnikiem". Opowiada wrażenia z wypraw, z górskich wędrówek, ale jest i swoistym przewodnikiem po terenie kontynentu dość rzadko odwiedzanego przez Polaków. Południowa Ameryka ma swoją specyfikę, ale jest miejscem niezwykłym, w którym Wasze oczy mogą ujrzeć przecudne widoki. Góry bywają tu niezwykle kolorowe! Nie tylko białe i czarne.
Ameryka Łacińska dla autora okazała się niczym narkotyk. W sumie Wojciech  Lewandowski spędził w niej ponad rok swego życia. Tym samym przeżył tam wyjątkowe przygody, którymi na kartach swojej książki się z nami dzieli.
Publikacja ma specyficzny układ. Podzielona jest na rozdziały poświęcone poszczególnym krajom i ich najwyższym szczytom. Nie zawsze są to góry wysokie, niektóre nie mają tysiąca metrów. Wiele z nich to jeszcze czynne wulkany. Co je łączy? Piękno! Często trudniejsze bywa nie zdobycie wierzchołka a sama drogą do podnóża góry. Niektóre szczyty są położne z dala od cywilizacji i wymagają wielogodzinnego trekkingu. Nie ma tu schronisk, często jest totalne odludzie, a krajobraz wydaje się wręcz księżycowy. Oprócz tekstu ta książka to kalejdoskop bardzo pięknych zdjęć. Fotografii w które długo się wpatrywałam. Myśl przy ich oglądaniu była jedna - jaki ten świat piękny!!!!
Książka to multum ciekawostek, wiele przygód i cennych wskazówek dla tych, którzy mieliby ochotę wybrać się na jakąś górską eskapadę.
Książkę polecam szczególnie miłośnikom gór, lubiącym przygodę i dziewiczą naturę. Zdobycie Koronky Południowoamerykańskich Państw to moc wrażeń, emocji i przygody.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Muza.

Sherryl Woods "Smak nadziei"

 

Wydawnictwo Mira
data wydania kwiecień 2013
stron 368
ISBN 978-83-238-9053-9
 
Miłosne zawirowania
 
Powieść "Smak nadziei" to idealna lektura dla Pań, które mają ochotę na książkę lekką i relaksującą. Sherryl Woods  opowiada w niej historię z życia wziętą, która przytrafia się wielu kobietom. Jesteśmy młode, spotykamy naszego wymarzonego księcia z bajki, zakochujemy się. Potem jest ślub i wydaje się bajkowe życie w którym będziemy żyli długo i szczęśliwie. Rezygnujemy z kariery na rzecz rodziny i wychowania dzieci. Aż po latach nagle nasz mąż znajduje sobie młodszą i odchodzi. Według takiego scenariusza potoczyło się życie Maddie. Po dwudziestu latach u boku Billa wzorowa żona i matka musiała się pogodzić z odejściem męża. Taki cios bardzo ją zabolał. Zrezygnowała z własnej kariery zawodowej, dbała o dobro rodziny, prowadziła dom a mąż mimo to okazał się niewierny i postanowił ją wymienić na młodszą. By było bardzo banalnie lekarz pediatra zakochał się ( ale chyba bardziej zauroczył) w młodszej pielęgniarce, która zaszła z nim w ciążę. Maddie musiała przełknąć gorzką pigułkę zdrady i porzucenia  a na dodatek poradzić sobie z trójką dzieci, które poczuły się odrzucone, zdezorientowane i zszokowane. Czy udało się jej poskładać świat od nowa?
 
 Zerknijcie do lektury, której fabuła bardzo mi się spodobała. Napisana lekko książka to lektura obyczajowa z wątkiem miłosnym, która swym klimatem przypomina książki Danielle Steel. Opowiada o kobiecie, która zawiodła się na mężu, która musiała ułożyć sobie i swoim dzieciom życie od nowa. To przecież wcale nie takie łatwe. Maddie postanowiła się nie poddawać. Zacząć na nowo żyć, znaleźć pracę, spotykać się z przyjaciółkami, które okazały się niezastąpione. Dodatkowo nie było jej łatwo, że względu na fakt, iż mieszkała w niewielkim miasteczku Serenity, gdzie wszyscy o drugich wszystko wiedzą. Była na celowniku miejscowych plotkarzy, którzy takie rozstanie traktowali jak temat na długie plotkarskie wieczory.
Książka trzyma do końca w napięciu. Nie zdradzę nic z treści, ale zakończenie było niesamowicie emocjonujące. Byłam niezwykle ciekawa jakiego wyboru dokona nasza bohaterka, czy będzie miała siłę i odwagę walczyć o własne szczęście. Było po mojej myśli.
Powieść Woods czyta się przyjemnie. Zgrabne dialogi i ciekawe zwroty akcji to największe atuty tej książki. Co nie przypadło do mojego gustu? Okładka. W tytule jest słowo nadzieja. A na okładce zdjęcie damskiej sukienki powiewające na wieszaku i drzewa. To skojarzyło mi się z bardzo smutną sytuacją. Jakby się ktoś miał targnąć na życie i została po nim sukienka. A przecież książka wcale nie jest smutna.
Lekturę "Smaku nadziei" polecam kobietom w każdym wieku, będzie doskonałym antidotum dla tych Pań, które są na życiowych zakrętach. Pamiętajcie nigdy nie wiadomo co czeka nas za kolejnym wirażem. To może być coś bardzo dobrego!
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu Mira.
 

wtorek, 21 maja 2013

Magdalena Witkiewicz "Szkoła żon"


Wydawnictwo Filia
data wydania 2013
stron 272
ISBN  978-83-6362-217-6
 
Na pohybel kompleksom
 
Miłość bywa najpiękniejszym uczuciem na świecie. Ma jednak jedną wadę. Czasem się kończy szybciej u jednego z partnerów, gdy u drugiego jest w pełni rozkwitu. Zdrada pojawia się, gdy gorące uczucie stygnie, zdrada pojawia się, gdy jedna ze stron jest znudzona. Zdrada wpędza zwykle płeć piękną w spore kompleksy. Rodzą się pytania „co ona ma czego nie mam ja?”. Zdrada sprawia, że nawet najpiękniejszy związek staje się toksyczny. Wiele kobiet kończy go i wpada w kosmiczną uczuciową pustkę, inne trwają w nieudanym związku udając, że nic się nie stało. Są i takie kobiety, dla których zdrada równa się końcowi świata. W każdym z tych przypadków potrzebne jest miejsce, które zadziała na zranioną duszę niczym inkubator na wcześniaka. Miejsce, gdzie można wylizać rany, dojść do siebie po przejściach, uwierzyć w siebie, we własne siły, urok osobisty. Miejsce, gdzie można się uczuciowo narodzić na nowo i ponownie być zdolnym do rozwinięcia skrzydeł. Czy takie miejsce istnieje? W realnym świecie nie wiem, ale w świecie literackim stworzyła je Magdalena Witkiewicz w swojej najnowszej powieści.
„Zmysłowa szkoła żon” to luksusowy pensjonat ukryty w mazurskiej głuszy, pięknie usytuowany wśród lasów i jezior. Tu w ciągu trzytygodniowego pobytu mają regenerować się w uroczym spa kobiety, które chcą zmienić swoje życie na lepsze. Na jeden z wielu turnusów trafiają Julia, Jadwiga, Michalina i Marta. W życiu każdej z nich istnieje jakaś bariera w drodze do szczęścia i samozadowolenia. Julia trafia na Mazury czystym przypadkiem. Wygrywa los na loterii w trakcie imprezy z okazji jej... rozwodu. Jadwiga dowiaduje się o kolejnej kochance męża. Ma dość udawania, że wszystko w ich długoletnim związku gra. Nie ma odwagi odejść od męża i mimo jego wyskoków nadal go kocha. Marzy, by to ona zaczęła ponownie rozpalać jego zmysły, jak kiedyś. Michalina, najmłodsza z pań trafia do szkoły za aprobatą swego kochanka. Zakochana po uszy dziewczyna ma kompleksy na temat seksu. Wydaje jej się, że nie jest doskonała w sztuce kochania. Chce w ars amandi osiągnąć mistrzostwo, by jej Misiu był zadowolony. Marta mama trójki dzieci wyrywa się z rodzinnego życia, by na chwilę odsapnąć od codzienności. Jej problemem jest tusza. Zbędne kilogramy, które są wynikiem traktowania smakołyków jako nagrody. Czy owo spa jest w ulotce przereklamowane? Czy słono opłacony pobyt w szkole zmieni życie tych kobiet? Uleczy ich kompleksy i zmieni samoocenę?
Kolejna w dorobku powieść Magdaleny Witkiewicz to książka wydana w Serii z Tulipanem Wydawnictwa Filia. Cykl ten to lektury tylko dla dorosłych, które zawierają śmiałe opisy scen erotycznych. Nie brak ich również w „Szkole żon”. Od razu dodam, że choć są one dość odważne to autorka nie przekroczyła cieniutkiej linii dobrego smaku. Osobiście jednak odebrałam tę powieść bardziej jako książkę z mocnym i mądrym przesłaniem niż tylko lekkie babskie czytadełko z erotycznym zabarwieniem. Autorka odważnie uświadamia każdej czytelniczce, że my kobiety mamy nie tylko obowiązki, ale i prawa. Nie jesteśmy robotami stworzonymi wyłącznie do prania, prasowania, gotowania i rodzenia. W każdej z nas istnieje delikatna i krucha kobieta, której od życia należy się coś tylko dla siebie. Odrobina egoizmu jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Szara rzeczywistość często przerasta. Wtedy trzeba odszukać takie miejsce jak mazurska szkoła (oczywiście niekoniecznie musi to być spa), by złapać w nim oddech.
Spędzając czas ze „Szkołą żon” w ręku można się dobrze bawić, wzruszyć, ale i zrobić kobiecy rachunek sumienia. Bohaterki to przecież zwyczajne panie podobne nam, które potrzebują tego, co każda kobieta – ciepła, miłości, bezpieczeństwa i stabilizacji. W ich sylwetkach można przyjrzeć się niczym w zwierciadle i zobaczyć własne słabości czy kompleksy. Autorka daje gotową receptę jak zmienić siebie. Przepis jest prosty. Najpierw trzeba podnieść głowę do góry!
Powieść Magdaleny Witkiewicz to książka napisana lekko, odważnie i ze smakiem. To książka dla współczesnych kobiet, które gdzieś w duchu marzą, by być jak sławne piękności z tabloidów. A prawda jest taka, że w każdej z nas drzemie gwiazda. Trzeba tylko najpierw samemu ją dostrzec i nie dać się utopić w morzu kompleksów. Ileż z nich jest niczym fatamorgana?!
„Szkoła żon” to idealna lektura nie tylko dla żon. Drogie Panie czas na zmiany. Niech ta powieść służy za przewodnik i przepustkę do lepszego świata. Świata bez kompleksów i zdrad.
Za egzemplarz recenzyjny składam podziękowania portalowi Lubimy Czytać i Wydawcy.

poniedziałek, 20 maja 2013

Rosanna Ley "Dom na Sycylii"


Wydawnictwo Literackie
data wydania 16 maja 2013
stron 560
ISBN 978-83-0805-008-8
 
W sieci sycylijskich tajemnic
 
Główna bohaterka powieści Rosanny Ley, Tess, jest dojrzałą kobietą dobiegającą czterdziestki. Mieszka w Anglii i samotnie wychowuje córkę, Ginny. Ojciec dziewczynki okazał lekkoduchem, niedojrzałym do rodzicielstwa i wybrał życie włóczęgi w Australii. Tess jako mama radzi sobie wspaniale. W wychowaniu dziecka bardzo pomagają jej rodzice – ojciec Anglik i matka Flavia pochodząca z Sycylii. Tess pracuje w biurze obsługi klienta zakładu wodociągowego i ma romans z pewnym żonatym mężczyzną, jednak ten związek nie ma przyszłości. Robin nie czuje się na siłach, aby odejść od żony. Monotonne i nudne życie Tess zmienia się pewnego zwyczajnego dnia za sprawą listu, jaki otrzymuje od pewnej kancelarii prawniczej. Z jego treści wynika, że nasza bohaterka otrzymuje spadek na Sycylii. Nie byłoby to nic dziwnego, bo przecież tam mieszka jej rodzina po kądzieli. Ów spadek, który stanowi piękna Villa Sirena nie jest jednak familijną schedą , a jego poprzednim właścicielem był pracodawca Flavi – matki Tess i jej rodziców. Otrzymanie spadku jest zaklauzulowane. Zanim spadkobierczyni postanowi co zrobić z domem musi go osobiście odwiedzić. Tess postanawia wziąć urlop i udać się na Sycylię. Jej ciekawość jest połechtana do granic możliwości. Sycylia to temat tabu. Jej matka nie postawiła nogi na rodzinnej wyspie odkąd wyjechała z niej kilkadziesiąt lat temu jako młoda osoba.
„Dom na Sycylii” to powieść, którą czyta się migiem. Książka ma niepowtarzalny klimat. Jest pełna sekretów, tajemnic, emocji. Niespodziewany spadek jest dla Tess kompletnym zaskoczeniem. Powoduje, że nie tylko staje się bogata, ale i zostaje wciągnięta w sieć tajemnic, które liczą sobie kilkadziesiąt lat. Trzy sycylijskie rodziny łączy dość skomplikowana relacja. Ich wzajemne stosunki są delikatnie mówiąc napięte, a spore emocje są tylko pozornie uśpione niczym Etna. W każdej chwili ten wulkan może wybuchnąć.
Tess lecąc do Palermo nie ma zielonego pojęcia w co się wplątuje. Jej matka Flavia nie wraca do włoskich wspomnień nawet przypadkiem. Włoska jest w jej życiu tylko kuchnia. Flavia wspaniale gotuje i raczy swoich bliskich italskimi pysznościami. Piękna villa robi na Tess bardzo pozytywne wrażenie. Wymaga tylko drobnego remontu. Pomocą chcą jej służyć dwaj przystojni Włosi Giovanni i Amato. Obaj pochodzą ze zwaśnionych rodzin. Tess chcąc nie chcąc musi rozwikłać sekrety z przeszłości. Przy okazji poznaje dzieje własnej mammy.
Powieść Rosanny Ley to książka lekka i przyjemna w odbiorze, którą czyta się rewelacyjnie. To powieść obyczajowa z Włochami w tle, w której nie brak dużej dawki sensacji, nuty romansu i zapachu pysznej la cucina italiana. To książka o trzech kobietach, których życie chwilami bardzo się komplikuje. Historia Flavi jest barwna i zawiła. Miłość, nienawiść, zawziętość i upór targają nią przez długi czasu. Widać, że w jej żyłach płynie gorąca, sycylijska krew.
Jej córka Tess to kobieta spokojna, która pokonuje życiowe przeszkody z dystansem, ale i uporem. Jest troskliwą i chwilami nadopiekuńczą mamą. Jej życie odmienia jedna wiadomość. Potem już nic nie jest takie jak dawniej. Spotyka ją masa przygód, poznaje ciekawych ludzi i miejsca, myśli o realizacji marzeń. Sycylia dodaje jej skrzydeł i urzeka. Ginny, córka Tess stoi u progu dorosłości. Jest tym faktem oszołomiona i przerażona. Znajduje jednak odwagę, by iść własną drogą, a nie kroczyć pod dyktando innych.
Jeśli sięgniecie pod „Dom na Sycylii” z pewnością czeka Was słoneczna lektura pełna wielu ciekawych zdarzeń. Nie zabraknie przygody, romansu, namiętności, pasji i zazdrości. Wraz z autorką zapraszam do przeuroczej Cetarii i tajemniczej Villi Sirena. Poznajcie dzieje trzech rodzin, trzech kobiet i sycylijskie legendy. One z pewnością urzekną Was niczym morskie syreny.
za egzemplarz do recenzji dziękuję portalowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Literackiemu.

sobota, 18 maja 2013

Stosik majowy duży !!!!

Wzbogaciła się moja biblioteczka wspaniale. Znów sporo ciekawych książek do mnie dotarło. Każda z osobna cieszy. I tak od góry
Tanya Valko "Arabska księżniczka" od Lubimy Czytać - już przeczytana - wspaniała kontynuacja arabskiej sagi
Magdalena Witkiewicz "Szkoła żon" od Lubimy Czytać. Też przeczytana recenzja już wkrótce
Rosanna Ley " Dom na Sycylii" od Lubimy Czytać. Przeczytana recenzja już niedługo
Katarzyna Michalak "Bezdomna" od Znaku - recenzja dostępna na blogu
Jolanta Kwiatkowska "Ja i oni. Pół żartem, pół serio" od Autorki - recenzja na blogu
Sheryl Wood "Smak nadziei" od Miry - właśnie czytam
Barbara Kosmowska "Ukrainka" od Lubimy Czytać
Joanna Wiśniewska "Gorycz" od Novae Res
Aneta Nawrot "Czternaście dni tygodnia" od Matrasa
Małogorzata A. Jędrzejowka " Marzenia nie bolą" od Zysk i S-ka
Jan Polkowski "Ślady krwi" od Wydawnictwa M
Colin Thuborn " Cień Jedwabnego Szlaku" od Lubimy Czytać
Barbara Sęk " Dlaczego ona? " od Autorki i Repliki
w wersji ebook od Prószyńskiego
recenzja już na blogu




Maria Ulatowska "Całkiem nowe życie"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania maj 2013
stron 440
ISBN 978-83-7839-512-6
 
Frankowe życie
 
Jak ten czas leci! Dopiero co czytałam debiutancką książkę Marii Ulatowskiej, a już do rąk czytelników trafia jej szósta powieść. Podobnie jak pozostałe jest opatrzona prześliczną okładką, a w środku..... po prostu przepiękna historia! Dzieje pewnej dziewczyny, która w życiu nie zawsze miała po maśle, a otrzymywane przez nią od losu róże miały czasem bardzo ostre kolce.
Franka pochodzi z Ostrowa Wlkp. Stojąc u progu dojrzałości jest sama. Jej rodzice nie żyją. Musi sama dbać o siebie i pracować. Jej życie zmienia skierowanie na wczasy z FWP ( Funduszu Wczasów Pracowniczych - w PRL-u ta instytucja dawała wczasy pracownikom gratis). Jedzie do Karpacza i ten wyjazd trwale zmienia jej dorosłe życie. W pięknej miejscowości poznaje przyszłego męża. Zenon jest od niej starszy o ponad dwadzieścia lat. Po ślubie cywilnym młoda para zamieszkuje w uroczym domu w towarzystwie wrednej teściowej........... i pięknych, górskich widoków.
 
Najnowsze dzieło autorki "Sosnowego dziedzictwa" to powieść, która mną zawojowała. Porwała i nie dała się odłożyć. Losy Franki są dość zagmatwane i skomplikowane. Czytając wiele razy chciałam zadać jej pytanie dlaczego? Dlaczego z taką cierpliwością znosiła teściową,? Dlaczego nie zostawiła w pewnym momencie męża? .....
Frania wcześnie wyszła za mąż. Jako młoda dziewczyna przywdziała miano mężatki, żony mężczyzny, który mógł być jej tatą. Czy nie czuła się tym przytłoczona? Czy nie zabrakło jej wyszumienia się? Podziwiałam ją. I naciskając przycisk czytnika, który wyświetlał kolejne strony zastanawiałam się czy Frania zacznie żyć tak jak sama chce. Wręcz ją do tego dopingowałam. Bo każdy życie ma tylko jedno i nie warto je przeżyć pod dyktando innych, choćby najbliższej rodziny.
Frania dojrzewa, zmienia się, kocha. Z skromnej i cichej dziewczyny staje się dojrzałą kobietą, która uczy się asertywności, dąży do realizacji swoich marzeń i dzięki kobiecemu sprytowi i pomocnej dłoni życzliwej Duszy jej plany się realizują.
Powieść Marii Ulatowskiej to z jednej strony książka o przemianie i dojrzewaniu pewnej kobiety, ale i wspaniale napisana saga rodzinna opowiadająca dzieje familii Wołodarskich oraz ich przyjaciół. Akcja książki rozgrywa się na przestrzeni kilkudziesięciu lat począwszy od przełomu lat 60 i 70-tych XX wieku, a więc od czasów PRL-u. Młodsi czytelnicy mają więc okazję poznać jak żyło się ich dziadkom i rodzicom w innym systemie, który kierował się innymi priorytetami niż dzisiejsza rzeczywistość. W lekturze przewija się masa postaci, różnych bardzo ciekawe wykreowanych osobowości. Jest wredna teściowa, jest wyrodny syn, jest wyrachowana matka, która nie cierpi swojego dziecka. Pojawiają się nieoczekiwane zwroty akcji, jeden z nich -nie zdradzę który- bardzo mnie zaskoczył. To książka o uczuciach o przeróżnym zabarwieniu, to książka o układaniu sobie życia, o różnym obliczu macierzyństwa, o przyjaźni. Czyta się ją jednym tchem, a lektura jest bardzo łatwa w odbiorze. Przyjemny język, oryginalny, właściwy Pani Marii styl są obok ciekawej fabuły znakomitymi atutami "Całkiem nowego życia". Książka bardzo mi się spodobała i jestem pewna, że nie zawiedzie fanów tejże pisarki. A kto jeszcze nie zna pióra Pani Ulatowskiej niech szybko nadrabia zaległości.
Na koniec pozwolę sobie na małą dygresję. Po debiucie, po ukazaniu się książki "Sosnowe dziedzictwo" zarzucono autorce, że kalkuje temat pensjonatowo-prowincjonalny. Z taką opinią spotkałam się gdzieś w sieci. Jej autor absolutnie nie miał racji. Dowodem jest choćby "Całkiem nowe życie". Książka napisana z polotem i pomysłem, którą naprawdę gorąco polecam.
Powieść przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawcy.
Pani Marysiu gratuluję wspaniałej książki.
Moja ocena 8/10.

czwartek, 16 maja 2013

Jolanta Kwiatkowska "Ja i oni. Pół żartem, pół serio"

Wydawnictwo Mwk
data wydania 2013
stron 304
ISBN 978-83-6106-582-1
 
W kobiecej rzeczywistości
 
Jesienią ubiegłego roku przeczytałam "Przewrotność dobra". Książka zrobiła na mnie olbrzymie, pozytywne wrażenie i powzięłam postanowienie: każdą kolejną książkę tejże Autorki muszę przeczytać, bo inaczej stracę coś wyjątkowego. Jak postanowiłam tak też i czynię. Właśnie jestem po lekturze najnowszej powieści Jolanty Kwiatkowskiej. Książki nietuzinkowej, która nie jest zbyt łatwą lekturą, ale absolutnie nie żałuję, że spędziłam z nią czas. Opowieść o pewnej zwyczajnej kobiecie to nie tylko historia kobiecej bohaterki, ale również spora doza refleksji nad życiem, codziennością, szczęściem i jeszcze wielu innymi ważnymi sprawami.
Postać Krystyny poznajemy dość nietypowo, bo od poczęcia. Już wtedy Krysia czuje, żyje i poznaje świat. Jak się okazuje życie nawet to płodowe to wcale nie taka łatwa i fajna sprawa. Trzeba się trudzić, pchać, ba czasem nawet rozpychać. A jeszcze jak się jest kobietą to nie ma co liczyć na taryfę ulgową. Bywa nawet bardziej pod górkę. Krysia jest zwyczajna, nie pochodzi z bogatej rodziny, nie ma doskonałego rodowodu. Ale ma ciekawą osobowość. Świat poznaje i często bywa nim zszokowana. Ma wspaniałą mamę i babcię, ojciec pojawia się w jej życiu po pewnej nieobecności. Krysia to dziecko, nastolatka, podlotek, matka, żona, rozgoryczona życiem rozwódka. babcia. Autorka pokazuje nam wiele masek i ról jakie główna bohaterka nakłada i odgrywa. I rozmawia ze swoim "ja". Czymś co ma z nas każdy. Po prostu ze swoją duszą.
Swoje "ja" ma każdy z nas. Czy jest nam ono potrzebne? Tak i to bardzo, bardzo! To ono pozwala nam dostrzegać błędy, wady, uczyć wyciągać wnioski z porażek. Krysia je nie zatraca mimo, że jej życie nie jest usłane różami, podejmuje odważne decyzje. Jest taką zwyczajną-niezwyczajną kobietą która umie powiedzieć dość! Basta! Koniec!
I tak zostawia zaborczego męża, toksyczną przyjaciółkę. Idzie przez życie po swojemu. Stara się nie dać sobą sterować. Ma własne zdanie, które potrafi bronić. Z pewnością szuka miłości i za nią tęskni. Ale nie daje się omamić i zaspokoić podróbką uczucia. Czy każdą kobietę na to stać? Czy wiele z nas nie godzi się z wieloma rzeczami "dla świętego spokoju"? Krysia z pewnością pod koniec życia będzie mogła sobie powiedzieć - żyłam jak chciałam. Owszem nie wszystko mi się udało, spełniło, ale nie byłam bierna. Postać Krysi bardzo mnie zainspirowała do jeszcze dogłębniejszego przeżywania tego, co od losu mi dane.
Jolanta Kwiatkowska znów napisała książkę mądrą, refleksyjno-obyczajową, która na czytelniku ( gorąco radzę po nią sięgnąć nie tylko kobietom) niejako wymusza poświęcenie myśli sprawom istotnym, które w codziennej zabieganej rzeczywistości mogą ulatywać. Warto żyć świadomie, mieć pewne plany i marzenia, choć czasem ich wykonanie oraz spełnienie wyda się nawet groteskowo nierealne. Życie łatwe nie bywa, życie daje w kość, ale bierność nie jest najlepszym rozwiązaniem. Proza Pani Jolanty zachwyciła mnie. Doskonałym ubraniem w słowa najbardziej osobistych myśli, świetnym stylem, odwagą. Tę książkę odebrałam jako coś na wzór drogowskazu, wzorca dla kobiet, które nie chcą życia przespać, ale przeżyć. Pozwólcie moje refleksje po lekturze zakończyć bardzo pięknym zdaniem z tejże książki
"Życie szybko płynie, ale dopóki trwa wiele jeszcze przed nami" ( str. 13)
Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Autorce i Wydawcy Wydawnictwu Mwk.
Książka do kupienia tutaj
http://www.matras.pl/ja-i-oni-pol-zartem-pol-serio.html

środa, 15 maja 2013

Katarzyna Michalak "Bezdomna"

Wydawnictwo Znak litera nova
data premiery 6 czerwca 2013
stron 256
ISBN 978-83-2402-402-5
Seria z Kotem
 
Taka smutna historia, której reżyserem okazało się życie i źli ludzie
 
Właśnie mija 48 godzin jak skończyłam lekturę najnowszej powieści Katarzyny Michalak. Nadal jestem duszą i sercem w tej książce. Nie mogę wrócić do rzeczywistości. Wciąż moje myśli wracają do historii Kingi Król. Burza emocji nie chce ucichnąć. Wciąż grzmi we mnie, wciąż nie cichnie gniew na ludzką zawiść i bezduszność. Jacy z wielu z nas wspaniali sędziowie! Jak łatwo i szybko oceniamy, ferujemy wyrokami. Jak łatwo kogoś zaszczuć. I tak jak w Biblii pisze - belki we własnym oku nie idzie zobaczyć, tylko skałkę u kogoś widzimy w rozmiarach wiekowego dębu.
 
Wybaczcie zatem tej recenzji pewne niedociągnięcia, ale po prostu się we mnie jeszcze gotuje.
Książka jest znakomita. Krótko podsumowując arcydzieło. Kapitalnie wymyślone i napisane.
Tytułowa Bezdomna to młoda i wykształcona kobieta, która powinna cieszyć się życiem, patrzeć z błyskiem w oczach w przyszłość. Tak jednak nie jest. Kinga została wyrzucona poza nawias społeczeństwa. Bo tak właśnie traktuje się ludzi bezdomnych. Są niczym współcześni trędowaci. Widujemy ich codziennie, tylko patrzymy na takie osoby jakby ich nie było. Czy słusznie? Oczywiście, że nie, ale jednak tak jest. Z góry nasuwa nam się skojarzenie bezdomny-lump, menel, pijak, złodziej, ma aids, jest kimś gorszym. Tylko prawda jest taka, że bezdomność może dosięgnąć każdego z nas. Tak jak dosięgnęła Kingę. Ona nie pragnęła wolności bez adresu, ZUS-u i podatków. Nie chciała żyć niczym niebieski ptak. W pocie czoła skończyła studia, tylko..... nieodpowiednio wybrała partnera, zbyt mocno zaufała i stała się ofiarą swojego umysłu. Nie była absolutnie wyrachowaną suką, nie zrobiła nic umyślnie. Potrzebowała pomocy, jednak pomocna dłoń nie została wyciągnięta.
Jest wigilijny wieczór. Mróz. W śmietniku spotykają się dwie kobiety i kot. Jedna z nich nie ma nic prócz ... planu skończenia ze sobą. Jej towarzyszem zostaje równie jak ona bezdomny kot. Zwykły szaro-bury dachowiec ratuje jej życie. I tak  Kinga wraz z miauczącym kompanem trafia do domu Aśki. Kobiety sukcesu, piszącej teksty do popularnej gazety, która ma własny kąt, wypasiony samochód i modne ciuchy. Oprócz dóbr doczesnych ma jeszcze za sobą związek z żonatym mężczyzną. Jego żoną była właśnie Kinga.......
Katarzyna Michalak napisała książkę od której nie można się oderwać. Powieść niezwykle wzruszającą do której wydawca powinien dodać chusteczki. Łzy są bowiem nieodłącznym towarzyszem lektury, która przybliża nam tragiczny i bardzo, bardzo smutny los kobiety, która na karę wcale nie zasłużyła. Ofiara choroby umysłu zapłaciła najwyższą cenę za to, iż wiele osób straciło wzrok na jej problemy. Młoda mama trzymająca w rękach niemowlę nie była na siłach poradzić sobie z dotykającą ją rzeczywistością. Jej traumę, jej odczucia, jej zaburzenia zlekceważono. Doszło do tragedii. Od razu ludzkie sumienia okazały się bezlitosne. Osądzono i koniec. Lud pragnący krwi miał swoje igrzyska.
Pani Kasia napisaniem tej książki udowodniła, że nie boi się podejmowania tematów trudnych. Pisze szczerze i otwarcie. Nie ukrywa brudnych stron życia. Bez skrupułów (chwała Jej za to) wskazuje ludzkie wady, które niekontrolowane niszczą czyjeś życie. Jak łatwo krzyknąć winna! Jak trudno pomóc! Jak łatwo zamieść pod dywan, jak prosto uwolnić się od brzemienia! Postać Kingi budzi litość. Skrzywdzona kobieta traci dom, miłość, szacunek. Staje się nikim. Niepotrzebną nikomu istotą, która cierpi i czuje się winna. Chce ukarać samą siebie. Czy ma za co?
Depresja poporodowa, lęki i stany depresyjne to sytuacje które mogą spotkać każdą kobietę. Czy to powód do wstydu, czy to przesłanka do linczu?
"Bezdomna" to powieść z przesłaniem, która wstrząsnęła mną naprawdę głęboko. Uświadomiła, że nie należy zbyt szybko oceniać. Lepiej dać się wyspowiadać do końca i wysłuchać.
Nie jest to lektura w stylu Poziomkowym czy w klimacie Pogodnej. Nie jest to książka lekka i przyjemna. Jest w niej mnóstwo dramaturgii, ludzkiego nieszczęścia i smutku. I jest w niej jeszcze ... zwierzak, zwykły bury kotek, którego małe serduszko i koci umysł przewyższa ludzi. Tak czasem niestety bywa.
Gorąco polecam przeczytanie "Bezdomnej" tym, którzy jeszcze nie znają talentu Pani Kasi. Ci, którzy już go poznali pewnie z niecierpliwością wyczekują tej książki w sprzedaży. Premiera 6 czerwca.
Za możliwość zatopienia się w doskonałej książce serdecznie dziękuję Wydawcy - Wydawnictwu Znak litera nova.

poniedziałek, 13 maja 2013

Jacek Getner "Pan Przypadek i trzynastka"

Wydawnictwo Poligraf
data wydania 2013
stron 202
ISBN 978-83-7856-091-3
 
O pewnym detektywie to książka!
 
Kolejna publikacja Jacka Getnera, która ukazała się w lutym na księgarskim rynku to książka zapoczątkowująca cykl lektur opowiadających o perypetiach pewnego detektywa Jacka Przypadka. Jej główny bohater to postać zdecydowanie nietuzinkowa. Pochodzi z dobrej rodziny, studiował na wydziale prawa i administracji, ale jakoś nie pali mu się do przejęcia schedy po ojcu i podjęcia kariery zawodowej w jakże prestiżowym zawodzie adwokata. Jacek pod tym względem jest krnąbrny i ani myśli się ustatkować. Nie w głowie mu również założenie rodziny. On woli życie według recepty "lekko, łatwo i przyjemnie". Żyje z czynszów wynajmowanych czterech lokali, które są jego własnością. Lubi biegać i przygotowuje się do startów w maratonach. Kobiety w jego życiu na stałe nie ma odkąd zaginęła podczas górskiej wspinaczki jego wielka miłość Basia . Ale nie prowadzi on też życia ascety. Jacek zgodnie z nazwiskiem wiele w życiu dostaje "przypadkiem". Jak powiedziałaby młodzież jemu po prostu się "fuksa". I tak ni z gruszki ni z pietruszki zostaje detektywem amatorem.
 
 Czytelnicy mają okazję poznać trzy sprawy nad jakimi Jacek pracował. Nie są to jakieś potworne zbrodnie, nie ścielą się trupy, nie leje się krew, ale kodeks karny ich zabrania.
Zagadki są jednak zbyt przewidywalne ( jak dla mnie, która kiedyś, kilka lat temu zaczytywałą się w kryminałach) i ten fakt powoduje, że nie określę tę książki jako sensacja, ale lektura z nutką sensacji. Postać pierwszoplanowa jest oryginalna, ale nie zdobyła mojej sympatii. Jacek zraził mnie do swojej osoby leniwym podejściem do życia, nonszalancką postawą i stosunkiem do kobiet.
Autora pochwalę za język jakim pisze i styl. Widać, że posługuje się słowem i piórem z łatwością oraz dba o wrażenia estetyczne. Książka moim zdaniem mogłaby się stać scenariuszem niezłego sitcomu w stylu "13 posterunku" tylko ....... ja w takim gatunku nie gustuję. Niestety nie znalazłam w ani jednym z trzech rozdziałów napięcia, które powinno moim skromnym zdaniem towarzyszyć lekturze książki w której występuje policja i detektyw. Zabrakło mi również dreszczu emocji, który jest niezbędny. Troszkę wiało nudą. Postać Jacka przypomina mi współczesne kariery z realnego świata w wielu branżach. Często dziś jest tak, że wystarczy błysnąć i staje się celebrytą w swojej dziedzinie - a warsztat jest już mniej ważny. Nie zgodzę się z opinią z okładki by Przypadek przypominał porucznika Borewicza. Raczej porównałabym go do Jaszczuka z tegoż serialu.
Książkę ocenię jako przeciętną, choć napisaną z pomysłem. Oczywiście miejcie na uwadze to, iż moja opinia może być niezgodna z Waszymi gustami. To co nie porwało mnie może być dla innych rewelacją. Może się spodobać i rozśmieszyć. Sama osobiście fanką śmiechu i książek komediowych nie jestem. Zatem skuście się na poznanie Jacka Przypadka. Oceńcie go sami. Może pod tym postem pojawi się jakaś gorąca polemika i odezwie się grono wielbicielek owego detektywa? 
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Jacka Getnera. Dziękuję ! 

środa, 8 maja 2013

Stefan Wasilewski "Droga przez piekło"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2012
stron 496
ISBN 978-83-7722-460-1
 
Droga przez mękę
 
Po tę książkę sięgnęłam z pobudek osobistych. Jestem po kądzieli wnuczką Kresowian. Moi dziadkowie ze strony mamy pochodzili z południowo-wschodnich krańców Polski, a konkretnie z okolic Lwowa. Byli Polakami wyznania rzymskokatolickiego. To w Samborze i Drohobyczu zastała ich II wojna światowa. Doświadczyli na własnej skórze prześladowań za polskość. Niektórzy moi antenaci trafili na Syberię. Wszyscy musieli opuścić swoje domy po zmianie granic.
Jako mała dziewczynka słuchałam dziadkowych historii o ich wojennej gehennie. Chłonęłam je, bo tylko z ust dziadków mogłam się dowiedzieć o innym obliczu wojennego piekła. W szkole o tym mi nie mówiono i nie uczono.
Dziś dziadkowie już nie żyją, a ja chętnie sięgam po książki określane mianem literatury łagrowej. Dlaczego? Bo czuję się członkinią sybirackiej rodziny. To moje dziedzictwo.
Z powyższego powodu zaczytałam się w książce Stefana Wasilewskiego. Zaczytałam i zapłakałam wielokrotnie. To niesamowita książka, którą napisało samo życie, sam los. Bardzo  okrutny los.
Powieść opowiada losy rodziny Wasilewskich, która przybyła na Kresy, a dzisiejsze tereny Białorusi po 1920 roku. Głowa rodziny, żołnierz Stanisław uczestnik wojny polsko-bolszewickiej otrzymał tam dom i ziemię za wojenne zasługi. Tam pracował w pocie czoła wraz żoną na chleb. Tam rosła piątka dzieci. Ludmiła była jego drugą żoną. Trójkę najstarszych dzieci swojego męża kochała jak te własne młodsze. Rodzinne szczęście trwałoby pewnie długo gdyby nie kolejna wojna. Stanisław znów ruszył walczyć w obronie ojczyzny. Jego żonę i dzieci czekał potworny los.
Po ataku na Polskę 17 września dla Kresowian polskiej narodowości zaczęło się istne piekło. Na początku były wyzwiska, słowne obrazy, pobicia. Potem zaczęto konfiskować majątki, wszelaki dobytek, domagano się kontyngentów. A w końcu na tory podstawiono pociągi z bydlęcymi wagonami do których zapędzono polskie rodziny. W tragicznych warunkach, w potwornym zimnie, bez toalet, głodnych i umęczonych ludzi wywieziono w głąb Rosji. Wielu nie przetrwało tej podróży. Zmarli z głodu, chorób lub po prostu zamarzli. Tych którzy przetrwali wysadzono w łagrach, zaprzęgnięto do pracy w fatalnych warunkach. Wasilewscy podzielili los tysięcy Polaków wywiezionych "na białe niedźwiedzie". Ludmiła mimo fatalnej sytuacji wzięła się w garść. Zaczęła walczyć o przetrwanie dla siebie i dzieci. Była pracowita i jak dziś byśmy powiedzieli kreatywna. Twarda i zawzięta. Pracowała ponad siły i co najważniejsze nie straciła człowieczeństwa. Nie zgasło w jej sercu dobro. W ekstremalnej sytuacji potrafiła podzielić się kostką czekolady z paczki od rodziny. Postać Ludmiły to wzór, to piękna sylwetka Polki, matki i kobiety, która niczym lwica walczy o przetrwanie nad Szund-Ozierem. Odarta z godności, zapracowana do kresu sił ma w sobie ludzkie odruchy. Pomaga innym, dzieli się kęsem jedzenia choć sama nie ma za wiele. Dba o dzieci jak tylko może. Wie, że dla nich musi przetrwać, pojechać po kolejne sanie z drewnem.
Ludmiła jest bohaterką, która zasługuje na uznanie i podziw. NKWD nie udało się złamać jej psychiki. Zezwierzęcić mimo upodlenia.
Książkę czytałam płacząc. Ryczałam jak bóbr, a chleb jedzony w trakcie czytania smakował mi inaczej. Bo ci o których czytałam nie mieli go wystarczająco. Wzruszył mnie los rodaków, którzy musieli przejść za nic potworne dni. Nikt nie znał ich kresu. Przez długi czas nie było widać żadnego światełka w tunelu. Zwolnienie z łagru nie oznaczało końca gehenny. Wyjazd z miejsca zesłania był równie trudny. Nadal ginęli ludzie, nadal panował głód i choroby. Nadal kąsały wszy. Wyzyskani "robotnicy-paliaki" stali się zbytecznym balastem.
Opowieść Stefana Wasilewskiego to autentyczna lekcja historii o zdarzeniach, o których długo milczano. Moje pokolenie głos prawdy usłyszało dopiero pod koniec liceum. Takie książki-świadectwa jak ta są niezwykle potrzebne dla przyszłych pokoleń, aby zrozumiały w pełni XX-wieczną historię. Trudno napisać o tak tragicznej książce że jest piękna. Ona jest wybitna i uczy patriotyzmu. Dalsze losy tejże familii będzie dane poznać czytelnikom w drugiej części powieści zatytułowanej "Śladami tułaczy". Osobiście będę jej wypatrywać.
Książka arcydzieło. W mojej biblioteczce wędruje na półkę ulubione.
Tę wybitną lekturę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawcy. Bardzo dziękuję. 

czwartek, 2 maja 2013

Ewa Owsiany "Rekolekcje rabczańskie księdza Karola Wojtyły"


Wydawnictwo M
data wydania 2013
stron 196
ISBN 978-83-7595-564-4
 
Opowieść utkana ze wspomnień
 
Karol Wojtyła - Jan Paweł II to dla mnie wyjątkowa postać. Śmiało mogę rzec, iż to dla mnie Życiowy Drogowskaz. Cenię Go nie tylko jako Pasterza, ale i jako Polityka oraz Człowieka. Nasz Papież to dla mnie uosobienie dobra i szacunku dla bliźniego. O pochodzącym z Wadowic Ojcu Świętym przeczytałam wiele książek. Były wśród nich wspomnienia Jego współpracowników, przyjaciół oraz biografie, które dokładnie śledziły ziemską wędrówkę Karola ku Niebu.
Niedawno wśród książek wydanych przez Wydawnictwo M odnalazłam prawdziwą perełkę. Opowieść o księdzu, który głosił rekolekcje. Tym duchownym był właśnie ksiądz nazywany przez młodzież Wujkiem.
Ewa Owsiany pochodzi z Rabki. Tu uczęszczała do miejscowego liceum, gdzie jej ojciec był profesorem od łaciny. Jej edukacja przedmaturalna przypadła na lata 50-te. Wtedy to przez kilka lat na zaproszenie miejscowego katechety księdza Malińskiego przyjeżdżał do Rabki ksiądz profesor z Krakowa, by głosić wielkopostne rekolekcje dla młodzieży. Wiele lat później wybrano Go na Piotrowy Tron. No ale któż wtedy to by przewidział!
 Pani Ewa po latach przypadkowo odnalazła na strychu bardzo stary uczniowski zeszyt. W nim były bezcenne zapiski nigdy dotąd niepublikowane. Owe notatki powstały w trakcie wysłuchiwanych w drewnianym kościele rekolekcji. Krakowski rekolekcjonista mówił pięknie, ale Jego nauki nie były łatwe. Wymagały wiele od młodych słuchaczy. Po zdaniu matury autorka ponownie spotkała Wojtyłę już w Krakowie jako studentka. A wiele, wiele lat później była pod Papieskim Oknem w Krakowie i odwiedziła Papieża Jana Pawła II we Włoszech.
Książka Ewy Owsiany to garść wspomnień, to wzruszające momenty, które na zawsze pozostaną jej w pamięci. Do lektury Pani Ewa wprowadza nas opisem dawniej Rabki, jej mieszkańców. Wspomina szkolnych kolegów, nauczycieli, pisze o własnej rodzinie. Gorczański epizod w biografii Wojtyły jest malutki, ale dla tych, którzy byli jego świadkami wyjątkowy i bezcenny. Lekturę czytałam z wielkim wzruszeniem. Poczułam klimat wspomnień, chwil przypominanych przez Papę w trakcie pielgrzymek do Polski. Jakże niezwykłe to były momenty, jakże cenne są po nich wspomnienia.
Tekst uzupełniają wyjątkowe zdjęcia-pamiątki.
Piękna lektura, której czytanie niezwykle wzrusza. Serdecznie polecam.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawcy.

środa, 1 maja 2013

Jodi Picoult , Samantha Van Leer "Z innej bajki"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania kwiecień 2013
stron 312
ISBN 978-83-7839-497-6
 
Mix życia i bajki
 
Jodi Picoult przyzwyczaiła swoich fanów (a ma ich na całym świecie bardzo wielu) do tego, iż spod jej pióra wychodzą wspaniałe powieści obyczajowe w których fabułę wplecione są odważne i kontrowersyjne tematy. Picoult pisze dynamicznie, emocjonalnie i wyraziście. Nie boi się łamać tabu, nie boi się grać na czytelniczych emocjach. Swoją najnowszą powieścią zaskoczyła jednak każdego, kto choć odrobinę zna jej twórczość. Po pierwsze uległa pewnej modzie i napisała książkę wspólnie ze swoją córką, a po drugie obie panie stworzyły coś oryginalnego i odmiennego. Nigdy bym nie przypuszczała, że jedna z moich ulubionych autorek nakreśli bajkę, a właściwie powieść familijną w której świat bajkowy miesza się z tym, który istnieje realnie.
 
Bohaterką ze świata realnego jest 15-letnia dziewczynka o imieniu Delilah, którą samotnie wychowuje jej mama. Nastolatka nie przepada za szkołą, rozkrzyczanymi koleżankami, sportem. Jej pasją jest czytanie książek. Uwielbia zaszywać się w domowym zaciszu z lekturą w ręce. Jej rówieśniczki zwykle sięgają po romanse, a Delilah pewnego dnia wypożycza ze szkolnej biblioteki bajkę dla dzieci. Jest w niej królewicz, który ma uwolnić i uratować ukochaną Serafinę, są smoki, trolle i wróżki. Uczennica 9 klasy czyta tę książkę kilkakrotnie i nagle uświadamia sobie, że staje się od niej uzależniona. Wciąż zaczyna czytanie od nowa, a tekst zna już na pamięć. Bajka dla młodych czytelników staje się dla niej obsesją, narkotykiem, nałogiem. Dziewczyna na jej punkcie po prostu szaleje. Sama nie zdaje sobie sprawy co jest przyczyną uzależniania. Być może to, iż wydaje jej się, że Olivier ją rozumie, jest jej bliski ze względu na fakt wychowywania się bez ojca. Po n-tym czytaniu pokusa zagłębienia się w lekturze nie maleje. I nagle dziewczynie wydaje się, że zmieniają się ilustracje, a Olivier próbuje nawiązać z nią kontakt, że zaczyna z nią rozmawiać..... To omamy czy prawda? Delilah oszalała czy może jest świadkiem wyjątkowej sytuacji?
 
To pierwsza w dorobku sławnej i znanej autorki książka dla młodzieży. Trudno ją porównać do innych jej powieści. Odebrałam ją jako mieszankę powieści obyczajowej, książki fantasy i bajki. Czy przypadła mi do gustu? Poniekąd tak, choć nie powaliła mnie na kolana. Pomysł na fabułę jest niezły i oryginalny. Opisana przez Jodi i jej córkę nastolatka jest ciekawą kreacją. Rozpad rodziny sprawia, że dziewczynka jakby nie mogła wyjść poza ramy dzieciństwa i patrzeć bardziej w dorosłość niż w dziecięcy świat. Mimo wszystko podświadomie nastolatka szuka miłości, akceptacji i zrozumienia. Mężczyzny, który naprawiłby jej krzywdę wyrządzoną przez ojca, który opuścił swoją rodzinę, wyjechał i ponownie się ożenił. Delilah szuka ideału i widzi go w księciu z bajki. Chce by był on przyjacielem, opiekunem i bratnią duszą w jednym. I pewnie dlatego pragnie, by marzenie Oliviera o opuszczeniu książki się ziściło.
"Z innej bajki" to nietuzinkowa historia, która wywołuje refleksje. Czy my dorośli nie czytamy by uciec w lepszą rzeczywistość, by odnaleźć lepszy świat? Lekturą wprawdzie nie są bajki, ale przecież czytamy często historie, które narodziły się w umyśle autorów i zaistniały na kartach papieru!
Najnowsza powieść Picoult to lektura o miłości, przyjaźni, samotności. Pełna magii i nadziei, że marzenia, gdy bardzo chcemy mogą się spełnić.
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawcy.