Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Postępy Malucha. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Postępy Malucha. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 6 listopada 2012

Jedno małe, spełnione marzenie

Hej Dziewczyny,

Jak się dziś macie? Chciałam dziś zrobić zdjęcia mojego miejsca pracy, ale u mnie dziś taka szaruga, że zdjęcia wyszły fatalne. Od razu odłożyłam aparat i odnalazłam zdjęcia z zeszłego tygodnia, kiedy to spełniło się moje małe marzenie.

Jeszcze w zeszłym roku był na to za malutki. Dziś jednak, Chłopczyk jest już większy i co mnie bardzo ucieszyło, wielce zainteresowany tym, co mama w kuchni wyprawia. Od zeszłego tygodnia, Adaśko sam przysuwa sobie krzesło z jadalni do blatu w kuchni. Patrzy na mnie wymowną minką i pokazuje paluszkiem na krzesło "Tu, tu"... co oznacza - mamo, chcę wejść tutaj i zobaczyć co jest na blacie;-)

Rękawy umorusane mąką, paluszki ugniatające ciasto, rączki wybierające foremki do ciasteczek, buzia uśmiechnięta i skupiona... i jeszcze jedno... błysk w oku i ciche mlaskanie podczas próbowania paluszkiem cukru pudru. Bezcenne!

Upiekliśmy je razem, zainspirowani książeczką Zuzia uczy się piec. Poczęstujecie się?


Buziak i miłego dnia!

piątek, 19 października 2012

Kreatywnie z maluchem

Witajcie Kochane!

Chciałam Wam podziękować za Wasze ostatnie pomysły na dziecięce zabawy. Mogę powiedzieć, że jestem gotowa stawić czoła zimie! Teraz wiem, co u Was się sprawdza, a takie polecane zabawy to świetny pomysł. Trochę z nich znałam, ale nie wszystkie, no i co więcej, miałam odczucie, że piszecie o takich, najbardziej przetestowanych, które pewnie nie jeden już raz uratowały Was i pociechy w trudnych chwilach:-)

Magda poleciła mi nawet bardzo ciekawą stronę Little Family Fun, która jest naprawdę kopalnią świetnych pomysłów. A ponieważ wczoraj wybierałam się do hurtowni papierniczej, wróciłam z różnymi pomocami i zdążyliśmy jeszcze z Adaśkiem wykonać jeden projekt o spadających, jesiennych liściach. A, gdybyście nie wiedziały, jaki jest odgłos spadających liści, to podpowiadam : (głośne) "bam" ;-)

Dzisiejszy ranek spędziliśmy też bardzo kreatywnie. Niedaleko naszego domu otworzył się bardzo fajny klub; Klub Kreatywnego Rozwoju. Próbowaliśmy dostać się na zajęcia już od wiosny, jednak ciągle było zbyt mało maluchów, aby spotkania mogły się rozpocząć. Dziś w końcu ruszyły. Obawiałam się jedynie, jak Adaś zareaguje na inne dzieci. Mimo, że ma z nimi częsty kontakt, to bardzo się ich boi. Przeraża go nawet taka sytuacja, gdy inne dziecko huśta się obok na huśtawce. Trzeba mu wszystko spokojnie i długo tłumaczyć, ale i tak pozostaje nieufny. Nie wiem skąd takie zachowanie. Rozważałam już wszystko, na szczęście dziś dowiedziałam się, że to nic złego i że zdarza się często. Ufff... kamień z serca! Moja Mama mówi, że ja też byłam raczej typem samotnika, jak byłam w podobnym wieku. Może więc ma to po mnie?

Początek zajęć rzeczywiście nie był łatwy, mimo że od razu dało się wyczuć bardzo przyjemną atmosferę. Adaś siedział mi na kolanach zanosząc się od płaczu i pokazując rączką na drzwi, że on chce: "tam, tam".

Pierwsza piosenka, druga z pokazywaniem rączek, klaskaniem. Trochę się uspokoił, ale tylko na chwilę. I nagle zmiana! Pani Sylwia wyciągnęła bańki mydlane. Łzy przestały lecieć i okazało się nawet, że od ostatniego puszczania baniek, Adaś sam nauczył się je dmuchać. A wszystko za sprawą książeczki, którą ostatnio bardzo lubi o 3 świnkach i wilku. Gdy chce ją oglądać, zaczyna dmuchać, tak jak wilk, który zdmuchuje chatkę świnkom:-) Niesamowita jest ta dziecięca komunikacja!

Po bańkach było... gotowanie. To przekonało już Adasia w 100%. Przesypywanie grochu, ryżu, kukurydzy okazało się lekarstwem na całe zło. Już nie możemy się doczekać kolejnego piątku. Okazało się, że na zajęciach są bardzo fajne Mamy, z którymi przy wspólnej kawce i zabawach z maluchami, czas płynął wspaniale:-)

Mam też dla was małą zapowiedź, już nie związaną z dzieckiem, a raczej z wolną sobotą i niedzielą. Znalazłam wczoraj na Starociach takie cacko. Na razie nazywam tą szafkę Brzydkim Kaczątkiem, ale właśnie czegoś takiego potrzebowałam do łazienki. Jutro się nią porządnie zajmę, potrzebuje natychmiastowej pomocy lekarskiej! Moja łazienka przeszła remont jakieś 8 lat temu, kiedy jeszcze nie byliśmy miłośnikami skandynawskiego stylu. Wiedzieliśmy o nim tyle, co kot napłakał. Łazienka jest w kolorach beżu i brązu. Mam drewnianą półeczkę na ręczniki i jest trochę nijaka. Mam już plan jak ją udomowić, bez robienia remontu. Postanowiłam, że szafeczka będzie biała i od wewnątrz uszyję jej zasłonkę w kratkę. Ale pomyślałam, że może Wy macie jakiś ciekawy pomysł na kolor szafeczki, który będzie ładnie pasował do łazienki w kolorach naturalnych. No i koniecznie szafka musi dostać ładną gałeczkę. Wszelkie sugestie, jak zawsze mile widziane:-)

Miłego weekendu!

czwartek, 31 maja 2012

Dzień Dziecka!

Zarówno wczoraj, jak i dzisiaj mieliśmy bardzo miły dzień. Wczoraj było dość pochmurno, więc zdecydowaliśmy się na wycieczkę do Niechorza. Pospacerowaliśmy uliczkami, podpatrywaliśmy mewy na plaży, wdrapaliśmy się na latarnię morską, z której roztaczał się przepiękny widok na okolicę, na bezkres morza. Miło było zobaczyć świat z innej perspektywy.


Następnie uznaliśmy, że nadeszła już najwyższa pora na obiad. Tylko co zjeść? Rybę rzecz jasna. Ale znaleźć dobrą rybę nad morzem to duże wyzwanie!
Zaczytana w Moim Życiu we Francji Julii Child, miałam wielką ochotę na coś naprawdę pysznego. Klucząc nadmorskimi uliczkami, natrafiliśmy na zaułek... rybny. Moje oko wypatrzyło stary domek z donicami pelargonii i ciekawym, rybnym menu. Miejsce nie przypominało rybnego fast foodu, a menu zawierało różne ryby smażone, ale i na parze(!), rybne szaszłyki i przede wszystkim kilka sałatek śledziowych. Tak, tak, śledź nad morzem - przysmak zapomniany?!
Pani właścicielka zaproponowała nam naprawdę pyszne danie, nałożyła do spróbowania śledziki robione przez nią i opowiedziała, że rodzina prowadzi tę knajpkę już od 37 lat. Nie wprowadzają dziwnych nowości, nie poszerzają menu o nic innego niż ryby. Nie dodają niszczących smak warzywek, kucharków, vegety... i od razu można było poczuć, że jemy coś naprawdę smacznego.
Obiad zjedliśmy z wołającym nieustannie mniam, mniam Adasiem! O tak, jest zdecydowanym smakoszem ryb i tym samym słoiczki, które miałam do tej pory na czarną godzinę, na podróż, zostały już odstawione.


A dziś... spacery i plażowanie. Nad morzem jest bardzo przyjemnie. Widziałam dziś prognozę pogody w telewizji i naprawdę to, co mówią, to jakaś bujda na resorach. Nie było wiatru, nie padał deszcz, więc spokojnie mogliśmy posiedzieć.

Jednak miejscem, które podoba się Chłopczykowi najbardziej, jest nasz plac zabaw. Nieustannie podpatruje inne dzieci. Nadal jest nieśmiały i trzyma się naszych spodni, ale dziś, tak długo myślał i myślał, aż w końcu... zrobił sam trzy kroczki!!! Chyba mogę powiedzieć, że to były te pierwsze, samodzielne. Potem znowu trochę się bał, ale to chyba już dobry znak, co sądzicie?

Plażowicz... cały czas coś podjada. Tym razem jabłuszko:-)

A dla mnie... to wspaniały prezent na zakończenie maja.

Jutro Dzień Dziecka. Od rana spacer, bańki mydlane, zabawa...

Drogie Mamy, Drodzy Tatusiowie... wszystkiego najlepszego dla Waszych Pociech. Niech rosną zdrowe, uśmiechnięte, szczęśliwe. Niech w jutrzejszym dniu, nie zabraknie wspólnego czasu. To chyba najlepszy prezent!

Pozdrawiam Was ciepło,
Ania

poniedziałek, 28 maja 2012

Pozdrowienia z wakacji

Witajcie!

Tak szybko mija mi maj. To zdecydowanie mój ulubiony miesiąc. Składa się na to kilka czynników. Z każdym dniem jest coraz bardziej zielono i kolorowo. Obserwuję ciągle nowe kwiaty, bez pachnie przepięknie, kasztany kwitną zawsze z tą samą gracją.
Maj jest przepełniony urodzinami i imieninami w mojej rodzinie. Właściwie co kilka dni się widzimy, żeby świętować czyjeś święto. Moje urodziny także przypadają w maju, a w tym roku, były... naprawdę okrągłe:-) Dowiedziałam się też, że swoje święto w maju ma Ewelina z Kuchni Pełnej Smaków i Ada z Drobiazgów Domowych. Powiem Wam więcej, nasze urodziny następują dzień po dniu, więc jeśli mogłybyśmy obchodzić je razem, świętowałybyśmy całe 3 dni! Ale by było pięknie!

Jutro urodziny ma też moja koleżanka, Iza, którą poznałam, gdy szukała nauczyciela języka włoskiego. Podjęłam się tej pracy i uczę do dziś, ale nasze spotkania już dawno wyszły poza ramy standardowych lekcji. Iza jest starsza o 11 lat, ale śmiało mogę powiedzieć, że jest to osoba, z którą rozumiem się bez słowa. Cieszę się z każdej takiej znajomości, która przecież nie zdarza się często, bo dodaje mi energii i wiary w ludzi.

Nasze ostatnie zajęcia przeszły z salonu do kuchni. Prawdziwi miłośnicy Włoch najlepiej i najprzyjemniej nauczą się słownictwa przy kuchennym blacie. Wielokrotnie już tego doświadczyłam, a przygotowanie takich zajęć to prawdziwa przyjemność. Tak więc, gdy kilka dni temu Iza, po majówce nad włoskim jeziorem Garda, przyszła z włoską oliwą, parmezanem i czekoladą z malutkiej, rodzinnej manufaktury, wiedziałam, że z kuchni nie wyjdziemy. Pierwsze, polskie pomidory (choć jeszcze nie tak dobre, jak latem, ale zawsze lepsze niż te dziwadła grudniowe), wyhodowana przeze mnie bazylia i rukola, do tego czosnek, pieczywo i już robiłyśmy bruschettę. Najpierw przepis po włosku, następnie słownictwo, potem przygotowanie grzanek i konwersacja po włosku z przyjemnie ściekającą po dłoniach, gęstą, włoską oliwą. Bo kto powiedział, że nauka musi być męcząca?

Odnoszę zatem wrażenie, że otacza mnie wiele pokrewnych - majowych dusz. To bardzo przyjemne!

Przejdźmy jednak do tematu posta. Od tygodnia jesteśmy nad morzem. Już w styczniu zarezerwowaliśmy pobyt i odliczaliśmy miesiące, tygodnie, dni, do wspólnych spacerów po plaży i w lesie. Głównym kryterium wyboru były też problemy ze skórą Adasia, która tu ma się znacznie lepiej. Codziennie mamy piękną, słoneczną pogodę, ale dzięki drzewom i bryzie od morza, upału brak. Z Poznania dochodzą nas tylko słuchy o gorączce, która ostatnio dokuczała, a ja dziękuję za każdą godzinę, którą synek może spędzić na dworze, na świeżym powietrzu, a nie w domu, w którym musi chować się przed niesprzyjającymi dla jego skóry promieniami słońca.


Mieszkamy w bardzo przyjaznym domu. Każdy apartament ma niezależne wyjście do ogrodu, w którym znajduje się świetny plac zabaw. Po tygodniu widzę, jak Adaś cieszy się na widok innych dzieci w piaskownicy. Najpierw nieśmiały, trzymający się koszulki taty chłopczyk, w ogóle nie chciał usiąść na piasku, teraz bawi się foremkami, grabkami, machając łapką i śmiejąc się do innych dzieci.

Wczoraj były pierwsze próby zjazdów na zjeżdżalni. Najpierw podpatrywanie o miesiąc starszej Jadzi, a potem siup na dół! Fajnie było! Nieporadna gra z tatą w ping-ponga też jest super, nie wspominając już o oswajaniu z dużym rowerem. Jazda w foteliku jest doskonałą rozrywką. Można krzyczeć: "Oooooo!!!!"

Plac wart jest opisania, bo jest to miejsce, w którym naprawdę dzieciom niczego nie brakuje. Brawo za pomysł! Na fasadzie domu, szary pas, po którym dzieci mogą pisać kredą. Łatwo to później zetrzeć szmatką, aby na następny dzień, dzieci mogły rysować kolejne obrazy.
Znalazło się też miejsce na rysunek od Adasia i Taty na Dzień Mamy:-)
Krzesełko dla rodziców:-)
Autko na sprężynie i trampolina... tu szaleją wszystkie dzieciaki. 
Na tej wygodnej huśtawce można zasnąć... dosłownie. Delikatne bujanie uśpiło tu dziś chłopczyka. Mama przyniosła kocyk i pilnowała, żeby dziecko nie spadło:-)
A to już moje ulubione miejsce na placu zabaw:-)

Muszę Wam też wspomnieć, że Adaś dostał tu wielkiego apetytu. Ryby ubóstwia. Cały czas chciałby coś przegryzać. Może to dlatego, że wyszło więcej ząbków... a każdy kolejny wydaje się być jeszcze ciekawszy nowych smaków.

Dla mnie pobyt tutaj to też duża zmiana w postrzeganiu dzieci. Przede wszystkim kompletnie przestały mnie stresować niektóre sytuacje. Nikt tu nie przejmuje się krzykiem dziecka, czy jego chwilowymi buntami. Każdy z "sąsiadów" boryka się z podobnymi problemami. Każdy, choćby maleńkim uśmiechem wspiera, wysyła jakiś taki niewidoczny gest porozumienia, który dla młodych rodziców jest tak potrzebny.


Co jeszcze jest tu fajne? To, że jest jeszcze przed sezonem i naprawdę jest spokojnie. Puste plaże, które zachęcają do wypoczynku i cisza w miasteczku.


Pozdrawiam Was bardzo serdecznie spod dębu i sosny, które delikatnie szumią mi nad głową przepuszczając przez liście i igły cudownie błękitne niebo.

niedziela, 18 marca 2012

Rozpoczynamy sezon rowerowy

Witajcie Dziewczyny,

Zacznę od hitu dnia! A właściwie wieczoru - nie uwierzycie... u mnie jest burza! Błyskawice i grzmoty! Nie mogłam uwierzyć. Stałam pod prysznicem, słyszę jakiś hałas... coś w rurach trzeszczy - moja pierwsza myśl. Znowu hałas - pewnie śmieciarka - nie, no nie, w niedzielę wieczorem? A to może jakaś kraksa przed domem? A to najprawdziwsza... nawet jeszcze nie wiosenna, lecz zimowa burza.

Lubicie burzę, czy boicie się jej? Jako mała dziewczynka, bałam się panicznie, a teraz, gdy jestem w domu, lubię, gdy grzmi sobie w tle. Lubię to oczyszczone powietrze zaraz po zakończeniu burzy. Wiecie co, skoro jest burza, to moje myśli od razu kierują się ku latu!

No cóż, lato, to nie jest na pewno, dopiero początek wiosny. Ale za to jaki ciepły! U Was też było dziś tak pięknie?

Dziś tylko dwie fotki - niedziela zaczęła się dla nas bardzo miło, zapach pieczonych paczuszek z jabłkiem i miodem osłodził początek dnia. A potem postanowiliśmy wypróbować rowerek Adasia, o dziwo bardzo mu się spodobał. Wolniutkim spacerkiem przeszliśmy naprawdę długą trasę, a ja do tej pory nie mogę się nadziwić, że to już prawdziwy chłopczyk, a nie dzidziuś:-)

Kawka i paczuszki z jabłkiem


Sezon rowerowy otwarty!
 Miłego tygodnia!

wtorek, 28 lutego 2012

Kinder Party!

Dziś już mogę śmiało powiedzieć, że wszystkie roczkowe imprezy za nami! Ufff... W niedzielę, po sobotnim party dla dzieci i rodziców, ogarnęło mnie potworne zmęczenie. Wydawało mi się, że wymyśliłam same nieskomplikowane słodkości i inne dania, ale dopiero w niedzielę odczułam intensywność ostatnich dni. Wszystko przecież najpierw trzeba zaplanować, potem znosić do domu siatami, przygotować dom na przyjęcie gości, upichcić smakołyki, zajmować się przy tym dzieckiem, rozmawiać z gośćmi... Dla mnie to oczywiście sama przyjemność, ale zmęczenie kiedyś musi przyjść! A że chciałam dogodzić wszystkim gościom, i tym malutkim, i tym dużym, to przygotowałam jedzonko z myślą o dzieciach, które np. mają nietolerancję laktozy, innym, które jeszcze nie mają ząbków, jeszcze innym, które nie lubią tego lub owego. Wszystko się udało! Niektóre dzieciaczki np. pierwszy raz jadły ciastka (i to moje eko, więc byłam dumna:-) czy chleb. Było naprawdę przyjemnie, śmiechu mnóstwo i radość, że taki mały człowiek ma już kolegów i koleżanki! Zabawki były chyba absolutnie wszędzie, porozrzucane, turlały się pod stołem, balony wirowały w powietrzu. Szaleństwo! Przemiłe szaleństwo! Ale dość już słów, niech resztę opowiedzą zdjęcia:-)

Na dziecięcym przyjęciu nie może zabraknąć czekoladowego ciasta, przybranego koniecznie jarmarkowo. Tutaj w kolorowych perełkach.

Pyszne babeczki, które robi się naprawdę ekspresowo. Przepis z bloga Ady, ostatnio miejsca pełnego inspiracji dla mnie:-)

Kolorowe pianki, kolejny z przysmaków dziecięcych.

Gabriel&Adaś

Chyba najgrzeczniejsze dziecko, jakie do tej pory poznałam - Dawid. Jak go w sobotę zobaczyłam, myślałam, że przyszedł do nas sam Brad Pitt prosto z planu "Siedem lat w Tybecie"

A tego Pana już znacie:-)

Prezenciki na pożegnanie dla wszystkich dzieciaków.

Łosie czekają na opakowanie.

Mały prezent, do małych rączek.

Pozdrawiamy Was cieplutko!

środa, 15 lutego 2012

Do czego służą nóżki?

W ostatnim czasie dzieje się tyle, że jak zwykle musiałabym napisać Wam referat, ale korzystam z chwilki, gdy Adaś śpi, żeby podzielić się z Wami najważniejszą wiadomością. Otóż w niedzielę nasz Mały Człowieczek bawiąc się na dywanie, wyginając na wszystkie strony, podpierając się na moich kolanach, nagle... wstał! Sam! Poczułam motyle w brzuchu, gdy małe łapki puściły moją nogę. Teraz, gdy już odkrył do czego służą nóżki, ćwiczy cały dzień raczkowanie, podnoszenie i upadanie na pupę. W końcu może dotrzeć do wszystkich szuflad i szafek. Dziś wieczorem planuję więc przemeblowanie - to co niebezpieczne powędruje do górnych szafek.

A kwiatki, wcale nie z okazji Walentynek, ale dla Was, na miły dzień! Niech będzie kolorowy, bo u mnie dziś wszystko przykrył biały puch!