Witajcie Kochani! Już poniedziałek, a ja nawet nie zdążyłam złożyć Wam najserdeczniejszych życzeń... Tłumaczę to chorobą, która dopadła mnie przed samymi Świętami... W środę skończyłam ostatnie zamówienie, a wieczorem poczułam, że to nie będą zdrowe Święta... I niestety, nie pomyliłam się... W czwartek obudziłam się z katarem, bolącymi oczami i gardłem... Przypomniał mi się okres studiów, gdy podczas sesji była pełna mobilizacja, a po ostatnim egzaminie, jak stres i mobilizacja mijały często rozkładała mnie choroba... W związku z chorobą musieliśmy odwołać plany wyjazdowe (wszędzie małe dzieci, więc nie chcemy ich bez sensu narażać)... Siedzimy zatem w domu, a ja przynajmniej mam czas nadgonić bieżnik, który planowałam zrobić już dawno, ale wciąż wpadały mi zamówienia (co w sumie mnie BARDZO CIESZY), więc bieżnik czekał cierpliwie na swoją kolej :) Ale o tym następnym razem... Wracając do tematu posta - jajo, a nawet dwa, powstały różnymi technikami. Pierwsze zrobione zostało na wa