28.2.15
Instagram Mix - styczeń i luty 2015
1. Ja i pryszcz czyli dzień dobry w Nowym Roku ;) 2. Wyprzedażowe łupy 3. Testuję 4. Lubię
5. W łóżku najlepiej 6. Selfie time 7. Wieczorową porą 8. OOTD
9. Shopping time (a tak przy okazji, nienawidzę mierzyć bielizny;)) 10. Po zakupach 11. Mała paczka, a cieszy 12. Relaks z Elle
13. Sałatka a'la Cezar - najlepsza! 14. W przymierzalni 15. Zamiast Coca-Coli 16. Prawie gotowa
17. Nowe :) 18. Dinner time 19. O smaku kawy... 20. Pakowanie i wieczny dylemat ;)
21,22,23,24. Egipt
25. Ulubiony 26. Powiedziałam TAK 27. Tea time 28. Kilka nowości
29. "Krowa w kurniku" 30. Moja Lunaby <3 ...="" 31.="" 32.="" bardzo="" class="separator" div="" drodze="" potrzebne="" style="clear: both; text-align: center;" tak="" w="" wszystko="">
33. Outfit of the day ;) 34. Wspominam i chcę wrócić 35. Dziubek 36. Wieczorne przyjemności
37. Smakuje lepiej niż wygląda 38,39. W Norwegii zima nie odpuszcza 40. Parówki :p
41. Duet idealny 42. Ujawniam zawartość torebki 43. Bananowe batoniki owsiane czyli przekąska idealna 44. I znowu ja, bleeeh ;)
Labels:
Instagram mix,
lifestyle,
luty 2015,
styczeń 2015
27.2.15
Nowości - luty 2015
W lutym nie szalałam za bardzo z zakupami kosmetycznymi, a raczej starałam się nie szaleć choć wyszło trochę inaczej (jak zawsze), ale na swoje usprawiedliwienie muszę napisać, że większość z tych kosmetyków miałam już od dawna na swojej liście zakupowej więc tak czy siak bym je w końcu kupiła, a że zbliżał się mój wyjazd do Norwegii, a tutaj nie mam dostępu do tych produktów, postanowiłam więc nabyć je właśnie w lutym. Wszystkie zakupy poczyniłam na początku miesiąca i część nowości jest już w użyciu, co zresztą widać :) Ok, koniec tej "bablaniny", zapraszam na krótką prezentacje :)
Zacznijmy od zakupów z neoperfumerii Galilu.pl. Niestety nie mam dostępu do sklepu stacjonarnego dlatego też wszystko kupiłam poprzez sklep online. W sumie złożyłam dwa zamówienia. Pierwsze zawierało wodę perfumowaną Diptyque - L'Ombre Dans L'Eau o zapachu róży i liści czarnej porzeczki, prasowany puder Becca - Blotting Powder Perfector oraz dwa produkty Aesop: balsam Rejuvenate Aromatique Body Balm (ahh, jak on pięknie pachnie!) i żel pod prysznic A Rose By Any Other Name Body cleanser. Po tym zakupie czułam mały niedosyt, po głowie chodziło mi jeszcze kilka kosmetyków, a więc postanowiłam pójść na całość i je kupiłam. I tak w drugiej paczce przyjechały do mnie kolejne kosmetyki Aesop: słynna pietruszkowa maseczka Parsley Seed Cleansing Masque oraz zestaw The Leaf Supreme zawierający balsam - Geranium Leaf Body Balm, żel pod prysznic - Geranium Leaf Body Cleanser oraz peeling - Geranium Leaf Body Scrub. Jak widać na zdjęciu kosmetyki są już w użyciu, póki co największe wrażenie wywarł na mnie peeling. Perfumy to wiadomo, miałam już wcześniej próbkę, spodobały mi się i dlatego kupiłam cały flakon. Co do pozostałych kosmetyków to jeszcze wyrabiam sobie o nich zdanie, ale ogólnie jest pozytywnie.
Zacznijmy od zakupów z neoperfumerii Galilu.pl. Niestety nie mam dostępu do sklepu stacjonarnego dlatego też wszystko kupiłam poprzez sklep online. W sumie złożyłam dwa zamówienia. Pierwsze zawierało wodę perfumowaną Diptyque - L'Ombre Dans L'Eau o zapachu róży i liści czarnej porzeczki, prasowany puder Becca - Blotting Powder Perfector oraz dwa produkty Aesop: balsam Rejuvenate Aromatique Body Balm (ahh, jak on pięknie pachnie!) i żel pod prysznic A Rose By Any Other Name Body cleanser. Po tym zakupie czułam mały niedosyt, po głowie chodziło mi jeszcze kilka kosmetyków, a więc postanowiłam pójść na całość i je kupiłam. I tak w drugiej paczce przyjechały do mnie kolejne kosmetyki Aesop: słynna pietruszkowa maseczka Parsley Seed Cleansing Masque oraz zestaw The Leaf Supreme zawierający balsam - Geranium Leaf Body Balm, żel pod prysznic - Geranium Leaf Body Cleanser oraz peeling - Geranium Leaf Body Scrub. Jak widać na zdjęciu kosmetyki są już w użyciu, póki co największe wrażenie wywarł na mnie peeling. Perfumy to wiadomo, miałam już wcześniej próbkę, spodobały mi się i dlatego kupiłam cały flakon. Co do pozostałych kosmetyków to jeszcze wyrabiam sobie o nich zdanie, ale ogólnie jest pozytywnie.
Pozostałe zakupy to nabytki z internetowej apteki Gemini. Nie wiem czy pamiętacie, ale jakiś czas temu na blogu zachwycałam się duetem marki Seboradin z serii Niger, postanowiłam do niego wrócić i jako pierwszy powędrował do wirtualnego koszyka, a jeśli już mowa o włosach to skusiłam się też na maseczkę Intensywnie Regenerującą przeznaczoną do włosów przetłuszczających się marki Biovax oraz szampon Batiste, który jest moim must have. Zawsze kupuję wersję Dark&Deep Brown, ale tym razem wybrałam tą o nazwie Blush. Serum do rzęs Long 4 Lashes - Oceanic kupiłam z ciekawości i muszę przyznać, że chyba działa :) Stosuję je krótko jednak widzę już pierwsze efekty, ale ciii żeby nie zapeszać. No i ostatni nabytek czyli (lekki) krem Hydraphase Intense Legere - La Roche Posay, który miałam ochotę przetestować już od dawna, ale jakoś wcześniej nie było nam po drodze. Na szczęście jest już u mnie i nie mogę doczekać się pierwszych testów, które, hmm, niestety muszą trochę poczekać ponieważ w użyciu mam coś innego. Ale co się odwlecze to nie uciecze, prawda? :)
To już wszystkie nowości. Wpadło Wam coś w oko, a może znacie te kosmetyki? Co Wy kupiłyście w lutym? Koniecznie się pochwalcie :)
To już wszystkie nowości. Wpadło Wam coś w oko, a może znacie te kosmetyki? Co Wy kupiłyście w lutym? Koniecznie się pochwalcie :)
24.2.15
Kosmetyczni Ulubieńcy Roku 2014/Kolorówka
Dziś, tak jak obiecałam w poprzednim poście, przychodzę z drugą częścią ulubieńców roku 2014. Tym razem kolorówka. Nie wiem czy jest tego dużo czy nie, jak sądzicie? Starałam się wybrać tylko takie kosmetyki, które muszę mieć pod ręka, po które sięgam cały czas i bez których ciężko byłoby mi się obejść gdyby ich zabrakło.
Annabelle Minerals, Podkład Mineralny, Wersja Matująca - nie jest to podkład całkowicie idealny, ale sięgam po niego bardzo często i chętnie, a jak tylko się skończy od razu kupuję kolejne opakowanie (teraz mam już chyba 4),a więc na miano ulubieńca zdecydowanie zasługuje. Najbardziej lubię go za krycie, wystarczy jedna cienka warstwa i cera wygląda idealnie, a także za szybką i łatwą aplikacje, naturalny wygląd na skórze oraz kolor (posiadam Golden Fair), który idealnie stapia się z kolorem mojej karnacji.
Estee Lauder, Double Wear Light - jeśli potrzebuje trwałego makijażu zawsze sięgam po ten podkład i jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Jest bardzo lekki, ładnie stapia się ze skórą, nie tworzy maski, nie przesusza skóry, jest trwały i zapewnia mi mat na długie godziny, co bardzo sobie cenię ponieważ moja cera szybko się przetłuszcza. Używając innych podkładów niestety nie mam takiego komfortu jak po użyciu Double Wear Light. Mój nr.1.
Benefit, Rockateur - zaraz po zakupie ten róż nie był moim ulubieńcem, a teraz nie mogę się bez niego obejść, szczególnie w dni po ciężkiej nocy czy podczas długiej podróży, gdy czasem muszę zrobić małe poprawki żeby wyglądać jak człowiek ;). Jest to taki kosmetyk 3w1, czyli róż, bronzer i rozświetlacz. Nałożony na kości policzkowe natychmiast ukrywa zmęczenie, ożywia twarz, odmładza i rozświetla, a także ładnie modeluje. Poza tym jest przyjemny w aplikacji, nie tworzy plam i trzyma się przez wiele godzin.
The Balm, Bahama Mama - czyli kultowy rozświetlacz, który zachwycił i mnie, choć wiem, że ma też swoich przeciwników. Świetnie spisuje się jako kosmetyk do konturowania, a także w roli różu. Ma ładny, neutralny kolor, który na mojej jasnej karnacji wygląda naprawdę dobrze. Nie sprawia problemów podczas aplikacji, ładnie się rozciera, ale trzeba uważać ponieważ jest mocno napigmentowany. Jednak jak ja nie zrobiłam sobie nim krzywdy to i Wy też sobie nie zrobicie.
Chanel, Les Beiges - to mały cudotwórca, który w kilka sekund zmienia całą twarz. Zmiękcza rysy, tworzy niewidzialną woalkę, matuje, a jednocześnie dodaje cerze blasku i pięknie rozświetla, mimo iż nie zawiera drobinek. Do tego jest bardzo lekki, nie przesusza skóry, pięknie pachnie i świetnie sprawdza się do poprawek w ciągu dnia. Ja mam go zawsze w torebce i myślę, że jeszcze długo nic w tej kwestii się nie zmieni. Uwielbiam.
The Balm, Down Boy - mój zdecydowanie ulubiony róż, po który w 2014 roku sięgałam najczęściej i w sumie nadal najchętniej po niego sięgam. Uwielbiam go za kolor, który nie tylko pozwala uzyskać naturalny rumieniec, ale także pięknie ożywia i rozpromienia całą twarz. Nie mam też zarzutów co do aplikacji, róż dobrze sie nakłada i rozciera, a trwałość na twarzy i wydajność kosmetyku to dodatkowe zalety Down Boy. Jeśli lubicie naturalny makijaż to serdecznie polecam.
L'oreal, Lumi Magique, Korektor Rozświetlający - to kosmetyk, który działa jak za dotknięciem magicznej różdżki. Pięknie rozświetla spojrzenie, dodaje oczom blasku, a także, jeśli trzeba, ukrywa zmęczenie. Do tego jest lekki, nie podrażnia ani nie przesusza skóry pod oczami, nie wchodzi w zmarszczki/załamania i jest bardzo wydajny. No i można dorwać go na promocji w naprawdę niskiej cenie. Jak widzicie ma same zalety ;)
Giorgio Armani, Eyes to Kill Excess - ten tusz na początku bardzo mnie rozczarował, ale po kilku tygodniach "dojrzał", pokazała co potrafi i stał się moim ulubieńcem. Cóż za obrót sprawy, prawda? :) Przechodząc do tuszu to jest on bardzo trwały, nie osypuje się ani nie kruszy, nie podrażnia oczu, a także, co dla mnie najważniejsze, rewelacyjnie pogrubia rzęsy i dodaje im objętości . Efekt ten możemy stopniować, zaczynając od delikatnego po naprawdę mocny. Natomiast szczoteczka świetnie rozczesuje, rozdziela i wydłuża. Póki co mój nr. 1.
The Balm, Put a Lid On It, Baza pod cienie - i kolejny kosmetyk The Balm, który jest moim ulubieńcem. Tym razem jest to baza pod cienie. Pewnie będziecie się śmiały, ale jest to mój pierwszy kosmetyk tego typu. W sumie nie mam porównania z innymi bazami, ale ta robi co ma robić i jak dla mnie jest super. Zdecydowanie przedłuża trwałość cieni, podbija ich kolor, jest łatwa w aplikacji i szalenie wydajna. Nic więcej od niej nie wymagam.
Chanel, Illusion D'ombre, 83 Illusoire - uwielbiam ten kosmetyk za wszystko, zaczynając od opakowania, idąc przez delikatną, piankową konsystencję, a kończąc na kolorze i efekcie jaki daje. Na powiece tworzy piękną taflę skrzącą się mnóstwem drobinek, ale nie jest to efekt disco, musicie mi uwierzyć. Ja lubię używać go szczególnie na wieczór, ale na co dzień również jest ok. Szczególnie, że Illusoire to ziemisty, poszarzały brąz, który jest neutralny, świetnie pasuje do wielu stylizacji i jest fajnym uzupełnieniem delikatnego, naturalnego makijażu. Na plus zaliczyć muszę również szybką i bezproblemową aplikację. Dla mnie mistrz ;)
MAC, Paint Pot, Groundwork - czyli mój ulubiony cień do dziennego makijażu. Ma kremową konsystencję, która gładko rozprowadza się na powiekach, nie ważne czy nakładamy go palcem czy pędzlem, szybko zasycha i jest nie do ruszenia. Nawet bez bazy na moich tłustych powiekach trzyma się cały dzień. Kolor, który posiadam to średni odcień naturalnego brązowoszarego, moim zdaniem jest piękny i ładnie, acz delikatnie podkreśla spojrzenie.
MAC, Pro Longwear Waterproof Brow Set, Bold Brunette - odkąd kupiłam ten tusz do brwi nie wyobrażam sobie już bez niego mojego makijażu. Kolor, który posiadam jest dla mnie idealny, a sam kosmetyk jest łatwy w obsłudze i w kilkanaście sekund daje świetne efekty. Po jego zastosowaniu brwi są przyciemnione, wypełnione, ułożone, delikatnie usztywnione i mają zdrowy połysk. Poza tym tusz jest trwały i bez problemu trzyma się na brwiach aż do czasu demakijażu.
Chanel, Rouge Coco Shine, 61 Bonheur - lubię sięgać po tą pomadkę i gdyby nie słaba trwałość to byłaby idealna. Ma świetną konsystencję, równomiernie pokrywa usta kolorem, delikatnie je powiększa, dodaje im blasku, nawilża i wygładza. Zachwycona jestem też opakowaniem, jest trwałe, minimalistyczne i cieszy oko. Kolor który posiadam to ładny, dziewczęcy róż, idealny na co dzień i pasujący niemalże do wszystkiego.
Clinique, Colour Surge Butter Shine Lipstick, 457 Cherry Quartz - po tą pomadkę sięgam szczególnie zimą, ze względu na kolor, piękny, półprzezroczysty, wiśniowy, ale i w ciągu całego roku zdarza mi się jej czasem używać. Ma fajną, kremowo-żelową konsystencję, łączy w sobie zalety pomadki i połysk błyszczyka, powiększa usta, a także je pielęgnuje i odżywia. To moje drugie opakowanie i na pewno nie ostatnie.
Clarins, Instant Light Natural Lip Perfector, 05 Candy Shimmer - ten błyszczyk to moje małe odkrycie poprzedniego roku. Ma piękny zapach, jest łatwy w aplikacji, nie potrzebuję lusterka, rewelacyjnie powiększa usta, nadaje im delikatny kolor pełen blasku, a także działa jak najlepszy balsam. Koi usta gdy są spierzchnięte, świetnie odżywia, nawilża i wygładza. Jeśli jeszcze nie znacie tego cuda to szybko nadrabiajcie zaległości.
Korres, Mandarin Lip Butter, Rose SPF15 - długo zastanawiałam się czy umieścić tą pomadkę w poście z pielęgnacją czy kolorówką, ale postawiłam na to drugie ponieważ Mandarin Lip Butter często stanowi uzupełnienie mojego codziennego makijażu. Wystarczy chwila i dzięki niej usta nabierają ładnego, delikatnego, czerwonego odcienia, idealnego na co dzień, a przy okazji są nawilżone, wygładzone i chronione przed promieniowaniem UV.
Essie - już od kilku lat jestem wierna lakierom Essie i w zasadzie tylko lakiery tej marki kupuję. Odpowiada mi w nich przede wszystkim konsystencja, trwałość na paznokciach, duży wybór kolorów, design buteleczek, a także ciekawe nazwy ;) Moja kolekcja nie jest zbyt duża, stawiam raczej na klasyczne kolory, choć skuszę się też czasem na małe wariacje, ale w 2014 roku zdecydowanie rządziła klasyka. Moi faworyci to: Licorice - czyli klasyczna czerń, głęboka i pięknie lśniąca, Cashmere Bathrobe - idealna szarość zawierająca mnóstwo malutkich srebrnych drobinek, ale nie nachalnych tylko delikatnych, przełamujących ten zwyczainy kolor oraz Jump In My Jumpsuit, pochodzący z nowej, zimowej kolekcji, to piękny odcień czerwieni, soczysty, wyrazisty i seksowny ;)
I to już wszystko :) Znacie moich ulubieńców? A może wpadło Wam coś w oko? Dajcie koniecznie znać ;)
TWARZ
Annabelle Minerals, Podkład Mineralny, Wersja Matująca - nie jest to podkład całkowicie idealny, ale sięgam po niego bardzo często i chętnie, a jak tylko się skończy od razu kupuję kolejne opakowanie (teraz mam już chyba 4),a więc na miano ulubieńca zdecydowanie zasługuje. Najbardziej lubię go za krycie, wystarczy jedna cienka warstwa i cera wygląda idealnie, a także za szybką i łatwą aplikacje, naturalny wygląd na skórze oraz kolor (posiadam Golden Fair), który idealnie stapia się z kolorem mojej karnacji.
Estee Lauder, Double Wear Light - jeśli potrzebuje trwałego makijażu zawsze sięgam po ten podkład i jeszcze nigdy się nie zawiodłam. Jest bardzo lekki, ładnie stapia się ze skórą, nie tworzy maski, nie przesusza skóry, jest trwały i zapewnia mi mat na długie godziny, co bardzo sobie cenię ponieważ moja cera szybko się przetłuszcza. Używając innych podkładów niestety nie mam takiego komfortu jak po użyciu Double Wear Light. Mój nr.1.
Benefit, Rockateur - zaraz po zakupie ten róż nie był moim ulubieńcem, a teraz nie mogę się bez niego obejść, szczególnie w dni po ciężkiej nocy czy podczas długiej podróży, gdy czasem muszę zrobić małe poprawki żeby wyglądać jak człowiek ;). Jest to taki kosmetyk 3w1, czyli róż, bronzer i rozświetlacz. Nałożony na kości policzkowe natychmiast ukrywa zmęczenie, ożywia twarz, odmładza i rozświetla, a także ładnie modeluje. Poza tym jest przyjemny w aplikacji, nie tworzy plam i trzyma się przez wiele godzin.
The Balm, Bahama Mama - czyli kultowy rozświetlacz, który zachwycił i mnie, choć wiem, że ma też swoich przeciwników. Świetnie spisuje się jako kosmetyk do konturowania, a także w roli różu. Ma ładny, neutralny kolor, który na mojej jasnej karnacji wygląda naprawdę dobrze. Nie sprawia problemów podczas aplikacji, ładnie się rozciera, ale trzeba uważać ponieważ jest mocno napigmentowany. Jednak jak ja nie zrobiłam sobie nim krzywdy to i Wy też sobie nie zrobicie.
Chanel, Les Beiges - to mały cudotwórca, który w kilka sekund zmienia całą twarz. Zmiękcza rysy, tworzy niewidzialną woalkę, matuje, a jednocześnie dodaje cerze blasku i pięknie rozświetla, mimo iż nie zawiera drobinek. Do tego jest bardzo lekki, nie przesusza skóry, pięknie pachnie i świetnie sprawdza się do poprawek w ciągu dnia. Ja mam go zawsze w torebce i myślę, że jeszcze długo nic w tej kwestii się nie zmieni. Uwielbiam.
The Balm, Down Boy - mój zdecydowanie ulubiony róż, po który w 2014 roku sięgałam najczęściej i w sumie nadal najchętniej po niego sięgam. Uwielbiam go za kolor, który nie tylko pozwala uzyskać naturalny rumieniec, ale także pięknie ożywia i rozpromienia całą twarz. Nie mam też zarzutów co do aplikacji, róż dobrze sie nakłada i rozciera, a trwałość na twarzy i wydajność kosmetyku to dodatkowe zalety Down Boy. Jeśli lubicie naturalny makijaż to serdecznie polecam.
L'oreal, Lumi Magique, Korektor Rozświetlający - to kosmetyk, który działa jak za dotknięciem magicznej różdżki. Pięknie rozświetla spojrzenie, dodaje oczom blasku, a także, jeśli trzeba, ukrywa zmęczenie. Do tego jest lekki, nie podrażnia ani nie przesusza skóry pod oczami, nie wchodzi w zmarszczki/załamania i jest bardzo wydajny. No i można dorwać go na promocji w naprawdę niskiej cenie. Jak widzicie ma same zalety ;)
OCZY
Giorgio Armani, Eyes to Kill Excess - ten tusz na początku bardzo mnie rozczarował, ale po kilku tygodniach "dojrzał", pokazała co potrafi i stał się moim ulubieńcem. Cóż za obrót sprawy, prawda? :) Przechodząc do tuszu to jest on bardzo trwały, nie osypuje się ani nie kruszy, nie podrażnia oczu, a także, co dla mnie najważniejsze, rewelacyjnie pogrubia rzęsy i dodaje im objętości . Efekt ten możemy stopniować, zaczynając od delikatnego po naprawdę mocny. Natomiast szczoteczka świetnie rozczesuje, rozdziela i wydłuża. Póki co mój nr. 1.
The Balm, Put a Lid On It, Baza pod cienie - i kolejny kosmetyk The Balm, który jest moim ulubieńcem. Tym razem jest to baza pod cienie. Pewnie będziecie się śmiały, ale jest to mój pierwszy kosmetyk tego typu. W sumie nie mam porównania z innymi bazami, ale ta robi co ma robić i jak dla mnie jest super. Zdecydowanie przedłuża trwałość cieni, podbija ich kolor, jest łatwa w aplikacji i szalenie wydajna. Nic więcej od niej nie wymagam.
Chanel, Illusion D'ombre, 83 Illusoire - uwielbiam ten kosmetyk za wszystko, zaczynając od opakowania, idąc przez delikatną, piankową konsystencję, a kończąc na kolorze i efekcie jaki daje. Na powiece tworzy piękną taflę skrzącą się mnóstwem drobinek, ale nie jest to efekt disco, musicie mi uwierzyć. Ja lubię używać go szczególnie na wieczór, ale na co dzień również jest ok. Szczególnie, że Illusoire to ziemisty, poszarzały brąz, który jest neutralny, świetnie pasuje do wielu stylizacji i jest fajnym uzupełnieniem delikatnego, naturalnego makijażu. Na plus zaliczyć muszę również szybką i bezproblemową aplikację. Dla mnie mistrz ;)
MAC, Paint Pot, Groundwork - czyli mój ulubiony cień do dziennego makijażu. Ma kremową konsystencję, która gładko rozprowadza się na powiekach, nie ważne czy nakładamy go palcem czy pędzlem, szybko zasycha i jest nie do ruszenia. Nawet bez bazy na moich tłustych powiekach trzyma się cały dzień. Kolor, który posiadam to średni odcień naturalnego brązowoszarego, moim zdaniem jest piękny i ładnie, acz delikatnie podkreśla spojrzenie.
MAC, Pro Longwear Waterproof Brow Set, Bold Brunette - odkąd kupiłam ten tusz do brwi nie wyobrażam sobie już bez niego mojego makijażu. Kolor, który posiadam jest dla mnie idealny, a sam kosmetyk jest łatwy w obsłudze i w kilkanaście sekund daje świetne efekty. Po jego zastosowaniu brwi są przyciemnione, wypełnione, ułożone, delikatnie usztywnione i mają zdrowy połysk. Poza tym tusz jest trwały i bez problemu trzyma się na brwiach aż do czasu demakijażu.
USTA
Chanel, Rouge Coco Shine, 61 Bonheur - lubię sięgać po tą pomadkę i gdyby nie słaba trwałość to byłaby idealna. Ma świetną konsystencję, równomiernie pokrywa usta kolorem, delikatnie je powiększa, dodaje im blasku, nawilża i wygładza. Zachwycona jestem też opakowaniem, jest trwałe, minimalistyczne i cieszy oko. Kolor który posiadam to ładny, dziewczęcy róż, idealny na co dzień i pasujący niemalże do wszystkiego.
Clinique, Colour Surge Butter Shine Lipstick, 457 Cherry Quartz - po tą pomadkę sięgam szczególnie zimą, ze względu na kolor, piękny, półprzezroczysty, wiśniowy, ale i w ciągu całego roku zdarza mi się jej czasem używać. Ma fajną, kremowo-żelową konsystencję, łączy w sobie zalety pomadki i połysk błyszczyka, powiększa usta, a także je pielęgnuje i odżywia. To moje drugie opakowanie i na pewno nie ostatnie.
Clarins, Instant Light Natural Lip Perfector, 05 Candy Shimmer - ten błyszczyk to moje małe odkrycie poprzedniego roku. Ma piękny zapach, jest łatwy w aplikacji, nie potrzebuję lusterka, rewelacyjnie powiększa usta, nadaje im delikatny kolor pełen blasku, a także działa jak najlepszy balsam. Koi usta gdy są spierzchnięte, świetnie odżywia, nawilża i wygładza. Jeśli jeszcze nie znacie tego cuda to szybko nadrabiajcie zaległości.
Korres, Mandarin Lip Butter, Rose SPF15 - długo zastanawiałam się czy umieścić tą pomadkę w poście z pielęgnacją czy kolorówką, ale postawiłam na to drugie ponieważ Mandarin Lip Butter często stanowi uzupełnienie mojego codziennego makijażu. Wystarczy chwila i dzięki niej usta nabierają ładnego, delikatnego, czerwonego odcienia, idealnego na co dzień, a przy okazji są nawilżone, wygładzone i chronione przed promieniowaniem UV.
PAZNOKCIE
Essie - już od kilku lat jestem wierna lakierom Essie i w zasadzie tylko lakiery tej marki kupuję. Odpowiada mi w nich przede wszystkim konsystencja, trwałość na paznokciach, duży wybór kolorów, design buteleczek, a także ciekawe nazwy ;) Moja kolekcja nie jest zbyt duża, stawiam raczej na klasyczne kolory, choć skuszę się też czasem na małe wariacje, ale w 2014 roku zdecydowanie rządziła klasyka. Moi faworyci to: Licorice - czyli klasyczna czerń, głęboka i pięknie lśniąca, Cashmere Bathrobe - idealna szarość zawierająca mnóstwo malutkich srebrnych drobinek, ale nie nachalnych tylko delikatnych, przełamujących ten zwyczainy kolor oraz Jump In My Jumpsuit, pochodzący z nowej, zimowej kolekcji, to piękny odcień czerwieni, soczysty, wyrazisty i seksowny ;)
I to już wszystko :) Znacie moich ulubieńców? A może wpadło Wam coś w oko? Dajcie koniecznie znać ;)
Labels:
Annabelle Minerals,
beauty,
Benefit,
Chanel,
Clarins,
Clinique,
Essie,
Estee Lauder,
Giorgio Armani,
Korres,
kosmetyki,
MAC,
The Balm,
ulubieńcy roku 2014
17.2.15
Kosmetyczni Ulubieńcy Roku 2014/Pielęgnacja
Witajcie :)
Wracam do Was po dłuższej przerwie i zabieram się za nadrabianie zaległości. Na pierwszy ogień idą, tak jak w tytule, ulubieńcy roku 2014. Dzisiaj pokażę pielęgnację, a następnym razem będzie kolorówka, a może wolicie zobaczyć najpierw nowości?
W roku 2014 przez moje ręce przewinęło się mnóstwo kosmetyków. Były to w większości nowości czyli kosmetyki mi zupełnie nieznane, ale używałam też takich, które znam i do których bardzo chętnie wracam. Z nowościami pewnie same wiecie jak to jest, innym mogą służyć nam już niekoniecznie. U mnie po części też tak było. Część nowości się u mnie nie sprawdziła lub po prostu była ok, ale bez szału, jednak trafiłam też na kilka prawdziwych perełek, które zostaną ze mną na dłużej i zdecydowanie zasłużyły na miano ulubieńców roku. I tak w tym poście mamy i kilka kosmetycznych odkryć i kilka stałych ulubieńców. Jak widać ogólnie jest tego dosyć dużo, ale nie mogłam pominąć żadnego kosmetyku, a nawet powinno być ich tutaj więcej. Niestety nie miałam ich obecnie u siebie dlatego też nie będę się o nich rozpisywała, ale wymienię je poniżej. Zaparzcie sobie herbatę i zapraszam do lektury :)
Ziaja, Liście Manuka, Pasta do Głębokiego Oczyszczania przeciw zaskórnikom - genialny, a przy okazji bardzo tani kosmetyk, który pokochałam od pierwszego użycia i tak już pozostało. Pasta jest gęsta, zawiera mnóstwo malutkich drobinek, nie są one jednak ostre i nie robią krzywdy. Kosmetyk idealnie złuszcza martwy naskórek, wygładza, rozjaśnia oraz oczyszcza pory, a pozostawiony na twarzy chwilę dłużej idealnie sprawdza się w roli maseczki oczyszczającej. Skóra jest dogłębnie oczyszczona i zmatowiona, no i przede wszystkim nie jest przesuszona! Zapach pasty jest również na plus. Moim zdaniem HIT!
Korres, Lip Butter, Wild Rose - nie lubię gdy moje usta są suche czy spierzchnięte, a jeśli juz do tego dojdzie to masełko zawsze mnie ratuje. Zaraz po nałożeniu koi, nawilża, zmiękcza i wygładza usta, a do tego nadaje im piękny, soczysty kolor, który przy okazji ładnie rozpromienia i odmładza całą twarz. Dla mnie niezastąpione i musi być zawsze w mojej kosmetyczce. Jest trochę drogie, ale na szczęście bardzo wydajne. Jak już je kupie to towarzyszy mi przez dobrych kilka miesięcy.
Kiehl's, Midnight Recovery Concentrate - jeszcze do niedawna nie lubiłam oleistych formuł. Uważałam, że moja przetłuszczająca się cera i olejek nie idą w parze. Ahh, jak bardzo się myliłam. Dobrze, że w 2014 roku postanowiłam w końcu skusić się na to osławione serum bo to był strzał w dziesiątkę. Serum mimo oleistej konsystencji jest niezwykle lekkie, szybko się wchłania i działa cuda. Przy regularnym stosowaniu nawilża, regeneruje, ujędrnia, a także pięknie rozjaśnia skórę. Stosując ten olejek moja skóra, nawet po nieprzaspanej nocy, wygląda tak jak bym spędziła weekend w SPA. Jest rozpromieniona i wypoczęta. Magia! Dodam jeszcze, że olejek nie zapycha, jest niezwykle wydajny, a także przepięknie i relaksująco pachnie.
Dermalogica, Daily Microfoliant - kosmetyk ten pojawił się już w poście z ulubieńcami listopada, ale tutaj również nie mogło go zabraknąć bo go uwielbiam. Mimo iż jest to peeling (oczywiście delikatny) to może być stosowany codziennie, a także przez każdego, niezależnie od rodzaju cery. Ja używam go co drugi dzień, samodzielnie lub w połączeniu z jakimś żelem. W obu tych kombinacjach sprawdza się idealnie. Przede wszystkim świetnie oczyszcza, a także delikatnie złuszcza martwy naskórek. Po takim zabiegu skóra jest idealnie oczyszczona, matowa i niesamowicie gładka, a także gotowa na przyjęcie kremu nawilżającego. No i na tak przygotowanej skórze makijaż prezentuje i trzyma się znacznie lepiej ;) Zauważyłam też, że Daily Microfoliant ładnie wyrównuje koloryt skóry, co mi bardzo odpowiada ponieważ mam sporo przebarwień po, tak bardzo niechcianych, wypryskach.
Vichy,Capital Soleil SPF30, Emulsja Matująca - zdecydowanie mój ulubiony krem z filtrem i nie szukam innego. Jest lekki, nie bieli i szybko się wchłania pozostawiając skórę matową, i to nie tylko na chwilę, ale na długie godziny. Kosmetyk ten jest idealną bazą pod makijaż i myślę, że w pewnym stopniu przedłuża też jego trwałość. Jeśli chodzi o ochronę przeciwsłoneczną to tutaj również ten krem spisuje się idealnie. Stosowałam go już nie raz podczas urlopu i nigdy się nie zawiodłam.
Sylveco, Lipowy Płyn Micelarny - płyn ten poznałam dopiero pod koniec roku, ale bardzo się polubiliśmy i postanowiłam go tutaj pokazać. A za co najbardziej go lubię? Przede wszystkim za świetny, naturalny skład oraz jego delikatność. Płyn jest hipoalergiczny, nie uczula oraz nie podrażnia, ani skóry ani oczu. Dobrze radzi sobie z demakijażem, szczególnie twarzy, bez problemu zmywa podkład, puder, róż itd. Z oczami jest troszkę gorzej, tzn. też wszystko zmywa, czyli cienie , eyeliner i tusz, ale potrzebuje trochę więcej czasu. Po skończonym demakijażu twarz jest czysta, gładka i nawilżona, bez uczucia ściągnięcia czy lepkości.
Clarins, Liquid Bronze Self Tanning - czy macie tak, że nie stosujecie samoopalaczy ponieważ obawiacie się żółtego koloru, plam i nierównej opalenizny? Doskonale Was rozumiem, też kiedyś tak miałam. Jednak używając Liquid Bronze Self Tanning nie ma się czego obawiać. Kosmetyk daje piękny, złocisty kolor (po pierwszej aplikacji bardzo delikatny) jak po wakacjach pod palmami, nie zostawia smug ani plam, schodzi równomiernie i jest przede wszystkim łatwy w aplikacji. Wystarczy nałożyć odrobinę na wacik, rozprowadzić równomiernie na szyi i twarzy i gotowe. Aha, można stosować go zamiast kremu, pod krem, lub na krem, wszystko zależy od nas. No i nie zostawia charakterystycznego smrodku. Czego chcieć więcej?
Pat&Rub, Peeling do Ust - odkąd poznałam ten peeling do ust już się z nim nie rozstaję, dla mnie to totalne must have tak jak krem do twarzy. Jest niezastąpiony szczególnie przed nałożeniem jakiegoś mocniejszego koloru, ale nie tylko. Świetnie sprawdza się też wtedy gdy po prostu czuję, że moje usta potrzebują delikatnego złuszczenia. Wystarczy tylko chwila i suche skórki znikają, usta są miękkie, wygładzone, a także delikatnie nawilżone. Obecnie gości u mnie wersja różana, która jest fajna, ale super jest też ta pomarańczowa, no i bardzo smaczna. Bo może jeszcze nie wiecie, ale ten peeling jest jadalny! Mniam :p
Clarisonic, Mia 2 - ta szczoteczka soniczna odmieniła moją pielęgnację, a także moją skórę. Kiedyś używałam ściereczek muślinowych (oczywiście w połączeniu z żelem oczyszczającym) i wydawało mi się, że one wystarczająco dobrze oczyszczają moją skórę i ściągają z niej cały brud, jednak odkąd gości u mnie Mia2 wiem jak bardzo się myliłam. Dopiero teraz moja skóra jest naprawdę dobrze oczyszczona, a jeśli to dla Was mało to muszę Wam jeszczepowiedzieć napisać, że teraz znacznie rzadziej niż kiedyś wyskakują mi niespodzianki, no i moje wielgaśne pory zrobiły się dużo mniejsze. Zresztą czuje też, że skóra jest znacznie gładsza, a także przyjemnie jędrna. Nie wiem czy to na pewno zasługa Clarisonic, ale myślę, że tak.
Glam Glow, Supermud Clearing Treatment - pełna recenzja >klik<
GlamGlow, Youthmud, Tinglexfoliate Treatment - krótki opis >klik<
Origins, Drink Up Intensive Overnight Mask - krótki opis >klik<
Pat&Rub, Tonik Hipoalergiczny - krótki opis >klik<
Clinique, Clarifying Lotion 2/Dry Combination - pełna recenzja >klik<
Nuxe, Reve de Miel - krótki opis >klik<
Shiseido/Pureness, Deep Cleansing Foam - krótki opis >klik<
Shiseido Ibuki, Gentle Cleanser - pełna recenzja >klik<
REN, Glycolactic Radiance Reneval Mask - pełna recenzja >klik<
Yoskine, Mikrodermabrazja/Szafirowy Peeling Przeciwzmarszczkowy - pełna recenzja >klik<
Clarins, One-Step Gentle Exfoliating Cleanser - pełna recenzja >klik<
Origins, Gin Zing, Refreshing Eye Cream - krótki opis >klik<
Bumble&Bumble, Tonic Lotion - uwielbiam ten lotion! Kosmetyk ten m.in. stanowi podłoże dla środków dla stylizacji, ale też działa jak odżywka bez spłukiwania i za to najbardziej go lubię. Wystarczy tylko spryskać wilgotne włosy i gotowe. Kosmetyk ułatwia rozczesywanie, za co duży plus, a także odżywia, nawilża i wygładza nie obciążając przy tym włosów, za co chwała mu. Jednak to jeszcze nie koniec plusów, Tonic Lotion oprócz fajnego działania ma też fajny skład, w którym znajdziemy m.in. olejek z dzrewa herbacianego - działa antyseptycznie, mięta - reguluje produkcję sebum oraz wyciąg z rozmarynu - pobudza mieszki włosowe. Moje włosy i skóra głowy to uwielbiają ;)
Batiste, Dry Shampoo, Dark and Deep Brown - szampon Batiste poznałam dopiero w poprzednim roku i żałuję, że stało się to tak późno bo okazał się naprawdę świetny. Stosuję go nie tylko jako suchy szampon, ale czasem też jako kosmetyk zwiększający objętość i w obu przypadkach sprawdza się genialnie. Po jego zastosowaniu fryzura wygląda świeżo, włosy nabierają objętości, są puszyste i tak przez cały dzień. Wystarczy tylko miuta! Plusem jest też to, że wersja Dark and Deep Brown zawiera pigment, który nie bieli, a w przypadku odrostów delikatnie je maskuje. Jak dla mnie super.
Bumble&Bumble, Thickening Hairspray - moje włosy z natury są cienkie, ale są też ciężkie i śliskie co sprawia, że wiecznie są oklapnięte. Przerobiłam już wiele kosmetyków, lotionów i pianek, dodających objętości, ale to właśnie ten spray, póki co, okazał się dla moich włosów najlepszy. Świetnie odbija je od nasady, dodaje im objętości, sprawia że są sypkie i lekkie, a efekt ten utrzymuje się przez cały dzień, a nawet dłużej. Nie ma tutaj mowy o przetłuszczaniu czy przeciążaniu, za co duży plus. Plusem jest także piękny zapach i duża wydajność.
Kerastase, Elixir K Ultime - gdy tylko moje włosy potrzebują głębszego nawilżenia czy też wygładzenia lub po prostu ochrony, np. przed wysoką temperaturą zawsze sięgam po ten olejek. Jest rewelacyjny! Już po jednym użyciu nawilża, wygładza, dodaje blasku oraz miękkości, a przy regularnym stosowaniu zapobiega rozdwajaniu i puszeniu się włosów. W składzie kosmetyku znajdują się 4 luksusowe olejki: kukurydziany, arganowy, kameliowy oraz pracaxi i to właśnie one tak rewelacyjnie dbają o kondycję włosów, a przy tym ich nie obciążają. Olejek można stosować na mnóstwo sposobów, ja najczęściej stosuję go na wilgotne włosy i tak sprawdza się u mnie najlepiej. To jednak jeszcze nie koniec zalet. Kolejną jest przepiękny zapach, niestety nie utrzymuje się na włosach. A szkoda :(
Seboradin, Niger, Szampon i Odżywka do włosów przetłuszczających się i skłonnych do wypadania- krótki opis >klik<
Phenome, Maska Oczyszczająca Maska do włosów- pełna recenzja >klik<
Origins, Clear Head, Mint Shampoo - krótki opis >klik<
Bumble and Bumble/Thickening, Dryspun Finish - pełna recenzja >klik<
Pat&Rub, Olejek do Ciała - balsamy i masła do ciała Pat&Rub znam już od dawna, natomiast olejki poznałam dopiero w 2014 roku i muszę przyznać, że zdobyły moje serce. Są fajną alternatywą dla wyżej wymienionych kosmetyków. Świetnie nawilżają, odżywiają i wygładzają skórę, a przy okazji są szybkie i bardzo wygodne w użyciu. Wystarczy po kąpieli rozprowadzić niewielką ilość kosmetyku na skórze, delikatnie osuszyć się ręcznikiem i gotowe. Ja najchętniej sięgam po ten olejek gdy się spieszę. Po kąpieli nie muszę już marnować cennego czasu na aplikację balsamu czy tez martwić się, że nie włożę spodni przez tłustą warstwę, która została na skórze po użyciu masła. A tutaj wystarczy minuta i skóra jest nawilżona, a nie tłusta i bez problemu możemy wskoczyć w ciuchy.
Rituals, Shower Foam - moje wielkie odkrycie roku 2014 i wielka miłość. Mogłoby się wydawać, że to zwykły kosmetyk, ale tak nie jest. To żel, który pod wpływem wody zmienia się w gęstą, jedwabistą i otulająca piankę, która delikatnie, ale skutecznie oczyszcza skórę pieszcząc przy tym zmysł węchu. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Pod względem zapachowym wygrywa u mnie Yogi Flow, ale wersja widoczna na zdjęciu - Hammam Delight - też jest super. Pachnie rozmarynem oraz eukaliptusem i szczególnie fajnie sprawdza się podczas porannego prysznica.
Pat&Rub, Masło do Ciała - co tu dużo pisać, już kilkukrotnie wspominałam na blogu, że uwielbiam te masła i nic się nie zmieniło. Zawsze muszę mieć choć jedno na swojej łazienkowej półce, wymieniam tylko wersje zapachowe w zależności od nastroju bądź pory roku. Odpowiada mi w nich wszystko. Zaczynając od opakowania, poprzez konsystencję, a kończąc na działaniu, które jest naprawdę świetne. Przy regularnym stosowaniu skóra jest odpowiednio nawilżona, odżywiona, zregenerowana, elastyczna oraz gładka i miękka. Jeżeli jeszcze go nie znacie to polecam ;)
Dove Natural Touch Dead Sea Minerals, Antyperspirant w Sztyfcie - długo szukałam antyperspirantu idealnego i chyba w końcu znalazłam. Jest on przede wszystkim bardzo delikatny i nie podrażnia wrażliwej skóry pod pachami, a wręcz ją koi i pielęgnuje, no i co najważniejsze zapewnia mi całodzienną ochronę. Na zapach też nie narzekam, jest ładny, delikatny, utrzymuje się cały dzień, ale nie gryzie z perfumami. Niestety jest też jeden minus, a mianowicie antyperspirant zostawia białe ślady na ubraniach, ale wybaczam mu to. Ważne, że działa.
Phenome, In-A-Minute Manicure Scrub - nie mam za dużego doświadczenia jeśli chodzi o peelingi do dłoni, ale miałam ich kilka i ten najbardziej przypadł mi do gustu. Ma gęstą konsystencję zawierająca kryształki cukru, które rozpuszczają się bardzo powoli i delikatnie, a zarazem skutecznie usuwają martwe komórki naskórka. Skóra dłoni po takim zabiegu jest dobrze oczyszczona, pobudzona do odnowy, a przy tym niezwykle gładka. Peeling pomaga też pozbyć się suchych skórek, a także pielęgnuje paznokcie. Dodatkową zaletą tego kosmetyku jest przyjemny zapach. Lubię.
The Body Shop, Hemp Hand Protector - powyżej był peeling to teraz czas na krem. A jest to (moim zdaniem) nie byle jaki krem, jak dla mnie jest najlepszy i to już od kilku lat! Zawsze, ale to zawsze ratuje moje dłonie gdy są w potrzebie. Dogłębnie nawilża, regeneruje, odżywia, niweluje szorstkość i koi jeśli są spierzchnięte. Robi po prostu to co trzeba. Jego zapach może nie zachęca do użytku, ale warto się przemóc. Ja tak się do niego przyzwyczaiłam, że już go nawet nie wyczuwam ;)
Rituals, Fortune Oil - krótki opis >klik<
Rituals, Himalaya Scrub - pełna recenzja >klik<
REN, Maroccan Rose Otto, Balsam i Żel- pełna recenzja >klik<
Pat&Rub, Bogaty Balsam do stóp - krótki opis >klik<
Phenome, Ralaxing Massage Oil - pełna recenzja >klik<
Phenome, Inspiring Shower Foam - pełna recenzja >klik<
Sun Ozon, Samoopalacz w Sprayu do normalnej i ciemnej karnacji - krótki opis >klik<
Uff, mam nadzieję, że dotrwałyście do końca. Myślałam, że jest tego mniej, ale widzę, że uzbierało się tych kosmetyków całkiem sporo. Jednak, uwierzcie mi, wszystkie są naprawdę godne uwagi i musiały się tutaj znaleźć ;)
Znacie moich ulubieńców? A może któryś z kosmetyków wpadł Wam w oko i macie ochotę go przetestować? Koniecznie dajcie znać :)
Wracam do Was po dłuższej przerwie i zabieram się za nadrabianie zaległości. Na pierwszy ogień idą, tak jak w tytule, ulubieńcy roku 2014. Dzisiaj pokażę pielęgnację, a następnym razem będzie kolorówka, a może wolicie zobaczyć najpierw nowości?
W roku 2014 przez moje ręce przewinęło się mnóstwo kosmetyków. Były to w większości nowości czyli kosmetyki mi zupełnie nieznane, ale używałam też takich, które znam i do których bardzo chętnie wracam. Z nowościami pewnie same wiecie jak to jest, innym mogą służyć nam już niekoniecznie. U mnie po części też tak było. Część nowości się u mnie nie sprawdziła lub po prostu była ok, ale bez szału, jednak trafiłam też na kilka prawdziwych perełek, które zostaną ze mną na dłużej i zdecydowanie zasłużyły na miano ulubieńców roku. I tak w tym poście mamy i kilka kosmetycznych odkryć i kilka stałych ulubieńców. Jak widać ogólnie jest tego dosyć dużo, ale nie mogłam pominąć żadnego kosmetyku, a nawet powinno być ich tutaj więcej. Niestety nie miałam ich obecnie u siebie dlatego też nie będę się o nich rozpisywała, ale wymienię je poniżej. Zaparzcie sobie herbatę i zapraszam do lektury :)
TWARZ I USTA
Ziaja, Liście Manuka, Pasta do Głębokiego Oczyszczania przeciw zaskórnikom - genialny, a przy okazji bardzo tani kosmetyk, który pokochałam od pierwszego użycia i tak już pozostało. Pasta jest gęsta, zawiera mnóstwo malutkich drobinek, nie są one jednak ostre i nie robią krzywdy. Kosmetyk idealnie złuszcza martwy naskórek, wygładza, rozjaśnia oraz oczyszcza pory, a pozostawiony na twarzy chwilę dłużej idealnie sprawdza się w roli maseczki oczyszczającej. Skóra jest dogłębnie oczyszczona i zmatowiona, no i przede wszystkim nie jest przesuszona! Zapach pasty jest również na plus. Moim zdaniem HIT!
Korres, Lip Butter, Wild Rose - nie lubię gdy moje usta są suche czy spierzchnięte, a jeśli juz do tego dojdzie to masełko zawsze mnie ratuje. Zaraz po nałożeniu koi, nawilża, zmiękcza i wygładza usta, a do tego nadaje im piękny, soczysty kolor, który przy okazji ładnie rozpromienia i odmładza całą twarz. Dla mnie niezastąpione i musi być zawsze w mojej kosmetyczce. Jest trochę drogie, ale na szczęście bardzo wydajne. Jak już je kupie to towarzyszy mi przez dobrych kilka miesięcy.
Kiehl's, Midnight Recovery Concentrate - jeszcze do niedawna nie lubiłam oleistych formuł. Uważałam, że moja przetłuszczająca się cera i olejek nie idą w parze. Ahh, jak bardzo się myliłam. Dobrze, że w 2014 roku postanowiłam w końcu skusić się na to osławione serum bo to był strzał w dziesiątkę. Serum mimo oleistej konsystencji jest niezwykle lekkie, szybko się wchłania i działa cuda. Przy regularnym stosowaniu nawilża, regeneruje, ujędrnia, a także pięknie rozjaśnia skórę. Stosując ten olejek moja skóra, nawet po nieprzaspanej nocy, wygląda tak jak bym spędziła weekend w SPA. Jest rozpromieniona i wypoczęta. Magia! Dodam jeszcze, że olejek nie zapycha, jest niezwykle wydajny, a także przepięknie i relaksująco pachnie.
Dermalogica, Daily Microfoliant - kosmetyk ten pojawił się już w poście z ulubieńcami listopada, ale tutaj również nie mogło go zabraknąć bo go uwielbiam. Mimo iż jest to peeling (oczywiście delikatny) to może być stosowany codziennie, a także przez każdego, niezależnie od rodzaju cery. Ja używam go co drugi dzień, samodzielnie lub w połączeniu z jakimś żelem. W obu tych kombinacjach sprawdza się idealnie. Przede wszystkim świetnie oczyszcza, a także delikatnie złuszcza martwy naskórek. Po takim zabiegu skóra jest idealnie oczyszczona, matowa i niesamowicie gładka, a także gotowa na przyjęcie kremu nawilżającego. No i na tak przygotowanej skórze makijaż prezentuje i trzyma się znacznie lepiej ;) Zauważyłam też, że Daily Microfoliant ładnie wyrównuje koloryt skóry, co mi bardzo odpowiada ponieważ mam sporo przebarwień po, tak bardzo niechcianych, wypryskach.
Vichy,Capital Soleil SPF30, Emulsja Matująca - zdecydowanie mój ulubiony krem z filtrem i nie szukam innego. Jest lekki, nie bieli i szybko się wchłania pozostawiając skórę matową, i to nie tylko na chwilę, ale na długie godziny. Kosmetyk ten jest idealną bazą pod makijaż i myślę, że w pewnym stopniu przedłuża też jego trwałość. Jeśli chodzi o ochronę przeciwsłoneczną to tutaj również ten krem spisuje się idealnie. Stosowałam go już nie raz podczas urlopu i nigdy się nie zawiodłam.
Sylveco, Lipowy Płyn Micelarny - płyn ten poznałam dopiero pod koniec roku, ale bardzo się polubiliśmy i postanowiłam go tutaj pokazać. A za co najbardziej go lubię? Przede wszystkim za świetny, naturalny skład oraz jego delikatność. Płyn jest hipoalergiczny, nie uczula oraz nie podrażnia, ani skóry ani oczu. Dobrze radzi sobie z demakijażem, szczególnie twarzy, bez problemu zmywa podkład, puder, róż itd. Z oczami jest troszkę gorzej, tzn. też wszystko zmywa, czyli cienie , eyeliner i tusz, ale potrzebuje trochę więcej czasu. Po skończonym demakijażu twarz jest czysta, gładka i nawilżona, bez uczucia ściągnięcia czy lepkości.
Clarins, Liquid Bronze Self Tanning - czy macie tak, że nie stosujecie samoopalaczy ponieważ obawiacie się żółtego koloru, plam i nierównej opalenizny? Doskonale Was rozumiem, też kiedyś tak miałam. Jednak używając Liquid Bronze Self Tanning nie ma się czego obawiać. Kosmetyk daje piękny, złocisty kolor (po pierwszej aplikacji bardzo delikatny) jak po wakacjach pod palmami, nie zostawia smug ani plam, schodzi równomiernie i jest przede wszystkim łatwy w aplikacji. Wystarczy nałożyć odrobinę na wacik, rozprowadzić równomiernie na szyi i twarzy i gotowe. Aha, można stosować go zamiast kremu, pod krem, lub na krem, wszystko zależy od nas. No i nie zostawia charakterystycznego smrodku. Czego chcieć więcej?
Pat&Rub, Peeling do Ust - odkąd poznałam ten peeling do ust już się z nim nie rozstaję, dla mnie to totalne must have tak jak krem do twarzy. Jest niezastąpiony szczególnie przed nałożeniem jakiegoś mocniejszego koloru, ale nie tylko. Świetnie sprawdza się też wtedy gdy po prostu czuję, że moje usta potrzebują delikatnego złuszczenia. Wystarczy tylko chwila i suche skórki znikają, usta są miękkie, wygładzone, a także delikatnie nawilżone. Obecnie gości u mnie wersja różana, która jest fajna, ale super jest też ta pomarańczowa, no i bardzo smaczna. Bo może jeszcze nie wiecie, ale ten peeling jest jadalny! Mniam :p
Clarisonic, Mia 2 - ta szczoteczka soniczna odmieniła moją pielęgnację, a także moją skórę. Kiedyś używałam ściereczek muślinowych (oczywiście w połączeniu z żelem oczyszczającym) i wydawało mi się, że one wystarczająco dobrze oczyszczają moją skórę i ściągają z niej cały brud, jednak odkąd gości u mnie Mia2 wiem jak bardzo się myliłam. Dopiero teraz moja skóra jest naprawdę dobrze oczyszczona, a jeśli to dla Was mało to muszę Wam jeszcze
Ulubieńcy roku 2014 w kategorii TWARZ I USTA których nie ma na zdjęciu:
Glam Glow, Supermud Clearing Treatment - pełna recenzja >klik<
GlamGlow, Youthmud, Tinglexfoliate Treatment - krótki opis >klik<
Origins, Drink Up Intensive Overnight Mask - krótki opis >klik<
Pat&Rub, Tonik Hipoalergiczny - krótki opis >klik<
Clinique, Clarifying Lotion 2/Dry Combination - pełna recenzja >klik<
Nuxe, Reve de Miel - krótki opis >klik<
Shiseido/Pureness, Deep Cleansing Foam - krótki opis >klik<
Shiseido Ibuki, Gentle Cleanser - pełna recenzja >klik<
REN, Glycolactic Radiance Reneval Mask - pełna recenzja >klik<
Yoskine, Mikrodermabrazja/Szafirowy Peeling Przeciwzmarszczkowy - pełna recenzja >klik<
Clarins, One-Step Gentle Exfoliating Cleanser - pełna recenzja >klik<
Origins, Gin Zing, Refreshing Eye Cream - krótki opis >klik<
WŁOSY
Bumble&Bumble, Tonic Lotion - uwielbiam ten lotion! Kosmetyk ten m.in. stanowi podłoże dla środków dla stylizacji, ale też działa jak odżywka bez spłukiwania i za to najbardziej go lubię. Wystarczy tylko spryskać wilgotne włosy i gotowe. Kosmetyk ułatwia rozczesywanie, za co duży plus, a także odżywia, nawilża i wygładza nie obciążając przy tym włosów, za co chwała mu. Jednak to jeszcze nie koniec plusów, Tonic Lotion oprócz fajnego działania ma też fajny skład, w którym znajdziemy m.in. olejek z dzrewa herbacianego - działa antyseptycznie, mięta - reguluje produkcję sebum oraz wyciąg z rozmarynu - pobudza mieszki włosowe. Moje włosy i skóra głowy to uwielbiają ;)
Batiste, Dry Shampoo, Dark and Deep Brown - szampon Batiste poznałam dopiero w poprzednim roku i żałuję, że stało się to tak późno bo okazał się naprawdę świetny. Stosuję go nie tylko jako suchy szampon, ale czasem też jako kosmetyk zwiększający objętość i w obu przypadkach sprawdza się genialnie. Po jego zastosowaniu fryzura wygląda świeżo, włosy nabierają objętości, są puszyste i tak przez cały dzień. Wystarczy tylko miuta! Plusem jest też to, że wersja Dark and Deep Brown zawiera pigment, który nie bieli, a w przypadku odrostów delikatnie je maskuje. Jak dla mnie super.
Bumble&Bumble, Thickening Hairspray - moje włosy z natury są cienkie, ale są też ciężkie i śliskie co sprawia, że wiecznie są oklapnięte. Przerobiłam już wiele kosmetyków, lotionów i pianek, dodających objętości, ale to właśnie ten spray, póki co, okazał się dla moich włosów najlepszy. Świetnie odbija je od nasady, dodaje im objętości, sprawia że są sypkie i lekkie, a efekt ten utrzymuje się przez cały dzień, a nawet dłużej. Nie ma tutaj mowy o przetłuszczaniu czy przeciążaniu, za co duży plus. Plusem jest także piękny zapach i duża wydajność.
Kerastase, Elixir K Ultime - gdy tylko moje włosy potrzebują głębszego nawilżenia czy też wygładzenia lub po prostu ochrony, np. przed wysoką temperaturą zawsze sięgam po ten olejek. Jest rewelacyjny! Już po jednym użyciu nawilża, wygładza, dodaje blasku oraz miękkości, a przy regularnym stosowaniu zapobiega rozdwajaniu i puszeniu się włosów. W składzie kosmetyku znajdują się 4 luksusowe olejki: kukurydziany, arganowy, kameliowy oraz pracaxi i to właśnie one tak rewelacyjnie dbają o kondycję włosów, a przy tym ich nie obciążają. Olejek można stosować na mnóstwo sposobów, ja najczęściej stosuję go na wilgotne włosy i tak sprawdza się u mnie najlepiej. To jednak jeszcze nie koniec zalet. Kolejną jest przepiękny zapach, niestety nie utrzymuje się na włosach. A szkoda :(
Ulubieńcy roku 2014 w kategorii WŁOSY których nie ma na zdjęciu:
Seboradin, Niger, Szampon i Odżywka do włosów przetłuszczających się i skłonnych do wypadania- krótki opis >klik<
Phenome, Maska Oczyszczająca Maska do włosów- pełna recenzja >klik<
Origins, Clear Head, Mint Shampoo - krótki opis >klik<
Bumble and Bumble/Thickening, Dryspun Finish - pełna recenzja >klik<
CIAŁO
Pat&Rub, Olejek do Ciała - balsamy i masła do ciała Pat&Rub znam już od dawna, natomiast olejki poznałam dopiero w 2014 roku i muszę przyznać, że zdobyły moje serce. Są fajną alternatywą dla wyżej wymienionych kosmetyków. Świetnie nawilżają, odżywiają i wygładzają skórę, a przy okazji są szybkie i bardzo wygodne w użyciu. Wystarczy po kąpieli rozprowadzić niewielką ilość kosmetyku na skórze, delikatnie osuszyć się ręcznikiem i gotowe. Ja najchętniej sięgam po ten olejek gdy się spieszę. Po kąpieli nie muszę już marnować cennego czasu na aplikację balsamu czy tez martwić się, że nie włożę spodni przez tłustą warstwę, która została na skórze po użyciu masła. A tutaj wystarczy minuta i skóra jest nawilżona, a nie tłusta i bez problemu możemy wskoczyć w ciuchy.
Rituals, Shower Foam - moje wielkie odkrycie roku 2014 i wielka miłość. Mogłoby się wydawać, że to zwykły kosmetyk, ale tak nie jest. To żel, który pod wpływem wody zmienia się w gęstą, jedwabistą i otulająca piankę, która delikatnie, ale skutecznie oczyszcza skórę pieszcząc przy tym zmysł węchu. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam! Pod względem zapachowym wygrywa u mnie Yogi Flow, ale wersja widoczna na zdjęciu - Hammam Delight - też jest super. Pachnie rozmarynem oraz eukaliptusem i szczególnie fajnie sprawdza się podczas porannego prysznica.
Pat&Rub, Masło do Ciała - co tu dużo pisać, już kilkukrotnie wspominałam na blogu, że uwielbiam te masła i nic się nie zmieniło. Zawsze muszę mieć choć jedno na swojej łazienkowej półce, wymieniam tylko wersje zapachowe w zależności od nastroju bądź pory roku. Odpowiada mi w nich wszystko. Zaczynając od opakowania, poprzez konsystencję, a kończąc na działaniu, które jest naprawdę świetne. Przy regularnym stosowaniu skóra jest odpowiednio nawilżona, odżywiona, zregenerowana, elastyczna oraz gładka i miękka. Jeżeli jeszcze go nie znacie to polecam ;)
Dove Natural Touch Dead Sea Minerals, Antyperspirant w Sztyfcie - długo szukałam antyperspirantu idealnego i chyba w końcu znalazłam. Jest on przede wszystkim bardzo delikatny i nie podrażnia wrażliwej skóry pod pachami, a wręcz ją koi i pielęgnuje, no i co najważniejsze zapewnia mi całodzienną ochronę. Na zapach też nie narzekam, jest ładny, delikatny, utrzymuje się cały dzień, ale nie gryzie z perfumami. Niestety jest też jeden minus, a mianowicie antyperspirant zostawia białe ślady na ubraniach, ale wybaczam mu to. Ważne, że działa.
Phenome, In-A-Minute Manicure Scrub - nie mam za dużego doświadczenia jeśli chodzi o peelingi do dłoni, ale miałam ich kilka i ten najbardziej przypadł mi do gustu. Ma gęstą konsystencję zawierająca kryształki cukru, które rozpuszczają się bardzo powoli i delikatnie, a zarazem skutecznie usuwają martwe komórki naskórka. Skóra dłoni po takim zabiegu jest dobrze oczyszczona, pobudzona do odnowy, a przy tym niezwykle gładka. Peeling pomaga też pozbyć się suchych skórek, a także pielęgnuje paznokcie. Dodatkową zaletą tego kosmetyku jest przyjemny zapach. Lubię.
The Body Shop, Hemp Hand Protector - powyżej był peeling to teraz czas na krem. A jest to (moim zdaniem) nie byle jaki krem, jak dla mnie jest najlepszy i to już od kilku lat! Zawsze, ale to zawsze ratuje moje dłonie gdy są w potrzebie. Dogłębnie nawilża, regeneruje, odżywia, niweluje szorstkość i koi jeśli są spierzchnięte. Robi po prostu to co trzeba. Jego zapach może nie zachęca do użytku, ale warto się przemóc. Ja tak się do niego przyzwyczaiłam, że już go nawet nie wyczuwam ;)
Ulubieńcy roku 2014 w kategorii CIAŁO których nie ma na zdjęciu:
Rituals, Fortune Oil - krótki opis >klik<
Rituals, Himalaya Scrub - pełna recenzja >klik<
REN, Maroccan Rose Otto, Balsam i Żel- pełna recenzja >klik<
Pat&Rub, Bogaty Balsam do stóp - krótki opis >klik<
Phenome, Ralaxing Massage Oil - pełna recenzja >klik<
Phenome, Inspiring Shower Foam - pełna recenzja >klik<
Sun Ozon, Samoopalacz w Sprayu do normalnej i ciemnej karnacji - krótki opis >klik<
Uff, mam nadzieję, że dotrwałyście do końca. Myślałam, że jest tego mniej, ale widzę, że uzbierało się tych kosmetyków całkiem sporo. Jednak, uwierzcie mi, wszystkie są naprawdę godne uwagi i musiały się tutaj znaleźć ;)
Znacie moich ulubieńców? A może któryś z kosmetyków wpadł Wam w oko i macie ochotę go przetestować? Koniecznie dajcie znać :)
Labels:
Batiste,
beauty,
Bumble&Bumble,
Clarins,
Clarisonic,
Dermalogica,
Dove,
Glam Glow,
Kerastase,
Kiehl's,
Korres,
Pat&Rub,
Phenome,
Rituals,
Seboradin,
The Body Shop,
ulubieńcy roku,
Vichy,
Ziaja
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Szukaj
Instagram @blackraspberryblog
Popularne posty
-
Niedziela. Spanie do oporu, pyszne śniadanie, koniecznie na słodko!, błogie lenistwo i oczywiście domowe SPA. Jeszcze do niedawna miałam sw...
-
1. Pielęgnacyjni ulubieńcy roku >klik< 2. OOTD 3. Taki dzień 4. Cisza i spokój 5. Coś nowego, coś fajnego 6. Winter mood...
-
Siedzę w ogrodzie, ptaki ćwierkają, w końcu świeci słońce, w końcu jest wiosennie i ciepło. Napawam się tą chwilą na każdy możliwy sposób i...
-
Masła Organique poznałam już kilka lat temu, od tamtej pory chętnie do nich wracam, jednak nie trzymam się jednej wersji zapachowej tylko ...
Archiwum
Moja lista blogów
-
-
pérl designs: Ode to Self3 dni temu
-
Migawki Października '242 tygodnie temu
-
Zapachy :: Zara Nocturnal Velvet1 miesiąc temu
-
-
-
-
-
-
Arket Spring Sale Picks1 rok temu
-
-
-
-
-
-
street style: simple chic3 lata temu
-
-
-
MODERN MOOD4 lata temu
-
AMALFITANA 20204 lata temu
-
-
The Dallant4 lata temu
-
Miu Miu, TWIST5 lat temu
-
-
-
-
-
-
-
Birthday treat6 lat temu
-
Alkemie, Dream of beauty6 lat temu
-
-
-
Freak Show Makeup6 lat temu
-
ミュゼ高田馬場の全身脱毛は月々8400円から7 lat temu
-
Bourjois 123 Perfect / CC Cream7 lat temu
-
-
Hello world!7 lat temu
-
Pielęgnacja włosów z Balea7 lat temu
-
BECCA Luminous Blush Camellia7 lat temu
-
-
-
Denko marzec - kwiecień 20177 lat temu
-
-
-
Pielęgnacja/Stylizacja Włosów z Joico7 lat temu
-
P R E T E N D I N G7 lat temu
-
-
Po taniości - ISANA8 lat temu
-
Ombre Jeans!8 lat temu
-
-
...8 lat temu
-
-
-
-
-
-
-
-
Don't stop, Balenciaga!9 lat temu
-
-
MAC Studio Fix SPF159 lat temu
-
Centrum Nauki EXPERYMENT w Gdyni9 lat temu
-
Zapraszam na Poziomkową9 lat temu
-
Trochę nowości9 lat temu
-
Nawilżenie z Clinique9 lat temu
-
-
-
-
my first blog9 lat temu
-
-
Wiosenne zakupy w Kiko9 lat temu
-
Ulubieńcy Marca9 lat temu
-
-
-
-
-
-
Jesienna lista życzeń10 lat temu
-
Jeszcze chwilę cierpliwości10 lat temu
-
New plans for our small bedroom10 lat temu
-
Zupa z kukurydzy, ziemniaków i jabłek10 lat temu
-
Wegański grill10 lat temu
-
ORIFLAME10 lat temu
-
-
-
It's time to say goodbye10 lat temu
-
OOTD PRAGA 14/03/201410 lat temu
-
Arganowa pielęgnacja z Eveline10 lat temu
-
-
Wesołych Świąt!!10 lat temu
-
Zapraszam na wyniki :)10 lat temu
-
-
Październikowy glossybox11 lat temu
-
-
BRTC Gold Caviar BB cream11 lat temu
-
Kolory na mojej twarzy12 lat temu
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
-
Obserwatorzy
Black Raspberry. Obsługiwane przez usługę Blogger.