1. Farbowanie
Kiedyś - kolor zmieniałam co miesiąc, czerwienie, rudości, brązy, raz zdarzyło mi się strzelić blond - na szczęście nie zachowały się zdjęcia. To był najgorszy kolor na mojej głowie - przypominałam kurczaka! Oczywiście nie zwracałam uwagi na jakość farby. Stosowałam drogeryjne, wysuszające i niszczące włosy. Po niedługim czasie przypominały siano - trzeszczały i łamały się pod wpływem dotyku. Tragedia.
Teraz - przez jakiś czas stosowałam hennę, która absolutnie nie niszczyła moich włosów. Przeciwnie, wyglądały na zdrowe, pięknie błyszczały. Niestety, kolor szybko się wypłukiwał, dlatego przerzuciłam się na farbó color&soin. Również nie niszczy włosów, jest bardzo delikatna i trwalsza niż henna.
2. Prostowanie
Kiedyś - prostownica była nieodłącznym elementem mojej pielęgnacji. Włosy prostowałam bez żadnej ochrony, jeszcze wilgotne, na wysokiej temperaturze (w niskiej pozostawały falami). Włosy były w złym stanie, dlatego musiałam je ścinać. Utrzymywałam je dość krótkie. Raz zdecydowałam się na trwałą prostującą, która (o dziwo) okazała się o wiele mniej niszcząca niż prostownica.
Teraz - nie prostuję, ponieważ pokochałam swoje fale! Staram się wydobyć ich naturalny skręt, stosuję żel z siemienia lnianego, ale i bez niego włosy miękko się układają. Prostownicy nie używam nawet na specjalne okazje. Szkoda włosów.
3. Pielęgnacja
Kiedyś - brak świadomej pielęgnacji. Bomby silikonowe w postaci fryzjerskich produktów, a także te drogeryjne, reklamowane przez aktorki z prześlicznymi taflami na głowie.
Teraz - pielęgnacja świadoma, stosuję kosmetyki z dobrym składem, wiem co moje włosy lubią, a czego nie.
4. Fryzura do spania
Kiedyś - spałam z rozpuszczonymi włosami, co im wybitnie nie służyło. Plątały się okropnie, ocierały o poduszkę i łamały na końcach.
Teraz - śpię z włosami zaplecionymi w luźny warkocz dobierany. Rano włosy nie są splątane, ograniczam też tarcie.
5. Cięcie
Kiedyś - fryzjerzy z uporem maniaka cieniowali moje włosy, nawet wtedy, gdy o to nie prosiłam. W efekcie włosy były cały czas spuszone, bardzo szybko się niszczyły. Nie pomyślałąm wtedy, żeby w końcu zejść z cieniowania.
Teraz - włosy obcinam sama przy pomocy nożyczek fryzjerskim marki Jaguar. Robię to na prosto lub półokrągło. Z cieniowaniem pożegnałam się raz na zawsze.
6. Czesanie
Kiedyś - zwykła plastikowa szczotka, która ciągneła i wyrywała moje włosy. Coś okropnego.
Teraz - Tangle Teezer - oto mój ideał! Cudownie masuje skalp, gładko rozczesuje włosy bez wyrywania. Sporadycznie używam szczotki z włosiem dzika, ale ta puszy moje włosy.
7. Suszenie
Kiedyś - używałam starej, kiepskiej jakościowo suszarki, która posiadałam tylko gorący nawiew. Suszyłam włosy niemal codziennie.
Teraz - mam fajny model Remingtona, który ma nawiewy: zimny, śedni i gorący. Suszę od czasu do czasu (nie częściej niż raz w tygodniu) zimnym bądź średnym nawiewem.
8. Wsuwki, gumki z metalowymi elementami
Kiedyś - wsuwek praktycznie nie używałam, ale gumki owszem, takie najbardziej niszczące i wyrywające włosy - z metalowymi elementami, nierzadko recepturki.
Teraz - gumki zmieniłam na takie mięciutkie, bez metalowych elementów. Wsuwki niestety są w ciągłym użyciu - do koka.
9. Codzienne fryzury
Kiedyś - tylko i wyłącznie rozpuszczone włosy! Tarły o ubranie, rozdwajały się i łamały.
Teraz - bardziej upięte, niż rozpuszczone. Niestety, to też nie jest dobra fryzura, ponieważ osłabia cebulki, sprawia że włosy wypadają...
10. Pianki i lakiery
Kiedyś - stosowałam często w celu utrwalenia wyprostowanych prostownicą włosów. Zawarty w nich alkohol bardzo wysuszał mój skalp i włosy. Kupowałam takie drogeryjne, najchętniej te reklamowane w telewizji.
Teraz - unikam ich, ponieważ nie służą moim włosom. Od wielkiego dzwonu popsikam nasadę, by utrzymać objętość.
Porównanie: kiedyś i teraz
Jak niszczycie swoje włosy?