Pokazywanie postów oznaczonych etykietą diy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą diy. Pokaż wszystkie posty
Jeśli zaglądacie czasem na moje konto na Instagramie, pewnie zauważyliście, że ostatnio pojawiło się tam sporo migawek związanych z pracą z papierem. Wszystko przez to, że moje ostatnie tygodnie były wypełnione przez: wycinanie, składanie, wklejanie, dopasowywanie i przeróżne podobne czynności, związane ze ślubnymi projektami, których realizacji się podjęłam. W międzyczasie pytaliście o narzędzia, które pokazywałam na zdjęciach, dlatego postanowiłam napisać trochę więcej o moich niezastąpionych pomocnikach w tego typu pracach.
W zeszłym roku opublikowałam wpis z trzema wielkanocnymi pomysłami DIY. Wyniosłam z tej publikacji jedną, bardzo ważną lekcję: nadmiar nie jest wskazany nawet w świątecznych wpisach. Było w nim zdecydowanie zbyt wiele opcji na raz. Nawet ja czuję się przytłoczona, gdy teraz tam zaglądam, dlatego postanowiłam tchnąć trochę świeżości w jeden z tych pomysłów. Stworzyłam nową, zaktualizowaną wersję drukowanych, hipsterskich ozdób na jajka.
Kilka lat temu, gdy stawiałam na blogu swoje pierwsze kroki, pojawiła się tu instrukcja wykonania kuponów miłości - dodatku do walentynkowego prezentu. Ten niepozorny wpis stał się jednym ze znaków rozpoznawczych mojego bloga i do dziś nie ma sobie równych w zestawieniu najpopularniejszych wpisów. Z czasem zdałam sobie sprawę, że instrukcja ma swoje wady - w tej chwili zrobiłabym to zupełnie inaczej, nie wspominając już o ówczesnej estetyce, która z upływem kolejnych lat jest mi coraz bardziej daleka. Pomyślałam więc, że to dobry moment, by kupony nieco odświeżyć i zaproponować Wam wersję gotową do druku.
Do dziś mam uśmiech na twarzy, gdy przypominam sobie zeszłoroczny wigilijny wieczór i docierające od Was zdjęcia przedstawiające prezenty ozdobione stworzonymi przeze mnie etykietkami. Pomysł na ich opublikowanie pojawił się spontanicznie i okazał się być powodem wielu (nie tylko moich) uśmiechów. O tegoroczną wersję bilecików wypytywałyście już w listopadzie i przyznam, że przez to trochę boję się, czy sprostam Waszym oczekiwaniom, ale mam nadzieję, że tym razem również trafię w Wasze gusta.
Pewnie nie będzie to dla Was ogromnym zdziwieniem, jeśli napiszę, że uwielbiam ładnie zapakowane prezenty. Ot, estetyczne skrzywienie. Wszystkie bliskie mi osoby staram się przekonać, że między włożeniem podarunku do gotowej torby, a stworzeniem własnoręcznie przygotowanego opakowania, nigdy nie będzie stał znak równości. Czasem wystarczy poświęcić dosłownie dziesięć minut, by stworzyć coś wyjątkowego i rozwiać wątpliwości z cyklu: "Jak ładnie zapakować prezent?". Dziś przybywam do Was z małą pomocą w tej kwestii.
Każdemu od czasu do czasu chodzą po głowie wydatki z cyklu "Chciałabym, ale są ważniejsze rzeczy". Wypad do teatru, weekend w górach, nowy telefon, przykłady mogłabym mnożyć bez liku, bo sama mam ich na liście co najmniej kilkanaście. Zawsze odkładałam tego typu pomysły, a jednocześnie łapałam się na tym, że sporą część zawartości mojego portfela pożerały... zachcianki. Batonik, fast food na mieście, gazeta, dziesiąta bluzka "po domu" - rzeczy bez których spokojnie mogłabym się obejść, ba, prawdopodobnie lepiej miałabym się bez nich. Postanowiłam, że pora z tym powalczyć.
Często po publikacji wpisu, w którym pojawiają się zdjęcia lub grafiki z opisami w formie rysowanych strzałek, dostaję od Was pytania o to jak je zrobić. Wytłumaczenie tego z pozoru banalnego procesu osobie, która z grafiką niewiele ma wspólnego, nie jest sprawą łatwą, zwłaszcza, gdy cierpliwość ma się tak ograniczoną jak ja. Pomyślałam więc, że idealnym rozwiązaniem będzie stworzenie dla Was kilkunastu "gotowców", które będziecie mogli wykorzystać bez większego problemu. Myślę, że może to być dobry początek takiego zdjęciowego cyklu na blogu.
Od jakiegoś czasu głowiłam się nad prezentem dla mamy z okazji Dnia Matki. Chciałam wymyślić coś wyjątkowego, a do głowy przychodziły mi jedynie banały typu perfumy, biżuteria. Dziś jednak mnie olśniło i to zupełnie przypadkiem. Szukając czegoś w szafce natknęłam się na kupony miłości, które swego czasu podarowała swojemu mężczyźnie i które pewnie większość z Was świetnie kojarzy. Pomyślałam sobie: "Hej, a gdyby tak zrobić coś podobnego dla mamy?". Zaraz potem uznałam, że skoro już będę je robić, to nic nie stoi na przeszkodzie, by podzielić się z Wami i pozwolić Wam z nich skorzystać.
Tak to już ze mną bywa, że planów i pomysłów mam całe mnóstwo, ale realizację odkładam w nieskończoność, a potem działam w pośpiechu. Pomysły na wielkanocne dekoracje piętrzyły mi się w głowie już od dobrego miesiąca i zamiast zabrać się za nie już wtedy, jak zwykle zostawiłam to na ostatnią chwilę. Efekt był taki, że zarówno wczoraj, jak i dziś zaliczyłam pobudkę o piątej rano, żeby zdążyć opublikować wpis jeszcze dziś. Całe szczęście się udało i mogę zaprezentować Wam moje trzy zestawy świątecznych dekoracji.
Opublikowany wieki temu pomysł na walentynkowe kupony miłości, do dziś króluje na liście najpopularniejszych wpisów i co rok w okolicach lutego przeżywa prawdziwe oblężenie. Jego popularność nawet mnie bardzo zaskoczyła, ale ile można emocjonować się kuponami, prawda? Ostatnio przyszedł mi do głowy inny walentynkowy pomysł, który postanowiłam wcielić w życie - walentynkowe etykietki na muffiny. W końcu najprostsza droga do serca mężczyzny wiedzie podobno przez żołądek, a biorąc pod uwagę uwielbienie do jedzenia mojego osobistego Walentego, nie mogłabym się z tym nie zgodzić.
Kiedy postanowiłam sprawić sobie Ikeowy fotel, trochę się nagłowiłam nad tym jaki kolor obicia wybrać. Wybór był spory, jednak nic w stu procentach mnie nie satysfakcjonowało. W końcu w przypływie zakupowego zaćmienia padło na... biel. Biel, która w czasie kupowania wydawała mi się piękna, pasująca do wszystkiego i uniwersalna. I fakt - odmówić jej wszystkich tych cech raczej nie można, ale niestety przy tym jest również paskudnie skłonna do zabrudzeń. Po dwóch tygodniach obicie wyglądało jakbym miała w domu co najmniej trójkę bałaganiących dzięci, dlatego też postanowiłam coś wymyślić, bo perspektywa prania tego co kilkanaście dni nie była szczególnie zachęcacjąca.
Odkąd moja pędzlowa kolekcja zaczęła się rozrastać, ja zaczęłam rozmyślać nad szukaniem im odpowiedniego miejsca. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym po prostu wsadziła je do kubka/pojemnika - jak zwykle musiałam trochę skomplikować sobie życie, taka już moja natura. Wybrałam się jakiś czas temu na giełdę kwiatową. Wróciłam obkupiona po uszy - kupiłam wiaderko sztuk jeden, za całe 3zł. Postanowiłam przerobić je po swojemu i stworzyć z niego nowy dom dla moich pędzli.
Z dna szafy wyciągnęłam matowy lakier/farbę w sprayu - jeden z moich najlepszych zakupów zeszłego roku. Od czasu moich eksperymentów z butelkowym wazonem i koszykowymi wariacjami nie był używany i miałam pewne obawy, że nie będzie się już nadawał do użycia, ale śmiga cały czas tak samo dobrze. Wiaderko dostało dwie porcje farby, a po wyschnięciu dodałam wstążkę z ostatniego GlossyBoxa. Na zdjęciach możecie zobaczyć co mi z tego eksperymentu wyszło.
Ja jestem bardzo zadowolona z efektu, no i przede wszystkim w końcu mam wszystkie pędzle pod ręką. Biorąc pod uwagę, że swego czasu byłam o krok od zakupu podobnego pojemnika za prawie 30zł, powinnam rozpływać się teraz nad swoją oszczędnością. A za zaoszczędzoną sumę chyba dokupię jakiś pędzelek, bo w końcu ładniej będą wyglądać, gdy będzie ich więcej ;)
A jak mieszkają Wasze pędzle?
Pamiętacie jeszcze wpis o moim wykorzystaniu ramki z Ikea? Ostatnio w ramach akcji "robię wszystko poza pisaniem magisterki" postanowiłam stworzyć jej nowe "wnętrze". Początkowo szukałam gotowców, ale w końcu jednak postanowiłam stworzyć coś sama. Po krótkim namyśle nasunął mi się pomysł, z którego postało nowe, pozytywne przesłanie, tym razem w sam raz na powitanie dnia. Wydrukowało się nie do końca prosto, ale udawajcie proszę, że tego nie widać.
Kupując tę ramkę nie przypuszczałam, że będę się dzięki niej tak dobrze bawić. To na pewno nie ostatni tego typu plakat, który stworzyłam, o ile plakatem można to w ogóle nazwać. W każdym razie zachęcam do takiej zabawy, jeśli mi udaje się coś stworzyć, to bez wątpienia każdy może próbować. A jeśli ktoś ma ochotę wykorzystać moją grafikę, wystarczy kliknąć w poniższy link.
Przy okazji jednego z ostatnich zakupowych wpisów bezczelnie szpanowałam ramką z IKEA, miałam Wam pokazać jak zamierzam ją wykorzystać i w końcu kompletnie wyleciało mi to z głowy, więc dziś zarządzam dzień nadrabiania. Postanowiłam stworzyć obrazek, a może plakat (sama nie wiem jak powinnam to nazwać), w każdym razie coś, co ma ładnie wyglądać na półce. Właściwie kupiłam ją z myślą o ozdobieniu komody, ale znalazłam jednak dla niej inne miejsce - półkę przy łóżku. Tu pomysł na "wkład" nasunął się szybko i tak rozpoczęła się zabawa. Wystarczyła drukarka, trochę tuszu, kartka, ramka, no i coś do wydrukowania rzecz jasna - tutaj pole do popisu jest właściwie nieograniczone. U mnie wybór padł napis "Keep calm and take a nap", na łóżkową półkę niemal idealny.
Muszę przyznać, że wciągnęłam się w tę zabawę jak dziecko, miło się teraz spogląda w tamtym kierunku, leżąc w łóżku. Myślę, że to na pewno nie ostatni wkład do ramki, który stworzyłam, już przyszło mi do głowy kilka pomysłów na kolejne i pewnie nie zawaham się ich wykorzystać. Jeśli ktoś ma ochotę skorzystać z mojego obrazka udostępniam poniżej.
- KLIK -
Zabawa z farbą pochłania mnie bez reszty. Że też ja dopiero teraz odkryłam ile daje możliwości.
Tym razem zgodnie z zapowiedzą, którą poczyniłam przy okazji wpisu o butelkowym wazonie padło na koszyk, zwykły, wiklinowy - najmniejszy z ikeowego kompletu, który kupiłam w przypływie koszykomanii.
Sam w sobie brzydki nie był, ale mimo wszystko uznałam, że w bieli będzie mu o wiele ładniej i miałam rację.
Początkowo dodałam mu kokardę w kolorze fuksji, ale w końcu postawiłam jednak na bardziej subtelny dodatek.
Stanął na swoim stałym miejscu, czyli na komputerowym biurku i służy dalej za podręczny niezbędnik na tabletki, próbki i krem.
Wygląda tam uroczo, teraz o wiele chętniej zerkam w jego stronę.
Coś czuję, że to nie ostatnia butelka farby w sprayu, którą kupiłam.
Ledwo skończyłam z koszykiem, a już zaczęłam namierzać kolejne ofiary do przemalowania.
Dawno już tak dobrze się nie bawiłam, to świetna sprawa używać przedmiotów, w które włożyło się coś od siebie.
A co do Waszych pytań: farbę, której używam pokazywałam tutaj. To pierwsza, którą kupiłam i jestem z niej bardzo zadowolona - szybko wysycha, dobrze kryje. Co do innych farb: nie mogę Wam wiele doradzić, bo jestem w tej kwestii totalną amatorką ;)
Pora rozwiać wątpliwości dotyczące farby, którą pokazałam przy okazji wczorajszego, zakupowego wpisu. Jakiś czas temu postanowiłam wcielić w życie pomysł, który jakiś czas temu prezentowałam na blogowym fan page'u. Pomysł ten dotyczył wazonów zrobionych z najzwyklejszych butelek.
Od jakiegoś czasu poszukiwałam białego wazonu właśnie o takim butelkowym kształcie, ale tak to już bywa, że te z pozoru najprostsze rzeczy najtrudniej znaleźć, gdy się już człowiek zdecyduje na zakup. Dlatego też ten pomysł był dla mnie strzałem w dziesiątkę i kilka dni później wybrałam się po farbę w sprayu.
Długo oczywiście nie wytrzymałam i zaraz po tym jak opublikowałam wczorajszy wpis przystąpiłam do dzieła. Wygrzebałam butelkę po Desperadosie, którą sobie właśnie na ten cel zachowałam, pozbyłam się śladów po kleju z etykiet, na balkonie stworzyłam swoje graficiarskie stanowisko i pozostało mi już tylko pilnowanie swoich stóp przed zafarbowaniem.
Trzeba przyznać, że to fantastyczna zabawa! W planach mam już całą listę rzeczy do zmalowania, strasznie lubię takie zajęcia, no i efekty takiej pracy cieszą duszę tysiąc razy bardziej, niż zwykłe kupienie sobie czegoś w sklepie.
A skoro o efektach mowa: tak prezentuje się owoc mojej pracy:
Nie jestem pewna czy ta wstążka na dole zostanie, bo jakoś nie jestem do niej w 100% przekonana, ale tak czy siak muszę nieskromnie przyznać, że efekt przeszedł moje oczekiwania, bardzo mi się ta moja nowa ozdoba podoba.
Dostałam od Was kilka pytań dotyczących farby: z tego co widziałam można je bez problemu kupić na allegro. Ja za swoją zapłaciłam 12zł i myślę, że to całkiem przyjemna cena jak na tyle możliwości użycia.
Dziś w planach mam znęcanie się nad wiklinowym koszykiem. Chyba mam nową obsesję ;)
Pamiętacie jeszcze zeszłotygodniowy wpis, w którym pokazywałam moje styropianowe kule?
Kilka dni temu zaczęłam się zastanawiać jak je wykorzystać i trafiłam na pomysł stworzenia kwiatowej kuli z wykorzystaniem papierowych kwiatków, który swego czasu pokazywałam Wam na facebookowym profilu bloga.
Pomysł był świetny, jednak do końca mnie nie zadowalał i wczoraj kolejny raz wyruszyłam na giełdę kwiatową.
Plan był prosty: zastąpić papierowe kwiaty sztucznymi.
Oczami wyobraźni widziałam już nawet jak takie idealne kwiaty na moją kulę miałyby wyglądać, ale nie liczyłam nawet, że takie znajdę, a jednak po długich wędrówkach od stoiska do stoiska znalazłam i była to chyba najszybsza decyzja zakupowa w moim życiu.
Jeszcze wczoraj zabrałam się do tworzenia i muszę przyznać, że efekt bardzo mi się podoba.
A przy tym całkiem przyjemnie minęło mi popołudnie - uwielbiam tego typu zajęcia.
Pozostaje mi teraz przemyśleć co z nią zrobić, opcje są dwie: albo zawiśnie w oknie, albo stworzę z niej różane drzewko.
Jeśli jesteście ciekawe kosztów: opakowanie kwiatów kosztowało mnie 20zł, kula 1,50zł, pudełko szpilek 3zł.
Z wykorzystaniem papieru pewnie byłoby taniej, ale nieskromnie przyznam, że mój efekt bardziej mi się podoba.
Wpis o moim nowym menu wywołał lawinę pytań o to jak zrobić menu z obrazkami zamiast tekstu.
Ukręciłam poniekąd sama na siebie bata, ale słowo się rzekło - przybywam z instrukcją.
Pierwsza, podstawowa sprawa:
Nie uważam się, za żadną specjalistkę w tej sprawie - swoje menu robiłam najprostszą z możliwych metod i zdaję sobie sprawę, że pewnie można zrobić to inaczej, lepiej, za pomocą CSS i innych takich, ale to już zdecydowanie wykracza poza moje możliwości.
Wymaga to wszystko przynajmniej minimalnej wiedzy o HTML.
Krok pierwszy:
Przygotowujemy obrazki, które mają posłużyć za menu.
Moje przykładowe obrazki to chmurki, Wy możecie stworzyć co tylko chcecie.
Obrazków oczywiście musi być tyle, ile macie podstron na swoim blogu.
Trzeba również pamiętać o tym żeby były dobrze przycięte.
Trzeba również pamiętać o tym żeby były dobrze przycięte.
Grafiki następnie musimy wrzucić na jakiś serwer, ja korzystam z imageshack.
Krok drugi:
Kiedy mamy już linki do swoich obrazków przechodzimy do działu "Projekt" naszego bloga.
Tam wybieramy opcję "Dodaj gadżet", albo tę pod nagłówkiem, albo w menu, w zależności od tego w jakim położeniu chcemy mieć obrazki.
Po wyświetleniu się listy gadżetów wybieramy opcję HTML/JavaScript.
Krok trzeci:
Otwieramy dodany gadżet i wpisujemy w okienko formułę:
Gdzie:
ADRES PODSTRONY to adres naszej konkretnej podstrony, którą chcemy podlinkować pod dany obrazek.
ADRES ZDJĘCIA to adres zapisanego na serwerze zdjęcia w formie: http://xxxx.jpg
NAZWA PODSTRONY to oczywiście nazwa podstrony do której ma prowadzić obrazek - pomocne gdy ktoś ogląda naszego bloga bez wyświetlanych obrazków.
ADRES PODSTRONY to adres naszej konkretnej podstrony, którą chcemy podlinkować pod dany obrazek.
ADRES ZDJĘCIA to adres zapisanego na serwerze zdjęcia w formie: http://xxxx.jpg
NAZWA PODSTRONY to oczywiście nazwa podstrony do której ma prowadzić obrazek - pomocne gdy ktoś ogląda naszego bloga bez wyświetlanych obrazków.
Wybaczcie, że wklejam ten kod jako obrazek, ale Blogger kod HTML od razu "podmienia" i pojęcia nie mam jak inaczej to pokazać.
U mnie wyglądałoby to tak:
U mnie wyglądałoby to tak:
Oczywiście to samo trzeba zrobić z kolejnymi obrazkami i podstronami, wklejając je w to samo okienko i w razie potrzeby oddzielając od siebie formułą:
Zastępuje ona Enter w języku HTML.
Nie jestem pewna jak to by się sprawdziło w menu poziomym, bo nigdy takiego nie tworzyłam, ale nie powinno być problemów.
No i to chyba by było na tyle, mam nadzieję, że niczego nie pominęłam, a gdyby się jednak okazało, że pominęłam to proszę mnie upomnieć. Na wszystkie wątpliwości oczywiście postaram się odpowiedzieć, ale proszę nie wyprowadzać z równowagi pytaniami, na które odpowiedzi zawarłam w tym wpisie ;)
Powodzenia!
Nie jestem pewna jak to by się sprawdziło w menu poziomym, bo nigdy takiego nie tworzyłam, ale nie powinno być problemów.
No i to chyba by było na tyle, mam nadzieję, że niczego nie pominęłam, a gdyby się jednak okazało, że pominęłam to proszę mnie upomnieć. Na wszystkie wątpliwości oczywiście postaram się odpowiedzieć, ale proszę nie wyprowadzać z równowagi pytaniami, na które odpowiedzi zawarłam w tym wpisie ;)
Powodzenia!
P.S. Koniecznie pochwalcie się efektami jeśli uda Wam się coś stworzyć! :)
Dawno, dawno temu, jakoś przed walentynkami wrzuciłam tutaj wpis o tzw. "kuponach miłości".(KLIK)
Zrobiłam je dla swojego chłopaka w ramach walentynkowego prezentu i postanowiłam Wam pokazać jak wyszły. Okazuje się, że do tej pory wzbudzają tak duże zainteresowanie, że to hasło jest drugim najczęściej wyszukiwanym słowem kluczowym pod którym wyświetlany jest mój blog!
Często dostaję od Was pytania na ich temat, tego jak je zrobiłam, dlatego też postanowiłam stworzyć taki mały tutorial. Mam nadzieję, że komuś się przyda, bo w końcu można je wykorzystać nie tylko na walentynki, ale i na urodziny, czy rocznice.
Słowem wstępu:
Ja swoje kupony zrobiłam w programie graficznym GIMP, jest to zupełnie darmowa aplikacja i bez problemu można ją pobrać na swój komputer. Na początku może trochę trudno się w tym połapać, ale potem używa się go dosyć przyjemnie. Oczywiście kupony można też robić w innych programach.
Krok 1:
Otwieramy nowy plik klkając Plik>Nowy i ustawiamy wymiary.
Moje kupony miały wymiary 474x202px, ale można oczywiście ustawić to sobie według własnych potrzeb.
Następnie cały ten prostokąt pokrywamy jakimś ulubionym kolorem.
Krok 2:
Wybieramy narzędzie Pędzel, kolor zmieniamy na biały, ustawiamy odpowiednią wielkość koła i "wycinamy" nim rogi prostokąta.
Krok 3:
Wybieramy narzędzie Zaznaczenie rozmyte (coś w rodzaju różdżki) i klikamy na nasz kupon.
Powinien się cały zaznaczyć.
Kiedy jest już zaznaczony klikamy w menu u góry na Zaznaczenie i wybieramy opcję Zmniejsz, ustawiając stopień zmniejszenia zaznaczenia na 7.
Po zmniejszeniu zaznaczenia ponownie klikamy w Zaznaczenie na górnej belce i tym razem wybieramy Obramuj. Odległość obramowania od zaznaczenia to w naszym przypadku 1.
Zatwierdzamy, wybieramy pędzel w kolorze białym i pokrywamy nim obszar obramowania, a następnie w belce na górze wybieramy Filtry>Rozmycie>Rozmycie Gaussa i zatwierdzamy OK.
Po wszystkich tych trzech krokach wybieramy Zaznaczenie>Nic.
Otrzymujemy coś takiego:
Krok 4:
Tutaj dobrze jest mieć jakieś ciekawe pędzle, żeby stworzyć ładne tło, ale to nie jest konieczne i można spokojnie pominąć ten krok.
Jeśli jednak chcecie żeby było ładniej, to polecam poszukać pędzli np. na deviantART.
Kiedy już mamy wybrany pędzel Krycie ustawiamy na bardzo niskie, np. 10, kolor najlepiej biały.
I odbijamy co tylko chcemy na naszym kuponie.
Ważne, żeby nie było to zbyt wyraziste, bo będzie przebijać przez napisy.
Krok 5:
To już chyba najprostsza sprawa - dodajemy napisy.
Można tam wstawić co tylko nam się podoba, najlepiej bazować na tym, co obdarowywana osoba lubi najbardziej, jak dla mnie opcje typu "spacer w świetle księżyca" niekoniecznie spodobają się mężczyźnie, uruchomcie wyobraźnię ;)
Ja swoje napisy wykonywałam czcionką MaszynaAEG.
Można ją pobrać np. TUTAJ
Krok 6:
Drukujemy kupony, najlepiej na sztywnym papierze, a następnie wycinamy.
Ja początkowo miałam plan, żeby je jakoś razem spiąć, ale skoda było mi je niszczyć, więc zrobiłam dla nich czerwoną kopertę.