SS-Obergruppenfuhrer i generał SS Hans Kammler
Margarita Troicyna
W 1923 roku za jednego dolara
amerykańskiego w Niemczech dostawało się 4,7 tryliona niemieckich marek. Dzięki
inflacji, po wypłacie wszystkich reparacji okazało się, że Wielka Wojna
kosztowała Niemcy zaledwie… 15,4 feniga.
Telewizor, laser, telefon
komórkowy, technologie 3D – któż by mógł przypuścić, że po raz pierwszy
pojawiły się w hitlerowskich Niemczech? Tak czy inaczej, ta hipoteza ma wiele
faktów na swe poparcie.
Samoloty odrzutowe produkowane w zakładach Skody w Protektoracie Czech i Moraw
Atak
z Kosmosu?
SS-Obergruppenführer i
generał SS
Hans Kammler jest jedną z
najbardziej zagadkowych postaci III Rzeszy. Od 1944 roku kierował on budową
podziemnych zakładów produkujące samoloty myśliwskie. Poza tym, wraz z
dyrektorem generalnym koncernu Škoda, SS-Standartenführerem
i pułkownikiem SS Wilhelmem Fossem
pracował nad pewnym utajnionym projektem, o którym nie wiedziało nawet
dowództwo Luftwaffe Goering i
minister uzbrojenia Speer. W kursie
dzieła był tylko Hitler i Himmler, przed tym ostatnim Kammler i
Foss bezpośrednio odpowiadali za jego tok.
Dnia 23.IV.1945 roku, kiedy
stało się jasnym, że koniec Rzeszy jest już bliski, Kammler przeniósł się do
austriackiego miasteczka Ebensee, gdzie jeszcze w 1943 roku pod jego
kierownictwem zostały rozpoczęte prace nad ogromnym, gigantycznym podziemnym
kompleksem pod kodowym mianem Zement.
Ale on tam był nie za długo: 4 maja wyjechał do Pragi. Przede wszystkim wybrał
on taką trasę, żeby zabrać tajną dokumentację sekretnych projektów z
chronionych biur Škody.
Wedle oficjalnej wersji, Hans
Kammler popełnił samobójstwo w dniu 9.V.1945 roku w lesie pomiędzy Pragą a
Plzniem. Miejsce jego pochówku nie zostało znalezione. Dnia 7.IX.1948 roku sąd
w Berlinie-Charlottenburgu oficjalnie uznał go za zmarłego.
Tajemnicze urządzenie "Dzwon", które mogło być bronią kosmicznego bazowania lub... chronoskafem...?
Ojciec
„Dzwonu”
Istnieje także hipoteza o tym,
że w maju 1945 roku wojska amerykańskie zajęły czeski Plzeň/Pilzno znajdujące
się w Radzieckiej Strefie Okupacyjnej. Tam pracownicy wywiadu wojskowego USA
badali archiwa centrum naukowo-badawczego SS znajdującego się w zakładach
Škody.
Amerykanie przypuszczali, że
Niemcy zajmowali się wyprodukowaniem broni jądrowej. Ale to nie było tak:
zakłady Kammlera pracowały nad: samolotami odrzutowymi, laserami
przeciwlotniczymi i pojazdami podziemnymi Wąż Midgard. Kammler także
koordynował prace nad „działem solarnym”. Było to zwierciadło o średnicy 200 m,
które koncentrowało energię słoneczną. Gdyby taka broń skonstruowano, to można
by było podpalać w ciągu sekundy całe miasta. [Takie działo solarne pokazano w
filmie „Śmierć nadejdzie jutro” w reż. Lee
Tamahori, w którym użyto go przeciwko niezniszczalnemu agentowi Jamesowi
Bondowi (Pierce Brosnan) i Korei
Południowej… - przyp. tłum.] Na szczęście Führer odrzucił ten projekt jako zbyt
kosztowny…
Jak domniemywa polski
dziennikarz i historyk Igor Witkowski
– głównym projektem Kammlera była broń kosmiczna. Nazywało się to Die
Glocke – co w przekładzie oznacza tyle co Dzwon – i to właśnie
dlatego Kammlera nazywano niekiedy „ojcem Dzwonu”. Jeżeli damy wiarę zeznaniom
Wilhelma Fossa, to właśnie przy pomocy właśnie tej technologii hitlerowcy
chcieli zburzyć Moskwę, Londyn i Nowy Jork. Urządzenie to wyglądało faktycznie
jak ogromny metalowy dzwon, składający się z dwóch ołowianych cylindrów,
obracających się w dwóch przeciwnych kierunkach i wypełnionych nieznanym
wypełniaczem.
Amerykanie, którzy zagarnęli
archiwum Kammlera, mało zajmowali się dokumentami o Dzwonie, bowiem nie była
to broń jądrowa. Dokumentacja ta wpadła w ręce radzieckiego wywiadu. Od tego
czasu – wedle niepotwierdzonych źródeł – znajduje się ona w Archiwum MON
Federacji Rosyjskiej jako materiał z gryfem TAJNE.
Co się zaś tyczy samego Hansa
Kammlera, to istnieje jeszcze jedno przypuszczenie: pod koniec wojny ten SS-Obergruppenführer przeszedł na stronę
Amerykanów, którzy przewieźli go do Argentyny w zamian za to, co sprzedał im ze
swych tajnych prac… [Tak właśnie było także w przypadku SS-Sturmbannführera dr Wernhera von Brauna i jego specjalistów z
HRVA Peenemünde, którzy wraz z dokumentacją oddali się w ręce Amerykanów –
przyp. tłum.]
Podziemny pojazd Triebieliewa zrobiony na wzór statku podziemnego Wąż Midgard
Od
telewizora do iPhone’a
Ale hitlerowcy zajmowali się
nie tylko pracami nad bronią. Tak więc pierwsze w świecie modele telewizorów
pokazano jakoby już w 1938 roku na wystawie w Berlinie.
Jeszcze w 1934 roku specjaliści
Rzeszy zaczęli pracować nad aparatem „promieni śmierci”. [W oryginale autorka
pisze o „promieniach laserowych”, ale nazwa LASER – od angielskich słów Light Amplification by Stimulated Emission
of Radiation – powstała dopiero w 1957 roku, więc zdecydowałem się na
użycie popularnych w tym okresie „promieni śmierci” czy „broni skupionego
światła”, co ukazano w jednym z odcinków „Stawki większej niż życie” – „Bez
instrukcji” (1968) oraz w widowisku Teatru TV „Akcja V” (1973) – przyp. tłum.]
Jej podstawowym przeznaczeniem było oślepianie lotników nieprzyjaciela. Prace
nad tym projektem zostały przerwane na tydzień przed końcem wojny…
Od lutego 1945 roku, biuro
Hansa Kammlera poza wspominanymi tutaj projektami pracowało nad „miniaturowym,
przenośnym urządzeniem łączności”. Norweska historyczka Gudrun Stensen pisze: - Jest
oczywistym, że bez wskazówek z centrum Kammlera nie byłoby iphone’a, a na
zbudowanie najprostszej komórki trzeba by było czekać co najmniej 100 lat. Być
może komórki i iphony pojawiłyby się w naszym życiu o wiele wcześniej, niż
wiek…
Hedviga Eva Maria Kiesler vel Hedy Lamarr - jedna z najniezwyklejszych kobiet XX wieku... (Wikipedia)
GPS
od „blondynki”
A pojawienie się systemu łączności
komórkowej w wielkiej mierze zawdzięczamy Hedy
Lamarr – znanej amerykańskiej aktorce i byłej żonie właściciela zakładów
zbrojeniowych, produkujących uzbrojenie dla III Rzeszy.
Hedwig
Eva Maria Kiesler urodziła się w Wiedniu. Wcześnie zaczęła się
pokazywać na filmach i to w śmiałych erotycznie obrazach [chodzi tutaj o
słynną, skandaliczną „Ekstazę” z 1933 roku, w reżyserii Gustawa Machaty, w którym wystąpiła nago i który to film został
ocenzurowany – przyp. tłum.], a w wieku 19 lat rodzice, którym nie pasowała
filmowa kariera córki, wydali ja za mąż za zbrojeniowego magnata Fritza Mandla. Ten nie tylko nie
pozwolił jej się fotografować i filmować, to jeszcze zażądał od niej, by
podzielała jego prohitlerowskie poglądy i towarzyszyła mu w jego podróżach. W
zakładach zbrojeniowych swego męża, Hedwiga mogła zapoznać się z zasadami
działania wielu rodzajów broni, co bardzo się jej przydało później.
Po czterech latach młoda
kobieta rozwiodła się ze swym mężem i wyjechała do Londynu, a stamtąd do Nowego
Jorku, gdzie kontynuowała karierę artystki.
Ale nas nie interesują sukcesy
Hedy Lamarr (taki pseudonim wybrała sobie ta aktorka – przyp. aut.) w
kinematografii. Najdziwniejsze z tego było to, że ona jako jedyna z wszystkich
gwiazd Hollywood zajęła się… inżynierią! Przy czym należy dodać, że nie miała
ona w ogóle żadnego wykształcenia technicznego. Jej wykształceniem była wiedza
o broni [i środkach łączności – przyp. tłum.], jaką uzyskała w czasie swego
pierwszego małżeństwa… W 1942 roku Lamarr wraz ze znanym awangardzistą i
kompozytorem George’em Antheilem
opatentowali technologię FHSS (ang. Frequency-Hopping
Spread Spectrum), polegającą na częstych skokowych zmianach częstotliwości
nadawanego sygnału radiowego, który miał uniemożliwić przechwycenie i zakłócenie
komunikacji z torpedami. Wynalazek ten legł u podstaw GPS, i jednocześnie bez
którego nie byłby do pomyślenia dzisiejszy system telefonii komórkowej GSM.
Dzisiaj dzień 9 listopada, dzień urodzin Hedy Lamarr, jest świętowany w Stanach
prawie jak Dzień Niepodległości…
Stereopropaganda
Tradycyjnie uważa się, że
technologia zdjęć 3D została wynaleziona i zastosowana po raz pierwszy w latach
50. XX wieku w Hollywood. Jednakże całkiem niedawno australijski reżyser Philippe Mora, który już od 40 lat
zajmuje się historią sztuki filmowej w III Rzeszy, odkrył dwie taśmy z filmami
w 3D kurzące się w berlińskim archiwum.
Mora wsławił się przede
wszystkim jako reżyser filmu dokumentalnego pt. „Swastyka” do którego dołączył
kadry „chałupniczego” wideo z Adolfem Hitlerem i Ewą Braun w ich willi w Bawarii. Aktualnie reżyser pracuje nad
nowym dokumentalnym projektem poświęconemu manipulacjom nazistowskiego aparatu
propagandowego w celach kontroli życia mieszkańców Niemiec.
W trakcie pracy nad tym
obrazem, Mora zabrał się za badanie archiwów goebbelsowskiego Ministerstwa
Propagandy w Berlinie. To tam właśnie natknął się na dwie taśmy filmowe 3D z
adnotacją Raum Film (film
przestrzenny). Okazało się, że były one zrobione przez niezależne studio
filmowe na zlecenie Ministerstwa Propagandy. Do filmowania użyto kamery z dwoma
obiektywami i umieszczonym za nimi pryzmatem. Taśmy te jak widać, nie wzbudziły
większego zainteresowania na przeglądzie i po prostu o nich zapomniano. Filmy
te zostały zrobione na taśmie 35 mm i czas wyświetlania każdego wynosi 30
minut.
Jeden z filmów nosi tytuł „To
jest tak realne, że mógłbyś tego dotknąć”. Film mówi o pikniku i widzowi wydaje
się, że lecą na niego bryzgi tłuszczu od smażonej kiełbasy… Drugi obraz
opowiada o wesołej kompanii sześciu dziewczynek, które poszły sobie na spacer.
-
Jakość tych filmów jest wprost fantastyczna – twierdzi Philippe
Mora.
Być może, że nie jest to
ostatnia niespodzianka, którą przygotowała nam pokręcona nauka III Rzeszy. Nie
od rzeczy będzie także przypomnieć, że wszystko co nowe – to dobrze zapomniane
stare…
Moje 3 grosze
Podobnie jak red.
Witkowski jestem zainteresowany tajemnicami III Rzeszy, które są aktualne do
dziś dnia i wciąż rzucają nowe światło na ten dziwny czas przy końcu II Wojny
Światowej w Europie. To czas, w którym wykuwały się nowe bronie i nowe technologie.
To czas, którego napiętą i tajemniczą atmosferę pokazał realizator
niezrozumianego przez większość widzów (a szkoda) radzieckiego serialu „17
mgnień wiosny” tak obśmianego i wyszydzonego w Polsce i innych krajach, głupio
i niesłusznie. To czas, kiedy zdrada i zbrodnia szła w parze z przekupstwem i
chęcią dominacji za wszelką cenę i za każde pieniądze. To czas w którym
świętość szła pod rękę z podłością i hipokryzją. To czas pogoni za nowymi
środkami zniszczenia i śmierci. To czas, w którym zaczęła się Zimna Wojna –
zanim jeszcze Churchill wygłosił swe
przemówienie w Fulton. To czas, który jest najciekawszym okresem tej wojny.
Niemcy opracowali
nowatorskie rozwiązania techniczne i w ogóle poszli znacznie do przodu i
słusznie zauważył dr Miloš Jesenský,
że III Rzesza była najbardziej cywilizacyjnie rozwiniętym krajem na Ziemi i
gdyby zjawili się wtedy jacyś Obcy, to rozmawialiby właśnie z Niemcami. Inną
rzeczą jest to, czy byliby Oni w stanie zaakceptować obłędną ideologię
dominacji i eksterminacji jaką był hitleryzm? Dlatego właśnie sądzę, że Oni (o
ile w ogóle się u nas pojawili) to raczej nie ujawniali się Ziemianom.
Pozostali raczej w ukryciu i obserwowali nas tajnie. Chociaż z drugiej strony,
niebo było wtedy pełne foo-fighters…
Żarty na bok. To
oczywiste, że Niemcy pracowali nad broniami kosmicznymi. Oni już wtedy
wiedzieli o tym, że atak z kosmosu jest nie do odparcia. Kosmos stwarzał
kolejne możliwości otwarcia teatrów działań wojennych o dodatkowy wymiar. Kto
panowałby w kosmosie, panowałby nad całą planetą – to matematyczny pewnik.
Pozostała jedynie kwestia kosztów. Prawa fizyki da się jakoś obejść czy
zmodyfikować do swoich celów, prawa ekonomiki są bezlitosne.
Jeżeli idzie o fizykę, to
najgorszym prawem do pokonania było i jest prawo grawitacji a także opór
powietrza. Z grawitacją mozna walczyć budując potężne rakiety, które są w
stanie nadać statkowi kosmicznemu prędkość orbitalną VI = 7,9 km/s,
czy prędkość ucieczki VII = 11,2 km/s. Czy można to jakość obejść?
Można. Istnieją dwa
sposoby:
1. Wynieść
pojazd kosmiczny na wysokość LEO i odpalić silniki rakietowe, które wyniosą go
na orbitę. Taki był sens amerykańskiego Projektu
Farside, w którym balon wyciągał rakietę na wysokość ok. 20 km, której
silniki odpalano już nad najgęstszymi warstwami atmosfery. Amerykanie wciąż
pracują nad tym sposobem w ramach Programu SDI/NMD, w których platformami
startowymi byłyby sterowce, które – w założeniach – miałyby osiągnąć wysokość
od 40 do 100 km. Prawdopodobnie takie próby Niemcy przeprowadzali w Protektoracie
Czech i Moraw, gdzie widziano tajemnicze konstrukcje przypominające sterowce…
2. Wykorzystanie
pola magnetycznego Ziemi. Sposób ten opisał prof. dr inż. Jan Pająk w swych pracach, więc zainteresowanych odsyłam do jego
opracowań.
Jednakże Niemcy pracowali
nad autentyczną antygrawitacją – wytworzeniem pola odpychanego przez pole
grawitacyjne Ziemi. I najprawdopodobniej temu właśnie miał służyć Dzwon.
A jak grawitacja i antygrawitacja, to i Czas i jego przepływ. Ta sprawa ma
jeszcze jeden aspekt, bo Niemcom marzyło się nie tylko panowanie nad
Przestrzenią, ale najprawdopodobniej także nad Czasem. Stąd właśnie wziął się
ich Projekt Chronos. Pewną wskazówkę
na ten temat daje Gerd Burde w swoim
filmie „Tajemnice Trzeciej Rzeszy”. Obawiam się, że autentyczna dokumentacja
tego projektu zaginęła bez wieści i ktoś jej w tym dopomógł. Możemy się tylko
domyślać, kto i komu na tym zależało.
Czarny Zakon SS czcił
swastykę – Czarne Słońce Zagłady w przeciwieństwie do Złotego Słońca Życia. W
kontekście grawitacji to wcale nie chodziło o jakiś symbol, ale o konkretne
obiekty kosmiczne – czarne dziury. Czarna dziura – czyli Krańcową Osobliwość,
do której zmierza Wszechświat. Teoretycznie wiedziano o tym już w 1916 roku,
kiedy to Albert Einstein opublikował
swoją Ogólną i Szczególną Teorię Względności.
Dla Hitlera była to żydowska nauka, ale wcale to nie oznacza, że ja
ignorowano. Teoretyczne rozważania na temat czarnych dziur znane są już z XVIII
wieku, natomiast w 1916 roku hipotezę ubrano we wzory matematyczne, zaś czarne
dziury jako obiekty astronomiczne odkryto wreszcie w latach 60. ubiegłego
stulecia. Czyżby więc to, co uznajemy za jakieś nienaukowe brednie fanatyków z
SS miało podstawy teoretyczne i było światopoglądem naukowym ubranym w quasi-religijny
bełkot? To jest możliwe.
Ale to już zupełnie inna
historia…
Źródło – „Tajny XX wieka” nr
17/2013, ss. 6-7
Przekład z j. rosyjskiego i
komentarz –
Robert K. Leśniakiewicz ©