Pewnie już to widziałyście:
Zawsze kiedy spotykam się z takimi akcjami łatwiej mi się oddycha, bo płuca oprócz tlenu wypełnia nadzieja... że można, że się uda, że warto, że na marne nie pójdzie. Ta Fundacja robi wiele wartościowych rzeczy, a to jedna z nich. W przystępny sposób opowiada o rodzicielskiej złości, która wcale nie musi mieć swojego finału na dziecięcej pupie.
Obejrzałam film i pomyślałam, że choć naprawdę fajny, to jednak niewystarczający dla mojego nvc'owskiego podejścia. Tym wszystkim z Was, którym bliska jest idea Rosenberga chciałabym zaproponować alternatywne strategie. Nie szukam dziury w całym...słowo zucha :) Szukam ducha nvc :) Obejrzyjcie ten film jeszcze raz, etapami (od rady do rady), czytając w międzyczasie mój komentarz.
Jak radzić sobie z trudnymi zachowaniami dziecka?
1. Przypomnij zasady.
W nvc pierwszy krok to nawiązanie kontaktu z dzieckiem, czyli skupienie się na jego uczuciach i ukrytych za nimi potrzebach. Jeśli nie istnieje kontakt Maluch nas nie usłyszy. Być może będzie słyszał wypowiadane słowa, ale głuchy pozostanie na to, o co nam chodzi, dopóki my nie usłyszymy, o co jemu chodzi. Posiadanie kolejnej zabawki to nie potrzeba, a strategia. Kiedy odgadniemy potrzebę ukrytą za tą strategią, będziemy w kontakcie.
Czas na zasady. No cóż...tych nie lubię wyjątkowo. W zasadach, które mają obowiązywać dzieci, jest pewna pułapka. Zasady ustalają bowiem dorośli dla dzieci. Nawet jeśli czynimy to razem z dzieckiem, nawet jeśli uzyskujemy akceptację dziecka dla jakiejś zasady, to nie czarujmy się - to jest nasza, dorosłych, zasada. Dzieci "akceptują" zasadę w chwili, gdy ją ustalamy (bo jakie mają wyjście? Walkę z nami i z naszymi zasadami!) ale w sklepie, gdy dookoła tyle kolorów, kształtów, faktur już jej nie pamiętają, a to oznacza, że zasada nie obowiązuje. Nie obowiązuje, bo nie jest dziecka, tylko dla dziecka.
2. Nazwij uczucia swoje i dziecka.
OK dla uczuć, nie OK dla zdania "złoszczę się, gdy tak długo się szykujesz, bo przez to spóźnię się do pracy". Widzicie tę samą zależność, co ja? "Przez Ciebie spóźnię się do pracy" - to słyszy dziecko. Małym dzieciom warto zaoszczędzić informacji o naszych trudnych emocjach. Dzieci bowiem myślą, że to one są źródłem złości, gniewu, frustracji rodzica. Mama jest zła, bo ja jestem taki jaki jestem, gdybym był inny mama byłaby wesoła. Rodzic jest tym Dużym, który sam lub przy pomocy innego Dużego ma radzić sobie z trudnymi emocjami. Duży ma chronić Małego, a nie przerzucać na niego odpowiedzialność za swoje uczucia.
Jest jeszcze coś. Uczucia nie biorą się z zachowania drugiego, ale z niezaspokojonych potrzeb. Drugi człowiek, niezależnie od wieku i wzrostu, nie jest odpowiedzialny za to, co czuję. Jego zachowanie może jedynie uzmysłowić mi, czego tak bardzo potrzebuję, że się wściekam.
3. Uprzedź o konsekwencjach.
No cóż. Mam świadomość kontrowersji tego, co za chwilę przeczytacie. Przyjmuję do wiadomości tylko konsekwencje naturalne. Nie wezmę parasola, to zmoknę. Konsekwencje logiczne często bywają karami, bo nie biorą pod uwagę potrzeb dziecka. Nie pytają go "czego chcesz". Stawiają jedynie wymagania.
Kiedy Zo wybiega na ulicę, łapię ją (siła ochronna). Kiedy popycha koleżankę mówię "nie podoba mi się...". Kiedy ociąga się przed porannym wyjściem do przedszkola mówię "chcę" (język osobisty). Według mnie to lepsze od zapowiadania i wyciągania konsekwencji.
4. Doceniaj pozytywne zachowania.
Dla mnie pachnie to nagrodą i karą, a tymczasem w nvc nie chodzi o nagrody i kary, a o dostrzeganie uczuć, potrzeb i strategii, czyli o szanowanie dziecka.
Co Wy na to?