Rok temu o tej porze byłam w Niemczech. Pandemia się rozkręcała, chociaż każdy wtedy myślał, miał nadzieję, że nie potrwa długo. Dzisiaj przed kolejnymi świętami i po przeszło roku od rozpoczęcia pandemii już wiemy, że nasze nadzieje były najbardziej płonnymi jakie mogły być. Pandemia jest z nami już drugie Święta Wielkanocne. Dalej błądzimy w tej pandemii jak dzieci we mgle i światełka w tunelu nie widzą nawet najwięksi optymiści. Są już co prawda szczepionki, ale na ile będą skuteczne tego na razie nie wiemy. Czy to jedno szczepienie nam wystarczy? Czy trzeba się będzie szczepić co roku. Pandemia ma swoje skutki uboczne. Zamknięcie w domach nam nie służy. Im dłużej trwa stan ograniczeń, tym więcej pojawia się się skutków ubocznych depresji, apatii. Jesteśmy już po prostu zmęczeni. Pragniemy normalności i wolności. Nie wszystko może być on line. Nie da się zastąpić realnego życia wirtualnym. Kupowanie w sklepach on line nigdy nie sprawi nam tyle frajdy co przesuwanie ubrań na wieszakach czy przymierzanie butów w normalnym obuwniczym sklepie. Żeby być w pełni usatysfakcjonowanym trzeba dotknąć, przymierzyć. Ale to są rzeczy przyziemne. Mało ważne w obliczu prawdziwej tragedii. Braku bliskości z osobami chorymi. Chorzy na Covid umierają w samotności, odizolowani. Największym szczęściem w ich ostatniej drodze na drugą stronę może być uścisk dłoni przez rękawiczkę i spojrzenie zza przyłbicy lekarza lub pielęgniarki, znajdujących jakimś cudem chwilę dla pacjenta, inną niż pomoc medyczna. Wszystko to bardzo smutne. A jeszcze smutniejsze jest to, że na tej sytuacji niektórzy chcą coś ugrać.
Jak napisałam wcześniej rok temu o tej porze byłam w Niemczech w małym miasteczku niedaleko Norymbergi. Opiekowałam się starszym panem, który parę tygodni wcześniej stracił żonę. Pan był przygnębiony po śmierci żony. Ożenił się dość późno bo około sześćdziesiątki ale spędził z żona 30 lat. Święta były jak każdy inny dzień, ale żeby choć trochę wprowadzić świątecznego nastroju kupiłam kwiaty i rozmroziłam ciasto, które znalazłam w zamrażarce. Okazało się, że ciasto upiekła jeszcze żona podopiecznego o czym oczywiście nie wiedziałam. Podopieczny się wzruszył, ale w sumie była w tym smutku odrobina radości.
Wtedy w tym małym miasteczku zaskoczyła mnie jedna rzecz zupełny brak świątecznych dekoracji. Niemcy słyną z ozdabiania swoich posesji i w okresie świąt i w ogóle a tu nic, zero. Dekoracje z okazji świąt Wielkanocnych może ustępują trochę Bożenarodzeniowym , ale też są zwykle bogate. Drzewka udekorowane kolorowymi pisankami, wielkie zające stojące przed drzwiami i inne dekoracje. Brak dekoracji był protestem przeciwko pandemii. Ciekawa jestem jak będzie w tym roku. Może dla odmiany będą dekoracje, żeby trochę ozdobić pandemiczną rzeczywistość. Nie wiem. Po zeszłorocznym maratonie 7 i pół miesiąca non stop pracy w Niemczech zrobiłam sobie przerwę. Czekam na szczepienie, a potem zobaczę.
Brakuje mi podopiecznych, którym mogę pomóc i niemieckiego stylu życia. Może miałam szczęście ale w ciągu mojej czteroletniej pracy z w sumie 7 podopiecznymi tylko jeden raz miałam ochotę uciec już na drugi dzień po rozpoczęciu pracy. Ostatecznie jednak wytrwałam. Każde nowe miejsce to było nowe doświadczenie, nowe wyzwanie. Najdłużej bo w sumie rok czasu spędziłam w Hamburgu opiekując się samotnym seniorem lat 97, ale były też seniorki i małżeństwa. Zaczynając moją pracę jako opiekunka osób starszych zostałam rzucona na głęboką wodę bo trafiłam na osobę stosunkowo młodą (68 lat) ale z bardzo zaawansowanym alzheimerem. Było ciężko, ale rodzina była przemiła i pracowałam w tym miejscu przez 7 miesięcy zdobywając doświadczenie i ucząc się niemieckiego. Potem było już łatwiej bo język niemiecki przestał być problemem. Mimo, że wcześniej nie uczyłam się niemieckiego tylko rosyjskiego i angielskiego to obecnie niemiecki znam najlepiej i ciągle się go uczę. Mam nadzieję, że jeszcze pojadę do Niemiec do pracy.
Przed zbliżającymi się Świętami Wielkanocnymi życzę Wszystkim spokoju i zdrowia. Przede wszystkim zdrowia.
Anula