Przepis na ten chlebek, autorstwa Agnieszki Maciąg znalazłam w miesięczniku
„Uroda życia”. Chlebek tak naprawdę nazywa się „ Chlebek bananowy z siemieniem
lnianym i suszonymi śliwkami” i
powtarzam za autorką świetnie nadaje się na leniwe letnie dni na łonie natury.
W mojej kuchni zostanie już na stałe i będzie w sam raz do kawy. Chlebek długo
zachowuje świeżość. Posmarowany masłem i łyżeczką domowych powideł ( u mnie
galaretka z czarnej porzeczki) może śmiało konkurować z innymi ciastami. Dzięki
zawartości zmielonego siemienia lnianego i oleju jest przy tym zdrowy.
I jeszcze dwie ważne wiadomości
– przygotowanie 10 minut
- czas pieczenie około godziny.
A oto i przepis:
Składniki:
Składniki:
1 ¾ szklanki
mąki (dałam
500)
½ szklanki zmielonego
siemienia lnianego (można kupić zmielone,
ja zmieliłam w młynku do kawy bo akurat nie miałam mielonego)
2 dojrzałe banany pogniecione na papkę ( zmiksowałam w blenderze)
¾ szklanki pokrojonych suszonych śliwek bez pestek (nie dałam, ale można też dać rodzynki, albo
żurawinę)
Skórka z 1 dobrze wyszorowanej i sparzonej cytryny
¾ szklanki cukru
trzcinowego ( dałam ½ szklankę zwykłego)
1 łyżeczka proszku do pieczenia bez fosforanów ( znalazłam taki w sklepie eko)
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka cynamonu
2 jajka od kur z wolnego wybiegu
¾ szklanki oleju z
pestek winogron ( dałam ryżowy bo głownie
taki stosuję w kuchni, ale mam już zakupiony z pestek winogron na następny
wypiek)
Szczypta soli
Wykonanie:
- foremkę, keksówkę, wysmarować masłem i posypać bułką tartą
- piekarnik nagrzać do 180 st, C
- wymieszać w misce wszystkie sypkie składniki
- w mikserze na wolnych obrotach wymieszać olej i jajka,
dodać banany, otartą skórkę z cytryny oraz suche składniki, na koniec wsypać śliwki i lekko
wymieszać (mieszałam ręcznie)
- przełożyć do foremki,wstawić do nagrzanego piekarnika i
piec około godziny. Przed wyjęciem sprawdzić patyczkiem czy ciasto jest dobrze
upieczone w środku. Powinno być suche. Jeśli patyczek wychodzi z ciasta mokry
to trzeba zostawić na dłużej przykrywająć z wierzchu folią, aby się nie
przypaliło.
I gotowe
Jak już upiekłam ten Chlebek
to zaczęłam szukać przepisu na bułeczki z siemieniem lnianym i znalazłam na
jednym z blogów kulinarnych przepis, który pochodził od AgusiH z forum Cin-Cin.
Bułeczki są leciutkie, mięciutkie i mają wyrazisty smak. Idealne do serów, zwłaszcza białego. Mimo zawartości miodu smakują również z wędliną.
Bułeczki razowe z dodatkiem siemienia
lnianego
Składniki: na 16 bułeczek
- 1/2 - 3/4 szklanki mleka
- 1/2 szklanki wody
- 3 łyżki miodu
- 1 duże jajko ( dałam 1 i 1/2 , a z połowy jajka zrobiłam miksture do smarowania bułeczek - rozbełtane jajko plus łyżka jogurtu lub mleka)
- 1 i 1/2 łyżki oleju z orzechów laskowych ( u mnie z orzechów włoskich)
- 2 i 1/4 szklanki mąki pszennej (500)
- 1 i 1/4 szklanki mąki pszennej razowej (dałam mąkę pelnoziarnistą 3 zboża pszenica, orkisz i żyto)
- 1/2 szklanki siemienia lnianego zmielonego
- 1 opakowanie suchych drożdży (7g) lub 25 g świeżych
- 1 łyżeczka soli
Wykonanie:
Drożdże rozpuścić w 1/3 szklance ciepłego mleka i wymieszać z miodem i łyżką mąki. Pozostawić do wyrośnięcia. Wyrobić ciasto tak jak drożdżowe, pod koniec wyrabiania dodając olej. Pozostawić w cieple do wyrośnięcia. Powinno podwoić objętość.
Można w maszynie do chleba nastawiając na wyrabianie i rośnięcie. Ja tak właśnie robiłam.
Ciasto pięknie wyrosło.
Ciasto przekładamy na stolnicę lekko oprószoną mąką, lekko wyrabiamy tworząc wałek, który dzielimy na 16 części. Z każdej części robimy okrągłą bułeczkę i pozostawiamy pod ściereczką do wyrośnięcia na około pół godziny. Delikatnie smarujemy jajkiem wymieszanym z mlekiem lub jogurtem, posypujemy czym kto lubi i do piekarnika. Wyjmujemy jak będą rumiane. Teraz trzeba się tylko opanować, żeby nie pochłonąć bułeczek zbyt dużo . Ja bułeczki mrożę i jem po jednej na śniadanie. Pychotka.
Wykonanie:
Drożdże rozpuścić w 1/3 szklance ciepłego mleka i wymieszać z miodem i łyżką mąki. Pozostawić do wyrośnięcia. Wyrobić ciasto tak jak drożdżowe, pod koniec wyrabiania dodając olej. Pozostawić w cieple do wyrośnięcia. Powinno podwoić objętość.
Można w maszynie do chleba nastawiając na wyrabianie i rośnięcie. Ja tak właśnie robiłam.
Ciasto pięknie wyrosło.
Ciasto przekładamy na stolnicę lekko oprószoną mąką, lekko wyrabiamy tworząc wałek, który dzielimy na 16 części. Z każdej części robimy okrągłą bułeczkę i pozostawiamy pod ściereczką do wyrośnięcia na około pół godziny. Delikatnie smarujemy jajkiem wymieszanym z mlekiem lub jogurtem, posypujemy czym kto lubi i do piekarnika. Wyjmujemy jak będą rumiane. Teraz trzeba się tylko opanować, żeby nie pochłonąć bułeczek zbyt dużo . Ja bułeczki mrożę i jem po jednej na śniadanie. Pychotka.
Marzy mi się jeszcze taki prawdziwy rogalik. Może ktoś pamięta delikatne rogaliki, chrupiące i pachnące masłem, które można było rozwinąć i wyjadać środek, a na koniec chrupiącą skórkę. Może gdzieś można takie kupić. Może w centralnej Polsce jeszcze się takie piecze bo stamtąd je pamiętam. Jak się przeprowadziłam kilkanaście lat temu na Podkarpacie to tutaj takich nie było i jak prosiłam o rogalik bez nadzienia to patrzono na mnie jak na kosmitkę. Rogaliki owszem były i są, ale wszystkie z nadzieniem, poza tym nie mają nic wspólnego z tamtym rogalikiem.
Znalazłam kiedyś przepis z którego wydaje mi się, że wyjdą rogaliki takie jak pamiętam. Przepis jest dość pracochłonny, ale chyba go w końcu wypróbuję. Jak się udadzą podzielę się sposobem ich wykonania.
Miłego dnia.
Anula