Nie robię dużo przetworów, ale są rzeczy, które obowiązkowo muszą znaleźć się w piwniczce. Są nimi galaretki z czarnych porzeczek i agrestu, tarte jabłka na szarlotkę, marmoladka z jabłek i kiszone ogórki.
Galaretki z porzeczek i agrestu już są w piwnicy. W tym roku zapowiada się, że ogórki będę miała swoje. Również ilość zawiązanych pomidorów zachęca do zrobienia przecieru czy sosu pomidorowego, chyba że deszczowa pogoda, jaką ostatnio mamy, spowoduje ich psucie :(.
Dziwi mnie bardzo, że na nasze rodzime owoce nie ma popytu. Czarne porzeczki o tak niepowtarzalnym smaku i aromacie, agrest, opadają nie zbierane, o białej słodkiej porzeczce niektórzy nawet nie słyszeli jak i o porzeczko-agreście, którego duże czarne owoce z jaśniejszym niż czarna porzeczka środkiem, rosną na krzakach bez kolców. Mamy kolorowe maliny od żółtej poprzez czerwoną do czarnej, które można kupić lokalnie na bazarkach, ale nie w sklepach. Czarną jeżynę, dziko rosnącą przy rowach zbierałam kiedyś kłując się niemiłosiernie. Dzisiaj są odmiany bezkolcowe, równie smaczne i dużo większe, ale też mało popularne na naszych stołach. Półki w sklepach uginają się od owoców południowych i w tym przypadku jak najbardziej na miejscu jest powiedzenie „cudze chwalicie, swego nie znacie”. Od początku sezonu zajadaliśmy się najpierw własnymi truskawkami z dodatkiem poziomek, potem idealny na upały był napój z czarnej porzeczki lub z agrestu, zimny z lodówki pychota. Teraz przyszedł czas na borówkę, która choć nie nasza rodowita, jednak dobrze się u nas zaaklimatyzowała się. Może nie ma takiego aromatu jak leśne jagody, ale też nie trzeba po nią daleko chodzić. Marzy mi się jeszcze w ogródku jeżyna i żurawina.
Remonty przynoszą zwykle różne niespodzianki. Zwykle niezbyt przyjemne. Chcieliśmy rozebrać kuchnię pozostawiając komin, niestety okazało się że był on bardzo mocno powiązany z piecem chlebowym. Praktycznie stał na nim. Tak więc chwilowo nasza chata pozbawiona została charakterystycznego dla wszystkich domów elementu na dachu czyli komina. Z dachu wystaje jedynie rura od ogrzewania gazowego. Pozostałe kominy wentylacyjne kończą się na razie na strychu. Jak mówi przysłowie „Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło”. Rozbierając piec i komin okazało się, że był on w kiepskim stanie, pozyskaliśmy sporo ładnego kamienia do wykorzystania w ogrodzie, a komin w tym miejscu co był i tak nam zawadzał.
Piec…
...i miejsce po piecu
Całe pomieszczenie, bez ścianki oddzielającej przedpokój od kuchni
Po prawej stronie część już po remoncie, po lewej (dwa pokoje) przed
Środek czyli można powiedzieć serce domu w remoncie. Tak więc mamy 3 światy! Sufit, tynki ze ścian, oraz podłogi zostały usunięte. Trzeba było też usunąć sporo ziemi i w to miejsce poszedł gruz i cegły. W sobotę planujemy pierwszą wylewkę. Widoczna na powyższej fotce ścianka od cegieł w kierunku drzwi również będzie usunięta – łącznie z drzwiami. Powstanie duże pomieszczenie w kształcie litery L przyszła kuchnia z holem, rozdzielone jakaś ażurową ścianko-półką. Koncepcja jeszcze powstaje.
Fragmenty starego sufitu po odpadnięciu tynkuI ścian. Na górze trzcina przymocowana drutami, na ścianach przybite cienkie patyczki, na to dawało się tynk.
Belki w korytarzu były malowane bezpośrednio
w różny sposób
Można powiedzieć, że chata została postawiona porządnie, natomiast to co zrobiono z nią potem, przez dziesiątki lat to już było łatanie, utykanie, doklejanie i inna radosna twórczość nie mająca nic wspólnego z solidnościa, pomijajac juz estetykę.
Trudny okres remontowo-deszczowy umilają nam, choć na chwilę, zakwitłe róże
i dorodna juka
Deszczom nie daje się też wdzięczna pysznogłówka (monarda)
I jeszcze jedna informacja. Bardzo dziękuję Bożence z Chatomanii za umieszczenie mojego blogu wśród nominowanej 16-ki blogów J. Jest mi z tego powodu bardzo miło, a ponieważ o sobie już kiedyś pisałam, myślę że nie weźmie mi tego za złe że nie będę się powtarzać J. Niestety nie mogę umieścić komentarza w Twoim blogu Bożenko z przyczyn mi nieznanych, o których pisałam w poprzednim poście. Nie jest to wina przeglądarki i nie dotyczy wszystkich blogów i mam nadzieje, że to problem Googli który wkrótce znikne.
I już zupełnie na koniec mój przepis na galaretki z porzeczek lub agrestu. Bez wody i żelfixów, tylko owoce i cukier.
Z opłukanych owoców usuwam ogonki, z agrestu również końcówki.Owoce wkładam do garnka i rozgniatam, tak żeby puściły jak najwięcej soku. Podgrzewam, następnie przecieram przez gęste sitko. Ważę uzyskany przecier dodjąc tyle cukru ile ważą przetarte owoce. Jeśli owoce są bardzo słodkie można dać troszke mniej cukru, ale nie mniej niż 80 dkg na 1 kg przecieru. Podgrzewam przecier, mieszając, musi być bardzo gorący ale nie gotujący. Prosty sposób czy galaretka jest gotowa - spuszczona na talerzyk kropla nie toczy się tylko zastyga. Galaretke wlewamy do wyparzonych i nagrzanych w piekarniku słoików, po brzeg. Zakręcamy wyparzonymi, suchymi zakrętkami, odwracamy słoiczki, przykrywamy kocem i zostawiamy na parę godzin. Na koniec sprawdzamy czy słoiczki sie zamkneły, zakrętki powinny być lekko wklęsłe. W tym roku na galaretki już za późno, ale przepis moze się przyda :)
Używam tych galaretek do przekładania ciast, do naleśników, bułeczek drożdzowych i omletów.
Z deszczowego Podkarpacia Anula
Na deszczowe lato polecam Ferenc Mate - Wzgórza Toskanii, Winnica w Toskanii i Mądrości Toskanii oraz Sekretny język kwiatów - Vanessy Diffenbaugh