Ależ ten czas pędzi...ja dopiero zabieram się za relację z ferii, a ferie już tak dawno za nami..
W tym poście chciałabym zachować wspomnienia o pewnym niesamowitym doświadczeniu. Zacząć muszę jednak od małego wprowadzenia.
Ferie od początku były przez nas zaplanowane jako bardzo rodzinny czas, w planach spędzony w jakiejś chatce na odludziu, najlepiej z dostępem do śniegu...niestety wraz z nadejściem ferii nadeszła również koszmarna grypa. W wielkim skrócie kolejno rodzinka się rozkładała i choć próbowaliśmy zmieniać plany na bieżąco, to kompletnie nic się nie udawało. No i tutaj zaczyna się moja spontaniczna i niesamowita przygoda. Okazało się, że jedynie ja trzymam się zdrowo i mogę wyjechechać.
Padło na Kraków...
Jechałam pociągiem 5,5 h, a kto mnie dobrze zna, ten wie, że kocham podróżować pociągiem! Po prostu kocham...szczególnie te dalekie podróże!
Wyjeżdżałam o świcie i w samym pociągu udało mi się przeczytać książkę "Wyznania". Jakoś tak w podróży uwielbiam czytać kryminały, nie są one zbyt absorbujące i bardzo szybko je się pochłania.
Zabawny fakt jest taki, że uwielbiam jeździć pociągiem i nie przeszkadza mi jego prędkość, a w samochodzie umieram ze stresu jadąc powyżej 110 km/h
Na bieżąco zdawałam rodzince relacje z drogi, gdzie w okolicy Łodzi takie mijałam widoczki...niecodzienny widok, bo u nas nawet szronu nie było widać do tej pory!
No i na miejscu! Trudno uwierzyć, ale szybko mi minęła podróż...tylko ta wysoka temperatura w wagonie...z kanapek miałam prawdziwe sucharki z roztopionym serem haha.
Początkowow planowałam robić sporo zdjęć i filmików.... stąd nawet seria "Selfiaczków" :)
Dzieci cieszyły się także ze zdjęć wszelkich pierożków, których nie brakowało jak widać ..
Natomiast moim celem było odwiedzenie jak największej ilości miejsc, które mnie inspirują...chciałam dotrzeć tam, gdzie z gromadą dzieci nie jest to takie oczywiste...
Przebywać w takich miejscach, które poruszają moje serce i zaspokajają potrzebę otaczania pięknem..talentem innych ludzi...
Początkowo zaglądałam do różnych galeryjek napotykanych po drodze..
Wszędzie, w każdej jednej niczym "Kopiuj/wklej"
To już nie moja bajka..
Aga.Gaj i jej sklepik, aktualnie przy ulicy Siennej 11...miejsce, w którym moje serce zamiera.
Zdjęcia kompletnie nie oddają tego "klimatu"..ja jakoś tak nie umiem w takich miejscach robić zdjęć. Po pierwsze bardzo mnie to stresuje, a po drugie wolę patrzeć duszą..
W tym miejscu zachwyca mnie każdy najdrobniejszy szczególik, a nie brakuje ich ani trochę. Niestety ani razu nie udało mi się spotkać tam autorki prac, jednak odbyłam godzinną pogawędkę z jej mamą, niezwykle sympatyczną i piękną kobietą. A w tle snuła się klimatyczna muzyka...coś pięknego!
I w takich momentach zaczynam się zastanawiać, czy trochę się nie mijam z powołaniem....że całym sercem chciałabym tworzyć takie miejsce i w ogóle tworzyć..ech...
Prawie cały czas spędzałam spacerując, jednak przyjemnie było chwilkę odsapnąć w apartamencie. Znajdował się przy samym Rynku i był bardzo klimatyczny..
Oczywiście przywiozłam sobie pamiątki i dwie piękne rzeczy upatrzyłam na przyszłość. Te, które wróciły ze mną pokażę w osobnym poście, a te upatrzone...może uda się je kiedyś zakupić, bo czuję taką tęsknotę do nich....może ktoś to zrozumie :)
Oczywiście jako miłośniczka kin studyjnych w Krakowie miałam mały raj!
Mogłam wybierać i przebierać w repertuarze do woli. Zatem pierwszy wieczór spędziłam w kinie...spacerując przy okazji po nocnym Rynku..
Po naszym spotkaniu przyszedł czas na Kazimierz..ulubione miejsce w Krakowie..co widać po ilości zdjęć hihi
Przespacerowałam wzdłuż i wszerz ulicę Miodową wypatrując pewnego balkonu i nic....właścicieli też na spacerze nie udało mi się wypatrzeć... Swoją drogą uwielbiam towarzystwo z ulicy Miodowej, znacie?
Tu wszystko się zgadzało..jedzenie, wnętrze, klimat, muzyka i cieplutki talerz...
uczta dla zmysłów!
Po drodze oczywiście fotka na tle, tym razem, pracowni Agi Gaj.
Musiało być coś wyjątkowego..
Późnym popołudniem powrót do domku z zimową, pyszną herbatką i książką!
Ja naprawdę lubię pociągi..
Kiedyś pewna mądra kobieta mówiła o tym jak ważne jest napełnianie własnego "czajniczka" i wiecie co, udało się.. Po tym czasie czułam się zaopiekowana przez samą siebie, wysłuchałam swoich potrzeb (co dla mnie nie jest oczywiste) i wypełniłam duszę i serce tym co piękne i co daje mi siłę..
Przemyśleń tak wiele, na długo zostanie to ze mną..
Jest we mnie tyle wdzięczności za możliwość spędzenia samej ze sobą takiego czasu...