Deszcz pada, jesień nastraja nostalgicznie. Jakże chętnie
wtedy wracam do wspomnień z dzieciństwa.
Jawi mi się kuchnia mojej babci, z białą westfalką, w której
ogień huczy. Babcia siedzi na białym kuchennym krześle, a my wokół niej na
swoich stołeczkach. I zgodnie z okolicznością prosimy – Babciu, zaśpiewaj
jeszcze raz. Lub – Babciu , opowiedz coś jeszcze. I babcia śpiewa stare śmieszne piosenki o tym
, jak zalecał się pewien świniarz, któremu panna, kazała żenić się ze świnią,
bo „napisał ci mi, na bibu, na bibulinie, że mnie tak kocha, jak swoją, jak
swoją świnię”. A czasem są to piosenki poważne, patriotyczne, gdzie luba siedzi
na małym stołeczku „białe orły wyszywa, wyszywa”. Siedzimy na stołeczkach zasłuchane, dwie
wnuczki, dwie główki dziecinne jedna biała, a druga czarna.
Mój stołeczek wyglądał zupełnie jak ten. Odkąd pamiętam,
zawsze był stary, pomalowany wieloma warstwami olejnej farby. Chyba co roku był malowany i co roku
przybywało mu nowych pęknięć i obtłuczeń.
Co stało się z moim stołeczkiem? Czy podczas przeprowadzki
zapomnieliśmy o nim? Czy został na starym mieszkaniu mamy? Grunt, że od pewnego czasu bardzo chciałam
znów go mieć. I z sentymentu i tej prostej przyczyny, że mam metr pięćdziesiąt
i problem z dosięgnięciem nawet do górnej tacki suszarki. Suszyłam M głowę,
żeby mi zrobił, ale jakoś nie miał czasu, ani ochoty.
Kiedy wybrałam się z koleżanką na strychowe
wykopki, pierwszym moim znaleziskiem był właśnie stołeczek. Zupełnie inny niż
mój.
Ale widać, że to stołek z duszą. Tyle warstw farby na nim i
to w różnych kolorach. Kosztował całe 5 zł.
Najpierw myślałam od całkowitej renowacji. Zdjęciu farby, wyszlifowaniu,
zawoskowaniu, ale stwierdziłam, że wtedy straci cały swój urok . Swoją
niepowtarzalną historię.
Więc niech zostanie tak jak jest. W moich oczach te spękania
i ubytki farby dodają mu uroku.
A rolę swoją spełnia znakomicie. Teraz mogę dosięgnąć
wszędzie.
P.S. Dorzucam jeszcze zdjęcie kołyski, jaką udało mi się zdobyć
podczas drugich odwiedzin. Napisze o niej więcej po renowacji.