Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opinia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opinia. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 28 stycznia 2019

"Morderczyni" Sarah A. Denzil

Dziecko zabiło dziecko.


Tak orzekł sąd.
Ale kto tak naprawdę zabił Maisie Earnshaw?

Siedem lat temu sześcioletnia Maisie zostaje zamordowana.
Odpowiedzialność za jej śmierć spada na czternastoletnią Isabel. Dziewczynka nic nie pamięta, ale na ubraniu i dłoniach ma krew Maisie. Sąd skazuje ją za morderstwo.

Leah zaczyna pracę w szpitalu psychiatrycznym dla szczególnie niebezpiecznych przestępców.
Poznaje Isabel i spędza z nią dużo czasu.
Wkrótce zaczyna podejrzewać, że ktoś inny jest winien śmierci dziewczynki sprzed siedmiu lat.
Jeśli tak, to kto to zrobił?
I czy da się zwrócić młodej dziewczynie skradzione dzieciństwo i zdjąć z niej piętno morderczyni?

Jak daleko się posuniesz, kiedy myślisz, że morderca jest niewinny? Nowy thriller autorki bestsellerowego „Milczącego dziecka”

Autorkę poznałam dzięki przeczytaniu jej poprzedniej książki "Milczące dziecko". Jednak nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Nastawiłam się na "będzie dobrze", a otrzymałam "o matko! jakie to jest dobre!". Także... możecie się spodziewać, że książka jak najbardziej przypadła mi do gustu. Ha! Niedopowiedzenie... BARDZO MI SIĘ SPODOBAŁA! Tak lepiej. Zatem przejdźmy do konkretów, bo te na pewno bardziej Was interesują.

Przyznam, że trochę czekałam, aż fabuła się rozkręci, ale było warto. Autorka potrafi budować napięcie i namącić czytelnikowi w głowie. Oj potrafi! po zakończeniu lektury ciągle nachodziły mnie myśli "ale jak to? i co teraz?". Czytając inną książkę, myślami wracałam do Morderczyni - tak to już jest z dobrymi książkami. Nic nie zrobisz.

Pytanie: kto jest tym złym? Czy Maisie rzeczywiście zginęła z rąk dziewczynki? Czy może jednak jest jakieś drugie dno... Jak do tego doszło? Co się stało? I wiele innych, dręczyło mnie podczas lektury. Poza tym, dwie główne bohaterki - Leah i Isabel są tak skonstruowane przez Denzil, że ciężko je rozgryźć. Przekonałam się na własne oczy, że po prostu się nie da i wiecie co? Za kreację bohaterów, autorka powinna dostać owacje na stojąco. Nie chcę za wiele się tutaj rozpisywać, bo mogłabym zepsuć potencjalnemu czytelnikowi zabawę z lektury i rozwiązywania zagadki... A jednocześnie mam tyle do przekazania!

Dlatego nie będę ciągnęła tej opinii... Napiszę jeszcze, że jeśli sięgniecie po Morderczynię, to myślę, że lektura zagwarantuje Wam kilka godzin świetnej rozrywki. Sporo się nakombinujecie rozwiązując zagadkę wraz z bohaterami i nie będziecie się nudzić. Polecam gorąco i sama czekam na tom drugi, bo z tego, co widzę, to Morderczyni jest pierwszym tomem cyklu o Isabel Fielding. Zatem drogie Wydawnictwo Filia - (nie)cierpliwie wyczekuję kontynuacji.

sobota, 4 listopada 2017

"Jesteś moim zawsze" M. Leighton


Dziękuję!
– Dobranoc, księżycu. Gwiazdki, dobranoc – mamroczę, dotykając palcami niewielkiego okienka. – Dobranoc, świetliki, przylećcie znów rano.
Ta książka nie jest baśniowym romansem. To podróż pełna cierpienia i straty, nadziei i szczęścia. Jest zarówno boleśnie tragiczna jak i niesłychanie piękna. To historia miłosna. Opowiada o prawdziwym uczuciu – takim, które dostrzega Cię w nocy i tuli, gdy płaczesz. O miłości, z której nie chcesz zrezygnować i odpuścić – takiej, o której wszyscy marzą, ale tylko nieliczni ją znajdują. Oto nasza historia. Prawdziwa opowieść o łączącej nas miłości.

Kolejna mocna i wzruszająca książka od wydawnictwa Filia. Nie wiem skąd w Internecie biorą się porównania do Promyczka, skoro jest to zupełnie inna powieść, inny przekaz, inne postaci, inaczej ukazane emocje i po prostu zupełnie inny obraz choroby. Jedyne co jest podobne to to, że książka jest emocjonująca, smutna i to, że główna bohaterka cierpi na nieuleczalną chorobę. Niemniej proszę moich czytelników, aby nie patrzyli na powieść Leighton przez pryzmat Promyczka. Absolutnie nie!

Jesteś moim zawsze ujęła mnie już samym tytułem, okładka zrobiła swoje, natomiast opis nie do końca mnie przekonał… Wydawał mi się taki infantylny, za słodki i mało mówiący o treści książki, która naprawdę jest dobra, a z infantylnością nie ma za wiele wspólnego. Przyznać muszę również to, że początek książki (gdzieś do ok 80 str.) dawał mi w kość. Nachodziły mnie myśli, że książka mi się nie spodoba. Dlaczego? Główna bohaterka ciągle wspominała o tym co ma nastąpić, wspominała o chorobie, aczkolwiek autorka nie wyjaśniła na co choruje jej bohaterka, przez co te podchody wydawały mi się co najmniej śmieszne i drażniące. Później, kiedy już wyjaśniło się na co choruje Lena, było dużo lepiej. Brak dziwnych zagadek – jak najbardziej na plus.

Teraz przejdę do tego, że autorka bardzo fajnie ukazała nam rzeczywistość ciężkiej choroby, z jaką zmagała się główna bohaterka. Chociaż obyło się bez szczegółów i można byłoby to dopracować, to jednak punkt widzenia Leny i tego, co przechodziła, jak najbardziej na plus. Nie można nie wspomnieć o cierpieniu Nathana, który bezsilnie musiał patrzeć na cierpienie żony i ze strachem rozmyślał o tym, co będzie. Ta ich miłość i więź, pomimo lekkiego odrealnienia, była naprawdę czymś wspaniałym. Takiej ciepłej i pełnej empatii książki potrzebowałam. Takiego bumu emocjonalnego i Jesteś moim zawsze ten bum mi zapewniła. Nie napiszę, że się nie wzruszyłam i, że łzy nie poleciały, bo poleciały. Co prawda pojawiły się dopiero pod koniec książki, niemniej ważne, że były.

Wiecie… Są takie choroby, które niszczą człowieka, ale również jego bliskich. Odbierają mu nadzieję, kradną czas, siły, wspomnienia. Są złodziejami wszystkiego, co dobre. Ktoś, kogo nie dotyczy ten temat, ponieważ nie stracił bliskich, nie patrzył na ich cierpienie, pewnie nie zrozumie przesłania tej książki. Natomiast sądzę i jednocześnie mam nadzieję, że pozostali je zrozumieją.

Czy polecam? Wrażliwcom i tym, którzy lubią takie historie. Polecam. Warto się z nią zapoznać.

wtorek, 31 maja 2016

"Ocalona" Alexandra Duncan

Z powodu zmian klimatycznych znaczne obszary na powierzchni Ziemi zostały zniszczone. Załoga statku kosmicznego „Parastrata” jest jak plemię żyjące w kosmosie. Zasady religijne są obowiązującym prawem: mężczyźni dowodzą, kobiety nie mogą zabierać głosu, wielożeństwo jest normą, karą za złamania reguł jest śmierć. Według obowiązujących wierzeń Ziemia jest miejscem przeklętym, nieczystym, zabijającym duszę – tylko mężczyźni są dość silni, by móc ją odwiedzać.
Szesnastoletnia Ava – córka kapitana „Parastraty” – nigdy nie była w pełni akceptowana przez pozostałych członków załogi. Jej dziadek był mieszkańcem Ziemi, matka zmarła, gdy dziewczyna miała kilka lat; niektórzy uważają, że ciąży na niej klątwa. Kiedy Ava zakochuje się i łamie obowiązujące zasady, musi opuścić pokład. Wyrusza w niebezpieczną, pełną przygód podróż. Czy nauczy się żyć w nowym świecie? Czy kiedykolwiek wróci do domu?

Zacznę od okładki, która bardzo mi się spodobała. Prosta, przyciągająca wzrok i taka tajemnicza, a zarazem wiele mówiąca o treści. I, co się później okazało idealnie oddająca jej klimat. Przyznam, że mało o tej książce w sieci. W zagranicznym booktube też nie spotkałam się z opinią na jej temat. A szkoda, bo książka jest naprawdę dobra i sądzę, że zagraniczni książkomaniacy nie wiedzą co tracą. Mam nadzieję, że rodzimi zwrócą na nią uwagę. 

Właściwie sama nie wiem czego spodziewałam się po książce "Ocalona". Z jednej strony chciałam, żeby autorka pokazała mi coś nowego, a z drugiej troszeczkę obawiałam się, że mnie nie zaskoczy. Okazało się jednak, że autorka mnie zaskoczyła, a "Ocalona" zapisała się w mojej pamięci, jako książka która do typowych i schematycznych nie należy. Aczkolwiek znajdują się w niej pewne schematy, które jednak nie rażą bardzo w oczy.

Bardzo  podobał mi się świat, w jakim została osadzona powieść. Naprawdę jestem pod wrażeniem. W zasadzie, to autorka ukazała nam dwa różne światy, za co ogromny plus. Podobał mi się również ten dramat, który rozgrywał się na kartach powieści. Naprawdę byłam przejęta losami postaci... Zwłaszcza głównej bohaterki, która nie miała łatwo, a nawet powiedziałabym, że miała ciągle pod górkę. 

W "Ocalonej" cały czas coś się działo, nie było miejsca na nudę, chociaż były momenty, które się nieco dłużyły, to jednak uważam, że książkę czyta się szybko i przyjemnie. Alexandra Duncan ma specyficzny styl, który absolutnie nie jest zły. Jest po prostu inny. Sama nie wiem jak mam Wam go opisać... W ciekawy sposób przedstawia nam realia swojej powieści i delikatnie oddziałuje na emocjonalność czytelnika, co mi osobiście przypadło do gustu.

Na sam koniec powiem tylko, że jeśli jesteście ciekawi nowego świata... Nowej Ziemi, zupełnie innej od tej, którą wszyscy znamy, to sięgnijcie po "Ocaloną". Autorka świetnie poradziła sobie z przedstawieniem swojej wizji świata i stworzyła interesujące postaci. 

wtorek, 24 maja 2016

"Moje serce należy do ciebie" Alessio Puelo


Dziękuję!
Historia młodzieńczej miłości w bardzo romantycznym wydaniu, rozgrywająca się jednak we współczesnych i bliskich życia realiach.
 Przedmowę do książki napisał popularny autor Federico Moccia.
W klasie 18-letniego Alexa pojawia się nowa uczennica, Ylenia. Chłopak postanawia zwrócić na siebie jej uwagę. Ale Ylenia skrywa tajemnicę i postanawia trzymać chłopaka na dystans. W końcu jednak nie jest w stanie przeciwstawić się uczuciu. Alex jest pewien, że nic ich nie rozłączy, dopóki się nie dowiaduje, że dziewczyna cierpi na ciężką i nieuleczalną wadę serca. Jej jedyną szansą jest przeszczep. W dniu egzaminu maturalnego Alex odbiera telefon ze szpitala z informacją, że Ylenia jest umierająca. Wybiega zrozpaczony na ulicę...

Na samym początku przyznaję, że spodziewałam się zgoła czegoś innego, aniżeli to, co otrzymałam. Chodzi oczywiście o treść książki. Spodziewałam się wyciskacza łez i bomby emocjonalnej, która rozsadzi moje serce. Nie było łez, bomba coś tam cykała, ale nie wybuchła...

Zacznę od oceny postaci, które nieszczególnie zapisały się w mojej pamięci. Właściwie jedynymi postaciami, jakie polubiłam to: na pierwszym miejscu Giorgio Luciani - tata głównej bohaterki, a na drugim Ambra, jego żona i matka głównej bohaterki. Dlaczego właśnie te postaci polubiłam? Bo zachowują się normalnie. Może dlatego, że są dojrzałe? Chociaż w zasadzie spodziewałam się, że Ylenia również taka będzie, zwłaszcza po tym co przeszła. Niestety się pomyliłam. osiemnastolatka zachowuje się jak rozkapryszony bachor, którego często miałam dosyć. Poważnie... Trochę zrozumienia, empatii, dojrzałości... Yleni, to naprawdę cię nie zabije! I oczywiście jej rówieśnik Alex. Ten sam problem. Dlatego też jakoś specjalnie nie zżyłam się z główną i cierpiącą bohaterką, pewnie dlatego też nie wzruszyła mnie jej historia i nie ujęła za serducho. Zdarza się.


Jeśli chodzi o samą fabułę... Pomysł genialny, ale nie do końca wykorzystany tak, jak moim zdaniem powinien być. Chociaż z drugiej strony czytałam już kilka - kilkanaście książek napisanych przez Włochów, Włoszki i wiem, że ich styl jest dość specyficzny. Nie dramatyzują przesadnie w swoich powieściach. Stawiają na żywiołowość swoich postaci, pasję miłości i raczej intensywne, pozytywne emocje. Nawet w takich powieściach, jak "Moje serce należy właśnie do ciebie". Dlatego nie nastawiajcie się, że łzy polecą strumieniami, a serce będzie kołatało. Raczej jest to lekka, niezobowiązująca lektura, która powinna umilić Wam czas. Ot, co. Takie lektury też są potrzebne i właśnie do takich należy niniejsza pozycja. 

Nie sądzę żebym musiała zagłębiać się specjalnie w samą treść i przedstawiać Wam o czym opowiada książka Puelo. W krótkim opisie wydawnictwa wszystko macie i raczej nie ma się do czego odnosić. Nie chcę też psuć Wam zabawy z odkrywania poszczególnych wątków. Dlatego myślę, że przedstawiłam Wam mniej więcej wszystko, co potrzeba, jeśli chodzi o moje odczucia względem niniejszej powieści.

poniedziałek, 16 maja 2016

"Promyczek" Kim Holden

Dziękuję!

Życie Kate Sedgwick nigdy nie było bezbarwne. Dziewczyna pomimo problemów i tragedii zachowała pogodę ducha – nie bez powodu jej przyjaciel Gus nazywa ją Promyczek. Kate jest pełna życia, bystra, zabawna, ma również wybitny talent muzyczny. Nigdy jednak nie wierzyła w miłość. Właśnie dlatego – gdy wyjeżdża z San Diego by studiować w Grant, małym miasteczku w Minnesocie – kompletnie nie spodziewa się, że przyjdzie jej pokochać Kellera Banksa.
Oboje to czują.
Oboje mają powód, by z tym walczyć.
 Oboje skrywają tajemnice.
Kiedy wyjdą one na jaw, mogą uzdrowić…
Mogą również zniszczyć.

Brak mi słów...
Brak mi słów i łez.
Kim Holden, jesteś cudowna...
A "Promyczek", to książka, która jest najcudowniejsza w swoim gatunku.
Numer jeden.
Bezapelacyjnie... Numer jeden.

Na okładce napisano, że ta książka jest dla fanów Johna Greena, Colleen Hoover oraz Rainbow Rowell. 
Muszę Was poinformować, iż książki Johna Greena, są hen hen daleko za książką Kim Holden. Tego jestem pewna. W zasadzie sądzę, że i Hoover, jak i Rowell są trzy kroki za nią. Kim Holden od kiedy tylko zaczęłam czytać "Promyczka" jest daleko przed nimi. Jak wspomniałam, jest numerem jeden. Bezapelacyjnie.


Cholera... Ostatnio przeszłam poniewierkę emocjonalną. Co książka, to lepsza, mocniejsza, intensywniejsza. Sama nawet  nie wiem od czego zacząć w niniejszej recenzji. Nie będę Wam przedstawiała fabuły, bo jest tutaj tyle niuansików i ważnych wydarzeń, których nie mogę Wam wyjawić, by nie psuć zabawy i ogromnej przyjemności z czytania. Musicie mi uwierzyć na słowo, że jest to rozdzierająca serce i przepiękna powieść, którą powinniście przeczytać. Po prostu... Nie widzę innej opcji.

Ogromnie cieszę się również z tego, że "Promyczek" to taki grubasek książkowy, a każda jego strona jest epicka i ważna... Krok po kroku poznajemy głównych bohaterów. A każdy z tych i kolejnych kroków prowadzi do miłości, jaką ich obdarzamy, bo nie da się bohaterów TEJ książki nie pokochać całym sercem. Nie da się. Każda z wykreowanych postaci Kim Holden ma duszę, jest intensywna jak cała książka (to słowo będzie się pojawiało często w tej recenzji). Kate, Gus, Keller, Clayton, Peter czy Shelly te oni i cała reszta są cudowne. Każda inna, każda zapadająca w pamięć, każda wspaniała. Każda ma swoją tajemnicę...

 


Książka Kim Holden jest smutna, rozdzierająca serce, wesoła, intensywna, ale przede wszystkim jest mądra. Wyróżniająca się na tle innych. Jest moim numerem jeden jeśli chodzi o ten gatunek literacki. Jest wspaniała. Kocham ją całym swoim popękanym sercem. Wylałam masę łez, bo inaczej się po prostu nie da. Odkładałam ją po kilka razy na bok, by móc odetchnąć i by ten dziwny ból w piersi mógł nieco zmaleć. Ta powieść i jej treść jest mi bardzo bliska, i może dlatego przezywałam ją tak bardzo. Może dlatego tak bardzo ją pokochałam. Wiem jedno... Polecam i polecać będę ją zawsze i każdemu!

W dodatku ta Playlista na końcu... Która odnosi się do całej treści i te przypisy do każdej z piosenek. Coś pięknego. Coś, co jeszcze bardziej świadczy o profesjonalizmie i pasji autorki. Poza tym, Kim Holden w sposób niepojęty wzrusza czytelnika. Nie wiem jak ona to robi, ale uwielbiam ją za to! 

Ogromnie się cieszę, że wydawnictwo w zapowiedziach ma już ksiażkę o Gusie, której nie mogę się doczekać. Będzie to jedna z tych nielicznych premier, na które będę czekała z utęsknieniem i żywszym biciem serca!

A na sam koniec zapodam Wam dwie cudowne piosenki, które pasują do samej treści jak ulał. Zresztą są to piosenki z playlisty, którą na końcu umieściła autorka. A w podziękowaniach nie zapomniała o swoich czytelnikach. Dziękuję Kim Holden za tę powieść. Dziękuję wydawnictwu, że tak cudownie wydało "Promyczka" i, że teraz każdy może ją u nas przeczytać. Takie powieści to skarb! 

Cudo <3
Drugie cudo <3

sobota, 14 maja 2016

"Red Rising. Gwiazda Zaranna" Pierce Brown

Dziękuję!

Nadzieja umiera ostatnia…
Darrow au Andromedus nie ma już nadziei. Stracił wszystko, o co walczył.
Przyjaciel zdradził go w dniu Triumfu. Towarzysze broni, Synowie Aresa, zostali zabici. Rodzina trafiła do niewoli okrutnego Szakala. Ukochana zniknęła bez słowa. Tajemnica jego przemiany z Czerwonego górnika w Złotego arystokratę wyszła na jaw. Jego misja, by siać chaos wśród Złotej Elity, straciła sens. Zamknięty w mrocznej, kamiennej celi Darrow powoli popada w obłęd. Jednak nie wszyscy buntownicy zginęli. Ci, którzy przeżyli, podjęli walkę i próbują wydostać Darrowa z więzienia. Muszą się śpieszyć. Wśród PodKolorów rodzi się powstanie przeciw władzy. A wśród Złotych powiększa się rozłam. W Układzie Słonecznym wybucha wojna.
Tylko Darrow może poprowadzić uciśnionych do zwycięstwa.

Pierwszymi słowami, jakimi Was powitam w niniejszej recenzji, to nazwa Pierca Browna, która przyszła mi na myśl -  Master of Disaster (Pan Zniszczenia, Pan Zagłady).

Kolejna epicka lektura Browna, która miażdży system! Nie wiem jak mam się zabrać za tę recenzję. Nie wiem jak mam to wszystko opisać. Nie wiem czy zdaję sobie sprawę z tego, że to już koniec... Nie wiem czy chcę, żeby to był już koniec, ostatni tom! Nie chcę! Ja chcę dalsze losy bohaterów. Tak bardzo... Ale niestety... Niestety z bólem serca oświadczam, że to już koniec Red Rising. A ja już wiem, że przeczytam całą trylogię już niebawem. Raz, dwa razy, trzy... Może nawet dziesięć, bo warto, bo wiem, że tak trzeba. Bo chcę! Bo jest to seria tak GENIALNA i NIEPOWTARZALNA i w ogóle NAJLEPSZA!

Wiecie co? Nie wiem czy w ogóle się do tego przyznawać, ale na pierwszy rzut oka na pierwszy tom, stwierdziłam, że ta seria chyba nie jest dla mnie. Biję się teraz w pierś, gdyż mogłam przegapić tak cudowną trylogię, która jest dla każdego, kto lubi wybitne, epickie, cudowne i misterne książki. Pierce Brown to nie jest zwyczajny autor. Nie. To, proszę Państwa jest MISTRZ Pierce Brown - czapki z głów, szacunek ogromny, miłość czytelnicza po wsze czasy, oda do radości. Nie. Nie przesadzam. Powiedziałabym nawet, że to wszystko, te wszystkie słowa... To niewiele, bo o wiele więcej trzeba by rzec na temat kunsztu pisarskiego autora, mistrza mistrzów i w ogóle wszystkiego, co tyczy się Red Rising. Aż strach pomyśleć, że mogłam sobie darować takie dzieło <kręci głową>.

Dobra przejdźmy do konkretów, bo właściwie cała trylogia składa się tylko i wyłącznie z konkretów, idealnie i perfekcyjnie dopracowanych najmniejszych detali. Świetnych i obrazowych opisów. Rewelacyjnie wykreowanych postaci, cudownej stylistyki i ogromnego geniuszu! - Znowu ta moja oda pochwalna. Musicie mi to wybaczyć. Inaczej się nie da, a przynajmniej ja inaczej nie potrafię. No i oczywiście ten humor, który wpleciony został idealnie w dialogi i pewne sytuacje. Palce lizać. 

Może coś o postaciach... Ci, którzy czytali moje poprzednie recenzje, wiedzą, że upodobałam sobie Sevro. Cudowna paskuda, cudowna! Uwielbiam tego wyszczekanego, małego, wesołego, kurdupla i szaleńca. No uwielbiam gościa! Chociaż w zasadzie... Każda z postaci Mistrza Browna, jest świetna, unikalna, barwna... Cała feeria barw. A najlepsze jest to, że Mistrz Brown (Master of Disaster) potrafi idealnie manipulować czytelnikiem za pomocą swoich bohaterów. Oj potrafi! Sprawia, że czytelnik aż głupieje, wiecie w stylu - co? jak to? ale, że hę?!  - i szczena opada po kilkanaście razy, jak nie lepiej.

Próbka humoru (rewelacja) i jednocześnie maluteńki spoiler poniżej!



Mistrz Brown ma wyobraźnię, której chyba nikt nie jest w stanie ogarnąć. I talent do przelania tego na papier, którego mogą mu pozazdrościć rzesze pisarzy. Jest jednym z najlepszych pisarzy, jakiego miałam przyjemność (ogromną, swoją drogą) poznać. Jestem pod ogromnym wrażeniem jego talentu. Brak mi słów po prostu, żeby opisać to, jak zawładnął mną ten autor, dzięki swoim powieściom. Brak słów. 

O emocjach bym zapomniała, to wszystko z tych emocji <wzdycha teatralnie>. Mistrz Brown rozwalił moje serce na drobne cząsteczki i rozrzucił we wszechświecie. Jak On mógł?! Często w swoich recenzjach wspominam, że jakaś lektura złamała mi serce... Tutaj zostało ono rozwalone. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi. Kilka razy miałam ochotę rzucić książką o ścianę, żeby zmienić bieg wydarzeń, ale później patrzyłam na nią, taką zamkniętą, niedokończoną i nie mogłam jej skrzywdzić. Po kilku głębszych wdechach i wydechach wracałam do lektury, by ponownie z ogromną chęcią ją zamknąć i z mordem w oczach wziąć zamach. I tak w kółko. Możecie więc sobie wyobrazić, jakie emocje wzbudza w czytelniku Red Rising. 

Pierwszy tom był świetny, drugi był rewelacyjny, a jego zakończenie... Aż do wydania ostatniej części nie mogłam do siebie dojść. A trzeci tom? Trzeci tom miażdży! Całość - trzy tomy - R-E-W-E-L-A-C-J-A-! Powiadam Wam! Musicie mieć tę trylogię, przeczytajcie a pokochacie. Jestem tego pewna, w stu procentach! Jeśli myślicie, że Red Rising nie jest dla Was, bądź, że może Wam się nie spodobać, to... JESTEŚCIE W BŁĘDZIE! 



Zapraszam do zapoznania się z moją opinią na temat:

piątek, 13 maja 2016

"Purgatorium. Wyspa tajemnic" Eva Pohler

Dziękuję!

Hortense Gray jest psychologiem eksperymentalnym. Ratuje życie, ale ceną, jaką trzeba za to zapłacić, jest... śmiertelne przerażenie.
Siedemnastoletnia Daphne Janus nie może uwierzyć, że rodzice pozwalają jej jechać z najlepszym przyjacielem na wakacje. Tak naprawdę pobyt w pięknym kurorcie na niewielkiej wyspie u wybrzeży Kalifornii to ostatnia, desperacka próba ocalenia dziewczyny.
W miejscu tym są przeprowadzane eksperymentalne terapie dla osób ze skłonnościami samobójczymi. Początkowo niekonwencjonalne zajęcia są ekscytujące — duchy w pokoju, awaria windy, przygoda podczas wycieczki kajakiem — to wszystko robi wrażenie. Ale kolejny dzień przynosi nowe wyzwania... Gdy podczas jazdy terenowej dziewczyna odłącza się od grupy, rozpętuje się istne piekło. Daphne zaczyna zastanawiać się, czy rodzice wysłali ją na wyspę po to, by jej pomóc, czy też aby ją ukarać.

Sama nie wiem jak się zabrać za opinię o tej książce, ponieważ w moim odczuciu wypadła słabo. Możliwe, że to wszystko przez dwie epickie powieści, jakie czytałam wcześniej. Powieści, które rozwaliły mój czytelniczy system i czytelnicze serducho. Były dopracowane w najmniejszych szczegółach, czego niestety nie mogę powiedzieć o "Purgatorium". 

Bardzo ciężko było mi się wczuć w powieść i w zasadzie, chyba do końca się w nią nie wczułam. Ciężko również było mi się odnaleźć w fabule, tutaj z kolei w końcu się odnalazłam i połapałam, chociaż też łatwo nie było. Kurczę, no pomysł na powieść bardzo fajny, to trzeba przyznać. Tylko z wykonaniem autorka nie poradziła sobie tak do końca. Mało rozwinięte wątki bardzo dawały mi się we znaki. A i postaci były, takie... Nijakie. Nie polubiłam żadnej z nich i bardzo mi z tego powodu smutno, bo chciałam. Naprawdę, chciałam.

Plusem jest okładka i ogólne wydanie książki. Zresztą wydawnictwo jak zawsze się postarało. Plusem jest również to, że autorka użyła w swojej powieści prostego języka (może nawet zbyt prostego) i książkę szybko się czyta. Raz dwa i po sprawie. Plusem jest również sam pomysł, jak już wspomniałam. Gdyby autorka skupiła się bardziej na szczegółach, na rozbudowie wątków i opisów, które są bardzo ważne... Oraz na postaciach, które nie do końca są dobrze wykreowane, to sądzę, że byłoby naprawdę super czytadło! Z drugiej zaś strony jestem pewna, że znajdą się osoby, które w powieści Evy Pohler się odnajdą. Sądzę jednak, że będą to głównie nastolatki, bądź osoby, które dopiero zaczynają swoją przygodę z książkami. 

Wiecie, ja lubię książki z wątkiem psychologicznym i ten wątek w niniejszej pozycji oceniam na plus, ale również to, że autorce udało się mnie kilka razy zaskoczyć. I mimo, iż nie do końca odnalazłam się w klimacie "Purgatorium", to nie mogę powiedzieć, że ta książka jest zła. Polecam ją każdemu, kto tylko ma ochotę na niezobowiązującą lekturę na jeden wieczór. Taką, przy której sobie odpocznie, ale i nie będzie musiał poświęcić jej całej swojej uwagi - to też w zasadzie jest plus. 

A na na moim Instagramie [klik] niebawem konkurs, w którym będziecie mogli zdobyć "Purgatorium"!




wtorek, 10 maja 2016

"Dwór cierni i róż" Sarah J. Maas


Dziękuję!

Autorka bestsellerowej serii Szklany Tron powraca z porywającą opowieścią o miłości, która jest w stanie pokonać nienawiść i uprzedzenia!
Idealna lektura dla fanów George. R.R. Martina! Co może powstać z połączenia baśni o Pięknej i Bestii oraz legend o czarodziejskich istotach?
Dziewiętnastoletnia Feyre jest łowczynią – musi polować, by wykarmić i utrzymać rodzinę. Podczas srogiej zimy zapuszcza się w poszukiwaniu zwierzyny coraz dalej, w pobliże muru, który oddziela ludzkie ziemie od Prythian – krainy zamieszkanej przez czarodziejskie istoty. To rasa obdarzonych magią i śmiertelnie niebezpiecznych stworzeń, która przed wiekami panowała nad światem.
Kiedy podczas polowania Feyre zabija ogromnego wilka, nie wie, że tak naprawdę strzela do faerie. Wkrótce w drzwiach jej chaty staje pochodzący z Wysokiego Rodu Tamlin, w postaci złowrogiej bestii, żądając zadośćuczynienia za ten czyn. Feyre musi wybrać – albo zginie w nierównej walce, albo uda się razem z Tamlinem do Prythian i spędzi tam resztę swoich dni.
Pozornie dzieli ich wszystko – wiek, pochodzenie, ale przede wszystkim nienawiść, która przez wieki narosła między ich rasami. Jednak tak naprawdę są do siebie podobni o wiele bardziej, niż im się wydaje. Czy Feyre będzie w stanie pokonać swój strach i uprzedzenia?
Pełna namiętności i pasji, romantyczna, brutalna i okrutna. Jedno jest pewne: Dwór cierni i róż to z pewnością nie cukierkowa baśń w stylu Disneya…

Chyba nie ma książkoholika, który nie znałby tej książki. Na zagranicznym booktube aż huczy od niej i od kontynuacji, ale nie ma się czemu dziwić... W końcu to Maas! Uwielbiam autorkę za jej poprzednią serię "Szklany tron" i kiedy tylko dowiedziałam się, że i ta książka zostanie u nas wydana, byłam wniebowzięta. W dodatku tak pięknie wydana. Cieszę się, że wydawnictwo pozostało przy oryginalnej okładce i nie zmieniało jej na siłę. Jest to jeden z wielu plusów (i ani jednego minusa) tej książki. Przechodząc do mojej relacji z przeczytania "Dworu cierni i róż"...

Wiedziałam, że ta książka będzie dobra, w końcu to Sarah J. Maas... Nie sądziłam jednak, że będzie aż TAK dobra! Jestem pod ogromnym jej wrażeniem. Pod urokiem świata przedstawionego, postaci, wydarzeń, emocji, języka, jakim posłużyła się autorka... Pod urokiem wszystkiego. Nie mogłam znaleźć ani jednego minusa, może też dlatego, że specjalnie nie szukałam? Sądzę, jednak, że Wam również będzie ciężko coś znaleźć, ażeby "czepnąć" się niniejszej pozycji. Właściwie do napisania tej opinii miałam zabrać się trochę później, ale obawiam się,  że emocje nie zdążą opaść i, i tak będę się motać w zeznaniach. Zawsze tak mam, kiedy dana lektura mnie zachwyci. Emocje po przeczytaniu "Dworu cierni i róż" jeszcze we mnie szaleją, więc wykorzystam je tak bardzo, jak się tylko da. 

 Książek, bajek i filmów o "Pięknej i Bestii" czytałam i oglądałam już kilka w swoim życiu. Jak bajka jest przepiękna, a książki nieco słabsze, tak "Dwór cierni i róż" przebija wszystko! Nie wierzę, że to napiszę, ale pomimo, że bardzo lubię "Szklany tron", to uważam, że "Dwór cierni i róż" jest jeszcze lepszy. Pewnie miłośnicy pierwszej serii Maas się zdziwią, ale sądzę, że jak przeczytają omawianą powieść, to sami będą mieli dylemat, który cykl powieści skradł im serce.


Autorka już na samym początku swojej książki uświadamia czytelnika, że nie będzie to lekka, słodka i bajkowa historia. Wiecie, zabijanie, krew, obdzieranie ze skóry... Takie tam. Może stąd wzmianka o R. R. Martinie? Niemniej, jeśli nastawiacie się na coś niewinnego, to... Zmieńcie swoje nastawienie. "Dwór cierni i róż" na pewno nie jest książką sztampową, na pewno nie jest czymś, co już czytaliście. Jest to książka przepełniona pasją, pięknymi opisami, które fenomenalnie działają na wyobraźnię. Powiedziałabym nawet, że czasami ta powieść Maas bywa surowa, zimna (i jak w opisie) brutalna. Ale bywa również ciepła, czarująca, wciągająca, magiczna... Nie sposób mi wszystkiego wymienić. Jednym słowem jest to książka wspaniała i jedna z garstki najlepszych książek tego roku.

Teraz kilka słów o emocjach, jakie wzbudziła we mnie niniejsza pozycja. Od czego by tu zacząć... Sam początek zwiastował ogrom emocji, jakie będę odczuwała czytając "Dwór cierni i róż", od początku była fascynacja światem przedstawionym i postaciami. Często autorce udawało się mnie rozbawić sytuacją, czy też dialogami. Smutkowi też nie było końca, bo zwroty akcji były czasami nie do zniesienia. Zwłaszcza, że tak bardzo zżyłam się z postaciami i każde ich niepowodzenie, czy cierpienie odbierałam bardzo wyraźnie. Oczywiście plus dla autorki! Była również złość, czasami i na samą Maas, bo jak można coś takiego zrobić mojej bestyjce! No jak. Foch. 


Pod koniec była wręcz nawałnica wszelakich emocji, jakie tylko mogą być. Był gniew nie do zniesienia, bezsilność, która aż wyciskała łzy (tak zdarzyło mi się, jestem tylko człowiekiem... tylko czytelnikiem...).
Była nadzieja, która zaraz szybciutko gasła, bo przecież nie może być aż tak pięknie, prawda?!


Tak więc, jeśli liczycie na rollercoaster emocjonalny, to z pewnością się nie zawiedziecie! Ja jestem zachwycona tym, jak Sarah J. Maas poradziła sobie z przelaniem tego wszystkiego na papier. W dodatku tak, że mnie jako czytelnika aż nosiło. Mam nadzieję, że i Wy będziecie zadowoleni z lektury, tak samo jak i ja.

Może jeszcze coś o postaciach. Są fenomenalne. Co do jednej. Ciężko mi się nawet zabrać za ich opisywanie, bo po prostu wystarczyłoby powiedzieć, że są genialnie wykreowane i tyle. Ale nie mogę zrobić tego sobie, Wam i samym postaciom, które wryły się w moją pamięć i serducho. Zacznę od tego, że nie ma tutaj wyidealizowania. Owszem, są książęta Fae, którzy powinni być zniewalający (nawet jeden się znalazł, ale cii). Niemniej obawiałam się, że autorka przedstawi nam Tamlina czy samego Luciena jako bożyszcza, greckiego boga, zniewalającego urodą, napuszonego mężczyznę... - jak w większości książek, to się robi aż nudne. Ale nie! U Maas tego nie znajdziecie. Są przystojniacy, ale przynajmniej autorka nie rozwodzi się o ich urodzie przez połowę książki. Natomiast Feyra, jest dokładnie taką bohaterką, jakie lubię i jakiej spodziewałam się po tej autorce. Twardzielka, ale bez przesady. Dąży do celu po trupach - wszystko się zgadza, ale te trupy to ci źli. Wyszczekana - nie daje sobie w kaszę dmuchać i ma własne zdanie. Każdy z bohaterów został obdarzony silnym charakterem i za to również ukłon w stronę autorki.

"Dwór cierni i róż" opowiada nam o tym, że każda decyzja przez nas podjęta, niesie ze sobą konsekwencje. Opowiada o sile miłości, przezwyciężaniu własnych słabości, poświęceniu i zmianach w myśleniu, w podejściu do wielu spraw. Książka ta nie jest tylko do przeczytania, jest to książka do zrozumienia, ponieważ można z niej wiele wyciągnąć, a sama treść może nam wiele dać, jeśli tylko zechcemy i otworzymy się na nią. 

Czy polecam? Ha! Z ogromną przyjemnością polecam Wam tę książkę. Jest niesamowita, chociaż to i tak jest niedopowiedzenie. Rewelacyjna, cudowna... Chciałabym już przeczytać tom drugi... W oczekiwaniu na niego zapewne przeczytam jeszcze raz "Dwór cierni i róż". A może dwa razy. Kto by liczył. Jeśli Wy nie znacie książek tej autorki to najwyższy czas to zmienić. Możecie zacząć od tej pozycji. Jeśli nie macie zamiaru to Dean ma do Was pytanie:



Recenzje książek z cyklu "Szklany tron":

poniedziałek, 9 maja 2016

"Real" Katy Evans


Remington Tate na ringu i poza nim posiada reputację awanturnika, twarde jak granit ciało oraz dziki, zwierzęcy magnetyzm, który wprawia jego fanki w szał. Lecz od chwili, kiedy spotykają się ich oczy, jedyną kobietą, której pragnie, jest Brooke Dumas. Jego pożądanie jest czyste, nieposkromione i REALNE.
Zatrudniona, by utrzymywać jego ciało w doskonałej kondycji, Brooke w końcu dostaje dobrze płatną pracę rehabilitantki sportowej, o której zawsze marzyła. Lecz gdy z Remym i jego zespołem objeżdża w trakcie tournée niebezpieczny podziemny bokserski krąg, jej własne ciało ożywa, zbudzone najbardziej pierwotnym z pragnień. To, co zaczyna się między nimi jako zwykły flirt, szybko dla obojga zmienia się w erotyczną obsesję, która obiecuje o wiele więcej.
Jednak ich rozpalona do białości żądza ma również mroczną stronę… Kiedy największy sekret Remy’ego wychodzi na jaw, a rodzinne obowiązki Brooke wymagają działania, czy uda im się przetrwać? Czy może to, co niegdyś wydawało się takie realne, teraz rozpłynie się jak iluzja.

Na tę książkę miałam ochotę już jakiś czas po jej wydaniu. Dlaczego więc jej nie nabyłam i nie przeczytałam? Ano dlatego, że ciągle coś nowego wpadało w moje ręce i ciągle coś innego zajmowało moje myśli. Ale wiecie co? Cieszę się, że zrobiłam to dopiero teraz... Z prostego powodu. Zapowiedziano wydanie kolejnego tomu i mam tę radochę, że nie będę (oby!) musiała długo czekać na kontynuację, a tęsknota za bohaterami nie zeżre mnie od środka. Ponieważ, co jak co, ale bohaterowie tej książki bardzo przypadli mi do gustu! Właściwie można by zakończyć historię na tym jednym tomie, bo zakończenie było tak jakby zamknięte. Niemniej zapewne autorka wiele wątków rozwinęła w drugiej części, a poza tym... Nawet gdyby nie było czego rozwijać, to ja i tak chciałabym żeby autorka stworzyła kolejną książkę o Brooke i Remingtonie, ponieważ chcę - myślę, że nawet nie ja sama - poznać ciąg dalszy. 

W zasadzie książka ta plasuje się w gatunku erotyków, bo i sporo w niej soczystych opisów. Nie bójcie się jednak, nie są one tak durnowate i dziko sklecone jak w (nie wierzę, że wymieniam w opinii Real, ten tytuł... nie wierzę, ale muszę!) "Pięćdziesiąt twarzy Greya". Niemniej wszystkie erotyczne opisy w tej książce nie są przerażające, zniesmaczające czy poniżej poziomu - jakkolwiek by to nie brzmiało. 

To, co bardzo przypadło mi do gustu, to świat w jakim została osadzona powieść. Świat sportu, a ściślej ujmując, świat boksu. Ja osobiście nie przepadam za takim mordobiciem, nie oglądam walk w telewizji, bo po prostu mnie to nie rajcuje. Aczkolwiek ostatnio skusiłam się na film "Do utraty sił", który bardzo mi się spodobał. I właśnie z tym filmem porównałam sobie opis książki, stwierdziłam, że jeśli książka Katy Evans będzie tak samo mocna pod względem emocjonalności, jak wspomniany film, to z pewnością autorka kupi mnie swoją historią. I właściwie jej się to udało, bo emocji w tej książce jest bez liku. Ba! Ona aż kipi tym wszystkim!

Remington kupił mnie swoją osobą już na starcie książki, i nie mam wcale tutaj na myśli tego, że autorka ukazuje nam go jako ciacho, które ma sześciopak czy tam nawet ośmiopak na brzuchu. Czy też, że jest niemożliwie przystojny, seksowny itp. Z tym autorki często przesadzają, idealizują bohaterów, robiąc z nich niemalże bogów piękności. Nie. Raczej chodzi o tą jego tajemniczość, pewność siebie. Po prostu o to, jaki jest. Chociaż czasami miał takie jazdy, że fiu fiu! Niemniej sądzę, że zarówno Remington, jak i Brooke to postaci, które większości przypadną do gustu. Mają silne osobowości, są charakterne i niezmordowane w dążeniu do celu. Kto nie lubi takich bohaterów?

I wracając do emocji, które wzbudza w czytelniku "Real"... Nie sposób ich wszystkich wymienić, ani tym bardziej sklasyfikować. Przynajmniej ja do końca nie potrafię. Dopóki nie przeczytacie tej książki, nie będziecie wiedzieli o czym piszę. To nawet nie tyle moje własne emocje, co bohaterów książki. Ciężko mi je było rozróżnić, a to dlatego, że jak już wspomniałam, bardzo polubiłam bohaterów... A wierzcie mi, że w ich życiu wiele się zdarzyło i z biegiem czytania -  nadal wiele się działo. Utrata, odrzucenie, pożądanie, smutek, rozżalenie, radość, cierpienie... Cała masa emocji, których nie jestem w stanie Wam przytoczyć. 
"Real" to książka, przy której nie będziecie się nudzić, tego jestem pewna. 

I na koniec... Lubię kiedy w swoich książkach autorzy dzielą się z nami playlistą do historii. A już w ogóle lubię to, że kilka piosenek pokrywa się z moim gustem muzycznym. Tutaj niewątpliwym plusem była piosenka, którą załączyłam Wam poniżej. Ten kawałek nie jest dobry... On jest cudowny!


sobota, 7 maja 2016

[Przedpremierowo] "Niebezpieczne kłamstwa" Becca Fitzpatrick

PREMIERA: 18.05.2016

Dziękuję!

Stella to nie jest moje prawdziwe imię.
 Thunder Basin w Nebrasce nie jest moim prawdziwym domem.
 Po tym jak byłam świadkiem groźnego przestępstwa, zostałam objęta programem ochrony świadków i wysłana do spokojnego miasteczka na końcu świata. Moje życie rozpadło się na milion kawałków. Nie potrafię się tu odnaleźć. Miałam rozpocząć ostatni rok liceum. Miałam być z chłopakiem, którego kocham, ale zostaliśmy rozdzieleni. Teraz w moim życiu pojawił się ktoś inny – czy mogę mu zaufać? Coraz trudniej jest mi ukrywać uczucia. Coraz trudniej jest też kłamać…
Im bardziej czuję się bezpieczna, tym większe grozi mi niebezpieczeństwo.

Becca Fitzpatrick jest autorką serii "Szeptem", którą bardzo lubię i gorąco Wam ją polecam! Swego czasu miałam w planach jeszcze jej jednotomową powieść "Black Ice", ale jakoś ciągle nie było mi z nią po drodze. Już niebawem będę mogła się z nią zapoznać, a Wy zapewne z moją opinią na jej temat. Wracając do zapowiedzi wydawniczej pt. "Niebezpieczne kłamstwa", którą dzisiaj Wam przybliżę, i którą mam zamiar Wam polecić, to jestem zaskoczona i zadowolona, że ta książka została u nas wydana i, że jest tak dobra!

"Niebezpieczne kłamstwa" przeczytałam w jeden dzień. Styl autorki bardzo dobrze znam z jej poprzedniej serii i cieszę się, że autorka nadal ma taką swobodną zdolność przelewania swoich myśli na papier. Jej książki czyta się płynnie i samą przyjemnością jest zagłębienie się w ich treści. Tak samo sprawa ma się z "Niebezpiecznymi kłamstwami". 

Wiecie co? Tak zaczytywałam się w początku i... była lekka konsternacja "czy to jest kontynuacja "Black Ice" Albo jeszcze czegoś innego?" Tak się zaczęło, jakby był to był jakiś ciąg dalszy. 

Niemniej jednak zaraz wszystko się wyjaśniło. I nie miałam żadnych podejrzeń, że coś mnie ominęło.
Kiedy już fabuła ruszyła z kopyta, nie mogłam się oderwać od książki. No po prostu, nie mogłam! Właśnie czegoś takiego potrzebowałam na oderwanie myśli, na odprężenie. Czegoś świeżego, po tych wszystkich ciężkich powieściach, jakie czytałam tuż przed "Niebezpiecznymi kłamstwami".

Stella jest postacią kobiecą, z tych, które lubię. Pyskata, silna, odważna i nie da sobie w kaszę dmuchać. Nie zgrywa pokrzywdzonej przez los dziewczynki, którą trzeba ratować z opresji - jak to często bywa w powieściach tego typu. Brawa dla autorki, że nie namieszała w kreacji tej bohaterów. Jeśli ktoś jest wykreowany na twardziela - to nim jest. Jeśli ktoś jest czarnym charakterem - to nim jest od początku do końca. Natomiast jeśli ktoś jest czarującym młodzieńcem jak Chet - to nim jest i basta!  Także jeśli chodzi o bohaterów, to palce lizać. 


Teraz zajmę się całą gangsterką. Pomysł fajny, dobrze zrealizowany, ale czegoś mi brakowało. Mało mi tego jak na thriller. Rozumiem jednak, że jest to książka YA, dlatego też nie będę się tego czepiała, bo ją bardzo, ale to bardzo polubiłam, a ja się nie czepiam książek, które lubię. O! Wracając do gangsterki. Jak w opisie sami zauważyliście Stella została objęta programem ochrony świadków. Porzuciła swoje życie i poszła w nieznane. Sama, bez matki i chłopaka. Trafiła tym samym do zupełnie jej obcego miasteczka, gdzie musiała zacząć wszystko od nowa. Nie było to łatwe, w zasadzie chyba  każdemu z nas byłoby trudno odnaleźć się w takowej sytuacji. Ale główna bohaterka poradziła sobie z tym, co ją spotkało. Niemniej, okazało się, że to nowe życie, nowe miejsce i nowe otoczenie nie do końca było takie, jakie oczekiwała Stella i w zasadzie, ja sama. Z tym, że ja w tym pozytywnym znaczeniu.

Autorka potrafi zaskoczyć czytelnika - to trzeba jej przyznać. Wielu zwrotów akcji się nie spodziewałam, a nawet kilka razy byłam zszokowana. Przyznać muszę również, że i jednej sprawy byłam pewna od początku, to było do przewidzenia - co? Nie, tego Wam nie zdradzę.


"Niebezpieczne kłamstwa" to książka, którą musicie przeczytać! Jest zabawna, zaskakująca, wciągająca... Dokładnie taka, jaka powinna być dobra książka. Nie mogę się doczekać kolejnych powieści Fitzpatrick!

Zamawiajcie przed premierą (empik), w dniu premiery, po premierze... Nieważne. Ważne, żebyście ją mieli.

piątek, 6 maja 2016

"Jedyna" Marisa De Los Santos

 
Dziękuję!

Poruszająca historia o przyjaźni, rodzinie i rodzinnych sekretach, drugich szansach, groźnej obsesji i odkupiającej mocy miłości.
Eustacia „Taisy” Cleary kochała w życiu trzech mężczyzn: Bena Ransoma – kolegę ze szkoły, swojego brata bliźniaka Marcusa i Wilsona Cleary – uczonego, wynalazcę, podrywacza, milionera i błyskotliwego dupka – swojego ojca.
 Przed siedemnastoma laty Wilson porzucił żonę i dwoje dzieci dla nowej rodziny. Od tamtego czasu Taisy widziała się z nim tylko raz. A teraz, dwa tygodnie po ciężkim zawale, Wilson wzywa Taisy do swojego domu – w mieście, w którym się wychowała i którego w dorosłym życiu nigdy nie odwiedziła. Taisy szybko się przekona, że Wilson nadal jest oziębły i władczy, a Ben, jej dawny chłopak, wciąż chowa do niej urazę. Mimo wszystko ma nadzieję na odnowienie tej znajomości. Niełatwa okazuje się również relacja z szesnastoletnią Willow, zaborczo zazdrosną o ojca przyrodnią siostrą.
Rozpisana na dwa głosy – dowcipnej, szczerej i spostrzegawczej Taisy oraz naiwnej, rozczulająco marzycielskiej Willow – „Jedyna” jest wyrazistą, zabawną, nostalgiczną powieścią o sile więzi rodzinnych i nierzadko mrocznych zakamarkach ludzkiego serca.

Pierwsze co zwróciło moją uwagę, to ta śliczna okładka. W zasadzie ktoś powiedziałby, że to nic szczególnego, ot twarzyczka... Mnie się bardzo podoba i idealnie oddaje to, co zawiera treść książki. Treść, w której nie od początku się odnalazłam, ale zmieniło się to bardzo szybko. 

Ostatnio coraz częściej sięgam po tego typu powieści, a najczęściej sięgam po wydania od Prószyński i S-ka. Dlaczego? Ano dlatego, że jeszcze nie zawiodłam się na ich powieściach ani razu. Wręcz przeciwnie, jestem za każdym razem zaskakiwana treścią ich książek. Zwłaszcza tych z cyklu "Kobiety to czytają!", który polecam każdej kobiecie szukającej interesujących powieści. Niemniej, wracając do "Jedynej"...

Książka zaczyna się interesująco, to fakt. Jednak nie wciągnęłam się w nią od samego początku, ale kiedy już to "wciągnięcie" nastąpiło, nie mogłam się od niej oderwać! Poznając losy głównych bohaterek, łaknęłam więcej faktów z ich życia. Byłam ciekawa, jak to wszystko się potoczy, jak zmieni się ich dotychczasowe życie przez wybory, jakich dokonują. Kibicowałam im i karciłam w myślach ich poczynania, głównie młodziutkiej i naiwnej Willow. A ostatnie kilkadziesiąt stron? To było jedno wielkie i urocze wow. Zakończenie bardzo mi się podobało i stwierdzam z całym przekonaniem, że jestem urzeczona i na pewno wrócę do niniejszej powieści. Na pewno!

Jak każda książka z serii "Kobiety to czytają!" i ksiązka Marisy De Los Santos porusza ważne i życiowe tematy. Tego oczekiwałam i właśnie to otrzymałam. "Jedyna" nie jest książką nijaką, powieloną, czy sztampową. Absolutnie nie! Jest to opowieść o dojrzewaniu, poznawaniu świata z tej złej i dobrej strony. Jest o wybaczaniu, dostrzeganiu tego co dobre i tego co w życiu powinno się liczyć najbardziej. Jest o miłości, o rodzinie... O tym wszystkim, co nas otacza. Autorka świetnie poradziła sobie z ukazaniem wielu wątków w swojej książce w taki nieprzytłaczający i prosty sposób. Dlatego historię, jaką stworzyła nam De Los Santos czyta się z wielką przyjemnością i dużą dozą zainteresowania.

W dodatku postaci, jakie wykreowała nam pisarka są ciekawe i takie... Rzekłabym - prawdziwe. Nie są wyidealizowane, posiadają wady i zalety. A ich przeżycia powodują, że jako czytelnicy możemy chcieć się z nimi utożsamić.

"Jedyna" to książka, którą z czystym sumieniem mogę Wam polecić, historia w niej zawarta niesie ze sobą pewien przekaz, w zasadzie to może nawet i nie jeden. Mam nadzieję, że sięgniecie po tę powieść, bo naprawdę warto!

środa, 4 maja 2016

"Mrok i mgła" Stefan Turschmid

Dziękuję!

Historia młodej mieszkanki Leningradu, wychowanej na ideałach komunistycznych, która – rzucona w wir przygód – powoli traci wszystkie złudzenia
Leningrad, listopad 1934. Siedemnastoletnia Sonia Buriagina właśnie zostaje przyjęta w poczet kandydatów do partii. Wychowana na komunistycznych ideałach, wierzy w nieomylność towarzysza Stalina. Jest przy tym piękna i zdolna, jej przyszłość rysuje się więc w jasnych barwach. Jednak jej życie zmieni się w koszmar.
Aresztowanie narzeczonego, śmierć ojca, wybuch wojny, blokada Leningradu, wyjazd do Murmańska – to wszystko pozwoli jej zrozumieć, że system, w który tak wierzyła, to najgorsza rzecz, jaka ją może spotkać.
Moskwa, styczeń 1934 r. Józef Stalin po raz kolejny zostaje wybrany sekretarzem generalnym partii. W tym momencie jego władza, i tak ogromna, staje się absolutna. Od tej pory nikt nie może się czuć bezpiecznie: jedno słowo dyktatora wystarczy, aby stracić życie, a wczorajszy przyjaciel jutro może się stać największym wrogiem.
Ślepa wiara, rozczarowanie, zakazana miłość, oblężony Leningrad, okropności wojny. Wreszcie ucieczka do wolności ? to wszystko w tej niezwykłej powieści, w której fikcja literacka po mistrzowsku splata się z historią, tą prawdziwą, niekłamaną, która przejmuje do szpiku kości i każe wciąż na nowo stawiać pytanie: Jak to w ogóle było możliwe?

Pierwsze na co zwróciłam uwagę, to na pewno okładka. Śliczna, przykuwająca wzrok, a jednocześnie taka prosta. Na pewno jest to jedna z ładniejszych okładek, jakie mam w swojej kolekcji. Następnie zaintrygował mnie opis, sam autor i to, że jedna z moich koleżanek tak bardzo namawiała mnie do przeczytania niniejszej pozycji. Wzbraniałam się przed nią z tego względu, że sądziłam, iż dużo w niej historii - i tak też było. Dużo historycznych opisów, jednak ciekawa byłam Stalinowskich czasów i tego, jak to wszystko przedstawi autor. Ciekawa byłam również tego drugiego wątku, młodej i ambitnej dziewczyny, która urodziła się w nieciekawych czasach i doświadczyła wiele okrucieństwa i niesprawiedliwości...

Po pierwsze mamy wątek o samym Stalinie i jego rządach. Autor wprowadza czytelnika w świat stalinowskiego myślenia, podejmowania decyzji i  Rosji za panowania przywódcy Związku Sowieckiego. Drugim wątkiem jest życie Soni, która tępo wierzy w rządy przywódcy... Wierzy, że wszystkie jego decyzje są słuszne. Przekonuje się jednak, że jej myśli były otoczone bańką mydlaną i w wirze wielu wydarzeń, które oddziałują na życie dziewczyny, ta bańka mydlana pęka... A sama Sonia wreszcie otwiera oczy na to wszystko, co miało i ma miejsce. 

Bardzo ciężko było mi się odnaleźć w powieści "Mrok i mgła". Pierwsze kroki były mozolne, książkę odkładałam po kilka razy na miejsce, aby znowu przemóc się i po nią sięgnąć. Najciekawsze wątki to wątki Soni. Te historyczne średnio do mnie przemawiały. Jednak powiedziałam sobie, że muszę ją przeczytać, bo ciekawość mnie zżerała, ale jakoś, to chyba nie był jej dzień. Po pewnym czasie, kiedy zasiadłam do niej, nie mogłam przestać czytać. Stefan Turschmid nauczył mnie cierpliwości do swojej książki i wyszło mi to na dobre. I chociaż książka nie będzie jedną z moich ulubionych, to sądzę, że warto, aby każdy po nią sięgnął. Chociażby z czystej ciekawości. 

poniedziałek, 2 maja 2016

"Pozwól jej odejść" Dawn Barker


Dziękuję!

Do czego byłabyś w stanie się posunąć, żeby mieć rodzinę?
Czy są takie tajemnice, których nie wolno zdradzić najbliższym?
 Zoe McAllister, zagubiona i zrozpaczona młoda kobieta, w środku zimy płynie promem na wyspę Rottnest. Tuli do piersi małe dziecko, umierając ze strachu, że odszuka ją tam jej mąż albo że jej siostra da znać na policję.
 Wiele lat później, na tej samej wyspie, młoda dziewczyna imieniem Louise zostaje znaleziona w zaroślach, nieprzytomna i całkiem sama. Helikopter pogotowia ratunkowego zabiera ją na stały ląd. Po wyjściu ze szpitala Louise wraca do domu, gdzie przypadkowo podsłuchuje rodziców rozmawiających o jej przeszłości i o decyzjach, które podjęli. Ich sekrety, które stopniowo wychodzą na jaw, zaszkodzą niejednej rodzinie, a życie Louise zmieni się na zawsze.
„Pozwól jej odejść” to porywająca, pełna emocji opowieść o więzach rodzinnych, groźnych tajemnicach i krętych ścieżkach miłości. Łączy w sobie elementy literatury sensacyjnej i obyczajowej, a czytelnik jeszcze długo po lekturze zadaje sobie pytanie: co ja bym zrobił w takiej sytuacji?

Książka "Pozwól jej odejść" jest skierowana głównie do kobiet i to właśnie one prędzej się w niej odnajdą... Utożsamią z głównymi bohaterami, aniżeli mężczyźni. Dlaczego to zaznaczam? Ano dlatego, że nie wykluczam z grona czytelników niniejszej powieści mężczyzn. Absolutnie nie.

Kobiecych powieści podobnych do tej czytałam już kilka. Niemniej przyznaję, że takiej jak ta, nie czytałam ani jednej. Podobnej pod względem rozterek i przeżyć bohaterów. Jednak innych pod względem zagłębienia się w temat, emocjonalności, dramatyczności i ogólnego - że tak powiem - rozrachunku.

Autorka w swojej książce poruszyła kilka bardzo trudnych tematów. Pierwszy - bezpłodność. Może nie wszystkie kobiety stworzone są do posiadania dzieci. Może nie każda chce mieć w swoim życiu istotkę, której bezgranicznie się odda/poświęci... Jednak na pewno większość takowe szczęście chce posiadać. I jedna z głównych bohaterek książki Dawn Barker bardzo pragnie dziecka, ale niestety nie może go mieć. Drugim trudnym tematem jest wynajęcie matki zastępczej (surogatki). Temat o tyle trudny, że trzeba przejść szereg badań, postępowań prawnych i emocjonalnego zaangażowania, ale warto. Jednak najgorsza jest ta niepewność, czy to wszystko się uda? I temat trzeci, czy aby na pewno jedno z małżonków po podjęciu takiej ciężkiej decyzji, będzie chciało i będzie miało na tyle dużo siły, aby to wszystko przetrwać...

Jednym z kilku plusów tej historii jest to, że wywołuje ona w czytelniku całą gamę emocji. A właśnie to najbardziej lubię w książkach. Drugim napięcie, które towarzyszy nam przez niemalże całą powieść. A trzecim, styl językowy, który pozwala nam na płynne przyswajanie faktów rozgrywających się na kartach powieści. Są też dobrze wykreowane postaci, wciągająca fabuła i zapewne jeszcze inne plusy, bo minusów nie znalazłam.

W zasadzie autorka podjęła się całkiem trudnej tematyki, ale wywiązała się z niej popisowo. Każdy najdrobniejszy niuansik przedstawiła w klarowny sposób, dzięki czemu czytelnik nie czuł się zagubiony i nie znalazł niedopowiedzeń. Zawsze miewam obawy, kiedy sięgam po takie książki. Obawy typu: czy autorka sobie poradzi? Czy temat nie będzie omówiony na odczepnego? Czy wszystko będzie na tyle dobrze omówione, bym nie czuła zawodu? Jeśli chodzi o "Pozwól jej odejść" - moje obawy poszły w kąt. Jestem pod wrażeniem niniejszej powieści i mam ochotę na inne książki Barker.

Polecam! Głównie polecam go kobietom, bo to właśnie one zrozumieją przekaz niniejszej pozycji, a treść nie wyda im się nudna. Sądzę, że do takiej treści trzeba dojrzeć. Ja na pewno sięgnę jeszcze po inne powieści Dawn Barker.

I na koniec świetna piosenka o takim samym tytule jak książka :)