Pokazywanie postów oznaczonych etykietą paleta. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą paleta. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 7 lipca 2014

MAC Stroke of midnight face palette (cool)

Z uwagi na fakt, że przez prawie rok nie napisałam żadnej recenzji kosmetyku, mam teraz mnóstwo produktów, o których koniecznie chcę Wam napisać. Są to na ogół perełki, których używam przez większość czasu i nie mogę się doczekać, żeby zacząć się nimi zachwycać, albo buble, które zostawiam sobie na stresujący dzień w celu poprawienia sobie humoru rzucaniem mięsem.
Dziś będzie jednak o ulubieńcu. Ulubieńcu ulubionej firmy w ulubionej formie i ulubionych barwach (no, może jednak trochę bardziej lubię odcienie brązu, ale chciałam wzmocnić siłę wypowiedzi ;)). Dziś będę słodzić, od razu uprzedzam, więc jeżeli ktoś akurat nie ma ochoty na wysłuchiwanie moich "ochów" i "achów" to odradzam dalszą lekturę.


czwartek, 1 marca 2012

Makijaż: Codzienny w barwach nude


Dziś pokażę Wam zwykły, szybki, codzienny makijaż. Wiem, że na zdjęciach nie wygląda oszałamiająco, ale na żywo prezentuje się o wiele lepiej. Generalnie zawsze mam problem z uchwyceniem mejkapów na zdjęciu - zawsze kiedy zbyt szeroko otworzę oko, cały malunek "znika" pod powieką. Tak samo jest i tym razem, a makijaż ten dużo ładniej wygląda na w pełni otwartych oczach, niż na półprzymkniętych.





Kosmetyki, których użyłam:
- paint pot Mac Nubile,
- paletka 88 cieni Coastal Scents,
- eyeliner Wibo,
- tusz do rzęs Colossal,
- set do brwi Essence,
- korektor Inglot.

Mnie efekt na zdjęciach podoba się średnio.


wtorek, 17 stycznia 2012

LE Catrice: Big City Life - The London Collection



Kolekcję Catrice zobaczyłam na stronie producenta już dawno i dość szybko (acz z żalem) o niej zapomniałam, ponieważ byłam pewna, że nie będzie dostępna na naszym rynku. Jakież było moje zdziwienie, kiedy jakiś czas temu zobaczyłam jej zapowiedzi. Od tego czasu bywałam w Naturze niemal codziennie, byle tylko jej nie przegapić. W końcu udało mi się dokonać zakupu.


Paletka jest częścią edycji Big City Life, na którą składały się cztery wersje: Londyn, Berlin, Nowy Jork i Sydney. W Polsce jednak możliwe do kupienia były tylko pierwsze dwie. 
Dlaczego ta paletka tak bardzo mnie kusiła? Po pierwsze - jej design nasuwa mi skojarzenie z paletkami Urban Decay, na które, póki co, jeszcze zbieram. ;) Po drugie - tematyka. Od lat uwielbiam wszystko, co związane z Londynem. Wzięłabym też Nowy Jork, gdyby była u nas dostępna. Cena jednej to ok. 30 zł.


Na paletkę składają się: sześć cieni i dwa róże, oraz mini-kredka do oczu (czarna) i malutki aplikator (z jednej strony pędzelek, z drugiej gąbeczka). Należy zwrócić uwagę na dopracowanie tego produktu - każdy z kolorów ma swą nazwę (choć nie do końca jest dla mnie jasny jej związek z przypisaną barwą). Opakowanie jest estetyczne i bardzo mi się podoba, choć - uwzględniając, że jest tekturowe - w przyszłości mogą być problemy z czyszczeniem go. Wydaje się być solidne, jest zamykane na magnes.


Zarówno cienie, jak i róże, są dosyć dobrej jakości. Są bardzo drobno zmielone i mięciutkie (choć nie na tyle, by delikatne ruchy pędzelkiem robiły w nich zagłębienia). Kosmetyki dobrze nakładają się na pędzelek, z niego na twarz. Pigmentacja - średnia. Pewnie gdybym sięgnęła po tę paletkę rok temu, byłabym absolutnie zachwycona, ale teraz - po "przejściach" z Inglotem czy Sleekiem - wymagam od cieni czegoś więcej. Na pewno świetnie sprawdzi się u początkujących - przez to, że kolory są bledsze, a co za tym idzie, cieni należy nałożyć więcej, trudniej jest zrobić sobie przy jej pomocy krzywdę lub, co gorsza, zepsuć makijaż, który całkiem nieźle nam wyszedł.


Kolory - jak widzicie - utrzymane są w odcieniach błękitu i szarości. Na wyróżnienie zasługują City Hall (najlepiej napigmentowany) i Piccadilly Circus (kolor nieco odbiegający od pozostałych). Wszystkie, poza Hyde Park (który jest całkowicie matowy), posiadają mniejszą lub większą ilość drobinek. Wszelkim zabiegom, takim jak rozcieranie, poddają się całkiem nieźle, poza tym, że podczas blendowania, sporo cienia po prostu znika (kolejna zaleta dla początkujących - jeżeli nawet coś źle nam się nałoży, łatwo jest to poprawić).
Cienie wytrzymują na bazie przez cały dzień. Testów bez bazy nie robiłam.


Obydwa róże są bardzo twarzowe. London Eye to ciepła brzoskwinka, zaś Greenwich jest odcieniem chłodnym, zgaszonym, kojarzącym mi się z zaróżowionymi od mrozu policzkami. Pigmentacja również przeciętna, ale, przy odrobinie cierpliwości, da się uzyskać ładny efekt na policzkach. Róże są raczej trwałe, choć na pewno zależy to od podkładu, na które są nałożone (na moim mineralnym MACu wytrzymały, z lekkim uszczerbkiem, cały dzień).
Kredka jest, w mojej opinii, pomysłem cokolwiek dziwnym. Kiedy staram się nałożyć ją na cienie (nie tylko Catrice), to zamiast mieć ją na oku, ona je zbiera. ;) Jest przeze mnie praktycznie nieużywana.

Podsumowując: paletka, choć nie pozbawiona pewnych drobnych niedoskonałości, jak najbardziej godna polecenia. Same kosmetyki - raczej przeciętne, ale w połączeniu z rewelacyjnym, w mojej opinii, designem, jak najbardziej warte swej ceny.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...