poniedziałek, 24 grudnia 2012

Bóg się rodzi!


Szopka już gotowa, ale żłóbek jeszcze pusty. Jednak już niedługo spocznie w nim Dzieciątko. I właśnie dlatego chcę Wam życzyć odnalezienia w ten świąteczny czas nie tylko tego, co zewnętrzne, ale też tego, co duchowe. Życzę zatrzymania się i spotkania z Nowonarodzonym Jezusem. Niech Wasze serca wypełni radość i pokój. A że wszystkie włożyłyście tyle starań i pracy w przygotowania do Świąt, niech ucztowanie, które przed nami, przyniesie Wam przyjemność, satysfakcję i docenienie Waszych starań :) I oby nikt z Was nie czuł się samotny w te dni.



Wtedy jest Boże Narodzenie
Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata
i wyciągasz do niego ręce,
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, kiedy milkniesz, aby wysłuchać, 
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad,
które jak żelazna obręcz uciskają ludzi
w ich samotności,
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei "więźniom",
tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego,
moralnego i duchowego ubóstwa,
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze,
jak bardzo znikome są twoje możliwości
i jak wielka jest twoja słabość,
jest Boże Narodzenie.

Zawsze, ilekroć pozwolisz by Bóg
pokochał innych przez ciebie,

Zawsze wtedy,
jest Boże Narodzenie.

Matka Teresa z Kalkuty


Wesołych Świąt, drodzy Podczytywacze :)

niedziela, 16 grudnia 2012

Pierniczkowanie po raz drugi

Za oknem plucha, zima robi sobie przerwę, za to w domu narasta przedświąteczna atmosfera. A to za sprawą korzennych zapachów wypełniających cztery kąty. Rok temu nie rzuciłam słów na wiatr zapowiadając wprowadzenie w moim domu nowej tradycji wspólnego babskiego pieczenia świątecznych pierniczków. Wczorajszy wieczór był realizacją tej obietnicy - wypełniony kobiecymi głosami, śmiechem, zapachami i ... skupieniem :) Bardzo zaangażowałyśmy się w wycinanie różnych kształtów i ich dekorowanie - wręcz z dziecięcym zapałem :) I dekoracje też nam wyszły takie nieco przedszkolne, czasami nieporadne, pełne kolorów, ale w sumie - dumne byłyśmy z naszego dzieła, ucieszone swoją obecnością :) Efekt - około dwu pierniczków, a każdy udekorowany inaczej :)


Najpiękniejszy był dla mnie zupełny brak pośpiechu, zatrzymanie się na tym co tu i teraz, cieszenie się czasem wspólnego działania. I wiecie co? Każda z nas miała już pomysły, co zrobimy w przyszłym roku, jakie wprowadzimy zmiany, ulepszenia - wszak trzeba sobie podnosić poprzeczkę :)

 
A po pięciu godzinach wspólnej pracy usłyszałam od jednej z nas: teraz się rozkręciłam i czuję, że mogłabym tak malować i malować... Chyba wszystkie to czułyśmy.


Siedząc tak razem przy robocie zaczęłyśmy dostrzegać i doceniać mądrość poprzednich pokoleń, spędzających czas przy wspólnej pracy, wieczorne darcie pierza, ręczne robótki, śpiewy, głośne czytanie, opowieści... Świat się zmienił, ale nie sam, to my go tworzymy i od nas zależy w dużej części jakie będzie  nasze jutro. A przede wszystkim nasze dziś! Uwierzmy w to :)


Dobrej niedzieli wszystkim życzę :)

wtorek, 11 grudnia 2012

To i owo w adwentowy czas


Hurra! Dzięki pomocy Maszki znowu jestem, więc chociaż pora późna, to muszę wypróbować nowe możliwości techniczne i napisać przynajmniej króciutki post :)
Miesiąc minął, jak z bicza strzelił, obfitując w różne zdarzenia większe i mniejsze. Pomiędzy pracą, spotkaniami rodzinnymi, towarzyskimi i próbami prac domowych, starałam się na bieżąco zaglądać do Was, chociaż sama do pisania jakoś weny nie miałam. Napisać to by się jeszcze coś dało, ale zdjęcia... wychodząc z domu po ciemku, wracając po ciemku, w biegu - kompletnie nie umiem fotografować. A potem, gdy po przeczytaniu komentarza od Niezapominatki, zmobilizowałam siły i postanowiłam wczoraj napisać tego posta, to się okazało, że blogger odmówił mi współpracy. Ale już chyba wszystko jest ok :) Cieszę się tym bardziej, że z pocztowej skrzynki wysypały się koperty... a z nich... poznajecie? Nasionka !!!




Dziewczyny, czy wiecie jaką mi sprawiłyście ogromną radość? A co to się będzie działo wiosną i latem, gdy zaczniemy się wymieniać zdjęciami wschodzących roślinek, dzielić sukcesami i... nie, porażek nie będzie :) Bardzo, bardzo dziękuję, nie wiem już który raz, przede wszystkim Kasi za pomysł i wykonanie, ale tego wykonania nie było by bez Klubowiczów - dlatego, przyznacie sami, że wyróżnienie w poprzednim poście było jak najbardziej uzasadnione :) Dziękuję za wszystkie przesyłki!

Żeby jednak nie było, że ja taka monotematyczna się zrobiłam i tylko o nasionkach, to przyznam się, że u mnie, podobnie pewnie jak w większości Waszych domów, rozpoczęły się drobnymi kroczkami przedświąteczne porządki. Sobotni wieczór na przykład spędziłam pracując "na wysokościach", schodząc i wchodząc na drabinę, i znowu z niej schodząc... Przez ok. 3 godziny prasowałam i wieszałam firanki. I nie dlatego, że mam nie wiadomo ile okien - tylko 3 i do nich 15 metrów bieżących woalu do uprasowania i ułożenia. Bo ja już mam jakiś taki talent, by sobie życie utrudniać. Np. na studiach zawsze wybierałam sobie takie tematy pisanych prac, które mnie interesowały, a w konsekwencji okazywały się bardzo czasochłonne. Inni szli na łatwiznę, aby szybciej i by cel osiągnąć, czyli zaliczenie. A dla mnie to było nie do pomyślenia- miało być ciekawie, niepowtarzalnie,  a nie szybko i byle jak. Pocieszcie mnie, że Wy też tak czasami macie, że ambicje i własne "wizje" biorą górę nad rozsądkiem. Może chociaż jedna z Was... ? :)
I wracając do tematu firanek, to w tej dziedzinie mam podobnie :) Kupując kilka lat temu tkaninę miałam w głowie co najmniej kilka pomysłów na jej upięcie. Po przyjściu do domu zrealizowałam pierwszy, tak od niechcenia, a efekt tak bardzo mi się spodobał, że odtąd nie mam ochoty już nic zmieniać. Owszem, zdarza mi się czasami, z braku sił, zawiesić wersję "na leniuszka", czyli "zwis" podwiązany po bokach do ściany, ale generalnie raz na parę miesięcy poświęcam wieczór na układanie mozolne fałdka po fałdce... bo wiecie co, tylko za pierwszym razem udało mi się zrobić to szybko i bez wysiłku, teraz za każdym razem mam wrażenie, że jestem coraz dalej od pierwowzoru i muszę więcej poprawiać :) A podobno ćwiczenie czyni mistrza. Czyżbym za mało ćwiczyła? ;)
No a skoro już tyle na ten temat namarudziłam, to pokażę nad czym się tak długo trudzę :)



Dodam jeszcze, że bardzo lubię, gdy tkanina swobodnie spada na podłogę tworząc malownicze fałdy. Kiedyś gdzieś przeczytałam, że taki zwyczaj wieszania zbyt długich zasłon panował w XIX-wiecznych domach mieszczańskich i że arystokracja pokpiwała sobie z tego braku gustu niższego stanu. Cóż, w takim razie jestem mieszczańskim bezguściem, ale nie zamierzam tego zmieniać :)


Po pracy, albo i w trakcie pracy, warto troszkę odpocząć. Najlepiej w miłym towarzystwie lub z książką, ale w obu przypadkach także z filiżanką aromatycznej herbaty. W tym roku pokusiłam się o wykonanie swoich własnych mieszanek. Pierwsza jest typowo zimowa, rozgrzewająca, gdyż oprócz czarnej herbaty tworzą ją: imbir (sproszkowany z torebki lub samodzielnie suszony), skórka pomarańczowa (wykorzystałam kandyzowaną, ale wcześniej podsuszyłam ją trochę), cynamon, kolendra i tłuczone goździki. 
Pychotka :)


Druga wersja jest delikatniejsza, taka bardziej poranna lub okołopołudniowa: zieloną cytrynową herbatę zmieszałam z płatkami róży (zwykłej rabatowej, bo dzika jeszcze nie kwitła, przed ususzeniem obcięłam jej na wszelki wypadek białe końcówki), nagietków i dodałam kawałek pokruszonej laski wanilii i anyżku, który uwielbiam. Obie wersje lubię osłodzone miodem, co już zaczyna być widać po ubraniach...
A czy Wy macie swoje ulubione domowe mieszanki? Podzielicie się pomysłami?




Oczywiście, ze względu na fusy,  lepiej ją zaparzać w czajniczku.


O tym co do herbatki, to już napiszę następnym razem. Teraz jeszcze dodam, że...


Za oknem zima trzyma, miasto spowiła mgła, Pałac Kultury zniknął z horyzontu. Pięknie jest :)


Dobrej nocy :)))

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Przepraszamy za usterki techniczne :)

Przepraszam za długie milczenie. Jak tylko poradzę sobie z problemami technicznymi, wówczas dokończę rozpoczęte posty i je opublikuję. Dzisiaj chcę natomiast bardzo, ale to bardzo podziękować Bustani, za przyznanie mi kolejny raz wyróżnienia - długo czekało na opublikowanie, ale to ogromna przyjemność zarówno je otrzymać, jak i móc przekazać dalej :)))



Zanim jednak to zrobię, muszę odpowiedzieć na listę pytań. Oto one:

  1. ulubiony numer - 7
  2. ulubiony napój bezalkoholowy - herbata (o tych ulubionych będzie, obiecuję, jak tylko... jw.)
  3. ulubione zwierzę - kot, kotek, kociak :)
  4. ulubiona pasja -  ogródkowanie oczywiście :)
  5. ulubiony dzień tygodnia - sobota, bo daje wrażenie, że do poniedziałku jeszcze daleko
  6. Facebook, Twitter - zupełnie obojętne, nie korzystam, jestem passe i dobrze mi z tym :)
  7. ulubiony kwiat - ojojoj, to najtrudniejsze pytanie, bo jednego ulubionego nie mam. Kocham kwiaty o pięknych zapachach: hiacynty, bzy, jaśminy, konwalie i fiołki, ale też wiele, wiele innych, najbardziej, gdy jest ich dużo na wymarzonych rabatach w angielskim stylu :)
A teraz pora ogłosić, komu przekazuję to wyróżnienie. Otóż pragnę przyznać je całemu Klubowi Pożądanego Nasionka, wszystkim Klubowiczom, a szczególnie:
Kasi, jako pomysłodawczyni, organizatorce i gospodyni :)
oraz tym, którzy bawią się wraz ze mną: Magmark, Maszce, Bubisie, Gabrieli, Bramasole, Agnieszce, MariiB i Klemensowi.

Wszystkich obserwatorów dawnych i nowych pozdrawiam bardzo serdecznie i proszę o wyrozumiałość. Pojawię się znowu, gdy tylko zdołam :)