Ze Świętami Bożego Narodzenia kojarzy mi się nieodłącznie duża, sięgająca sufitu choinka. Jako mała dziewczynka lubiłam wstawać w świąteczny czy niedzielny poranek jeszcze przed rodzicami i biec do pokoju, aby przyglądać się zabawkom, kręcić bombkami, szukać zabawek z danego kompletu. Odkąd pamiętam, zawsze czynnie towarzyszyłam ojcu w całym procesie strojenia drzewka - od obsadzania w stojaku, po końcowe obkładanie strzępami waty imitującymi śnieg (taka wówczas była moda). W domu był zwyczaj, że co rok przybywało coś nowego na drzewku i teraz tę tradycję również kontynuuję. Czasami mi się wydaje, że już więcej zabawek się nie zmieści, że już wszystkie gałązki pozajmowane, ale w kolejnym roku mieści się na nich jeszcze więcej, w następnym jeszcze... i tak dalej :)
Poza większą różnorodnością ozdób, moja choinka nie zmienia się od kilkudziesięciu lat - zawsze żywe drzewko i obwieszone jak ... przysłowiowa choinka :) Piękne i eleganckie są choinki jednokolorowe, np. tylko białe, srebrne, czy czerwone. U kogoś mi się podobają, ale w swoim domu wolę mieć taką różnokolorową, świecącą, ubraną w zabawki przywołujące w pamięci różne osoby, zdarzenia.
Szopka na powyższym zdjęciu ma już ok.30 lat!
Gdy tylko wracam do domu, zaraz zapalam lampki i najchętniej przesiedziałabym przy choince cały wieczór. W tym "choinkowym" okresie nie chce mi się nigdzie wychodzić, ze zwykłej domatorki przeistaczam się w domatorkę do kwadratu ; )
Delektuję się ciszą, zapachami, smakiem tzw. adwentowego piernika i makowca, ze spokojem zatapiam się w lekturze. Oj, lubię takie zimowe, poświąteczne wieczory :)
Do siego roku!
D.