Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dynia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dynia. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 19 października 2015

Dyniowe kluseczki z cynamonem i imbirem.





Zawsze uważałam, że to co zjadamy, ma ogromny wpływ na nasze zdrowie. Dlatego starałam się wybierać zdrowe produkty, kupować w sprawdzonych miejscach i karmić rodzinę przede wszystkim domowymi potrawami, których skład znam od początku do końca.
W sklepach zaglądałam na półki ze 'zdrową żywnością' i stamtąd dowiadywałam się co jest 'zdrowe'.
W internecie przeglądałam artykuły na portalach o zdrowiu, czytałam blogi wegetarian i czerpałam z nich przepisy. Mięso zastępowałam cieciorkami i soczewicami wierząc, że to zdrowsze rozwiązanie.
Jak się okazało nie do końca.
A przynajmniej nie dla każdego.
Moja droga do poznania tego, co najlepiej odżywi moją rodzinę, a w szczególności Starszą Córkę, która zmaga się z chorobą autoimmunologiczną, była długa, kręta i wyboista.
Przekonałam się, że medycyna alopatyczna niewiele ma nam do zaoferowania. Że celuje w objawy, zagłuszając to, co organizm chce przez nie powiedzieć.
Wszystkie choroby z autoagresji mają jedno podłoże. Choruje cały organizm, nie ważne w jakim miejscu w organizmie zaczną pojawiać się stany zapalne. Wyciszanie objawów, zagłuszanie reakcji układu immunologicznego po to, aby uzyskać jedynie wizualny efekt, nie jest poprawą stanu zdrowia. Odstawienie leków zazwyczaj kończy się powrotem objawów, jeśli nie pogorszeniem.

Nie chcę czegoś takiego dla mojego dziecka.
Stąd poszukiwania, drążenie, próby dotarcia do podłoża, do początku, do momentu, w którym w tym małym organizmie coś poszło nie tak, że zaczął zwalczać swoje własne tkanki.
Stąd najpierw odstawianie pokarmów, które mogą działać prozapalnie.
W internecie można znaleźć kilka dróg, leczniczych diet, terapii... Ale wierzę, że nie było przypadkiem to, że kiedy Stowarzyszenie Opolskiej Blogosfery Kulinarnej stawiało swoje pierwsze kroki, jednym z jego członków była Ajwen. I to ona naprowadziła mnie na trop w kierunku paleo.
Bardzo długo trawiłam teorię, czytałam historie osób z różnymi schorzeniami, którym udało się na tej diecie doprowadzić swój organizm do równowagi. Jednak sam protokół, celowany w choroby autoimmunologiczne, wydawał mi się zbyt wielkim wyzwaniem.
Dopiero pewna dobra dusza, z którą przegadałam wiele wieczorów, pokazała mi jak, drogą wyrzeczeń i ciężkiej pracy, można zapanować nad reumatoidalnym zapaleniem stawów. I jak podejść do tego indywidualnie.
Był to czas, kiedy kolejna iniekcja sterydu wprost do stawu kolanowego pomogła tylko na pięć dni (gdzie wcześniej mieliśmy 'spokój' miesiącami).
Rzuciłam wszystko na jedną kartę.
Protokół trwa trzy do sześciu miesięcy, potem można próbować z powrotem wprowadzać wcześniej usunięte z diety pokarmy. Czym jest te sześć miesięcy w obliczu całego życia, które czeka na moją Córkę?
I nawet jeśli to nie pomoże i trzeba będzie trzeba znów szukać - czym jest te kilka miesięcy, żeby nie spróbować i nie dowiedzieć się, czy mogę w sposób naturalny, bez skutków ubocznych, poprawić jakość życia swojego dziecka?

Po tych dwóch miesiącach chyba widzę światełko w tunelu. Nie jest idealnie, po drodze natrafiliśmy na kolejną kłodę pod nogi w postaci boreliozy i właśnie kończymy antybiotykoterapię. Ale obrzęk jest mniejszy. Kolanko nie jest już tak gorące, jak wtedy gdy zaczynaliśmy. I nawet mamy takie poranki, kiedy nóżka nie boli i działa całkiem fajnie.

Protokół, oprócz mnóstwa godzin spędzonych w kuchni, daje też możliwość odkrycia w sobie takich pokładów kreatywności, o których nie miało się pojęcia.
Takie na przykład dyniowe kluseczki. Pychotka.

Tapioka na protokole jest produktem trochę kontrowersyjnym, ale stosujemy. Jest bardziej dostępna niż inne proponowane skrobie. Ważne żeby dynia miała zwarty miąższ. Ja użyłam hokkaido, ale może być też piżmowa.

Dyniowe kluseczki z cynamonem i imbirem:
1 dynia hokkaido
1 średni batat
2 łyżki mąki kokosowej
skrobia z tapioki (może być też mąka ziemniaczana)
sól
olej kokosowy

Dynię, przekrojoną na pół, wypestkowaną i batata pieczemy w piekarniku w 180st. C przez około 40 minut. Możliwe że batata trzeba będzie wyciągnąć nawet 10 minut wcześniej - należy sprawdzać widelcem.

Zagotowujemy osoloną wodę w garnku, na patelni powoli rozgrzewamy tłuszcz kokosowy z cynamonem i imbirem.
Gnieciemy dynię i batata widelcem, dodajemy mąkę kokosową, zabieramy 1/4 ciasta, tak jak w kluskach śląskich i dołek uzupełniamy skrobią z tapioki.
Ciasto mieszamy dokładnie, będzie dość luźne. Łyżeczką formujemy kluseczki i wrzucamy je do wrzącej wody. Wyciągamy gdy wypłyną, będą troszeczkę klejące, więc wrzucamy od razu na rozgrzany olej kokosowy z przyprawami i krótko podsmażamy aż się zrumienią.

Można podać z owocami i cynamonowym cukrem pudrem ;)


Smacznego!







niedziela, 11 października 2015

Jesienna Żarłostacja, już-sama-nie-wiem-która edycja.



Kocham to dziecko opolskich blogerów kulinarnych miłością niezmienną. I cieszę się, że z imprezy na imprezę zapał nie gaśnie a gości i jedzenia nie brakuje.
Pierwsze primo, jak zwykle z menu bezowym - bez glutenu, bez nabiału, bez jaj etc. Były trufle, tartaletki, brownie, placek ze śliwkami i zupa dyniowa.

Brownie z cieciorki, z przepisu jadłonomii. Musiałam zużyć zapas cieciorki, której sami już nie jemy. Jedynie Mąż Biegacz, czasem, ale z jego zapałem do gotowania zapewne by się zmarnowała.

Trufle i tartaletki miały tę samą bazę wyjściową. Ciężko jest mi określić jakie były w nich proporcje, ponieważ robiłam ją 'na oko' z namoczonych wcześniej i zmiksowanych daktyli, rodzynek i żurawiny suszonej oraz różnych orzechów i wiórków kokosowych - zmielonych, ale nie na mąkę. Powstała masa o konsystencji plasteliny, którą wylepiłam foremki na minitartaletki i włożyłam do zamrażalnika. Z pozostałej masy ulepiłam kulki i otoczyłam je w gorzkim kakao (pralinki). Łatwizna ;-)

Placek ze śliwkami natomiast to wynik moich eksperymentów kulinarnych w zakresie protokołu autoimmunologicznego, na którym jestem razem ze Starszą Córką. Ale o tym kiedy indziej, może...
Chciałabym mieć Hermionowy zmieniacz czasu, Ha!
Placek nie zawiera cukru, słodycz zawdzięcza bananom i mące kasztanowej.


Paleoplacek ze śliwkami i galaretką z rokitnika:
(proporcje na kwadratową blaszkę do brownie)
8 łyżek mąki kasztanowej
4 łyżki mąki kokosowej
2 łyżki mąki z maranty trzcinowej (lub innej skrobii, np. ziemniaczanej)
3 banany
70 ml oleju kokosowego, roztopionego
1/2 łyżeczki startego świeżego imbiru
1 łyżeczka sody oczyszczonej
dwie garście śliwek wydrylowanych, przekrojonych na pół

galaretka z rokitnika:
pół szklanki owoców rokitnika
szklanka wody
2 płaskie łyżeczki agaru
miód do smaku, ja dałam dwie łyżki.

Mąki mieszamy razem z sodą, banany miksujemy z olejem kokosowym i następnie łączymy wszystkie składniki ze sobą. Powstanie kleiste ciasto - przekładamy je na wyłożoną papierem do pieczenia blaszkę, wyrównujemy i układamy na nim śliwki.
Pieczemy w 170st. C przez 45 minut, lub do suchego patyczka.
Wyciągamy z piekarnika i studzimy w blaszce.

Rokitnik zalewamy wodą i doprowadzamy do wrzenia, miksujemy blenderem i przecieramy przez sitko bardzo dokładnie. Następnie znów doprowadzamy do wrzenia, dodajemy agar, mieszamy energicznie aż cały się rozpuści i nie będzie grudek. Ściągamy masę z palnika i czekamy aż ostygnie na tyle, że jeszcze będzie płynna, ale już nie gorąca (tu trzeba uważać bo agar dość szybko się ścina). Dodajemy miód, mieszamy dokładnie i wylewamy placek. Całość wkładamy do lodówki gdy w pełni wystygnie. Po jakiejś godzinie powinno być gotowe do krojenia.
Smacznego!


Zdjęcia dzięki uprzejmości Michała Nowika 

Tutaj najlepiej widać paleoplacek, pierwszy z lewej ;-)




 Starsza Córka personalizuje mój kubek na kawę :)


 Dream Team tylko z brikolą!











środa, 11 grudnia 2013

Zupa dyniowa rulezzz.

Cztery zupy biły się w konkursie o książkę kucharską i akcesoria kuchenne Speedcook! Wszystkie mogliśmy dzięki temu przetestować organoleptycznie, nie podejmowaliśmy decyzji kierując się li tylko opisem, bądź wyobraźnią smakową.
Wszystkie pyszne i zasługują na pierwszą nagrodę - niestety ta jest tylko jedna.

Jednogłośnie jednak zdecydowaliśmy iż zupy dyniowe królują wśród zup kremów! Dynia nadaje zupie niepowtarzalnej konsystencji...
Isa Flower gratulujemy!
Proszę o przesłanie danych do wysyłki na adres pierwszeprimo@gmail.com.

Wszystkie przepisy na zupy testowałam w speedcooku. Polecam zajrzeć do komentarzy w poście konkursowym i wypróbować wszystkie podane tam przepisy - pychotka!

A oto zwycięski krem z dyni:


Cytuję przepis Isy Flower:
'Dynię obieramy i kroimy w kostkę (ja składniki dodaję "na oko" ale to taka połowa dyni - w zależności jaka jest jej wielkość). Ziemniaki (2) i marchewkę (1) również kroimy w kostkę (oczywiście po wcześniejszym obraniu :)) Całość wrzucam na rozgrzane masło (2 łyżki) i chwilę podsmażam. Podlewam wodą i duszę jakieś 10-15 minut. Następnie wrzucam do garnka, zalewam rosołem (zawsze domowy) i mleczkiem kokosowym (500 ml). I gotujemy do miękkości. Czasem zamiast mleczka kokosowego dodaję łyżkę oleju kokosowego. Oczywiście zupkę przyprawiamy, ścieramy imbir (ilość zależy od upodobań). Idealnie do tej zupki pasuje ugrillowana gruszka posypana cynamonem. voilà! :)'






środa, 4 grudnia 2013

Pożegnanie ze Speedcookiem. KONKURS!!!


Sezon dyniowy powoli się kończy, wchodzimy w tematykę Świąt Bożego Narodzenia, ale jeszcze chwilkę. Jeszcze pokażę Wam super pyszny domowy sok na bazie marchewki i dyni. Jeszcze konkursowo pożegnam się ze Speedcookiem.

Tak, tak! Pierwsze primo! Ma dla Was konkurs!
Ponieważ wspomniane urządzenie, które gości u mnie od dwóch miesięcy z hakiem świetnie nadaje się do przygotowana zup - kremów (wrzucam składniki, podlewam wodą, włączam gotowanie, przyprawiam i miksuję) poproszę Was o przepisy na Wasze ulubione zupy kremy. Wystarczy wpisać je w komentarzach pod tym postem. Wybiorę ten, który uznamy z naszą rodzinką za najbardziej smakowity :)
Daję Wam czas do 10 grudnia :)
Do wygrania firmowy kuchenny fartuch i rękawice oraz książka kucharska!


Wracam do mojego soku. Niech się bobofruty i inne kubusie schowają! Mając opracowaną podstawową bazę, można tworzyć cuda. Ta baza to marchewki, jabłka i dynia. Gotowane w małej ilości wody - tak aby zachować jak największą ilość wartości odżywczych. Następnie wystarczy zmiksować z ulubionymi dodatkami, rozrzedzić przegotowaną wodą i ewentualnie dosłodzić. Na przykład miodem. Proporcje nie grają tutaj wielkiej roli - często wrzucam tyle składników ile mam, ale staram się żeby dynia nie królowała, bo wtedy niestety Córki na sok kręcą nosem.
U nas najbardziej sprawdziły się dwie wersje - z sokiem pomarańczowym oraz z bananem i truskawkami (zmiksowane zamroziłam wiosną).

Domowy sok przecierowy:
3 dorodne marchewki
3 jabłka
kawałek dyni
szklanka wody
sok z dwóch pomarańczy lub banan i szklanka zmiksowanych truskawek
sok z połowy cytryny
znów woda - do rozrzedzenia soku
miód do smaku

Obrane marchewki, jabłka i dynię kroimy na mniejsze kawałki, wrzucamy do garnka zalewamy wodą i przykrywamy. Gotujemy przez około 25 minut aż zmiękną (speedcook: opcja gotowanie, czas 25minut). Następnie wszystko miksujemy (speedcook: obroty - 7, czas - 25 sek.) z wybranymi dodatkami i dosładzamy miodem.










sobota, 19 października 2013

Placki ziemniaczano-dyniowe & speedcook.


Któregoś dnia siedziałam z Krysią na kawie. Opowiadała mi o tajnikach życia blogerów. O testowaniu, współpracy z firami etc.
Nie ogarniam tego, ja prosta, małomiasteczkowa dziewuszka ;)
Ale kiedy powiedziała o speedcooku, i że jeśli chcę to mogę go również 'poużywać', tylko zapyta kogo trzeba - oczy zaszkliły mi się jak Starszej Córce na widok czekolady!

Sama sobie zrobię mąkę owsianą! Sama sobie zrobią mąkę cieciorkową! Na parze ugotuję jak człowiek! Aaaaaaaaa! No pewnie że chcę!
No i mam :)

Akurat trafił do mnie przed Żarłostacją i kiedy na nią gotowałam, uczyłam się go. Cała praca poszła mi o wiele szybciej. Pasta z cieciorki i dyni była gładka jak pupa niemowlaka, a ciasto na lawasz zrobiło się w 20 sekund.

Więc zanim oddam speedcooka właścicielom, jeszcze pokażę Wam co z nim zrobiłam, nie raz. I już teraz czuję, że będzie mi trudno się z nim rozstać.

Placki ziemniaczano - dyniowe:
5 ziemniaków
pół dyni hokkaido 
1 cebula
2 ząbki czosnku
1 jajko 
5 łyżek mąki kukurydzianej
3 łyżki owsianej
sól
pieprz ziołowy
olej do smażenia

Ziemniaki obieramy, myjemy i kroimy na mniejsze kawałki. Podobnie z cebulą i czosnkiem.
Dynię myjemy, wydrążamy gniazdo nasienne, pozostawiamy skórkę i również kroimy. 
Pokrojone warzywa wrzucamy do naczynia miksującego (speedcook: obroty 7, czas - 15s, z użyciem łopatki) i miksujemy aż powstanie jednolita masa - lub jeśli ktoś woli, może tradycjyjnie zetrzeć wszystko na tarce o małych oczkach.
Do masy dodajemy jajko, mąki, przyprawy i dokładnie mieszamy (speedcook: obroty 7, czas - 10s, z użyciem łopatki). 
Na patelni rozgrzewamy olej, nakładamy masę łyżką formując okrągłe placki. Smażymy z obu stron do zrumienienia.
Jeśli placki się rozpadają, można dodać jeszcze trochę mąki owsianej, która ma właściwości wiążące.

Zjedliśmy tak jak u mojej mamy ziemniaczane - ze smietaną. Pycha.







poniedziałek, 14 października 2013

Miechunkowy zawrót głowy.



Tak naprawdę, do niedawna nie wiedziałam nawet że to jest jadalne.
Ale się dowiedziałam i koniecznie chciałam spróbować jak to smakuje, co się z tego robi i z czym to się je.
Miechunka jadalna.
W wielu ogrodach rośnie sobie jako roślina ozdobna, tam też zazwyczaj zostaje. A szkoda. Posiada właściwości lecznicze, które celują w problemy zdrowotne Starszej Córki, która cierpi na idiopatyczne zapalenie stawów.
Miechunka pomaga w oczyszczaniu organizmu z kwasu moczowego dzięki czemu jest między innymi dobrym lekarstwem w chorobach reumatycznych.
Dobrze działa na układ moczowy i trawienny. Najbardziej wartościowe - najwięcej właściwości leczniczych mają owoce miechunki. Te czerwone kulki wewnątrz pękatych kwiatostanów.
Jednak UWAGA - kobiety ciężarne powinny obchodzić się z nią ostrożnie, gdyż zawiera physaline, który w dużych dawkach może zadziałać poronnie...

Świeże mają lekko kwaskowaty smak. Ja zrobiłam z nich kilka słoików konfitury na zimę. Z jabłkami, dynią i imbirem.
Kolor ma imponujący!

Konfitura miechunkowo - dyniowa z imbirem.
1 kg owoców miechunki
pół małej dyni
2 jabłka
2cm startego korzenia imbiru
1/2 kg cukru
1 łyżeczka agar agar*

Owoce miechunki poprzekrawać na pół, jabłka i dynię obrać, pokroić w kostkę - wszystko razem dusić aż miechunka zmięknie a dynia się rozpadnie. Zmiksować blenderem na gładką masę, dodać cukier, imbir i agar agar.
Jeszcze chwilę podusić na małym ogniu, co chwilę mieszając.
Przełożyć do czystych gorących słoików*, zakręcić i postawić wieczkiem w dół.

Nie pasteryzowałam słoików - ale dla pewności można to zrobić.





*agar agar można pominąć gdyż ogólnie konfitura jest dość gęsta, użyłam go w ramach eksperymentu, bo pierwszy raz coś takiego dorwałam w osiedlowym sklepie ;) bardzo fajnie zagęścił i dodał konfiturze sprężystości.
** słoiki 'wyparzam' w piekarniku przez 10min. w 100st. C.


środa, 28 sierpnia 2013

Coś do chleba.


Rok temu, kiedy pierwszy raz spróbowałam dyni hokkaido, zostałam jej wielką fanką for ever.
U mnie w domu nie jadało się miąższu dyni. Pamiętam tylko jak wybierałam kiedyś z mamą pestki, które potem prażyłyśmy, i w coraz dłuższe jesienne wieczory siadaliśmy całą rodziną przy ławie i dłubaliśmy, dłubaliśmy, dłubaliśmy...

Młodsza Córka akurat trafiła z rozszerzaniem diety na sezon dyniowy, próbowaliśmy różnych odmian i bezsprzecznie hokkaido została królową naszego stołu.
Oczywiście pieczołowicie zbierałam i suszyłam pestki dbając o to, żeby w jak najlepszej kondycji dotrwały do wiosny, kiedy rozdałam je swojej mamie i teściowej - żeby posiały je w swoich ogrodach. Niestety pogoda, jak i masakryczne ilości ślimaków sprawiły że moje nadzieje na dyniowe plantacje spełzły na niczym.

Nie poddaję się jednak. Na opolskim Cytrusku znalazłam Panią, która uprawia swoje warzywa z wielką miłością, wśród nich rosną też i moje kochane hokkaido. Pestki się suszą a ja mam ochotę odwiedzić tę Panią i jej ogród :) Tym bardziej że obiecała mi wielki bukiet miechunki!

Dokładnie tego samego dnia kiedy dorwałam swoją dynię, Zielenina przypomniała o swoim hummusie wszechczasów. Nie miałam niestety tahiny, której też nie chciało mi się robić, podobnie brak w moich zasobach orientalnych przypraw, więc powstało coś innego, ale jakże smacznego!



Pasta z cieciorki, dyni hokkaido i pieczonej białej papryki.
1 szklanka ugotowanej cieciorki
pół dyni hokkaido
1 biała papryka
1 duży ząbek czosnku
2 łyżki sezamu
5-6 łyżek oleju z pestek winogron
1/2 łyżeczki pieprzu ziołowego
sól do smaku

Piekarnik nagrzewamy do 180st C.
Z dyni wydrążamy gniazdo nasienne - mi najłatwiej robi się to łyżką. Kładziemy razem z papryką na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i wstawiamy do rozgrzanego piekarnika. Po 30 minutach wyciągamy paprykę - skórkę powinna mieć pomarszcząną i miejscami zwęgloną. Po kolejnych 15 minutach dynia też już powinna być gotowa.
Paprykę obieramy ze skórki, dynię kroimy w dużą kostkę i miksujemy dokładnie razem z cieciorką, czosnkiem, sezamem, olejem i przyprawami.
Jeśli pasta jest zbyt gęsta można dodać jeszcze odrobinę oleju - tutaj pozostawiam pełną dowolność, ważne żeby konsystencja pasty Wam odpowiadała. Nawet przy większej ilości oleju nie będzie zbyt tłusta, a w razie czego zawsze można pominąć masło na kanapce. :)

Smacznego!




czwartek, 28 lutego 2013

Dyniowy gulasz z cieciorką.

Dla tych którzy we wtorek słuchali w Radio Opole, a chcieliby również i przeczytać :)

Zawsze kiedy 'czuję się niewyraźnie' mam ochotę na kanapkę z grubymi plastrami surowej cebuli.
Mogłabym ich wtedy zjeść cały stos! Albo takich z czosnkiem.
Nauczyłam się ufać swojemu organizmowi i spełniam takie zachcianki w trymiga ;-)

Ale nie o tym dzisiaj miałam.
O gulaszu z dyni.
Pokochałam dynię dopiero jesienią zeszłego roku. Nigdy wcześniej nie próbowałam jej miąższu, ani żadnego przyrządzonego z niego dania. Wcześniej istniały tylko pestki.
Dlaczego właśnie teraz? Bo Młodsza Córka weszła w etap rozszerzania diety właśnie w sezonie dyniowym. Zjadała pieczoną garściami, a ja razem z nią :).
I w szoku wielkim byłam jak po paru dniach poprawił mi się metabolizm! Usiadłam więc przed komputerem i zaczęłam czytać o właściwościach dyni. Z każdym kolejnym zdaniem szerzej otwierały mi się oczy, a po lekturze, nie odmówiłam już żadnej propozycji obdarowania mnie tym warzywem, ba! zaczęłam pasjami ją kupować i przerabiać, żeby mieć na później :)
Przyrządzałam z nich placki, keksy, zupy, gulasze, dżemy, próbowałam nawet zrobić kopytka dyniowe - ale ta próba okazała się kompletną klapą... Wypróbowałam różnych odmian i już wiem, że moje dwie ulubione dynie to hokkaido - mała i czerwona oraz piżmowa - podłużna, w kształcie przypominająca gruszkę z bardzo małym gniazdem nasiennym.

Dynia jest warzywem bardzo bogatym w witaminy - im bardziej intensywny kolor miąższu, tym więcej ma w sobie wartości. Zawiera mnóstwo składników mineralnych i jest bardzo bogata w białko. Świetna sprawa dla biegaczy!
Jak już wspomniałam, z własnego doświadczenia wiem że poprawia metabolizm, a w dodatku świetnie wpływa na cerę - nawadnia ją, poprawia koloryt i zapobiega starzeniu (polecam maseczkę z dyniowej papki ;) ). Dzięki dużej ilości beta-karotenu, który w organizmie przekształca się w wit. A dba o nasz wzrok. I, co bardzo ważne w przypadku Maluchów, zapobiega krzywicy, więc z powodzeniem może zastąpić marchewkę przy pierwszych próbach karmienia dziecka pokarmami stałymi.
Jest lekkostrawna, odkwasza organizm, co moim zdaniem jest kolejnym przejawem mądrości 'matki natury'. Kiedy najlepiej odkwasić organizm, oczyścić go i dzięki temu wzmocnić immunologicznie jeśli nie jesienią?

Wiem, wiem, że nie sezon teraz na dynie. Powinnam napisać o tym jesienią! Ale jesienią Pierwsze primo! jeszcze nie istniało :) nie było go nawet w planach ;)
A post o dyniowym gulaszu dlatego, że przygotowałam go jakiś czas temu dla Pani Justyny, która jest autorką audycji Mama na obcasach :)

Żeby danie było bardziej białkowe, specjalnie dla Męża Biegacza dodałam do gulaszu ugotowaną dzień wcześniej cieciorkę oraz fasolkę szparagową.

Dyniowy gulasz z cieciorką:
1 dynia hokkaido
2 marchewki
1 szklanka fasolki szparagowej (moja była z mrożonki)
1 szklanka ugotowanej cieciorki
1 duża cebula
2 łyżki oleju rzepakowego
1/2 łyżeczki curry
sól, pieprz ziołowy do smaku

Warzywa dokładnie myjemy.

Cebulę kroimy w piórka, marchew w słupki i dusimy razem na oleju aż cebula się zeszkli a marchew nieco zmięknie. Dorzucamy fasolkę, dolewamy odrobinę wody i dusimy na małym ogniu.
W tym czasie pozbywamy dynię gniazda nasiennego i kroimy ją w kostkę (skórki nie obieramy!). Dorzucamy ją do duszących się warzyw kiedy fasolka będzie już w połowie gotowa. Czekamy aż dynia zmięknie zacznie się rozpadać.
I teraz jeśli wolimy warzywa bardziej jędrne a dynię w jako takich kawałkach, to w tym momencie przyprawiamy i kończymy gotowanie. Jeśli zaś wolimy jeśli warzywa rozpływają się w ustach a dynia całkiem się rozpadnie, to jeszcze trochę czekamy co chwilę mieszając. Dynia rozpadając się utworzy gęsty sos, o wspaniałej aksamitnej konsystencji! Nic absolutnie nie trzeba więcej zrobić żeby był idealny :)
Dla Malucha BLW odkładamy część gulaszu po dodaniu przypraw, ale przed posoleniem!
Cieciorkę można podawać dzieciom po 18 miesiącu życia, więc tę dodajemy na samym końcu pozwalając jej jedynie osiągnąć temperaturę potrawy.
Można posypać prażonym słonecznikiem, albo sezamem :) Podawać z makaronem, ryżem, kaszą, ziemniakami, lub zajadać solo :)
Smacznego!

wersja BLW



ten przepis bierze udział w akcji: warzywa strączkowe edycja zimowa