Wczoraj przez cały dzień sypał mokry śnieg.
Te wielkie płaty nazywam pierzem trzepanym z boskich piernatów, kiedy anieli sprzątają niebo:-)
Pocukrzone góry, sosny i jodły w bieli jak za dobrej zimy, a kiedy wyszłam zrobić zdjęcie Kanasinowi i Kopystańce, pośliznęłam się w kroksach i wylądowałam jak długa na skarpie.
Aparat wypadł mi z rąk, oblepił go śnieg, a mnie aż strzeliło w karku i obiłam solidnie tyłek.
No, i jak to niewiele trzeba, żeby zrobić sobie krzywdę ... ale zdjęcia są:-)
Białe przebiśniegi pod śniegową pierzynką, no i udało mi się w końcu ustrzelić kwitnący wawrzynek na tle śniegu ...
Pod wieczór wyszło odrobinę słońce, a sam zachód był przymglony, bo już nowe chmury zbierały się nad horyzontem. Zresztą w nocy cichcem dosypało znowu, ale potem widać było gwiazdy, to znaczyło że sobota będzie słoneczna ...
I tak się stało.
Ponieważ jesteśmy ranne ptaszki, to zdążyliśmy przywitać wschodzące słońce, a także ugotować wielki gar fasolki po bretońsku. Dwa stopnie na minusie zmroziło mokry śnieg, a my po 8 już poszliśmy na Horodżenne, na "zapotoczne" łąki, póki twardo pod nogą.
O! teraz to już prawdziwe Horodżenne, czyli "zagrodzone, ogrodzone, jak tłumaczył tę nazwę pan Wojciech Krukar. Oprócz pastwiskowego ogrodzenia z żerdzi wejścia na łąki broni siatka. Trzeba krzakami przedrzeć się za głęboki jar, aby dalej swobodnie wędrować. Nie dziwię się, że właścicielka ziemi broni swojej własności przed rozjeżdżaniem jej przez myśliwych czy osoby postronne.
Najpierw przeszliśmy obok domu naszych sąsiadów, tych "wyjechanych", potem trzeba było pokonać bystry potok Gruszowski. Miałam obawy, po ostatnich opadach więcej wody, ale rozrzucone w jego korycie kamienie pozwoliły przeskoczyć na drugi brzeg ...
O, matko, jak się spociłam w zaciszu tej doliny, wiatru nie było, słonce przygrzewało, od śniegu promieniowało, ale kiedy wyszliśmy ponad, powiało i już było lżej.
Odwracając się za siebie, patrzyliśmy na stok, gdzie rozrzucone są pojedyncze domy, między innymi nasza chatka.
Tuż obok biegnie trasa gazociągu wysokociśnieniowego, którego budowa zakończyła się niedawno.
Woda znalazła sobie nowe ujście i źródło bije z ziemi, rozlewając się szeroką kałużą ...
Doszliśmy do drogi, która prowadzi do Rybotycz, do śladów w koleinach dołączyły wilcze tropy.
Świeżutkie, jeszcze ciepłe ... szło ich tu kilka, potem dołączyły z boku inne ... zdeptany w jednym miejscu śnieg, potem znowu rozdzieliły się ...
W takim miejscu można patrzeć dookoła i patrzeć, na wszystkie cztery strony świata ...
... i jeszcze telefon do naszego kolegi Adama, bo dowiedzieliśmy się, że "bobrują" z drugim Adamem gdzieś na Pogórzu Strzyżowskim:-)
Znowu odbiliśmy z tej drogi z powrotem w nasza dolinę ...
Wilcze tropy towarzyszyły nam przez cały czas, ba! nawet mieliśmy świadomość, że być może zza krzaków śledzą nas ich oczy. Jak dla mnie wilki są do przyjęcia, gorzej, gdyby to były oczy niedźwiedzia:-)
Z samego wzgórza odsłonił się ładny widok na Kopystańkę, tam też pójdziemy w najbliższym czasie ...
... a w druga stronę z powrotem nasza wioseczka ...
Wilcze tropy weszły do zagajnika, a my łąkami, omijając miejsce, gdzie jest wysoka skarpa i malutki lokalny wodospadzik znowu przeskoczyliśmy potok. Z jego ścian sączyła się woda, leżały trawertynowe odłamki skał, osadzające się z kapiącej wody, a wyglądały jak zrzeszotniałe, stare kości ...
A wokół dzikość, zwierzęce ścieżki, przewalone drzewa jak w dżungli ...
Blisko nas, w oddali widać dom sąsiadów, który pokazałam na początku.
Zrobiliśmy pętlę, niezbyt daleką, zeszło nam ze dwie godziny, ale w tym urozmaiconym terenie zmęczyliśmy się trochę, na koniec zrobiło się mokro, buty przemokły, dobrze, że nie oblepione gliną.
Są już u Was bociany?
U nas są:-)
To są bociany całoroczne:-) ... z przytuliska ADA w Przemyślu.
Moja papryka, od lewej czereśniowa, pośrodku ostra Cyklon, i z prawej cayenne, ostra jak piekło.
Kilka sadzonek słodkiej kupię na zielonym rynku, aby kilka do kanapek było na bieżąco, bo u nas papryka nie udaje się, jest jej chyba za chłodno.
W przyszłym tygodniu wysieję pomidory.
Miałam wyjść na skraj lasu i naciąć leszczynowych odrostów na płotki, ale rozhulało się wietrzysko, zatem odpoczywamy:-)
Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny, dobre słowo, wszystkiego dobrego, pa!