środa, 12 lutego 2014

Wystarczy zboczyć z głównej drogi ...

... a znajdziemy się w miejscu niepozornym, i przesyconym historią ze wszech miar.
To Krzeczkowa, tylko 3 km od głównej drogi, kawałek za Olszanami, w kierunku na Birczę i Bieszczady, która istniała już na początku XV wieku.
Cała wieś to kilkanaście nowych domów powojennych osiedleńców, bo wszystkich ukraińskich mieszkańców wysiedlono na Ukrainę i Ziemie Odzyskane, a pozostawione zabudowania spaliła UPA.
I tak, poszukując dziś w necie wiadomości na temat Krzeczkowej, natknęłam się na nazwisko Schild.


On, Włodzimierz Schild, spolszczony potomek Niemców bawarskich, osiadłych w Polsce pod  koniec XVIII lub na początku XIX wieku, może z kolonizacji józefińskiej, wychowany na Sienkiewiczu. Zgłosił się na ochotnika do huzarów w I wojnie światowej, co wymagało własnego konia i oprzyrządowania, przeszedł następnie do Korpusu Polskiego, przyczynił się do powstania 14 Pułku Ułanów Jazłowieckich.  Potem walczył z bolszewikami 1920 roku, skąd wrócił z uszkodzonym kręgosłupem, odznaczony krzyżem Virtuti Militari, i z wojskowego stał się ziemianinem.


Pani Schildowa, Wanda,  pochodziła z rodziny Węgłowskich z Wołynia, ojciec jej, Romuald Węgłowski był wielkiej sławy chirurgiem naczyniowym; uratował wielu żołnierzy podczas I wojny światowej, jak i wojny bolszewickiej, nazywany był "chirurgiem żołnierzy Piłsudskiego".Wegłowski w swej karierze był między innymi ordynatorem szpitala polowego w Zamościu w 1920 r. - gdy Budionny na czele swej konnarmii próbował zdobyć to miasto i przyjsć na pomoc bolszewickim armiom głównego rzutu, które własnie brały lanie nad Wisłą - i tam w warunkach polowych, cierpiąc na absolutne braki wszystkiego, wprowadził w życie, rozwinął i udoskonalił metodę zsszywania porwanych żył i tętnic ludzkim włosem.
Zmarł w 1935 roku.

Romuald Węgłowski z żoną Eugenią
W latach 30-tych młodzi państwo Schildowie osiedli w majątku pod Przemyślem, właśnie w Krzeczkowej - Potoki. Jedyne dziecko państwa Schildów, również Romuald, urodzone w 1936 roku, niewiele pamięta z rodzinnego majątku, położonego wśród lasów i nad stawami, przyszła wojna. która nie pozwolila dorosnąć mu w pięknym domu.
Napaść hitlerowską przeżył tylko dlatego, że niemiecka guwernantka osłoniła go własnym ciałem podczas ostrzału niemieckiego lotnika.
We wrześniu 1939 roku ojciec oddał samochody do punktu mobilizacyjnego, a sam ruszył na Węgry.


Matkę służący ostrzegł przed Ukraińcami z wiosek otaczających majątek, którzy „nie zamordowali jeszcze pani dziedziczki, bo może opowie się jako Niemka”.   Niemców oczekiwali z nadzieją. Tego samego dnia wyjechała z synem bryczką do Krakowa, potem do Warszawy, gdzie była dalsza rodzina i tam pozostali. Ojciec wrócił z Węgier w 1940 roku, odnowiły mu się rany i zmarł za niedługo w stołecznym szpitalu wojskowym.
Majątek skonfiskowano po raz pierwszy podczas okupacji sowieckiej, niedaleko przecież przebiegała granica na Sanie między Sowietami i Niemcami, i potem ponownie po wejściu wojsk niemieckich w 1941 roku – pani Schildowa nie chciała się o niego ubiegać za cenę podpisania volkslisty. Podzielała gorący patriotyzm męża, kawalera Virtuti Militari, potomka niemieckich przybyszów.

 pozwoliłam sobie skorzystać ze zdjęć w panoramio 19kamil94
W czasie okupacji sowieckiej czerwonoarmiści wyrzucili z dworskiej kaplicy zabalsamowane ciała dziadków, Romualda Węgłowskiego, i jego żony, Eugenii, urządzili tutaj pracownię szewską. Zwłoki staraniem miejscowej ludności pochowano później pod ocalałym okapem kaplicy, którą potem, wraz z dworem wysadziły po wojnie oddziały UPA.

i tutaj też 19kamil94
Schildowie pozostali w Warszawie, Romuald został archeologiem. Przeszedł wszystkie szczeble kariery akademickiej w Instytucie Archeologii i Etnologii (dawniej Historii Kultury Materialnej) PAN. Po studiach dostał tam aspiranturę (odpowiednik studiów doktoranckich), zrobił doktorat (1962), habilitację (1967) otrzymał tytuł profesora nadzwyczajnego, potem zwyczajnego (1984). W wolnej Polsce został dyrektorem instytutu (1990) i sprawował tę funkcję przez 16 lat – do emerytury.
W 1990 r. Krzysztof Rachwał obronił rozprawę doktorską na temat Romualda Węgłowskiego w Akademii Medycznej w Warszawie i z tej okazji oraz na 200 lecie Chirurgii Polskiej w pobliskim Krasiczynie odbyła się konferencja.
Sięgnęłam do przedwojennej mapy, Krzeczkowa była potężną wsią, widać część Potoki, gdzie był dwór Schildów, i pewnie dlatego  nazwana jest "Szyldówką", ależ mnie wciągnęła ta historia.
A celem naszej wyprawy miał być tylko Mur Krzeczkowski zimą, o którym kiedyś pisałam i byliśmy tu już którąś wiosną, wędrując niebieskim szlakiem, wiodącym z Przemyśła do Dynowa.
Teraz, mając taką wiedzę o tym miejscu, chciałabym jeszcze raz wrócić tu, obejrzeć ruiny kaplicy dworskiej, obejrzeć cerkwisko, pozostałości cmentarza, jeśli są takowe, właśnie wczesną wiosną, kiedy wszystko widać, bo nie ma zieleni ... bez wiedzy  "19kamil94" wykorzystałam dwa zdjęcia z jego galerii, z góry dziękuję.
W Krzeczkowej była nowowybudowana w 1935 roku cerkiew p.w. Michała Archanioła, ale została powolutku rozebrana przez nowych osiedleńców już w 1947 roku, m.in. z Huty Brzuskiej.
A teraz obiecany Krzeczkowski Mur zimą, miejsce jak dla mnie niezwykłe, dawny kamieniołom ...
nic już nie będę pisać, patrzcie tylko ... powinien być chroniony jako rezerwat przyrody nieożywionej ...








U stóp skały płaskie miejsce na biwak, można rozpalić ognisko, posiedzieć na ławkach, zjeść posiłek, a nawet zanocować pod namiotem ... wokół potężna puszcza karpacka, świerki i jodły, ogromne buki ...


My ruszylismy dalej, paroma serpentynami do góry, gdzie znaleźliśmy drugi kamieniołom, na który naprowadził nas kiedyś Krzysiek Pogórski ...


... zresztą tu chyba pod warstwą ziemi wszędzie takie kamienie, bo przy każdym, wypłukanym czy osunietym kawałku ziemi widać takie formy skalne.
Chcieliśmy zjechać do Huty Brzuskiej, po drodze jeszcze pachnące dymy bukowe ...


... to wypał węgla drzewnego, metalowe retorty, ależ pachnie, zupełnie jak moja wędzarnia ...


... zapytaliśmy węglarzy o drogę ... nie, nie przejedziecie tam do Huty ...
Zawróciliśmy tą samą drogą, tak blisko cywilizacji, a znaleźliśmy się w zupełnie innym świecie, i tylko dwoje wędrujących turystów spotkaliśmy po drodze, bardzo zresztą błotnistej.


Pozdrawiam Was serdecznie, dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa, dobrego, pa!


Wiecie co? nawiązałam wreszcie kontakt ze "Wspaniałymi Ogrodami Maryli", okazało się, że pisali do mnie kilkakrotnie, tylko wszystko poszło na poczcie w spam ... a nasionka już idą.
O dziejach rodziny Schildów przeczytałam na Forum Akademickim.





26 komentarzy:

Stanisław Kucharzyk pisze...

Świetna historia. A do języcznika za kamieniołom nie zajrzeliście? Ma liście zimozielone.

ankaskakanka pisze...

Ale historię nam tu opisałaś. I tak jest w większości miejsc naszego kraju. W moim mieście, bardzo historycznym, odnajdujemy miejsca zapomniane przez czas, bądź których już nie ma, a które były za czasów niemieckich.
Głogów był piękny sprzed wojny, a teraz mieszkamy na jednym wielkim cmentarzu.

Megi Moher pisze...

jakie piękne, sfałdowane i zwietrzałe łupki! To się nazywa łupki margliste? tak mi się kojarzy.

Anna Kruczkowska pisze...

Piękny kamieniołom, w Sudetach też takie mamy. Najsłynniejsze są Organy Wielisłaskie.

Alina pisze...

Takie miejsca i takie historie wywołują u mnie zadumę i zamyślenie nad tragedią ludzkich losów i okropnościami wojny. Pięknie to opisałaś. Alina.

Natalia z Wonnego Wzgórza pisze...

Piękne miejsca, takie uroczyska są też w okolicach naszego domu, jak mi noga wyzdrowieje na tyle, żebym mogła chodzić po wertepach to pójdę tam z aparatem i też je na blogu pokażę.

Mażena pisze...

Niesamowite miejsce opisujesz.
Potwierdzasz tym samym, że wojna jest okrutna. Zagłada i unicestwienie, śmierć i bezwzględność. Przyjdzie i przejdzie a zostaje spustoszenie, nawet nie oszczędza się doczesnych szczątków. Zresztą dziś w wielu miejscach na ziemi nadal trwa ten bezsensowny rytuał.
Dobrze, że sięgnęłaś do źródeł, ile takich niesamowitych historii rodzin odeszło w zapomnienie...a oni przecież żyli..
Śliczny kamieniołom, taki ciekawy obiekt geologiczny.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Krzysiek, zapomniałam o języczniku, a można było, bo śnieg prawie zszedł, ale to nic straconego, mamy blisko; sama byłam zaskoczona, że tak niepozorna wieś skrywała w sobie taką ciekawą historię; pozdrawiam serdecznie.

Ankoskakanko, przez przypadek zupełny natknęłam się na tę historię, wpisując do wyszukiwarki nazwę wsi; wiem, wszędzie pełno miejsc ciekawych, znanych i nieznanych, ja prawie zupełnie nie znam historii ziem zachodnich, które są dla mnie interesujące; pozdrawiam.

Megi, pewnie tak, ja na te wszystkie skałki mówię "flisz karpacki", ale znawcy znają jego odmiany; w Jamnie Dolnej, niedaleko nas, nasz znajomy znalazł w odsłonietej świeżo ścianie wymarłego ptaka, uczeni nazwali go Jamna; wiem, gdzie jest to miejsce, tam było osuwisko, kiedy przyszła wielka woda; fajne są te ciekawostki; pozdrawiam Cię serdecznie.

Ruda, od razu pobiegłam obejrzeć Organy Wielisławskie, ależ imponujące, i z twardej skały, bo nasza ściana kruszy się i sypie, odsłaniając coraz głębsze pokłady skalne; ciekawe to są miejsca, zwłaszcza dla mnie, wychowanej na nizinach; serdeczności ślę.

Alino, czasami usiądę i wczytuję się w te pokręcone losy ludzkie, napisane przez zawieruchę wojenną; interesują mnie zwłaszcza tereny najbliższe, ileż tu historii; pozdrawiam.

Natalio, no jasne, takie ciekawostki trzeba pokazywać; sama czytuję różne relacje, opisy, które potem służą mi przy planowaniu jakichś wyjazdów, a przewodniki nie zawsze piszą o wszystkim; serdeczności ślę.

Mażeno, miejsce zupełnie niepozorne, w dolinie kilkanaście domów; tutaj wojna dała sie we znaki, bliskość granicy Ribbentrop-Mołotow, wysiedlanie ludzi z tego powodu, potem bratobójcza krew się polała, tyle ofiar krwawych; wczytuję się w te losy ludzkie, wspomnienia jeszcze żyjących, a ilu już odeszło, zabierając ze sobą tajemnice; Mur Krzeczkowski leży na szlaku turystycznym, myślę, że jak wyschną błota, zakwitnie runo leśne, zabiorę tam zaprzyjaźnionych turystów;
pozdrawiam Cię serdecznie.

wkraj pisze...

Wczytałem się w Twój post i jestem pod wrażeniem historii tej rodziny. Przykład, jak pogmatwane bywają losy człowieka. W drugiej części postu pokazałaś nam piękne miejsce. Te kamieniołomy jak żywo przypominają modny obecnie sposób wykańczania ścian, z tym, że w naturze wygląda to lepiej. Miło się czytało :)
Pozdrawiam.

Magda D. pisze...

Dziękuję za lekcję historii, powinno się o tym uczyć w przemyskich szkołach, a nie tylko podręczniki i podręczniki.

Chodziliśmy tam w podstawówce na rajdy i ogniska, niedaleko jest siedlisko rosiczki :)

mania pisze...

Piękna wędrówka Marysiu. Polecam Twojej uwadze "Starorzecza" Antoniego Kroha, są to wspomnienia o bliskich autora, szlachcie z chełmszczyzny. Podobno równie ciekawy jest jego "Sklep potrzeb kulturalnych" o Podhalu ale to jeszcze przede mną.
A ten mur to chyba z fliszu karpackiego.
Serdeczności

Zofijanna pisze...

Może to i łupki, ale dla mnie to flisz karpacki - takie charakterystyczne sfałdowanie.
Do muru można dotrzeć za sprawą PTTK w Przemyślu. Ile dobrego oni czynią, gdyby nie PTTK wiele miejsc pozostałoby dla nas nieznanych.
Niezmiernie ciekawe są te małe- lokalne historie. Ile się działo możemy się dowiedzieć , zgłębiając historie tych miejsc ?
Zwykle historie te zawierają w sobie tragizm, ale i heroizm jej mieszkańców. W nich zawarte są losy naszej ojczyzny..
Tak, jak napisałaś wystarczy tylko ....zboczyć.
Nie dziwię się, że zafrapowała Cię ta historia, ja też zagłębiłabym się w jej dzieje, ale praca na mnie czeka.
Pozdrawiam Cię Marysiu serdecznie i czekam na kolejne posty.

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Wkraju, tak samo i ja, z niedowierzaniem wczytywałam się, że to wszystko w tej niepozornej Krzeczkowej; tak, robią teraz takie ściany, ale jak to potem obetrzeć z kurzu, takie chropowatości; pozdrawiam serdecznie.

Magda, gdyby taką lekcję historii w terenie, o ileż łatwiej zapamiętałoby się; rosiczka koło Muru? czy może w samej Krzeczkowej? my wybieramy się do rezerwatu Broduszurki koło Dubiecka, tam liczę na rosiczkę; pozdrawiam cieplutko.

Maniu, skrzętnie spisuję różne tytuły, o które pytam potem w bibliotece; ciekawe to są sprawy, jak dla mnie; tutaj ta ścianka jest bardzo malownicza, czysta, bo nad Wiarem warstwy kamienia przedzielone są warstewkami ziemim ot, takie lokalne ciekawostki geologiczne; serdeczności ślę.

Zofijanno, tak, na nasze skałki mówi się flisz karpacki, być może znawcy rozróżniają jeszcze jego odmiany; ta ściana skalna jest akuratnie bardzo malownicza, doskonale widać kolorowe, poszczególne warstwy; zwłaszcza klub "Karpaty" ma fajne wycieczki terenowe, są i dla nas również inspiracją na wypady; ciekawe są losy ludzkie, i takie różne, wcale nie spodziewałam się, że z tą małą Krzeczkową wiąże się ciekawa historia Schildów; pozdrawiam serdecznie.

Anthony's Garden pisze...

Wspaniała historia, a jakże smutna. Niby takie niepozorne miejsce, a tyle za sobą niesie wspomnień. Bardzo ciekawy wpis. Pozdrawiam cieplutko :)

Inkwizycja pisze...

Wystarczy zboczyć... już dawno odkryliśmy tą zasadę, niewiele się zobaczy jadąc głównymi drogami, chociaż wygodniej ;)
Historia jak powieść, wiele jest takich rodzinnych epopei, pogmatwane były losy ludzi w niespokojnych wojennych czasach. I jakże inne wartości wówczas kultywowano...
Ściskam Cię, Marysiu ;)

Magdalena pisze...

No proszę - u Ciebie zawsze się można czegoś ciekawego dowiedzieć i jeszcze do tego zdjęcia piękne.
Często nawet o najbliższej okolicy mało się wie, a można znaleźć tyle ciekawych miejsc i historii.
Jakby wydrukować te Twoje opisy, to byłby już pokaźny i atrakcyjny przewodnik. :)
Serdeczności :)

Pellegrina pisze...

Cudne łupki, widywałam już takie ale w małych kawałkach a tu cały mur. Ale chyba za kruche do budowy np ozdobnych i praktycznych murków? Historia tragiczna, jakich wiele w tamtych czasach ale jak się stoi w takich miejscach to jakby troszkę znajomi. Rozbiliśmy kiedyś dawno temu namioty przy takich piecach ale nie pachniało cudnie, może inne drewno wypalali. Ciekawe te wasze "zboczenia" z głównych dróg" :-)))

PIK pisze...

Kawał dobrej lekcji lokalnego patriotyzmu...
Pozdrawiam
Kodian

GAJA pisze...

Co za opowieść...
Pozdrowienia.

Marchevka pisze...

Oglądałam zdjęcia jak urzeczona. Cudowne miejsce...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Anthony Garden, nie dotarłabym do tej historii, gdyby nie wyprawa na Krzeczkowski Mur; dzięki i pozdrawiam serdecznie.

Inkwizycjo, czasami próbujemy tylko, czy da się przejechać, a przy okazji odkrywamy takie ciekawe miejsca, nie wszystko jest w przewodnikach; serdeczności ślę.

Magdaleno, sama dowiedziałam się po raz pierwszy o Schildach, no i o szyciu żył i tętnic za pomocę włosa ludzkiego, i że w takiej niepozornej miejscowości, na uboczu, jest mogiła sławnego chirurga z taką historią życia; opisuję, bo może ktoś skorzysta? pozdrawiam cieplutko.

Krystyno, dobrze tylko, że to są "zboczenia" poprawne, no i niekosztowne, wystarczy trochę chęci; kamienie z fliszu są dosyć nietrwałe, kruszeją bardzo, warstwią, ale jak trafi się na lite, o innym składzie, to można nimi nawet piec chlebowy wyłożyć; pewnie, jeśli przy zimnych piecach, to smędzi spalenizną, sam dym ładnie pachnie; pozdrawiam serdecznie.

Korianie, dzięki wielkie za pochwałę, sama nie wiedziałam, że to tak wyjdzie przy okazji; pozdrawiam serdecznie.

Gaju, bardzo jestem łasa na takie historie, bo jedzie się pustymi dolinami, tylko stare drzewa owocowe znaczą, że była tu wieś, a jeśli odkryję przy okazji, jak tu się żyło, a przede wszystkim kto, to podwójna radość; i ja pozdrawiam.

Marchevko, może kiedyś sama przyjedziesz na południowy wschód znad morza, masz tu korzenie, byłaby to podróż sentymentalna, wszędzie ładnie, i na Roztoczu, i na Pogórzu, tylko wybierać; pozdrawiam serdecznie.

Ania pisze...

Wspaniała historia o wspaniałych ludziach. Ich życie to gotowy scenariusz. Dzięki, że przywołałaś ich do zycia ! Uściski !
Ania z Siedliska

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Aniu, to rzeczywiście historia do sfilmowania, nie zagłębiałam się jeszcze we wcześniejsze pokolenia ich przodków, tam również dużo ciekawostek; Eugenia była Rosjanką, a jej ojciec również był lekarzem, pojechał z Rosji z 8-mioma chłopami, pogryzionymi przez wściekłe zwierzę, do L. Pasteura, do Francji, żeby uczony ich zaszczepił wynalezioną szczepionką, i żaden nie zmarł; pozdrawiam serdecznie.

Anonimowy pisze...

Polecam artykuł: https://forumakademickie.pl/fa/2010/10/schildowie-weglowscy-jakowenkowie/#

Anonimowy pisze...

Witam
Oprócz Muru były tam jeszcze stary młyn , 2 karczmy żydowskie i jeszcze kilka ciekawych historii,cerkiew i gdzieś ukryte dzwony, walki leśne grup upa i polskich i wiele innych ...

Maria z Pogórza Przemyskiego pisze...

Dzięki za informacje, niestety, do tej pory nie udało nam się dotrzeć do "Szyldówki", może jak opadną liście, będzie można więcej zobaczyć; gdzie można zaczerpnąć wiedzy o ukrytych dzwonach czy też o kilku ciekawych historiach, chętnie poczytałabym; pozdrawiam.