Ostatnie kilka dni spędziłam
praktycznie w kuchni. Jak co roku, wrześniowa, rodzinna impreza
mobilizuje wszystkie ręce. Czyli całe dwie. Moje.
Biorąc pod uwagę, że pomocników mam
coraz mniej, można sobie wyobrazić ile czasu zajmuje mi realizacja
imprezowego menu. Te wszystkie śledzie, marynowane łososie, mięsne
rolady, zastępy sałatek i wreszcie poskładanie tortu powodują, że
cała reszta świata musi poczekać. Kursując między gotującą się
kremówką a pieczoną w piekarniku papryką udaje mi się czasem
złapać aparat i coś tam pstryknąć.
Potem dokumentację mam jak znalazł.
Zanim zajęłam pozycję szefa
imprezowej kuchni, zapakowałam do naczynia nadwyżki rydzów.
Oczywiście z myślą o podaniu ich na stół.
Jesień jest wyjątkowa jeżeli chodzi
o grzyby. Ten przepis jest najlepszym dowodem na to, że ich ilość
przerosła moje umiejętności kombinowania.
Ktoś mi wspomniał, że jego babcia
robiła najlepsze pod słońcem kiszone rydze po litewsku.
Ta metoda jest coraz rzadziej
spotykana, bo i rydze występują w mniejszej ilości, i piwnice
chłodne są dziś rarytasem.
Zanim rydze staną się kolejnym wspomnieniem szybko rzućcie inne zaprawy i pakujcie do je do kamionki. Porzućcie octy i oleje i wróćcie do starych, sprawdzonych przepisów.
Może nieco przesadzam, bo rydze można znaleźć i w listopadzie ale z pogodą nigdy nie wiadomo. Był taki rok, że pierwsze przymrozki skosiły wszystkie kapelusze. A rydz zamrożony to rydz gorzki. Chyba, że wcześniej się go obgotuje. Lato było co prawda gorące a i ostatnie dni też są niczego sobie, ale do temperatury zbliżonej do wrzenia raczej daleko. Zbierajcie rydze póki są i póki nie przyszły przymrozki.
Zanim rydze staną się kolejnym wspomnieniem szybko rzućcie inne zaprawy i pakujcie do je do kamionki. Porzućcie octy i oleje i wróćcie do starych, sprawdzonych przepisów.
Może nieco przesadzam, bo rydze można znaleźć i w listopadzie ale z pogodą nigdy nie wiadomo. Był taki rok, że pierwsze przymrozki skosiły wszystkie kapelusze. A rydz zamrożony to rydz gorzki. Chyba, że wcześniej się go obgotuje. Lato było co prawda gorące a i ostatnie dni też są niczego sobie, ale do temperatury zbliżonej do wrzenia raczej daleko. Zbierajcie rydze póki są i póki nie przyszły przymrozki.
Wypróbowałam dwie metody kiszenia; z
zastosowaniem grzybów surowych i używając grzybów obgotowanych.
Opiszę obie metody ale od razu
zaznaczam, że druga bardziej przypadła nam do gustu.
Kiszone rydze po litewsku
1 kg rydzów
3 łyżki soli
1 łyżka cukru
2 liście laurowe
5 ziaren ziela angielskiego
3 ziarna jałowca
woda do obgotowania rydzów z odrobiną
soli
Potrzebujemy kamionkowego naczynia. I
rydzów oczywiście.
I metoda na surowo
1 kg rydzów
3 łyżki soli
1 łyżka cukru
1 cebula pokrojona w plastry
przyprawy jak wyżej
oraz
1 szklanka wody zagotowana z łyżką
soli i wystudzona
Myjemy bardzo dokładnie rydze.
Obcinamy nóżki. Mieszamy w miseczce cukier z solą.
W kamionkowym garnku układamy na
przemian rydze i cebulę. Każdą warstwę posypujemy mieszanką soli
i cukru oraz przyprawami. Zalewamy rydze wodą z solą, kładziemy na
górę talerzyk i obciążamy czymś ciężkim np. słoikiem pełnym
wody.
Rydze muszą być
zanurzone w wodzie. Stawiamy kamionkę w kuchni na trzy dni.
Sprawdzamy czy rydze są zanurzone.
Po trzech dniach
możemy dokonać wstępnej degustacji. Jeżeli ich smak jest
zadowalający przekładamy je do słoika i zanosimy do chłodnej i
ciemnej piwnicy. Lodówka też spełnia te warunki.
II metoda na
obgotowane rydze:
składniki jak
wyżej
Zagotowujemy wodę
z łyżką soli. Wrzucamy rydze i czekamy aż się zagotują.
Odcedzamy je i lekko osuszamy.
Przygotowujemy
kamionkowy garnek. Bardzo ciasno układamy grzyby kapeluszami do
góry. Każdą warstwę przesypujemy mieszanką soli i cukru oraz
cebulą i przyprawami. Bardzo mocno przyciskamy do dna. Rydze powinny
zacząć puszczać sok natychmiast. Przyciskamy talerzykiem a
talerzyk obciążamy czymś ciężkim np. słoikiem z wodą.
Kamionkę
odstawiamy w ciche miejsce w kuchni na trzy dni a potem przenosimy w
chłodne i ciemne miejsce. Sprawdzamy czy rydze są przykryte płynem.
Możemy je zalać olejem.
Są pyszne.
Szczególnie te obgotowane. Te, robione na surowo są bardziej
pomarańczowe ale smakują jakoś tak...piwnicznie.
Polecam tym,
którzy znudzili się już wersją w occie. I tym, którzy poszukują
starych receptur.
Smacznego i nieco
lepszej pogody niż dzisiejsza za oknem.