Mam nadzieję, że nie macie dość sukienek,
które przez ostatnie dwa miesiące goszczą na moim blogu.
Bo dzisiaj...kolejna....
Opowiem Wam historię, jak powstała.
Zamarzyłam sobie uszyć sukienkę dwukolorową, z boczkami z innej tkaniny. Postanowiłam więc najpierw zrobić próbny wykrój z papieru lub z jakiejś tkaniny zalegającej w półce.
Szukałam i szukałam po czeluściach moich segregatorów z wykrojami i zauważyłam ten z Burdy 1/2007, model nr 106 zrobiony chyba kilka lat temu.
Uszyłam według niego sukienkę dla Ani poszerzając ją,
ale dla siebie nie szyłam z tego wykroju jeszcze nic. Wziełam więc taką stalową tkaninę, którą kiedyś wygrałam jako Candy na blogu i postanowiłam zrobić taki wykrój na próbę.
Ale jak już wykroiłam, zszyłam i przymierzyłam,
to nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że to fajna sukienka może być!
A że fason jest wyszczuplający i wydłużający mocno dzięki doszywanym boczkom - co akurat przy moich 180 cm jest całkowicie niepotrzebne - więc w pasie naszyłam wstążki ( bo łatwo się je przyszywa ) żeby skrócic optycznie i jeszcze dekolt ozdobiłam kokardą. Teraz jak widzę zdjęcia, to się zastanawiam, czy nie przyszyłam jej za wysoko.
Sukienka wykończona czarną lamówką ze skosa.
Z tyłu ma czarny gruby zamek, przyszywany też na wierzchu i rozporek.
Co prawda, troszkę za mało dodałam na wszycie i lekko jest opięta zwłaszcza na biuście ( spłaszcza mi cycki!) i dolnej częsci pupy - tkanina nic a nic się nie uciąga -
ale i tak mi się podoba:))
No i tak niby przypadkiem powstała jedna z najładniejszych sukienek
( razem z kropkową )jakie w życiu uszyłam!!!
Na zdjęciu niżej widać kolor, jaki sukienka ma naprawdę.
Teraz tak myślę, co tu zrobić,żeby jednak na biuście nie była tak opięta.
Może jakieś wstawki z czarnego w szwach bocznych biegnące od pach od pasa?