Pokazywanie postów oznaczonych etykietą symbole. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą symbole. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 21 czerwca 2012

Ogród rozkoszy ziemskich, w tym truskawek


* do ewentualnych purystów symbolicznych – pisząc o symbolice truskawek, w większości piszę o symbolice poziomek oczywiście, ale biorąc pod uwagę współczesną powszechność truskawek, dokonałam takiego uproszczenia

Coś mi wyobraźnia podróżuje i zbacza w miejsca, których wcale nie planowałam. Od frywolnych zabaw truskawkami i ryżem w mleku do symbolu truskawki w sztuce Hieronima Boscha?

Truskawka równa się miłość. Owoce truskawki są uznawane za afrodyzjak, a nawet erotyczny gadżet przez swoje rzekome podobieństwo do sutków, intensywny czerwony kolor i sugerującą płodność i rozwiązłość obfitość siewnych ziarenek. I kształt też nieco jakby zbliżony do serca.

Truskawka równa się niewinność, pokora i skromność - mała, ledwo odrośnięta od ziemi roślinka, nieśmiało przebijająca się przez gęstą zieleń traw, wychylająca się ku promieniom słońca, zawsze blisko Najświętszej Panienki z którą często przedstawiano ją na średniowiecznych malowidłach.

Truskawka równa się gotowość do seksualności, macierzyństwa, małżeństwa. Dojrzała, pełna słodyczy, w ciemnych zaroślach czekająca na zerwanie, urwanie, wgryzienie, wessanie. Nasycona kolorem, nabrzmiała wilgotnym miąższem, pachnąca słodkim połączeniem lasu i słońca.

Truskawka równa się rozpusta i zgnilizna. I tu dochodzimy do Boscha i jego „Ogrodu Rozkoszy Ziemskich”. Znacie ten obraz? Widziałam go w reprodukcjach i zdjęciach wielokrotnie, ale dopiero niezwykłe przeżycie przyglądania się mu na żywo w Museo del Prado naprawdę mną zawładnęło. Uwielbiam ten obraz - jednocześnie podziwiam i czuję odrazę, wstręt i strach. W Madrycie odurzona analizowałam każdy jego fragment, nie zważając na ciasny tłum otaczających mnie turystów, którzy jak ja w skupieniu i z lękiem przyglądali się jak gigantyczna para uszu sieka biedne ludzkie istoty na kawałeczki i stacza je ku piekielnym mękom. 




Środkowy, największy panel tryptyku przedstawia ludzkość oddającą się grzechowi rozpusty. Niech Was nie zmylą jasne, radosne kolory i pozorna lekkość namalowanych postaci – ich zmysłowe zabawy z ciałem, fakturą, smakiem prowadzą ich przez przyjemność do cierpienia, zarysowującego się już na pozbawionych wesołości twarzach. U Boscha, w pięknie i przyjemności czai się grzech, pozorna rozkosz  kryje zgniliznę i zepsucie. Bujny ogród, w którego trawach tarzają się przypadkowi kochankowie, oddając się cielesnym uciechom jest siedliskiem obrzydliwych orgiastycznych występków, moralnej degrengolady i plugastwa.

Obraz Boscha pełen jest ukrytych symboli Chociaż zdania na ten temat są ciągle podzielone, to we wszechobecnych w ogrodzie truskawkach Bosch znalazł idealny, bardzo wdzięczny symbol dla podszytego zgnilizną piękna. Obraz, nazywany przez Hiszpanów la pintura del madroño, czyli obraz przedstawiający drzewo truskawkowe, naszpikowany jest soczystymi, pachnącymi owocami truskawek, które żyją krótko, a ich smak i zapach szybko się zapomina. Pełna nasionek rozwiązła truskawka przywodzi na myśl niewybrednego kochanka, który choć piękny i kuszący, to nie tylko nam oddaje swą trującą słodycz.

 







































Czasy, w których tworzył Bosch uznawały cielesność za z gruntu grzeszną, a ludzkość za skazana na potępienie przez swą słabość i oddalenie od boskich praw i reguł. Truskawka przywoływała przelotność cielesnych doświadczeń.

A dzisiaj? Ci co mnie znają, wiedzą jak daleka jestem od potępiania przyjemności, tym bardziej ciała, ale czy jako ludzkość nie poszliśmy mimo wszystko odrobinę za daleko? Albo raczej w złą stronę? Isabel Allende w Afrodycie napisała „Żyjemy opętani nienasyconym apetytem na coraz silniejsze doznania, ponieważ w pośpiechu, pragnąc się wszystkim nasycić, odłączyliśmy ciało od duszy. Już nam nie wystarczają delikatne pieszczoty, przyjemność, jaką niesie dotyk skóry na skórze, albo dzielenie się jedną brzoskwinią; żądamy jakiegoś kosmicznego uniesienia, którego nic nam nie może dać, ani narkotyki, ani przemoc na ekranie, ani najbardziej brutalna pornografia. Pragnąc przezwyciężyć ogarniającą nas niechęć, podnosimy okrucieństwo do rangi sztuki… lub dowcipu”.

Czy entuzjastycznie uznając ciało jako równie ważne jak dusza nie zaburzyliśmy koniecznej do szczęścia i spokoju równowagi? Bo chociaż nie straszne nam już są w większości męki piekielne, to czy przesłanie Boscha zawarte w tym zapierającym dech w piersiach obrazie nie jest istotne też w naszych czasach?

Best Blogger Tips

środa, 30 listopada 2011

Komu baśni?

Niepokojące zdjęcie Śpiącej Królewny: Matt Hoyle

Za tydzień, w reaktywowanym w mojej pięknej dzielnicy Klubie Włoskich Mam odbędą się zajęcia z bajkoterapii, a ja, zafascynowana tematem i klimatem baśni od zawsze, zastanawiam się ile bajek i baśni napisano tak naprawdę raczej ku pociesze i wsparciu dorosłych. Bo ja nie mam ich dosyć. Lubicie baśnie braci Grimm? Właśnie zamówiłam sobie ich przepiękne wydanie, pełne niezwykłych ilustracji i historii, które paraliżują ze strachu już ponad dziesięć pokoleń rozdziawionych buź, wprawiając w zakłopotanie rodziców czytających o bezlitosnych rodzicach Jasia i Małgosi, którzy porzucili w lesie swoje słodkie maluszki na pastwę zwyrodniałej Baby Jagi i w wyobraźni widzą czerwony od krwi kapturek małej, dzielnej dziewczynki rozszarpanej przez wilka. Dyskusja na temat tego czy czytać te baśnie dzieciom trwa od zawsze i decyzję podejmie ostatecznie każdy rodzic samodzielnie. Ja dobrze pamiętam z dzieciństwa zieloną okładkę z ropuchą, ale czy mama na pewno czytała mi je w całości? Może świadomie manipulowała przekazem, cenzurując co niektóre fragmenty i przekazując mi tylko istotne przesłania? A może właśnie czytała mi każde słowo, a ja, z wrodzonym wszystkim dzieciom zrozumieniem i naturalną akceptacją stanu rzeczy chłonęłam to co najważniejsze? A może czytałam je już sama?

Jarosław Mikołajewski napisał kiedyś, że „Świat braci Grimm to jak cztery kąty własnego pokoju. Babcia Kapturka to Babcia, mama Kapturka to Mama, Kapturek to jesteśmy my sami, a wilk... No, wilk to już całkiem osobista historia. A bajka to nie bajka, lecz życie”

Bardzo wierzę w siłę baśni, w ich moc oswajania dzieci ze strachem, uczenie panowania nad sobą w sytuacjach ten strach wywołujących. Akceptuję dla potrzeb tworzącego się systemu wartości mojego dziecka trochę stereotypowe baśniowe rozdzielanie dobra i zła, fascynujące wymieszanie realności i magii i sprytne triki dotykające najważniejszych problemów, z którymi nasze dzieci będą się w życiu spotykać – lęku przed porzuceniem, samotnością w nieznanym środowisku, zaginięciem, śmiercią, wiecznością. W prosty sposób, ale z zawoalowanym drugim dnem, przemawiają do psychiki dziecka,  pomagając nazwać te lęki i odnaleźć pocieszenie w tym, że ktoś jeszcze przeżywa to co my. Baśnie, w piękny sposób, uświadamiają za nas dziecku, że pomimo istnienia na świecie zła i głupoty, dobro i mądrość mają i dają więcej szczęścia.

Bruno Bettelheim, wybitny terapeuta i znawca bajek, pisał: „Baśnie to czarodziejskie zwierciadła ukazujące różne przejawy naszego świata wewnętrznego oraz fazy rozwojowe, jakie musimy przejść, aby osiągnąć dojrzałość. Gdy zanurzymy się w znaczenia baśniowe, wydadzą nam się one najpierw spokojną tonią, w której odbija się tylko nasza twarz. Wkrótce jednak ukażą nam się w głębi wewnętrzne wiry naszego życia psychicznego. W końcu zrozumiemy, w jaki sposób osiągnąć pokój z sobą samym i ze światem zewnętrznym, pokój, który nagrodzi nasze trudy.”(książka Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni)

I ponieważ wierzę, że najważniejszym zadaniem rodzicielskim jest budowanie w dziecku poczucia własnej wartości i adekwatności, to będę sięgać do siły bajek ile się da żeby Wiktor stał się władcą królestwa, którym jest jego własne życie.
Best Blogger Tips