W Zwerniku już bywałem, choćby przy okazji
marszu szlakiem św Jakuba z Pilzna do Tuchowa.
Wtedy na moim blogu zagościł jedynie kościół i dziś... także - mam co nieco zdjęć z pałacu Krassuckich ale chciałem materiał zmontować w filmik - i pokażę go w jednym z następnych postów.
Mój problem polega na tym że w okolicach mam już wszystkie szlaki przetuptane i tam gdzie jeszcze nie chodziłem, lub chodziłem innymi szlakami muszę udawać się autobusem lub samochodem, bo dojście tam zbyt długo by trwało. Autobus wybieram przed druga zmianą a potem jadę prosto do pracy, w inne dni maszeruję z aura i wtedy podjeżdżam samochodem. A samochód najlepiej zostawić... pod kościołem, tam zawsze jest parking.
Zatem zaczynamy spod kościoła i tam skończymy.
Niestety szlak znów jest "ręcznie malowany" bo apka Wandermapy, uparcie odmawia zarzucenia moich szlaków na serwer. Zarejestrowałem się już w Navime i wrócę do tego serwisu, ale na razie nie mam wyboru i starsze przejścia dostępne mam tylko w ten sposób.
Jak mówiłem zaczynamy spod kościoła.
Świątynia pierwotnie stanęła w Padwii Narodowej konsekrowana roku pańskiego 1664, ale przeniesiona tu 125 lat temu gdyż lokalne kościoła często płonęły... i pobożnemu ludowi groził brak dachu nad głowami. Samą wieżę dobudowano już w latach 70 XX wieku.
Nie jest ani szczególnie piękny, ani nie zawiera szczególnie wyjątkowych świadectw ubiegłych stuleci - ot zwykły wiejski kościółek.
Jeden z ciekawszych elementów - piaskowcowa misa na wodę święconą, niestety także tu trudno rozpoznać zarys ornamentu.
Nie ma tu szlaków - ale trasa jest raczej prosta - zamierzam obejść Zwernik "górą", przez Krasówkę i Kokocz, a następnie wrócić "z drugiej strony".
Praktycznie poza wstępnym podejściem, gdzie na odcinku kilkuset metrów "robimy" robimy prawie sto w pionie - to wręcz spacerowa.
Poza tym, nawet nie bardzo jest co fotografować, więc nie mam z tego odcinka żadnych ujęć, potem skręcam w lewo, wchodzę w las i po kilkunastu minutach jestem na szczycie Krasówki - dobrze że mam GPS bo bym się nie zorientował - wszystko zalesione (i słusznie), i żadnych (niesłusznie) punktów orientacyjnych - choć w sumie nikt tu nigdy turystyki nie planował.
Wkrótce jednak wychodzę z lasu i jestem na grani łączącej Krasówkę z Kokoczą, na południe od grani dolina Lubczy (wiecie co się dobrze robi w Lubczy...? No to sobie zrymujcie ;-) ) a na północ dolina Zwernika - otwarta już w kotlinę Tarnowsko-Sandomierską. W tej chwili jednak jestem na skraju lasu i widzę jedynie pola oraz łąki.
Skład wyoranych kamieni - wszystko to w zasadzie piaskowiec ciężkowicki z dodatkiem łupka.
Kapliczka maryjna
O! jak pisałem wcześniej Kotlina Tarnowsko-Sandomierska.
Świetna kapliczka - znaczy kapliczka niby zwykła ale na niezwykłej wierzbie umieszczona. Widzicie ten jakby wianuszek z kwiatów opasujący jej wierzchołek pnia? To zdobienie metalowego drutu którym ja opasano i "spięto do kupy". Wcześniej kapliczka była na "balkoniku" którego resztki widać z prawej strony.
Tak spreparowanej wierzby jeszcze nie widziałem, jak długo wędruję, a wszystko to z myślą o kapliczce.
Jedna z odnóg drogi - kilkanaście kroków i znów otwiera się cała nieogarniona okiem zwykłego człowieka przestrzeń kKotliny Tarnowska-sandomierskiej (tak wiem na współczesnych mapach jest ona nazwana "Kotliną Sandomierską", ja jednak korzystam ze starszych opracowań.
Kokocz - prawie kumulacja - już widać że teren zadbany - ktoś wydał sporo "euroszmalu" na rzecz ciekawą ale... z racji tego że praktycznie nieznaną (nawet na mapach Compassu - tego nie ma), nie przynoszącą gminnie wzrostu ruchu turystycznego. No ale maja swój własny teren rekreacyjny.
Tablice z panoramą pasma Brzanki, kibelek, śmietniki do segregacji odpadów wiatkę i ... wychodnie piaskowaca ciężkowickiego!!! Kurna byłem pewien że tak daleko na północny wschód nie sięga!
Jest platforma widokowa z darmową lunetą - lukałem na Liwocz.
Oto Liwocz we własnej majestatyczności. Widzicie krzyż milenijny na wierzchołku?
a ja widzę... pewnie dlatego tylko że wiem iz on tam jest ;-)
"przejrzystość bowiem była mglista".
A tam pod nogami to Zwernik, a jak ktoś się fest wpatrzy, to pod kościołem zobaczy mój zaparkowany samochód.
I kulminacja
i głaziki
I wychodnia skalna
i nawet natrętną Aure też na chwile mieli...
A p[otem szukanie drogi zejścia - do wyboru mam trzy błotniste ścieżki - jedna prowadzi w las, druga do innej miejscowości a tylko jedna do Zwernika - widać mało się lubią, skoro najkrótsza droga jest w stanie tak tragicznym ze trudno mi ja znaleźć bez GPSu.
A zejście Miejsca nie przypomina trekkingu ale - canioning ;-)
Woda rwie wartkim strumieniem - kamienie są przyjemnie śliskie i obiecują przyjacielską pieszczotę pośladków w razie poślizgu.
To był kiedyś gesty las... był.
Choć z doły wygląda jeszcze całkiem okazale.
I jeszcze tylko taki malowniczo surrealistyczny karcz i za kilka minut nasza przygoda dobiega końca - aura przyśpiesza na końcówce (pewnie przypomina sobie lokalne zapachy i wie że to tu), patrzy w oczy i liczy na "nagrodę" - nic z tego - nie przed jazdą, dostanie w domu.
wracam przez Łęki Górne i Dolne - to również ciekawe miejsce - w sam raz na wycieczkę rowerową - mają tam malowniczy pałac (cały) i zabytki sakralne plus cmentarze wojenne.
Ale to innym razem.