[']
"Z szacunku, ze złości
i z bezradności"
Radości, podskoki, chichoty i beztroska
kiedyś muszą się skończyć.
Jak wszystko.
Musi się skończyć dzień, wakacje i program telewizycjny.
Skończyć się musi też wiosna i lato i kawa w kubku.
Koniec roku, koniec świata.
Ten ostatni jest gorszy bo dalej już nic.
I nie chodzi o taki przez Majów przepowiedziany czy Nostradamusa.
Raczej o taki koniec swiata własnego, prywatnego, rodzinnego.
Koniec mycia zębów i karmienia kota.
Koniec rozmów, odwiedzin, pieczenia ciasta.
Koniec. I nic więcej.
Bo zamiast zdmuchiwać świeczki urodzinowe, podmuch smutnego wiatru we włosach.
Zamiast pierogów, drożdżowych rogalików z dżemem i siwych kręconych sztucznie włosów, nic.
Dotkliwe i głupie nic.
Uporczywe i bez sensu.
Nic skłaniające do nagłego zatrzymania się i kolejny raz uświadomienia - że biec nie warto.
Że warto raczej doceniać, chłonąć każdą sekundę, czerpać, brać garściami.
Te radości, podskoki i chichoty wspólne.
Bo kiedyś muszą się skończyć.
Kot w pustym mieszkaniu
Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
ze tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.
Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.
Coś się tu nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.
Do wszystkich szaf się zajrzało.
Przez półki przebiegło.
Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
Nawet złamało zakaz
i rozrzuciło papiery.
Co więcej jest do zrobienia.
Spać i czekać.
Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
ze tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
I żadnych skoków pisków na początek.
[Szymborska kochana]