Tak mnie po nocy naszło na porządki w szufladach i muszę się podzielić z Wami moim znaleziskiem. Jakiś czas temu, jeszcze w Polsce, kupiłam za symboliczną złotówkę legginsy. Oczywiście w lumpie, szukając ciuchów na sesję ;) Zazwyczaj nie zaopatrzam się tam w takie części garderoby, ale były nowe, zapakowane, więc czemu nie- akurat potrzebowałam czarnych. ;) Dziś je odnalazłam i zaczynam od jutra nosić- na pewno pomoże to moim ćwiczeniom (dzień 8 za mną- nadal nie wymiękłam) ;)
Na początku myślałam, że to zwykłe legginsy. Oczywiście byłam także wkurwiona, że za małe, bo przed założeniem wyglądają jak szyte na przedszkolaka. Wszystko się wyjaśniło, kiedy spojrzałam na metkę (zawsze sprawdzam nieznane mi marki ubrać z lumpeksu, by wiedzieć czy mam perełkę czy bubel ;) Tym razem mi się udało! Według mnie Peachy Pink to jakaś rewolucja...
Nie przedłużam już, zapraszam do obejrzenia filmu a za 21 dni (moooże więcej) do obserwowania moich zmian ;)
A Wy co o tym sądzicie? Czy to w ogóle możliwe?
Pozdrawiam! :*