Są takie kosmetyki, które zachwycają na każdym etapie - od opakowania, przez kolory, aż po aplikację i trwałość. Jednymi z takich produktów są nowe pomadki do ust L'Oreal Paris Color Riche Matte. W każdy razie - ja przepadłam! ;) Chcecie wiedzieć więcej? Zapraszam do lektury!
Posiadam aż 5 odcieni z tej serii, ale dostępnych kolorów jest oczywiście dużo więcej. Mnie na pewno jeszcze kusi coś bardziej idącego w kierunku fuksji. Tymczasem moja piękna gromadka prezentuje się tak: mam dwa w miarę jasne, spokojniejsze odcienie, dwie mocne i eleganckie czerwienie oraz soczysty koral.
103 Blush in a Rush - to śliczny jasny róż, dziewczęcy róż delikatnie złamany beżem. Idealny na co dzień ;)
241 Pink-a-Porter - to piękny i dość żywy koralowy odcień z dużą dozą różu. Bardzo letni i wdzięczny kolor.
347 Haute Rouge - to jeden z moich ulubionych odcieni, idealna klasyczna czerwień. Na żywo jest nieco ciemniejsza i mniej jaskrawa niż na zdjęciach - powinna pasować każdemu!
349 Paris Cherry - to piękna, ciemna czerwień wpadająca w bordo. Szalenie elegancki, ale też wymagający kolor.
633 Moka Chic - to kolejny ulubieniec, jasny beż połączony ze zgaszonym różem - idealny nudziak!
Wszystkie mają dobrą pigmentację, jedno pociągnięcie już praktycznie wystarczy, że usta były dobrze pokryte kolorem, ale oczywiście ewentualne poprawki można spokojnie stosować - szminka się nie zbiera i nawet nadmierna jej ilość nie wygląda przerażająco ;) Mają cudownie kremową, jedwabistą konsystencję, ich aplikacja jest więc szalenie przyjemna i bezproblemowa. Mogą sprawiać lekkie problemy (szczególnie te ciemniejsze sztuki) podczas obrysowywania ust, ale porządna konturówka powinna załatwić sprawę i zapobiec nierównym, "postrzępionym" liniom.
Wykończenie? Cudownie pół-matowe, już tuż po nałożeniu wyglądają pięknie i aksamitnie (zdjęcie tego niestety nie oddają, bo jak na złość, widać na nich delikatne "błyszczenie", ale uwierzcie mi na słowo, że matu jest tu naprawdę dużo). Niektórym z Was może przeszkadzać ich zapach, szminki bowiem pachną dość intensywnie... różami. Na początku nieco trudno mi było się do tego przyzwyczaić, ale po krótkim czasie przestało mi to sprawiać jakiekolwiek problemy.
Uwielbiam te pomadki nie tylko za piękne naturalne odcienie, szalenie eleganckie i efektowne czarne, matowe opakowania ze złotymi elementami, ale też za komfort noszenia i niezłą trwałość. Jak na kremowe szminki jest ona bowiem naprawdę dobra. Nie obawiam się zupełnie nosić obu czerwieni na ustach, a to już dużo! Zjadają się ładnie i stopniowo, bez brzydkiego efektu, kiedy to resztki szminki zostają jedynie na obrzeżach warg.
Miałyście już styczność z tymi pomadkami? Które odcienie są Waszymi ulubionymi? :)